Marta Danielewicz

Wybuch na Dębcu w Poznaniu: „Trener, będzie dobrze”. Rok po tragedii na Dębcu u poszkodowanych rodzin zaczyna być dobrze

Dziś po kamienicy przy ul. 28 Czerwca nie ma już śladu. Rodziny poszkodowane w katastrofie układają sobie życie na nowo Fot. Waldemar Wylegalski Dziś po kamienicy przy ul. 28 Czerwca nie ma już śladu. Rodziny poszkodowane w katastrofie układają sobie życie na nowo
Marta Danielewicz

Sebastian Kaczmarek z żoną Katarzyną, synem Oliwierem i pieskiem Rico przeżyli wybuch kamienicy na Dębcu. Układają sobie na nowo życie, chociaż wiedzą, że to nie jest zwyczajna przeprowadzka. Z kolei Paweł i Emilia rok po tragedii planują ślub. Ten ma odbyć się w lipcu tego roku. Smutni, zestresowani, zmęczeni. Tacy byli rok temu mieszkańcy kamienicy na Dębcu, którzy przeżyli wybuch. Dziś, ponownie przed świętami Wielkanocnymi się spotykamy. Już nie w smutnych pokojach hotelu przy Łozowej, ale w ich mieszkaniach, które po roku są urządzone i w których powoli się zadomawiają. To zupełnie inni ludzie, jakbym poznała ich od nowa. Uśmiech nie schodzi im z twarzy. Rozmawiamy o wszystkim - o sportowej przeszłości, planach na święta, egzaminach ósmoklasisty, brakujących garnkach do ugotowania bigosu. Napięcie pojawia się dopiero, gdy pytam o wydarzenia sprzed roku.

- Schudłem 12 kilogramów, może dlatego pani mnie nie poznaje - śmieje się Sebastian Kaczmarek. Wraz z żoną Katarzyną i synem Oliwierem zamieszkali w okolicy. Mieszkanie otrzymali w bloku przy ul. Czechosłowackiej od Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych UM Poznań. Niedaleko miejsca tragedii, ale też punktów, które w tamtym czasie dawały im schronienie i pomoc. - Niedawno, w tym kościele obok nas, gdzie wówczas zbierano dla nas dary, odbyła się msza święta, rok po katastrofie - wspomina Sebastian. - Wciąż też spotykam na ulicy strażaków, którzy nam wówczas pomagali.

Czytaj:


Dla Sebastiana przeprowadzka na Czechosłowacką to jak powrót w rodzinne strony. Blok obok się wychował.

- Nowi sąsiedzie kojarzą mnie z podwórka. Za dzieciaka mieszkałem tutaj. Od nich też otrzymaliśmy wsparcie i pomoc. Zależało nam, by znaleźć dom blisko tamtego mieszkania, by Oliwier nie musiał zmieniać szkoły. Ta tragedia to i tak było dla nas wszystkich ogromne przeżycie.

Serce stanęło

4 marca 2018 roku, przed godziną 8 doszło do potężnej eksplozji kamienicy przy ul. 28 Czerwca w Poznaniu. Wybuch był ogromny - kamienica zawaliła się, a wraz z nią życie straciło pięć osób, niektórzy zostali ranni. 12 rodzinom tego dnia zawaliło się także życie. Stracili dom, który przez kilka, kilkanaście lat był ich schronieniem, gdzie były ich pamiątki, wspomnienia. Poszkodowani zostali także mieszkańcy sąsiedniej posesji, rodzina prowadząca działalność gospodarczą oraz 2 rodziny ofiar wybuchu.

Sebastiana i jego rodzinę, nim doszło do katastrofy, obudziło ujadanie psa. - To była niedziela, mieliśmy wolne, jeszcze spaliśmy. Rico był bardzo niespokojny, zachowywał się inaczej niż zwykle. Gdy przestał ujadać usłyszeliśmy huk i hałas. Niektórzy z sąsiadów nie wiedzieli jak potężny był wybuch, nie docierało do nich co się stało. Sąsiadka nam później opowiadała, że obudził ją huk, usiadła na łóżku i zobaczyła, że pękł jej sufit. Zastanawiała się czy ktoś jej jeszcze to wyremontuje przed świętami. Po wyjściu z mieszkania okazało się, że kamienicy praktycznie nie ma - opowiada S. Kaczmarek.

