Zmarły sześć godzin leżał na klatce schodowej w Poznaniu. Nikt nie chciał przyjechać, by stwierdzić jego zgon

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wyleglaski
Marta Danielewicz

Zmarły sześć godzin leżał na klatce schodowej w Poznaniu. Nikt nie chciał przyjechać, by stwierdzić jego zgon

Marta Danielewicz

Martwy mężczyzna przez ponad sześć godzin leżał na klatce schodowej obok swojego domu. Przykryty białą płachtą był pilnowany przez dwóch policjantów, którzy czekali na przyjazd lekarza. Ten miał potwierdzić zgon i przyczynę śmierci, jednak okazało się, że był... zajęty.

W niedzielę, 15 grudnia, przed południem 52-latek wracał do domu. Był już na klatce schodowej, gdy poczuł się gorzej. To były sekundy, gdy stracił przytomność i upadł na ziemię. Zauważyli to sąsiedzi, którzy wezwali karetkę pogotowia, a kiedy mężczyzna stracił przytomność – rozpoczęli resuscytację. Przybyła na miejsce załoga pogotowia o godz. 11.21. kontynuowała czynności ratownicze, jednak bez skutku. Niestety, mimo godzinnej reanimacji nie udało się uratować mężczyzny. Zdarzenie miało miejsce w budynku wielorodzinnym przy ul. gen. Maczka.

Czytaj: Kiedy dla małych dzieci nie ma miejsca w domach, pozostaje im tylko szpitalne łóżko

Ciało leżało sześć godzin

– Na miejsce, po kilkunastu minutach przyjechał najpierw jeden zespół ratownictwa medycznego, następnie drugi, specjalistyczny, do pomocy przy prowadzeniu resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Odstąpiliśmy od czynności o godz. 12.01, zmarły został przekazany do dyspozycji policji – mówi Paulina Gierszewicz, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.

Jak wynika z przepisów, przyjazd policjantów to standardowa procedura w momencie, gdy do zdarzenia nie doszło w domu, a w miejscu publicznym i w okolicznościach budzących wątpliwości co do ewentualnego udziału osób trzecich. Dopiero policjanci wzywają lekarza, który może potwierdzić zgon. Policja ustala również okoliczności zdarzenia dotyczącego często m.in. osób o nieustalonej tożsamości, bezdomnych, zmarłych w wyniku uczestniczenia w zdarzeniu osób trzecich.

Z relacji świadków wynika jednak, że od godziny 12, gdy pogotowie odjechało, przez kolejne sześć godzin nic się nie działo. Ciało 52-latka zostało przykryte białą płachtą, a obecni na miejscu funkcjonariusze policji czuwali przy nim, wyczekując przyjazdu lekarza. Czekali aż do godziny 19.

- Zgodnie z obowiązującymi procedurami, wezwani na miejsce policjanci powiadomili o tym fakcie prokuratora oraz lekarza, który przybył na miejsce i około godziny 18.30, wypisał kartę zgonu, stwierdzając, że śmierć nastąpiła bez udziału osób trzecich. Po konsultacji z prokuratorem oraz po wydaniu stosownego zaświadczenia przez policję o odstąpieniu od czynności - zwłoki zostały przekazane rodzinie – tłumaczy podinsp. Iwona Liszczyńska z biura prasowego wielkopolskiej policji.

- Do czasu przybycia lekarza policjanci nie mogą dotykać ani tym bardziej przenosić zwłok. Nie mamy też wpływu na to w jakim czasie na miejsce przybędzie powiadomiony o zdarzeniu lekarz uprawniony do wypisania karty zgonu.

Sąsiedzi są w szoku. Cały dzień mijali w drodze do domu zwłoki sąsiada. – Nie rozumiem dlaczego to tak długo trwało. Przecież kilka pięter wyżej była rodzina tego pana, która nic nie mogła zrobić z jego ciałem. Wiem, że pogotowie zaoferowało im jakieś leki uspokajające. To straszne, w jakiej sytuacji zostali postawieni ci ludzie. Sam musiałem zmienić swoje plany, odwołać znajomych – mówi jeden z sąsiadów.

