Żmija zygzakowata wygrzewała się na ulicy w Rzeszowie. Zostawmy te zwierzęta w spokoju, same nie rzucą się na człowieka

Czytaj dalej
Fot. Marek Maślanka
Beata Terczyńska

Żmija zygzakowata wygrzewała się na ulicy w Rzeszowie. Zostawmy te zwierzęta w spokoju, same nie rzucą się na człowieka

Beata Terczyńska

Nie tylko w okolicy Lisiej Góry w Rzeszowie widywane są żmije zygzakowate. Ostatnio okaz o brązowym ubarwieniu wygrzewał się na kamienisto - piaszczystej drodze w okolicy ul. ks. Sondeja (dawnej Dojazd Staronowa). Biolodzy, ekolodzy, leśnicy apelują, by zostawić te zwierzęta w spokoju, nie robić im krzywdy. Po pierwsze dlatego, że są pod ścisłą ochroną. Po drugie, na pewno same nie rzucą się na człowieka i nie ukąszą go.

Żmije postrzegane są jako postrach, choć przyrodnicy podkreślają, że absolutnie nie ma co popadać w panikę.

- Żmija zygzakowata, jak zresztą większość zwierząt, boi się człowieka. Ucieka przed nim, jeśli tylko ma taką możliwość. Dość dobrze słyszy, ale w momencie, kiedy ma położoną głowę na ziemi, gdyż narząd słuchu u żmii jest skonstruowany w ten sposób, że drgania są przenoszone przez kości szczęki - tłumaczyła nam dr hab. Ewa Węgrzyn, prof. UR, prodziekan ds. nauki i współpracy z zagranicą na Wydziale Biotechnologii.

- Jeżeli natkniemy się na nią znienacka, wypełznie skądś na ścieżkę, którą idziemy, wtedy należy się wycofać. Żmija nie będzie gonić. Sama z siebie absolutnie nie chce nam zrobić krzywdy.

Coś mię użarło, panie ratownik

Żmii nie należy dotykać, podnosić, szturchać patykiem, robić jej krzywdy. Jest pod ścisłą ochroną. Dodatkowo takie zachowania sprawiają, że z pewnością poczuje się zagrożona i będzie próbowała się bronić.

Edward Marszałek, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie mówi, że niemal co roku bieszczadzkim goprowcom zdarza się transportować z gór turystów, którzy „bawili się” żmiją lub na niej usiedli. Przypomina historię z lata 1990 r., kiedy do dyżurki GOPR w Ustrzykach Górnych zgłosił się turysta ze Śląska, pokazując niewielką ranę na ręce.

„Coś mię użarło, panie ratownik” - powiedział. „A jak to wyglądało?” - zapytał dyżurujący goprowiec. „O tak!” - powiedział górnik, wyciągając z kieszeni żywą żmiję, która natychmiast uciekła w kąt dyżurki. Rozpoczęły się poszukiwania i pogoń za jadowitym wężem. Sytuację opanowano po około godzinie. Górnik otrzymał surowicę i przeżył - żmija nie

- opowiada wydarzenia.

W dalszej części artykułu m.in.:

  • atak żmii w kościele koło Rymanowa
  • „zaklinacz węży” z Nadleśnictwa Tuszyma wyciaga ze studni 11 samic
  • co robić, gdy żmija ukąsi

 

Pozostało jeszcze 61% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Beata Terczyńska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.