- Tata nogą wyważył drzwi - mówi Oliwier.

- Nie miałem nawet butów ubranych, stopa później mnie bolała. Ubieraliśmy się w pośpiechu - kazałem zabrać najważniejsze rzeczy - wspomina Sebastian

- Nawet skarpetek nie zdążyłem założyć. Wszystko działo się w biegu. Zabrałem tylko legitymację i dychę ze skarbonki - dodaje Oliwier.

Po wyjściu z mieszkania zastali gruzowisko. Z zawalonej kamienicy pomogli im się wydostać strażacy. Większość mieszkańców budynku przy ul. 28 Czerwca znalazła schronienie w miejskim hotelu przy ulicy Łozowej.

- Spędziliśmy w nim 5-6 tygodni. Wyprowadziliśmy się zaraz po świętach Wielkanocnych, gdy tylko otrzymaliśmy klucze do pustego mieszkania. Następne tygodnie spędziliśmy na kompletowaniu wszystkich mebli. Pierwsze co kupiliśmy to łóżka. Sponsor nam, jak i innym rodzinom wykonał kuchnię. Od wielu firm otrzymaliśmy bony na zakupy. Pomoc materialna, rzeczowa szła do nas zewsząd. Gdybyśmy nie mieli swoich oszczędności byłoby jednak krucho. Dzięki temu właściwie od kilku miesięcy mamy całe skompletowane mieszkanie - opowiada Sebastian.

Równo rok temu, także przed świętami Wielkanocnymi rozmawiałam z Pawłem Siekierskim, który w hotelowej stołówce przy Łozowej karmił swoją, wówczas 10-miesięczną córkę Dagmarę. Dziś wraz z narzeczoną - Emilią otwierają mi drzwi do swojego nowego mieszkania, niedawno wyremontowanego. Nowy dom odnaleźli w TBS-ie na Górczynie, w ładnej, spokojnej, cichej okolicy. Dagmara już chodzi, ogląda bajki. W maju skończy dwa latka.

- Podoba jej się tu, niedaleko jest plac zabaw. Na szczęście córka nie pamięta co się wydarzyło. I dobrze, to straszne wspomnienia. My musimy się jeszcze oswoić z okolicą. Ledwo co przyzwyczaiłam się do mieszkania na Dębcu, a już się musiałam przeprowadzić

- mówi Emilia.

- Pomoc jaką otrzymaliśmy była wielka. Nie jestem w stanie wymienić wszystkich, którzy nam pomagali, ale w tamtym okresie otrzymywaliśmy wsparcie słowne i materialne od ludzi z całej Polski - mówi Paweł.

- Telefony się po prostu urywały, czasami było to już denerwujące przypominać sobie i opowiadać w kółko tę samą historię - opowiada Emilia.

W czasie wybuchu to ona z córką były same w domu. Nim drzwi wyleciały z futryn, chwilę wcześniej karmiła małą. Centymetry dzieliły ją od tragedii. - Samego wybuchu nie było tak bardzo słychać. Ale czarny dym wleciał do naszego mieszkania. Myślałam, że coś się pali. W pośpiechu otuliłam córkę kocem i wyszłyśmy na balkon. Dopiero wtedy zobaczyłam, że nie ma połowy kamienicy, jakiś mężczyzna starał się wydostać spod gruzu - opowiada Emilia.

Paweł kilka minut po tragedii przyjechał pod dom.

- Zatrzymałem się na środku drogi i zobaczyłem po prostu dziurę w budynku. Serce mi stanęło, nie wiedziałem czy żyją, w jakim są stanie

- opowiada.

