Zabytkowe sikawki wciąż mogą gasić pożary ZDJĘCIA

Czytaj dalej
Fot. fot. Arkadiusz Biernat
Katarzyna Spyrka

Zabytkowe sikawki wciąż mogą gasić pożary ZDJĘCIA

Katarzyna Spyrka

Wojewódzkie Zawody Sikawek Konnych na dobre wpisały się w kalendarz imprez w Jastrzębiu. To wydarzenie, które przyciąga do naszego miasta setki miłośników pożarnictwa nie tylko ze Śląska, ale i z sąsiednich Czech. Zawody w Jastrzębiu odbyły się w tym roku po raz jedenasty. Nie brakowało na nich pasjonatów z wielkim strażackim sercem.

Ma już pięć sikawek i rozgląda się za kolejnymi
Zamiłowanie do straży wyssałem z mlekiem matki - mówi Jerzy Gruchlik, zawodowy strażak w Ruchu Zofiówka, od 50 lat ochotnik w OSP Jastrzębie Górne, a z zamiłowania kolekcjoner sprzętu strażackiego. Strażą pożarną zaczął się interesować już jako mały chłopiec, właściwie z przymusu. - Ojciec był strażakiem i pracował w komendzie w Wodzisławiu Śląskim. Część sprzętu, mundury itp. przechowywał w domu. Jak trzeba było jechać na akcję, często strażacy przyjeżdżali do domu, szykowali się i jechali gasić pożary - wspomina Jerzy Gruchlik. Dziś sam w domu trzyma mnóstwo strażackiego sprzętu. - Tylko nie pozwalam do mebli chować tych rzeczy, a tak to trzyma te swoje kolekcje w piwnicy, garażu, nad garażem, w pawlaczu, po prostu wszędzie - żartuje pani Urszula, żona pana Jerzego. Ich miłość również zrodziła się dzięki straży. - Oboje pracowaliśmy w wodzisławskiej komendzie. Ja byłam oprócz tego strażaczką-ochotniczką, a Jurek przygotowywał nas do zawodów i tak się poznaliśmy - wspomina pani Urszula, która do pasji męża przywykła.

- Miałem 5 sikawek. Jedną przekazałem OSP Jastrzębie Górne. Sikawka, którą przekazałem, to ta, na której występujemy podczas zawodów sikawek konnych. Pochodzi z około 1915 roku, ale ostatnio kupiłem jeszcze starszą, szukam jej rodowodu - dodaje pan Jerzy. Jedna taka sikawka warta jest nawet 7 tys. złotych.
Sikawki to jednak tylko niewielka część kolekcji pana Gruchlika. Wśród cennych zabytków są jeszcze figury Św. Floriana, mundury, trąbki, tzw. sygnałówki, które kiedyś zastępowały dzisiejsze syreny, pochodnie, odznaki okolicznościowe i hełmy, których ma około 60.

Stare sikawki wciąż są na chodzie
Choć niektóre sikawki, które mogliśmy podziwiać podczas sobotnich zawodów mają już kilkadziesiąt lat, wciąż są sprawne i gotowe do boju. - Można by nimi ugasić jeszcze niejeden pożar, choć wiadomo, że teraz do dyspozycji mamy już bardziej nowoczesny sprzęt, ale niektóre sikawki sięgają nawet na wysokość 3 piętra - wyjaśnia Jerzy Gruchlik.

Jak wyglądało kiedyś przygotowanie do akcji?
- Żeby taką sikawką pojechać do pożaru, trzeba było o nią dbać. Smarować tłoki denaturatem albo olejem, żeby nie zmarzły. Potem, wystarczyło napełnić ją wodą i zaprzęgnąć konie. Co tydzień jakiś gospodarz miał dyżur i jak słyszał dzwon alarmowy (bo nie było jeszcze syren) wiedział, że szybko musi jechać. W tym czasie do komendy dobiegali strażacy. Czas dotarcia do pożaru był moim zdaniem podobny, do dzisiaj - zapewnia pan Gruchlik. Jest przekonany, że sikawki nawet dzisiaj poradziłyby sobie w boju.

- Nawet, jak nam szejkowie zakręcą kurki z ropą, my sobie poradzimy, bo koniom wystarczy kupić owsa i też pojadą do pożaru - żartuje strażak.

Katarzyna Spyrka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.