Jacek Wierciński

Walka z dopalaczami na Pomorzu. "O nowych środkach wiemy mało"

W Gdyni eksperci państwowego powiatowego inspektora sanitarnego w suszu roślinnym wielokrotnie zamiast marihuany znajdowali dopalacze o symbolach chemicznych Fot. 123rf W Gdyni eksperci państwowego powiatowego inspektora sanitarnego w suszu roślinnym wielokrotnie zamiast marihuany znajdowali dopalacze o symbolach chemicznych MAB-CHMINACA, FUB-AMB i 5F-ADB
Jacek Wierciński

Młodzi ludzie szukający wrażeń coraz częściej kupują chemiczne koktajle, które zagrażają ich życiu. Eksperci szukają sposobów walki z tym zjawiskiem, często bardzo kontrowersyjnych.

Pomorscy dilerzy na potęgę mieszają narkotyki z chemicznymi „wynalazkami”. Prostej recepty na walkę ze śmiertelnym zagrożeniem nie ma. Jest pomysł redukcji szkód, czyli np. promocji testowania substancji, ale rodzi on skrajne emocje.

Anna Obuchowska, wicedyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku, mówi o 88 zatruciach dopalaczami na Pomorzu w pierwszej połowie tego roku.

To wzrost na poziomie 10 procent w stosunku do pierwszych 6 miesięcy 2016 r. Jednak - jak zaznacza - liczby są nieprecyzyjne: wakacje zawsze sprzyjają eksperymentom z psycho-aktywnymi substancjami, także tym kończącym się źle, a ze względu na mylące objawy zatrucie tzw. środkami zastępczymi nie zawsze łatwo zdiagnozować.

Obok sanepidowskich statystyk swoje zestawienie „substancji psychoaktywnych” zidentyfikowanych od początku 2016 r. do połowy 2017 roku opublikowała Państwowa Inspekcja Sanitarna. Według tej listy, na ok. 1,5 tys. przypadków z Wybrzeża pochodzi dziesiątki.

Biały proszek spod Starogardu Gdańskiego raz okazywał się amfetaminą, a kiedy indziej syntetycznym 4-chloroetkatynonem (4CEC), w Gdyni w suszu roślinnym wielokrotnie znajdowano MAB-CHMINACA, FUB-AMB i 5F-ADB, a w kryształach 4CEC i 4CMC (napotkane także w Pruszczu Gdańskim czy Kartuzach), w postaci proszku wykryty również w Tczewie.

Pod Lęborkiem znaleziono HEX-EN i pozbawione właściwości psychoaktywnych siarczan magnezu czy wodorowęglan sodu, ale też psychotropowy mefedron, z kolei na Kaszubach tabletka oznaczać mogła MDMA (popularnie zwane ecstasy) lub 4-bromo-2,5-dimetxy-amfetaminę.

W Kościerzynie na MDMA nie natrafiono w ogóle - liczne pigułki okazywały się zaś chlorowodorkiem opipramolu. Z kolei w Gdańsku tabletki okazywały się sterydami, a biały proszek najczęściej 4CMC.

- „Stare” czy „tradycyjne” narkotyki są znane - zarówno jeśli chodzi o działanie, dawkowanie, jak i reagowanie w przypadku ich przedawkowania lub zatrucia - tłumaczy Oliwier Ścibior z Fundacja Polityki Społecznej Prekursor. - O nowych środkach wiemy mało, co chwila pojawiają się ich kolejne wersje.

Ścibior podkreśla, że nowe substancje często działają o wiele silniej, a skutki ich zażywania - także te dramatyczne, jak utrata przytomności, zaburzenia świadomości czy nawet śmierć - trudniej przewidzieć.

Dlatego zwolennicy redukcji szkód zamiast prowadzonej od lat, jak twierdzą, „kosztownej i nieskutecznej wojny z narkomanią”, sugerują liberalizację prawa narkotykowego, bowiem - jak tłumaczą - w Portugalii, Holandii czy Hiszpanii problem groźnych dopalaczy niemal nie istnieje.

Jako dobrą praktykę wskazują również popularyzowanie testów narkotykowych, które już dziś zamówić można przez internet. Odczynniki chemiczne w stosunkowo prosty sposób w domowych warunkach pozwalają sprawdzić, czy zakupiona substancja jest „tradycyjnym” narkotykiem, czy potencjalnie szkodliwą „podróbką”.

- Gdyby była większa dostępność do stacjonarnych punktów oferujących takie usługi, państwo zaoszczędziłoby mnóstwo pieniędzy, a wiele młodych osób zaoszczędziłoby zdrowie. Historia pokazuje, że ludzie zawsze sięgali po środki zmieniające świadomość - twierdzi Oliwier Ścibior, który podkreśla, że koszt jednego testu zaczyna się już od 5 zł.

Krzysztof Sarzała z gdańskiego Centrum Interwencji Kryzysowej, prowadzonego przez Fundację „Dajemy Dzieciom Siłę”, przyznaje, że na temat redukcji szkód debata w środowisku ekspertów toczy się od lat. Jak tłumaczy - jest jednak zdecydowanym przeciwnikiem tej drogi.

- Uważam, że potrzebna jest zero-jedynkowa strategia: albo pełna akceptacja, albo zupełny jej brak. Nie jesteśmy w stanie zapewnić tak dużej dostępności tak wszechstronnych testów, by zabezpieczyć konsumentów i by zamiast całkowitego świństwa wybierali mniejsze świństwo - mówi Sarzała. I dodaje: - Po substancje psychoaktywne bardzo często sięgają ludzie młodzi, z mniejszych ośrodków, niepotrafiący się poruszać na tym rynku. Oni chcą dostępnych i tanich środków, które pozwolą im się odurzyć i „zrestartować”. Testy trafią do elit. Myślę, że wysyłanie niejednoznacznego sygnału to absurdalny pomysł.

Jacek Wierciński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.