Rodzina niechętnie wspomina pobyt na Łozowej. - Córka nam wówczas chorowała, była bardzo niespokojna, zachowywała się jak nie ona. Pewnie czuła nasz stres. A ten był ogromny. Nie wiedzieliśmy co dalej. To było nasze mieszkanie na własność. Kupiliśmy je na kredyt. Człowiek całe życie oszczędza, by następnie to zostało mu w taki sposób odebrane - mówi Paweł.

- Gdy dostaliśmy w maju klucze do mieszkania to od razu po wejściu praktycznie zaczęliśmy działać. Chcieliśmy być jak najszybciej na swoim - mówi Emilia.

Wybuch gazu w kamienicy był dla mieszkańców pierwszym ciosem. Drugi przyszedł kilka dni później, gdy okazało się, że wybuch był nieprzypadkowy, a katastrofie towarzyszyła kryminalna zbrodnia, wykonana z zimną krwią.

- Gdy już pogodziliśmy się, że straciliśmy mieszkanie z powodu nieszczęśliwego wypadku to padł drugi cios. Na nowo wszystko przeżywaliśmy - opowiada Paweł

- Ostatnio znajomy strażak podesłał mi filmik z Rosji, gdy tam doszło do wybuchu w kamienicy. Dobrze, że tego dnia u nas było -10, bo inaczej gaz zacząłby się inaczej zachowywać w wyższej temperaturze i moglibyśmy w ogóle tego nie przeżyć

- mówi Sebastian.

Pamiątki z dawnego domu

Kaczmarkowie razem spędzili w mieszkaniu przy ul. 28 Czerwca 13 lat swojego życia - od narodzin Oliwiera.

- Trochę się czujemy cały czas jakbyśmy się po prostu przeprowadzili, zmienili mieszkanie. Nie jak ofiary katastrofy. Czy wspominamy tamten czas? Staramy się nie. Chociaż pewna trauma pozostała. Kiedyś podczas zakupów w markecie ktoś z pracowników pozostawił włączony mikrofon przy głośniku. Na ten dźwięk żona się skuliła i chwyciła się za głowę. Wspomnienia o katastrofie wracają więc do nas w najmniej spodziewanym momencie. Przechodzimy czasami obok miejsca, gdzie już nie ma naszej kamienicy, ale staramy się o tym nie myśleć. Przeszłość chcemy odciąć grubą krechą - opowiada Sebastian.

- Jednak tak do końca się nie da - dopowiada Paweł Siekierski. - Przynajmniej w naszym przypadku, bo jako właściciele mieszkania, jesteśmy też właścicielami gruntu, na którym kiedyś stała kamienica. Chciałbym to sprzedać, bo same problemy mamy z tego powodu, ale inni właściciele nie mogą się dogadać. Czasami siedzę w pracy i przypominam sobie te wydarzenia. Emilia na dźwięk huku za oknem od razu sprawdza czy okna są całe. Od przeszłości nie tak łatwo uciec.

Zwracam uwagę, że niektóre ramki na zdjęcia wciąż są puste w mieszkaniu Sebastiana i Katarzyny.

- Mamy w pudełku pamiątki z naszego starego mieszkania. Ale bardzo powoli się z nim oswajamy. Powoli coś tam wyciągam. Ale jakoś nie potrafimy ich wszystkich przejrzeć, wyczyścić. To co udało nam się uratować to jakieś albumy ze zdjęciami, ale nie wszystkie, medale syna, puchar, który się złamał - opowiada Sebastian.

Właśnie brak najprostszych rzeczy, które mieli na wyposażeniu tamtego mieszkania jest dla nich irytujący, zwłaszcza, gdy są potrzebne. - Czasem coś majsterkuję i myślę, że przecież gdzieś miałem narzędzia. A po chwili sobie przypominam, że przecież nie, moich sprzętów budowlanych już nie ma. Muszę skompletować je na nowo. Przed świętami chcieliśmy przygotować bigos, wtedy też przypomnieliśmy sobie, że przecież już nie mamy tak dużego garnka, jak kiedyś. Trzeba było jechać do sklepu i kupić - opowiadają.

