Uchodźcy z Ukrainy w Charciabałdzie, gm. Myszyniec. Są gośćmi Mieczysława Olendra. Zdjęcia

Czytaj dalej
Kazimierz Żyra

Uchodźcy z Ukrainy w Charciabałdzie, gm. Myszyniec. Są gośćmi Mieczysława Olendra. Zdjęcia

Kazimierz Żyra

Ukraina od kilku tygodni zmaga się z rosyjską agresją. Z kraju ogarniętego wojną wyjechało już ponad 2 mln Ukraińców, głównie kobiet i dzieci. Duża część uchodźców swój nowy dom znalazła w Polsce. Ponad 30 osób tymczasowe schronienie znalazło na terenie gminy Myszyniec. Ośmioosobowa grupa kobiet z dziećmi przebywa w Charciabałdzie, małej wsi przylegającej do kompleksu leśnego, będącego pozostałością po dawnej Puszczy Kurpiowskiej. Trafiły one do gospodarstwa agroturystycznego należącego do Mieczysława Olendra.

Uciekinierki pochodzą z Kijowa i okolicznych miejscowości. W Polsce znalazły się 8 i 9 marca 2022. Od 10 marca są gośćmi byłego dyplomaty, działacza społecznego i regionalisty.

Mieczysław Olender postanowił pomóc uchodźcom z Ukrainy zaraz po wybuchu konfliktu. Jego dane znalazły się w bazie instytucji, które niosą pomoc uchodźcom. Mógł przyjąć uciekinierów do kilku pomieszczeń mieszkalnych w swoim gospodarstwie. Podkreśla, że standard tych lokali odbiega od oferty luksusowych hoteli. Uchodźcy z Ukrainy mają jednak zapewnione to, co w jest im w tej chwili najbardziej potrzebne. Kobiety i dzieci śpią w łóżkach, mają pościel i wyżywienie. Pan Mieczysław zakupy robi w okolicznych sklepach. Panie nie mają wygórowanych potrzeb. Ludmiła, najstarsza w grupie uchodźców, jest doskonałą kucharką i przygotowuje pyszne obiady. Przed budynkiem na sznurkach suszy się pranie. Małe dzieci uczęszczają do przedszkoli w sąsiednich miejscowościach. Nie chodzą do szkoły. Korzystają z lekcji online przygotowywanych przez ukraińskie ministerstwo oświaty.
Mieczysław Olender jest pełen uznania dla energii i pracowitości swoich gości.

- Nie są dla mnie wielkim obciążeniem - mówi Mieczysław Olender. - Ze zdziwieniem czytam informacje o roszczeniowości niektórych uchodźców. W mojej ocenie zachowania niektórych są wyolbrzymiane przez media, szczególnie internetowych trolli działających na zlecenie rosyjskiej propagandy. Chcą oni w ten sposób kształtować opinię publiczną w Polsce i upowszechniać negatywny obraz ukraińskich uchodźców w naszym społeczeństwie. Apeluję do wszystkich o przyjmowanie uciekinierów z ogarniętego wojną kraju. Rząd obiecuje pomoc finansową dla osób i instytucji pomagających uchodźcom. Być może ja także otrzymam takie wsparcie. Nawet jeśli jednak go nie dostanę, to nie zbankrutuję. Będę jednak miał świadomość, że pomogłem osobom znajdującym się w potrzebie.

Pan Mieczysław udostępnił też uchodźcom z Ukrainy swoje małe mieszkanie w Warszawie.

Długa droga...

Od przyjazdu ukraińskich kobiet i dzieci upłynęło już kilkanaście dni. Wszyscy jednak pamiętają długą i trudną drogę do małej kurpiowskiej wsi. Do Polski dotarli w różny sposób. Ludmiła z córką Darią i wnuczkiem Kolą do polskiej granicy przyjechali samochodem. Po drodze zatrzymywali się przy licznych posterunkach wojskowych. Na granicy oczekiwali około 3 godzin. Do Polski dostali się przez przejście graniczne Dołhobyczów-Uhrynów. Znacznie dłużej trwała podróż drugiej grupy. Pociągiem kobiety i dzieci dotarły do Lwowa. Potem była podróż do granicznej Medyki. Oczekiwanie i odprawa strasznie się dłużyła. Trwające 9 godzin oczekiwanie w kolejce. Padał śnieg, wiał zimny wiatr, a wszędzie błoto.

- Musiałyśmy pokonać pieszo wielokilometrowy odcinek do autobusu, który zawiózł nas do Przemyśla. Po polskiej stronie granicy przyszło poczucie ulgi. Dzieci mogły wreszcie położyć się spać w wygodnych łóżeczkach i odpocząć przed dalszą wędrówką. Podróż luksusowym autokarem do Warszawy minęła szybko i spokojnie - opowiadają.

Wszystkie kobiety przebywające w Charcibałdzie dobrze znają panią Lubę, która od kilku lat przebywa w Polsce i jest wolontariuszką Fundacji Impact. To dzięki jej pomocy trafiły na gościnną ziemię kurpiowską.

O czym marzą?

Rozmawialiśmy z Ludmiłą, Aloną, Anią, Darią, Wiktorią i jej córką Mariną. Z przejęciem i smutkiem opowiadały o swoich przeżyciach i trosce o los najbliższych. Tylko mała Ksenia i Kola są pełni energii. Biegają i bawią się na podwórzu.
O czym marzą kobiety?

By koszmar wojny wreszcie się skończył i byśmy mogły wrócić do domów i swoich bliskich

– mówią.

Ich mężowie i ojcowie zostali w Ukrainie, by walczyć o wolność swojego kraju. Mąż Ludmiły mógł wyjechać z kraju, gdyż nie podlega już obowiązkowi służby wojskowej. Postanowił jednak pozostać w Ukrainie i pomagać obrońcom swojej ojczyzny. Wszyscy wierzą, że niebawem nadejdzie upragniony pokój, a wojska rosyjskich najeźdźców opuszczą Ukrainę. Na twarzach kobiet i dziewcząt na chwilę pojawia się uśmiech.

Gdy skończy się wreszcie koszmar wojny, to zapraszamy Was do siebie. Chcemy pokazać, że jesteśmy gościnni wobec przyjaciół. Nie lubimy tylko tych, którzy znienacka na nas napadają i mordują naszych bliskich. Do zobaczenia w wolnej Ukrainie!

- mówią.

[polecane]22677155,22675655,22674135,22672827,22667209,22669057;1;Zobacz inne materiały z Ostrołęki i powiatu ostrołęckiego[/polecane]

Kazimierz Żyra

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.