W oparach chemikaliów pracują nad dziełami wartymi miliony. Wystarczy jeden błąd...

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Maciej Szymkowiak

W oparach chemikaliów pracują nad dziełami wartymi miliony. Wystarczy jeden błąd...

Maciej Szymkowiak

Wystarczy jeden błąd i wartościowy obraz warty miliony złotych zostanie uszkodzony. Wystarczy jeden konserwator i zubożałe dzieło sztuki odzyska dawny blask. Wiedzę mają ogromną i przekładają ją na swoją pracę. A pracują długo i ciężko w służbie sztuki. Bardzo skrupulatna, szczegółowa i mozolna praca często w oparach chemikaliów to chleb powszedni konserwatorów sztuki.

Praca w służbie sztuki

W 2010 roku zakończono konserwację największego obrazu Jana Matejki, czyli „Dziewicy Orleańskiej”. Znajduje się on w zbiorach Muzeum Narodowego w Poznaniu w Galerii Rogalińskiej. Logistycznie była to jedna z trudniejszych prac konserwatorskich w Polsce, ponieważ płótno ma ponad 47 metrów kwadratowych i pracować przy nim musiała grupa osób. To właśnie pod jego gargantuiczną formę została zaprojektowana galeria w Rogalinie.

Zdumiewająca jest też sama historia obrazu, który w 1939 roku został zamurowany w piwnicy przez jego właściciela z pomocą trójki pomocników. W czasie II wojny światowej część ludzi, która, wiedziała, gdzie znajduje się obraz, zginęła, a ci, którzy przetrwali, wyjechali na zachód, za nic w świecie nie chcąc zdradzić komunistycznej władzy, gdzie znajduje się wartościowy „Wjazd Joanny d’Arc do Reims”.

Obraz jednak odnaleziono w latach 50., w trakcie prac remontowych. Wówczas ogłoszono wielki sukces na skalę kraju, a sam obraz wyeksponowano w Rogalinie. W wyniku upływu lat obraz domagał się jednak czułej ręki konserwatorów. Ci mieli bardzo utrudnione zadanie, gdyż obraz wisiał na pogiętym i lichym krośnie. Postanowiono przepiąć go na krosno specjalistycznego typu, które samo się dostosowuje do pracy na płótnie.

To pierwszy przykład tego, że konserwatorzy poza biegłą wiedzą z zakresu historii sztuki i techniką malarską, muszą wykazywać się też wysokiej klasy wiedzą z zakresu fizyki i matematyki. Konstruktor nowego krosna zastosował złożony system śrub, dokonał odpowiedniego doboru siły i matematycznego obliczenia tego, jak zachowa się płótno pod wpływem zmiany wilgoci, a także tego, jaki trzeba zastosować układ drewniano-metalowy. Dopiero po zamontowaniu obrazu na specjalnym krośnie, pozostali konserwatorzy mogli zacząć swoją pracę: badać warstwy, zlecić badania i zacząć go „uzdrawiać” czego ostatecznym efektem jest obraz w całości rozpoznany i opisany technologicznie, ale przede wszystkim oddany w bezpiecznym i idealnym stanie, w którym utrzymuje się do chwili obecnej.

To spektakularne osiągnięcie udowadnia, jak ogromną wiedzą dysponują polscy konserwatorzy. Jednak na jedno wydarzenie sensacyjne i medialnie głośne, przypada setka, jeśli nie tysiące prac pomniejszych, o których się nie słyszy. Codzienna, mozolna praca nad wieloma dziełami sztuki to chleb powszedni dla tych, którzy dbają o to, żeby obrazy przetrwały nie kilkadziesiąt, ale setki kolejnych lat. Odwiedzający muzeum spoglądają na dzieła sztuki w różnych etapach swojego życia. Najpierw jako dzieci, potem, jako dorośli, a na koniec w okresie jesieni życia. W tym czasie obraz trwa i niemo przygląda się biologicznym zmianom człowieka. Człowiek umrze, a sztuka przetrwa. Mimo tego upływ lat postarza nie tylko nas, ale też obiekty muzealne. Wówczas do akcji wkracza konserwator, który przywraca danemu obrazowi młodość.

