Strajk nauczycieli: Walczą o swoje prawa i poczucie bezpieczeństwa

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Anna Jarmuż

Strajk nauczycieli: Walczą o swoje prawa i poczucie bezpieczeństwa

Anna Jarmuż

Czasem czują się jak idealiści, których walka z góry jest skazana na porażkę. Ale nie poddają się. Chcą pokazać jedność. Zamanifestować, że nie podoba im się to, co robi się z polską szkołą. Dziś strajkujący nauczyciele mówią jednym głosem.

Niektórzy martwią się o swoją przyszłość, drudzy chcą zapewnić sobie stabilizację w obliczu planowanych zmian, jeszcze inni zamierzają wyrazić głośny sprzeciw przeciwko reformie edukacji, czasem też pokazać solidarność z kolegami i koleżankami - zwłaszcza tymi uczącymi w gimnazjach.

Bez względu na wewnętrzne motywacje, dzisiaj wszyscy będą działać razem.

Wspólnie spróbują zawalczyć o lepsze jutro i zamanifestują swoje niezadowolenie.

O co walczą nauczyciele?

Postulaty strajkowe muszą dotyczyć praw pracowniczych, dlatego nie ma w nich wprost mowy o planowanej reformie edukacji. Bezpośrednio z niej jednak wynikają.

- Główny postulat jest taki, by nie zmieniać warunków pracy - tłumaczy Grzegorz Nowak, prezes ogniska ZNP na Starym Mieście i nauczyciel wychowania fizycznego w poznańskim Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 1. Sam pracuje w podstawówce. Jak mówi, te - po dołożeniu siódmej i ósmej klasy - niewątpliwie będą się rozwijać. Dużo trudniej będą jednak miały osoby pracujące w gimnazjach.

- One walczą teraz o swoje przyszłe życie.

Nie wszyscy nauczyciele, którzy zostaną zwolnieni, znajdą pracę w innych szkołach. Siłą rzeczy miejsc nie wystarczy dla wszystkich.

Co prawda, pani minister zapewnia, że oddziałów będzie więcej, ale niekoniecznie w tej okolicy, gdzie znajdowało się likwidowane gimnazjum - zauważa Grzegorz Nowak.

Dlatego strajkujący domagają się, by do 31 sierpnia 2022 roku (do tego czasu zmiany w oświacie mogą zebrać „największe żniwa”) nie dokonywano żadnych zwolnień - zarówno nauczycieli, jak i pracowników niepedagogicznych. Żądają też, by we wskazanym okresie wszyscy pracowali na dotychczasowych warunkach - pracy i płacy, czyli zachowali dotychczasową liczbę godzin i pensje. Ważnym postulatem jest też podwyższenie statusu zawodowego nauczyciela - strajkujący żądają 10 proc. wzrostu pensji.

- W oświacie od 5 lat nie było żadnych podwyżek. Ważne też, by były one realne. Ostatnio pani minister zaproponowała wzrost płacy o 40 zł. Chodzi o nauczycieli znajdujących się na najwyższym stopniu awansu zawodowego. Stażyści dostaną podwyżki w wysokości 10-15 zł brutto. To śmieszne - stwierdza Grzegorz Nowak.

Nauczyciele z poznańskiego Gimnazjum nr 58 nie kryją obaw związanych z planowaną reformą edukacji. W piątek solidarnie strajkować będą wszyscy pracownicy

Wśród żądań płacowych jest też wzrost udziału płacy zasadniczej w ogólnym wynagrodzeniu. Jak zauważają związkowcy, ministerstwo edukacji przygotowuje nowy system wynagradzania nauczycieli. Wiąże się to z likwidacją tzw. średnich wynagrodzeń i niektórych dodatków (np. za wychowawstwo), a w praktyce może oznaczać zmniejszenie wysokości pensji.
- Czym to się skończy, wie tylko pani minister i jej najbliżsi współpracownicy. My na razie nie wiemy nic - uważa Grzegorz Nowak.

