Ukrainki w Poznaniu będą leczyć pacjentów

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Gdak
Marta Żbikowska

Ukrainki w Poznaniu będą leczyć pacjentów

Marta Żbikowska

Do Poznania przyjechały z Ukrainy. Chcą skończyć tu studia pielęgniarskie, po których rozpoczną pracę w Centrum Medycznym HCP. Przyjazd do Polski to dla nich wielka awantura, czyli po ukraińsku przygoda.

Dychawica, astma, odra - 26 uczestników kursu języka polskiego powtarza głośno nazwy chorób. Kursanci to 24 kobiety i dwóch mężczyzn, którzy do Poznania przyjechali z obwodu czernihowskiego. Czernihów to miasto w północnej części Ukrainy, liczy około 300 tysięcy mieszkańców, leży 150 kilometrów od Kijowa, 1250 kilometrów od Poznania.

Grupa absolwentów średnich szkół medycznych przyjechała do Polski na początku grudnia. Ukraińcy podjęli studia licencjackie w Wyższej Szkole Zawodowej w Kaliszu. Czekają ich trzy lata nauki, podczas których ich pobyt w Polsce finansuje fundacja. Opłaca ona ich noclegi, wyżywienie, Ukraińcy otrzymują także niewielkie kieszonkowe. Zgodnie z umową zawartą z Centrum Medycznym HCP w Poznaniu, po skończonej nauce absolwenci na trzy lata podejmą pracę w tej placówce.
- Problem z zatrudnieniem pielęgniarek dotyczy nie tylko naszego szpitala - mówi Lesław Lenartowicz, prezes CM HCP w Poznaniu. - Średni wiek polskiej pielęgniarki to 52 lata. Młodzi ludzie nie garną się do tego zawodu. Niemal każda pielęgniarka pracuje na więcej niż jeden etat, a i tak zapewnionych jest niewiele ponad 80 procent etatów pielęgniarskich.
Prezes Lenartowicz przekonuje, że nie da się uniknąć tej naturalnej kolei rzeczy, jaką jest zatrudnianie pielęgniarek zza wschodniej granicy.

- Kiedyś nasze pielęgniarki wyjeżdżały na zachód Europy, dzisiaj tym zachodem dla naszych wschodnich sąsiadów jest Polska - mówi Lesław Lenartowicz. - My dajemy im możliwość kształcenia, zdobycia wykształcenia i doświadczenia, pokazujemy medycynę na europejskim poziomie, a one będą leczyć naszych pacjentów. To uczciwa wymiana, korzystna dla obu stron - zapewnia.

”Jedź, rozwijaj się, skorzystaj z szansy, której my nie mieliśmy”
Z możliwości kształcenia w Polsce zadowoleni są także uczestnicy programu.
- Na Ukrainie mamy inny system kształcenia, nie mamy wyższych studiów dla pielęgniarek - mówi Anna Kavun. - Ja chciałam się dalej uczyć, rozwijać. Pracowałam ponad dziesięć lat w szpitalach, najpierw cztery lata na oddziale dziecięcym, potem anestezjologicznym. Skończyłam koledż, który dał mi zawód felczera, ale jako pielęgniarka mogę mieć tylko średnie wykształcenie.

Anna Kavun przyznaje, że treści programu nie są dla niej trudne. Jedyne, co może na początku sprawiać problem to znajomość języka polskiego. - Chciałam wyjechać, poznać inne kraje, inne kultury, a język polski jest dla nas łatwiejszy w nauce, niż na przykład niemiecki - przyznaje ukraińska pielęgniarka. - W liceum medycznym mieliśmy dużo łaciny, teraz musimy uczyć się nazw po polsku i po angielsku. Co jeszcze jest nowe, to normy unijne, które również musimy poznać.
Ukraińców w polskim szpitalu zaskoczyło kilka rzeczy. Przede wszystkim nowoczesny sprzęt, z którym zetknęli się po raz pierwszy. Niektórzy przyznają, że zdziwienie wzbudziły nawet elektroniczne termometry z mnóstwem funkcji, a także konieczność częstego dezynfekowania rąk, czy zmiana rękawiczek po każdej czynności.

- U nas na wszystkim się oszczędza, zdziwiło mnie to, ile tutaj używa się tych rękawiczek

- mówi Volodymyr Vakhrushev, jeden z dwóch mężczyzn z Ukrainy, którzy chcą podjąć pracę pielęgniarza w poznańskim szpitalu.