- W Polsce konserwatorzy mogą zdobyć dyplom w trzech uczelniach wyższych: Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i Warszawie, a także na Wydziale Sztuk Pięknych w Toruniu. Ponieważ jest to zawód wymagający bardzo różnych kwalifikacji są tam zajęcia z mikrobiologii, fizyki i chemii, co pozwala rozpoznawać i badać procesy, które rządzą starzeniem się obiektów sztuki

– mówi Agnieszka Kunicka-Goldfinger, główny konserwator Muzeum Narodowego w Poznaniu i dodaje:

- Staramy się walczyć i niwelować skutki upływającego czasu. Oczywiście nie wszystkie ślady zniszczenia możemy, a nawet nie wszystkie chcemy usuwać. Procesy chemiczno-fizyczno-biologiczne musimy bardzo dobrze znać, ale temu towarzyszą zajęcia z malarstwa, grafiki, rzeźby. Operujemy warsztatem artystycznym i wiedzą humanistyczną, a także naukami ścisłymi. Czasem jesteśmy porównywani do lekarzy, musimy dokładnie rozpoznać „chorobę” i stan zachowania zabytku, a następnie zaplanować zastosowanie takich środków, które zatrzymają procesy niszczące, przywrócą stan zbliżony do pierwotnego, na ile będzie to możliwe.

Zbigniew Górny: Miałem szczęście do ludzi. Poznałem Smolenia, Wodeckiego i Kulczyka [WYWIAD]

Pomalujmy to jeszcze raz…

Do Pracowni Konserwacji Malarstwa i Rzeźby Polichromowanej przez duże okno po stronie północnej wpada miękkie, dzienne światło. Promienie słońca padają na „Portret Atanazego Raczyńskiego” Ludwika Fuhrmanna z 1823 roku. Sygnatura malarza jest ledwo widoczna – musiała zostać przemyta podczas wcześniejszej konserwacji. Kopia obrazu wisi na ścianie pałacu Rogalińskiego, ale już niedługo zostanie zamieniona na oryginał. Obraz krążył między Ameryką a Europą. Wkrótce wróci do swojego domu. Specjalnie został przywieziony ze stolicy Francji i chociaż trafił w bardzo dobrym stanie do pracowni, gdyż w latach 80. przeprowadzono gruntowną konserwację w Monachium, to starsza konserwatorka, Lucyna Balewska doświetla płótno obrazu, aby zobaczyć, gdzie i co trzeba popoprawiać.

- Podklejono go drugim płótnem z przekładką, co wzmocniło i usztywniło delikatne, oryginalne płótno. Postanowiliśmy zachować dawny werniks, ze względu na jego szlachetny połysk

– opisuje swoją pracę Lucyna Balewska i kontynuuje:

- Podkleiłam też uniesione łuski warstwy malarskiej, oczyściłam obraz z zabrudzeń powierzchniowych, usunęłam dawne, zmienione kolorystycznie retusze. Aktualnie jestem na etapie uzupełniania ubytków warstwy malarskiej, które wstępnie scalę kolorystycznie akwarelą. Na koniec obraz zawerniksuję.

Obok nad drobnymi poprawkami pracuje adiunkt konserwatorski, Agnieszka Rękawek, która sprawdza obiekty, powracające z wystaw okresowych. Musi wystawić opinię i sprawdzić stan zachowania obrazu, ponieważ ten – nawet gdy jest idealnie zabezpieczony – może w trakcie transportu doznać minimalnych uszkodzeń. W zabezpieczeniu i oczyszczeniu obrazu pomóc mogą odpowiednie chemikalia, które pomimo stanowienia zagrożenia w rękach nieodpowiedniej osoby, w dłoniach konserwatorów i renowatorów, przemieniają się w eliksiry młodości przywracające obraz do czasów świetności.

