ZUS. Kiedyś zabraknie pieniędzy na emerytury

Czytaj dalej
Fot. pixabay.com
Zbigniew Biskupski

ZUS. Kiedyś zabraknie pieniędzy na emerytury

Zbigniew Biskupski

Coraz gorsza sytuacja demograficzna i niskie płace bardziej ciążą na systemie emerytalnym niż wiek pobierających świadczenia.

Jako drugi punkt planu rządu na pierwsze sto dni premier Beata Szydło zapowiedziała w swoim exposé z 18 listopada 2016 r. „obniżenie wieku emerytalnego do sześćdziesięciu lat dla kobiet i sześćdziesięciu pięciu lat dla mężczyzn”. Wiadomo już, że deklaracja ta nie zostanie zrealizowana, choć kilkanaście dni później projekt ustawy mającej zrealizować ten projekt złożył w Sejmie prezydent. Nie uda się to nie tylko w ciągu stu dni czy nawet do końca tego roku, ale w ogóle.

Nie ma na to pieniędzy: ani w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), ani w budżecie państwa, z którego zresztą do FUS trafiają rocznie w formie dotacji budżetowej dziesiątki miliardów złotych.

Rząd nie ma jeszcze pomysłu na rozwiązanie tego problemu, choć go dostrzega

Co gorsza, rzecz nie idzie tylko o pieniądze na sfinansowanie skutków powrotu do poprzednich limitów wieku emerytalnego szacowanych we wspomnianym prezydenckim projekcie na 10 mld zł rocznie, ale o pieniądze na emerytury w ogóle. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że samo podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat nie rozwiązało tego problemu. Według najnowszych prognoz Funduszowi Ubezpieczeń Społecznych zabraknie rocznie na wypłaty od 50 (wariant optymistyczny) do 91 mld zł, poczynając już od roku 2017. To efekt niekorzystnej sytuacji demograficznej: coraz więcej osób kończy karierę zawodową, a coraz mniej wchodzi w tzw. wiek produkcyjny. Ostateczny bilans na minus to 600 tys. osób już w 2021 r. Jakiego rzędu są pieniądze, świadczy choćby to, że cały tegoroczny deficyt budżetowy to ok. 55 mld zł.

Wiadomo także, że rząd nie ma jeszcze pomysłu na rozwiązanie tego problemu, choć go dostrzega. Wicepremier Mateusz Morawiecki, przedstawiając kilkanaście dni temu „Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, zaznaczył, że trzeba powstrzymać spadek liczby Polaków płacących składki ZUS, bo inaczej grozi nam katastrofa. Kwestię tę ostatnio zaś uszczegółowił, zapowiadając, że rząd będzie pracował nad systemem emerytalnym, by ten przestał generować tak ogromne obciążenia dla budżetu.

Potrzebna jest zarówno reforma całego systemu, jak i samej instytucji ZUS

Nikt nie ma wątpliwości, że finalnym rozwiązaniem powinno być zwiększenie wpływów do FUS. Ale co do tego, jak to zrobić, nie ma już zgody. Najlepszym rozwiązaniem byłby szybki wzrost wynagrodzeń, od których naliczane są składki. Inny projekt zakłada ozusowanie wszelkich dochodów bez żadnych ulg i zwolnień, włącznie z umowami o dzieło i niezależnie od liczby ich źródeł. Najbardziej radykalny pomysł zaś to podwyższenie wysokości składki na ubezpieczenie emerytalne. Każde z tych rozwiązań jest jednak obarczone negatywnymi skutkami dla rynku pracy i całej gospodarki – finalnie grozi spowolnieniem tempa wzrostu gospodarczego.

Reforma jest jednak nieunikniona. – Potrzebna jest zarówno reforma całego systemu, jak i samej instytucji ZUS. Obecnie obsługa wypłaty emerytur kosztuje miliardy złotych rocznie – ZUS zatrudnia ponad 200 tys. urzędników. Gdyby wypłacać emerytury obywatelskie, każdemu po równo w ustalonym wieku, to do wypłat wystarczyłoby 45 osób – powiedział AIP Robert Gwiazdowski, ekonomista, a w przeszłości przewodniczący rady nadzorczej ZUS.

Autor: Zbigniew Biskupski

Zbigniew Biskupski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.