By nie myśleć o wydarzeniach sprzed roku Oliwier zaczął trenować wioślarstwo, ma już na swoim koncie pierwsze sukcesy. Obydwie rodziny starają się żyć normalnie. Syn Sebastiana i Katarzyny tym roku pisze też egzamin ósmoklasisty.

- Dużo szkoła pomogła synowi, nauczyciele, dzieciaki z klasy, klub sportowy do którego należał. Do mnie też dzwonili koledzy z piłki, bo kiedyś trenowałem w Warcie zawodowo „Seba, chodź, przyjedź, pograsz z nami, nie będziesz myślał”. Pamiętam jak duże wsparcie dostałem z Akademii Piłkarskiej Dębiec. To wzruszające, gdy podchodzi do ciebie chłopiec, którego trenowałeś, sięgający ci do klatki i mówi „Trener, będzie dobrze”.

- Nawet nasz pies dostał wsparcie - śmieje się Oliwier. Po katastrofie Rico do końca życia może liczyć na darmowe strzyżenie w zakładzie fryzjerskim Fifi.

Siekierskim ze starego mieszkania także zostało niewiele rzeczy - głównie jakieś pamiątki, np. z chrztu Dagmary.

- Na strychu mamy siatki z rzeczami po wybuchu. Na razie nic z nimi nie robimy, bo właściwie większość nadaje się do wyrzucenia. Chyba raczej z jakiegoś sentymentu to trzymamy

- mówi Paweł.

Rodzina z Dębca

Z innymi mieszkańcami kamienicy na Dębcu, którzy przeżyli Sebastian i jego rodzina także mają kontakt.

- W marcu widzieliśmy się wspólnie na spotkaniu w urzędzie miasta u prezydenta. Pomagamy sobie nawzajem. Śmiejemy się, że po roku jesteśmy jak wielka rodzina. Organizujemy wspólne wyjazdy. Jeden odbył się już do Częstochowy, następny ma być do Lichenia. Odwiedzamy się - opowiada Sebastian.


Chociaż trudno doszukiwać się plusów w przypadku rodzin, które przeżyły wybuch kamienicy na Dębcu, pozytywy jakieś są. - Ta tragedia zbliżyła nas, scementowała nasz związek. Plany, które mieliśmy realizujemy - zmieniłem pracę, trochę później niż miałem to w planach, w końcu ustaliliśmy też datę ślubu, pobieramy się w lipcu

- opowiada Paweł.

Siekierski zwraca także uwagę na więź, która wytworzyła się między jego rodziną a pozostałymi z Dębca.

- Wcześniej nie zwracało się tak na sąsiadów uwagi. Mówiliśmy sobie „cześć”, „dzień dobry”, a teraz? Spotykamy się cyklicznie zarówno na zorganizowanych wyjazdach, jak i prywatnie - mówi Paweł.

- Trochę żałowaliśmy, że nie możemy na nowo, znając już siebie, zamieszkać wszyscy razem, w jednym bloku. Na Łozowej cały czas się spotykaliśmy, wychodziliśmy razem na papierosa, dużo rozmawialiśmy - dodaje Emilia.

- Dziś, dzięki temu, jesteśmy bardziej otwarci. Już nie zamykamy się we własnych czterech ścianach. W nowym miejscu także nawiązujemy nowe znajomości. Z naszymi nowymi sąsiadami spędziliśmy sylwestra, ich syn mówi do nas „ciociu”, „wujku”

- mówi Paweł.

Paweł z Emilią i Dagmarą spędzą swoje pierwsze święta w nowym domu. Sebastian z Katarzyną i Oliwierem także.

- Dziękujemy wszystkim za okazaną pomoc. Życzylibyśmy sobie, by każde miasto zachowało się jak Poznań w takiej sytuacj

i - mówi Sebastian.

- Każda pomoc była dla nas bardzo ważna - dodaje Sebastian.

Marta Danielewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.