- Materiały do pracy konserwatorskiej są dobierane w zależności od aktualnego zabiegu. Obrazy oczyszczamy specjalistycznymi środkami konserwatorskimi, ale też posługujemy się odczynnikami chemicznymi, w szczególności rozpuszczalnikami, czego uczymy się na studiach. Dobieramy odpowiednie mieszaniny chemiczne, takie, które są łagodne dla warstwy malarskiej, ale skutecznie ją oczyszczają, nie uszkadzając

– mówi Agnieszka Rękawek.

Prace oczywiście konsultowane są z kierownikiem pracowni, czasami też kuratorem, który może mieć własne oczekiwania, co do wyglądu obrazu. Jedni chcą, żeby konserwacja była całościowa, inni, żeby była tylko zachowawcza. Wszystko ustalane jest przed przystąpieniem do prac. Natomiast początek ma miejsce tak naprawdę w laboratorium. To tam zaczyna się magia.

Artur Urbanowicz: „Dziś w mediach społecznościowych rzadko można spotkać się z normalną, kulturalną dyskusją”

Próbki, fiolki i skomplikowane wykresy

W Pracowni Badań Technologiczno-Konserwatorskich znajdują się różne odczynniki, które pozwalają m.in. rozróżnić spoiwa dzieł. Zlecenia do laboratorium wysyłają kustosze, którzy pragną mieć szczegółową wiedzę na temat własnych zbiorów. Często w serialach kryminalnych widzowie mogą oglądać, jak wysyłane są próbki do badań w celu ustalenia DNA ofiary lub zabójcy. Podobnie jest tutaj. Technologicznie dawny warsztat artystów jest już tak dobrze rozpoznany, że nie ma problemu, aby w laboratorium szczegółowo rozpoznać obiekty, a uzyskane informacje przesłać dalej do historyków sztuki i kustoszy. Ci poszerzają noty katalogowe na przykład o informację o dawnych warstwach barwnych, czy też zabrudzeniach.

To wszystko jest potrzebne, aby przygotować dobry program prac. Przed przystąpieniem do nich, konserwator musi wiedzieć, z czym ma do czynienia. Temu służy szczegółowe rozpoznanie. Laboratorium umożliwia też datowanie dzieł sztuki, bo gdy w czasie pracy w laboratorium uda się odnaleźć błękit pruski, który wynaleziono w 1704 roku, to nawet jeśli kustosz będzie twierdził, że jego obiekt pochodzi z innej epoki historycznej, będzie musiał odpuścić, bo z nauką nie wygra.

- Głównym moim narzędziem badawczym jest mikroskop stereoskopowy, który służy do obserwacji. Możemy określić budowę stratygraficzną dzieła: rodzaj podłoża, na przykład gatunek drewna, rodzaj płótna, która warstwa jest zaprawą, a co warstwą malarską, czy przemalowaniem. Wiedza ta jest później potrzebna przy opracowywaniu zbiorów. Korzystają z niej również konserwatorzy, dzięki czemu wiedzą, który fragment jest oryginalny, albo w którym miejscu należy się zatrzymać przy usuwaniu nawarstwień

– mówi Gaja Gąsecka, kierowniczka Pracowni Badań Technologiczno-Konserwatorskich.

Obecni konserwatorzy i badacze sztuki chcą też wiedzieć więcej niż kiedyś. Współcześnie nie wystarczy krótki podpisu typu: „niewielka rzeźba z naturalnego drewna”. Dlatego katalogi zawierają również informacje o materiałach, które wykorzystywał artysta, co pomaga w ustaleniu wątpliwego autorstwa, pochodzenia i datowania dzieła Jeśli przykładowo dany artysta zawsze stosował drewno z gruszy, a następnie historycy odkryją kolejne dzieło z jego inicjałami, to najpierw sprawdzą, czy jest ono wykonane z gruszy. Jeśli tak, to mają większą pewność, że należy ono do niego, a nie jest to po prostu falsyfikat lub kopia.