– To przecież budynek wielorodzinny. Co jakiś czas ktoś wchodził do klatki, schodził i wchodził po schodach i mijał zwłoki. Ci biedni policjanci musieli czatować przy ciele zmarłego, a lekarz nie przyjeżdżał i nie przyjeżdżał. Ponoć miał tyle pacjentów i jeszcze zaplanowanych wizyt domowych, że pojawił się u nas dopiero przed 19 – dodaje sąsiadka.

Nikt nie chce stwierdzać zgonu

Mieszkańcy budynku, sąsiedzi zmarłego, zastanawiają się, dlaczego to pracownicy pogotowia nie mogli stwierdzić zgonu 52-latka i wykluczyć udziału osób trzecich. W końcu to oni byli na miejscu, reanimowali mężczyznę. Okazuje się, że przepisy na takie działania nie zezwalają.

- Pogotowie ratunkowe co do zasady nie wyjeżdża do osób zmarłych stwierdzać zgon, zgodnie z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym zespołów ratownictwa medycznego (ZRM) zostaje zadysponowany do osób w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego

– tłumaczy Paulina Gierszewicz.

Nikt nie potrafi odpowiedzieć, dlaczego ciało 52-latka leżało tyle czasu na klatce schodowej, ani dlaczego nikt nie przyjechał by stwierdzić jego zgon - lekarz lub koroner. Zwłaszcza, że Poznań ma podpisaną umowę na usługi koronerskie na 2019 rok z firmą Drews.

Jędrzej Solarski, zastępca prezydenta Poznania mówi:

– Taka sytuacja jest niedopuszczalna. W umowie są terminy wyznaczone, których koroner powinien dotrzymać.

Po więcej informacji odsyła nas do Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych. – Z naszych ustaleń z wykonawcą wynika, że 15 grudnia nie było wezwania miejskiego koronera do żadnego zgonu pod adresem ul. gen. Maczka – odpowiada Joanna Olenderek, zastępczyni dyrektorki Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych.

Dlaczego policja nie zawiadomiła koronera? Ponieważ, zgodnie z aktualnie obowiązującymi przepisami (a te tworzone są w oparciu o ustawę z 1959 roku i rozporządzenie z 1961 r.), to nie on w pierwszej kolejności wystawia kartę zgonu. Powinien zrobić to lekarz, u którego chory leczył się w ostatnich 30 dniach.

– Od czynności podejmowanych na miejscu zdarzenia zależy decyzja kogo i w którym momencie wezwano na miejsce zdarzenia. W praktyce jednak często pojawia się kłopot z dostępnością lekarza w godzinach jego dyżurów i przyjmowania pacjentów – przyznaje Joanna Olenderek.

Przepisy nie precyzują dokładnie kto ma zgon stwierdzić, jeśli lekarz rodzinny jest niedostępny. Czy koroner, czy inny lekarz z najbliższej przychodni. Problem rozbija się także o... pieniądze.

- Lekarze za wystawienie karty zgonu nie otrzymują dodatkowego wynagrodzenia i nie chcą wystawiać kart zgonu wobec osób, które zmarły w rejonie funkcjonowania lekarza rodzinnego, gdyż nie znali pacjenta. Ratownicy medyczni dyżurujący w karetkach wzywanych na miejsce zdarzenia nie posiadają uprawnień do wystawienia karty zgony, pomimo tego, że faktycznie stwierdzają zgon pacjenta przy podejmowaniu czynności medycznych – tłumaczy Joanna Olenderek.

Dlatego zdaniem lekarzy konieczna jest ustawa ustanawiająca koronerów. Tą rząd zapowiadał już w 2017 roku.

Marta Danielewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.