Volodymyr ma 20 lat. Na Ukrainie skończył średnią szkołę medyczną. Większość czasu mężczyzna poświęca na naukę języka polskiego. - Każdego dnia sześć godzin przeznaczam na naukę słówek - przyznaje Volodymyr.
Vira Tramana ma 19 lat. Od dziecka marzyła o zawodzie pielęgniarki. Jest ciekawa świata, lubi poznawać nowe rzeczy. - Do tej pory nie wyjeżdżałam z Ukrainy, gdy pojawiła się szansa na wyjazd do Polski, rodzice mówili: Jedź, rozwijaj się, masz możliwości, jakich my nie mieliśmy - przyznaje dziewczyna. - W Poznaniu zaskoczyły mnie pustki na ulicach, zdziwiło mnie, że tutaj jest tak mało ludzi. U nas po ulicach chodzą tłumy, trudno się przecisnąć.

Młodzi ludzie na razie nie tęsknią za domem. Są tu dopiero od trzech miesięcy. Zgodnie twierdzą, że i tak uczyli się lub pracowali daleko od swoich rodzin, więc ta rozłąka nie jest tak bolesna. Brakuje im trochę ulubionych potraw, przyjaciół, których zostawili. - Ale mamy komórki, możemy rozmawiać - mówi Anna. Volodymyr dodaje, że mogą korzystać z kuchni, więc gotują sobie po swojemu. - Nie przypadły mi do gustu polskie zupy, które są bardzo wodniste - mówi. - Rosół, czy żurek to bardzo rzadkie zupy, my takich do tej pory nie jedliśmy.

Różnice w upodobaniach kulinarnych wyraźnie widać podczas wspólnych śniadań. Uczestnicy programu nie są przyzwyczajeni do wszechobecnych w Polsce kanapek. Poprosili opiekunów o coś bardziej swojskiego. Na ich stołach pojawi się więc kasza jaglana i gryczana.

Ukraińskiej grupie towarzyszy Katarzyna Lichaczowa, tłumacz, wykładowca języka polskiego i specjalistka ds. komunikacji z Ukrainą w Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim. - Cała grupa zaczynała naukę języka polskiego od zera - przyznaje Lichaczowa. - Pierwszą sesję na studiach maja już za sobą. Na razie wszyscy korzystali z mojej pomocy podczas egzaminów, ale widać, że radzą sobie coraz lepiej.

Nie będzie tak różowo?
Polskie pielęgniarki sceptycznie podchodzą do pomysłu zatrudniania wschodnich sąsiadów. Choć wiele lat temu same były w podobnej sytuacji, dzisiaj piętrzą problemy przed młodymi Ukraińcami.

- Sprowadzanie Ukrainek to nie jest żadne rozwiązanie problemu braku pielęgniarek w Polsce - twierdzi Jolanta Plens-Gałąska, sekretarz Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Poznaniu. - Nasza naczelna rada wypowiadała się w tej sprawie. Przede wszystkim, pielęgniarki, które chcą pracować w Polsce muszą spełniać unijne wymagania, czyli muszą skończyć co najmniej trzyletnie studia licencjackie. Drugą sprawą jest znajomość języka polskiego i nie chodzi tu o komunikację, ale o znajomość specjalistycznego słownictwa. Widzę, jak pracują sprzedawcy z Ukrainy w marketach. Jeśli pomylą owoce, czy warzywa to pół biedy, taki błąd można szybko naprawić. Ale nie wyobrażam sobie takiej pomyłki w szpitalu.

Polskie pielęgniarki przypominają, że największą bolączką naszego systemu ochrony zdrowia są skandaliczne zarobki pielęgniarek, które bywają dwudziestokrotnie niższe niż wynagrodzenia lekarzy. - Teraz te osoby są pod pełną ochroną, ale skończą szkołę i staną w takiej samej sytuacji, jak my - mówi Jolanta Plens-Gałąska. - Pielęgniarka na Ukrainie dostaje równowartość 300 złotych miesięcznie. Dzisiaj nasze zarobki wydają im się kolosalne, ale kiedy za dwa tysiące brutto przyjdzie im utrzymać się w Poznaniu, czar może prysnąć. Jeżeli my nie wywalczymy lepszych płac, to wszystkim nam będzie żyło się źle, i nam i Ukrainkom.

Od 2011 roku okręgowa izba pielęgniarek i położnych w Poznaniu wydała dwa pozwolenia na pracę dla obcokrajowców.
- To pierwsza grupa pielęgniarek z Ukrainy, która chce pracować u nas, ale nie ostatnia, w przyszłym roku planujemy kolejny nabór i myślę, że tego naturalnego trendu nic nie jest w stanie powstrzymać - mówi Lesław Lenartowicz. - Wiem, że inne szpitale przyglądają się naszemu pomysłowi i jeśli zobaczą efekty, pójdą w nasze ślady.

Marta Żbikowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.