- Nieniszczące badania obiektów w różnych pasmach promieniowania – np. RTG, UV czy podczerwień dają nam wiedzę o budowie dzieła sztuki. Pozwala to zrozumieć, jakie są źródła uszkodzeń zabytków. Zdecydowanie łatwiej dla konserwatorów jest rozpoznawać i konserwować obiekty dawnej sztuki, gdyż wtedy artyści pracowali wg podobnych, opisanych w traktatach zasad i reguł natomiast współczesna sztuka jest tworzona z bardzo różnych, trudnych do identyfikacji materiałów przez co stwarza więcej niespodzianek, a i trwałość tych dzieł jest znacznie mniejsza

– dodaje Agnieszka Kunicka-Goldfinger.

Jacy są pisarze i pisarki? O pracy w wydawnictwie literackim od kuchni w rozmowie z właścicielkami Wydawnictwa Filia z Poznania

Międzynarodowa misja

O tym, że dzieła sztuki są dziedzictwem wielokulturowym, przekonuje najnowsza wystawa Muzeum Narodowego w Poznaniu. Do Poznania zostały wypożyczone 34 obrazy Jacka Malczewskiego. Przyjechały ze Lwowa, gdzie zagrożenie ich zniszczenia jest bardzo realne, ponieważ Rosja nie przestaje bombardować Ukrainy, włącznie z jej zachodnią częścią. Pytanie konserwatora dr. Pawła Napierały bardzo mocno oddziałuje na wyobraźnię: „co jeśli żołnierz zrobi sobie z obrazu ognisko”? Naziści przecież nie wahali się palić książek swoich przeciwników w 1933 roku.

A tylko do 4 listopada 2022 roku Ministerstwo Kultury Ukrainy zarejestrowało 513 uszkodzonych lub zniszczonych bezpowrotnie obiektów kultury. Pamiętać też należy, że Konwencja haska o ochronie dóbr kultury głosi: szkody wyrządzone dobrom kulturalnym, do jakiegokolwiek należałyby one narodu, stanowią uszczerbek w dziedzinie kulturalnym całej ludzkości, gdyż każdy naród ma swój udział w kształtowaniu kultury światowej; zachowanie dziedzictwa kulturalnego ma wielkie znaczenie dla wszystkich narodów świata i jest rzeczą doniosłą zapewnić temu dziedzictwu ochronę międzynarodową.

W związku z remontem Muzeum Etnograficznego w Poznaniu, a także dawnym przeorganizowaniem magazynu w Muzeum w Rogalinie wiele obiektów wcześniej przechowywanych, ujrzało światło dzienne. Wśród nich posąg Buddy, który został sprowadzony na teren Wielkopolski w 1905 roku, gdy Muzeum Narodowe było wówczas niemieckim Kaiser-Friedrich-Museum. Ze względu, że nie tylko w Polsce, ale i w Europie nie ma wielu specjalistów od posągów buddy, o pomoc zwrócono się do japońskich profesjonalistów.

- Ten projekt nas niezwykle cieszy, bo to jest współpraca polsko-japońska. Przez podobne projekty przechodziły największe muzea na świecie. Zazwyczaj konserwatorzy przekazywali obiekty do Japonii i tam japońscy konserwatorzy wykonywali swoją pracę, a obiekty zwracano. My położyliśmy nacisk, żeby przekonać Japończyków, że kompilacja naszej europejskiej i japońskiej historii jest ważna

– mówi Joanna Kokoć, kierownik Pracowni Konserwacji Zabytków Etnograficznych i dodaje:

- Bo taki obiekt jest dla nas nośnikiem historii, zarówno o kolekcjonerze, który go kupił, jak i antykwariuszu, który go przygotował do sprzedaży itd. To też pokazuje, jak różnie można podchodzić do jednego obiektu.

Przekonanie Japończyków było jednym wyzwaniem, ale kolejnym i to kilkuletnim będzie przywrócenie posągu do stanu, w którym będzie mógł zostać zaprezentowany zwiedzającym. Cała konstrukcja jest drewniana, ale pokryta warstwą laki orientalnej, czyli materiałem niestosowanym w Europie. Pierwszy, wstępny fragment obiektu jest już oczyszczony, lecz całość ma 2,5 metra, więc przed konserwatorami jeszcze sporo pracy. W wyniku wędrówki posągu z Japonii do Europy pojawiło się kilka warstw malarskich, a te prawdopodobnie zostały dodane w Europie. Ze względu, że są technologicznie źle i nieestetycznie położone, zostaną usunięte, ale mimo tego konserwatorzy postarają się, aby zachować formę obiektu z początku XX wieku. Projekt rozpoczęty w marcu 2022 roku będzie trwał najprawdopodobniej do 2026 roku. Wtedy zwiedzający będą mogli zobaczyć obiekt na własne oczy.

„Widziałem smoki z Komodo, pływałem z rekinami i spotkałem łowców głów”. Wywiad z Grzegorzem Kaplą

Średniowieczne pergaminy i złote ramy

W każdym z oddziałów Muzeum Narodowego w Poznaniu znajdują się prace na papierze. Nie tylko dzieła sztuki, ale też archiwalia i dokumentacja, fotografie. Każdy zgromadzony wytwór z papieru trafia do Pracowni Konserwacji Papieru i Skóry. W samym ratuszu poznańskim jest gigantyczna dokumentacja od średniowiecznych pergaminów po ulotki z zeszłego roku. Nad tym wszystkim pracują konserwatorzy, którzy muszą umieć zadbać zarówno o sztukę wysoką jak pastelowe prace Stanisława Wyspiańskiego, jak i o ulotki reklamowe, które zbiera ratusz. To właśnie tutaj można znaleźć wszystko, a pracy nigdy nie brakuje. Łącznie jest ok. 55 tys. obiektów, które trafiają do konserwacji lub działań profilaktycznych.

- Aktualnie pracujemy między innymi nad tekstami z Wielkopolskiego Muzeum Wojskowego. Nad grupą 3 portretów, które wymagają oczyszczenia, wyprasowania, usunięcia drobnych zabrudzeń, a także zabezpieczenia tektur i wtórnego przyklejenia nowej podkładki

– mówi kierownik Pracowni Konserwacji Papieru i Skóry, Grażyna Musiał.

Tajemnicze mycie i prasowanie, chociaż brzmi, jak obowiązki domowe to w rzeczywistości skomplikowany proces. Oczywiście papieru nie wolno wsadzić do wody, ale do specjalnej mieszanki środków chemicznych, które spowodują, że papier odżyje, a nie zmięknie i ulegnie zniszczeniu. Najbardziej ryzykowna jest praca właśnie nad pastelami, czyli pigmentem suchym, którego nie można poddawać kąpaniu ani prasowaniu.

- Mamy też obiekt z Gabinetu Rycin, które były brudne i miały zniszczenia mikrobiologiczne, więc trzeba było dokonać pełnej konserwacji polegającej na oczyszczeniu, na umyciu i na zastosowaniu środka wybielającego i redukującego

– objaśnia Grażyna Musiał i kontynuuje: -

– Teraz zostaną uzupełnione ubytki ze specjalnej masy papierowej, a następnie obiekt zabezpieczymy specjalną ochroną. Nie bez przyczyny nasze studia tyle trwają, niczym medycyna, ponieważ potrzebna jest ogromna wiedza tego, co się robi. Natomiast w porównaniu do lekarzy, nasi pacjenci nie płaczą na nasz widok.

Natomiast wystarczy iść do Pracowni Konserwacji Ram i Pozłotnictwa, aby zobaczyć przepych niczym u króla Midasa. Jej pracownicy jednak nie ograniczają się tylko do ram, ale wykonują też konserwację mebli i innych przedmiotów złoconych, jak na przykład kołyska czy sanie szlichtadowe z kolekcji rogalińskiej. Tworzą też kopie oryginalnych ram.

- Stan wyjściowy to surowe drewno, a kończymy na złotej ramie w technice połyskowej. Podstawową techniką pracy jest nakładanie płatków złota na odpowiednio przygotowaną powierzchnie

– mówi kierownik pracowni, Marek Peda.

Wśród obecnie toczących się prac można zobaczyć starą oprawę do obrazu Franciszka Kostrzewskiego pt. „Krajobraz z kamieniarzami”. Wiele dzieł z muzealnych kolekcji nie posiada oryginalnych opraw. Często były one rozdzielone od obrazu w czasie wojennej ewakuacji. Rama jest tak zniszczona, że trzeba ją było poddać pełnej konserwacji, czyli odtworzyć wiele rzeczy brakujących.

- Rama zostanie poddana pełnej konserwacji. Uszkodzenia są bardzo duże: pęknięcia drewnianego podłoża, rozwarstwienia zaprawy, oderwanie ornamentów, wgniecenia i przetarcia. Na szczęście zachowały się pewne fragmenty ornamentów, na podstawie których możemy odtworzyć całą ramę

– mówi starszy renowator, Łucja Błażeczek i dodaje:

- Prace konserwatorskie będą polegały na konsolidacji wszystkich warstw, oczyszczaniu powierzchni. rekonstrukcji formy elementów dekoracyjnych i rekonstrukcji pozłoty. Do uzupełniania ubytków ornamentów zastosuję odlewy z gipsu wykonane w formie silikonowej. Spękane sztucznie odlewy przycina się do rozmiaru ubytku i przykleja do powierzchni ramy.

Kiedy już wszystkie te prace zostaną wykonane, ostatecznym etapem będzie scalenie całości kolorystycznie i nadanie mu charakteru antycznego.

- Przed konserwacją powierzchnia ramy była bardzo zniszczona i pokryta warstwą wtórnych gruntów i przemalowań. Celem jest nadanie ramie nowego szlachetnego wyglądu

– mówi starszy renowator, Renata Pilawska, która pracuje przy ramie do obrazu „Przemienienie Pańskie” (kopia wg Rafaela Santi) i dodaje:

- Powierzchnię pokryłam złotem w technice na poler i mat. Na wewnętrznej listwie wykonam dekoracje typy sgraffito. W trakcie prac konserwatorskich staram się odtworzyć stare techniki pozłotnicze wykorzystując oryginalne materiały i dawne przepisy.

Filmowy Poznań i Wielkopolska: Kradzież w gnieźnieńskiej katedrze na srebrnym ekranie

Zawód pasjonatów

Nie jest to praca, która przynosi sławę i wysokie zarobki, a mimo tego, co roku młoda grupa ludzi kończy studia związane z konserwacją sztuki. Część z nich nie myśli o pracy w muzeum, bo woli zarobić większe pieniądze, a na te może liczyć, będąc „wolnymi strzelcami” i współpracując na rynku z kolekcjonerami prywatnymi. Natomiast ci, którzy zostali w muzeum, nie wyobrażają sobie pracy nigdzie indziej. Powodem jest dostęp do prawdziwych dzieł sztuki.

- Co roku grupa młodych ludzi kończy studia związane z konserwacją sztuki, ale nie wszyscy chcą pracować w muzeum. Konserwatorów można też spotkać przy remontach - pracują nad konserwacją architektury. Nie każdy chce pracować w muzeum, niektórzy zostają „wolnymi strzelcami” i pracują na rynku, współpracując z kościołami, z kolekcjonerami prywatnymi etc.

- mówi główny konserwator Muzeum Narodowego w Poznaniu, Agnieszka Kunicka-Goldfinger i kończy:

- Myślę, że konserwacja muzealna ma swoją specyfikę, my pracujemy tu przy obiektach bardzo dobrych i wielu absolwentów stara się o pracę w muzeum dla tego doświadczenia, chociaż nie ukrywamy, że nasze zarobki są niskie w odniesieniu do wiedzy, umiejętności i możliwości jakie stwarza rynek. O wiele więcej można zarobić, mając własną firmę konserwatorską, ale część osób idzie do muzeum, bo tutaj ma kontakt z pierwszorzędnymi i różnorodnymi obiektami sztuki, których nie spotka się na rynku. Od starożytności po współczesność.

---------------------------

Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Maciej Szymkowiak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.