- Procedury zostały dopełnione. Pani dyrektor została o wszystkim poinformowana. Wiedziała, jakie mamy postulaty, co nas boli. Powiedziała wprost, że chciałaby je spełnić, ale nie ma takiej możliwości - wyjaśnia Grzegorz Nowak. Podobnie było w innych szkołach. Nauczyciele zgodnie podkreślają, że strajk nie jest wymierzony w dyrektorów szkół. To nie oni stoją na pierwszym froncie i nie oni odpowiadają za sytuację, w której się znaleźli - niepewność i strach.

Nie oznacza to jednak, że rządzący nie wiedzieli nic o postulatach pracowników oświaty. Nauczyciele zwracali się do nich wielokrotnie. Były petycje, listy, a nawet protesty przed siedzibą MEN w Warszawie i urzędami wojewódzkimi w kilkunastu polskich miastach.
- Związek został przyparty do muru. Wyczerpaliśmy wszystkie możliwości działania. Żadne ostrzeżenia i prośby nie skutkowały. Został tylko strajk - przyznaje Grzegorz Nowak.

Chcą gwarancji na przyszłość
- Walczymy o nasze prawa, poczucie bezpieczeństwa - mówi nauczycielka wychowania wczesnoszkolnego w poznańskim Zespole Szkół Mistrzostwa Sportowego nr 2. Jak przyznaje, nie należy do żadnego związku. Zdecydowała się przystąpić do strajku, ponieważ solidaryzuje się z kolegami i koleżankami. - Pracuję w oświacie 28 lat i przeżyłam wiele zmian. W szkole trafiłam na osoby, które robią swoje najlepiej, jak potrafią. Jestem z tego powodu szczęśliwa. Zdaję sobie jednak sprawę, co może stać się z ogromną liczbą nauczycieli. Wiem, że mogą stracić miejsca pracy. Przez kolejną nieprzemyślaną reformę będą musieli szukać nowego zatrudnienia. W pewnym wieku może to być bardzo trudne.

- Postulaty ZNP są typowo pracownicze. To, że strajk odbywa się w czasie poprzedzającym reformę, jest jednak nieprzypadkowy - mówi nauczyciel polonista w ZSMS nr 2 w Poznaniu. -

To już kolejne zmiany, które zamiast przełożyć się na jakość polskiej szkoły, wprowadzają jeszcze większy chaos.

Nikt nie wziął pod uwagę tego, że pieniądze wydane na reformę „wpadną w pustkę”. Zmieni się organizacja szkół, a nie zostanie dofinansowane to, co powinno - uczniowie, klasy, pracownie i nauczyciele.

Tym ostatnim już teraz jest ciężko. Choć wcale nie pracują 18 godzin tygodniowo (takie opinie panują w społeczeństwie), lecz często do późnych godzin wieczornych przygotowują materiały do zajęć, finansowo nie są doceniani.

- Moja żona również jest nauczycielką. Gdyby nie przywileje socjalne, możliwość wzięcia pożyczki wewnątrz kasy zapomogowej, nie moglibyśmy pozwolić sobie nawet na remont - mówi nauczyciel polonista. Jak zauważa, przedstawiciele innych zawodów z podobnym wykształceniem, często z mniejszymi kompetencjami zarabiają dużo więcej.

Co więcej nauczyciele często „dokładają” do swojej pracy - kupują pomoce dydaktyczne, korzystają z własnego sprzętu elektronicznego.
- W dzisiejszych czasach trzeba korzystać z dzienników elektronicznych, poczty mailowej... Czy urzędnik kupuje sobie materiały biurowe i płaci za internet z własnej kieszeni? - pyta nauczycielka wychowania wczesnoszkolnego.

- Słyszałam wypowiedź pani minister w jednym z wywiadów. Mówiła: Mam nadzieję, że nauczyciele się opamiętają. Moja mama też pracowała w szkole, też przeżyła wiele reform. Jak byłam dzieckiem, tłumaczyła mi, że zawód nauczyciela to misja. Gdy wszyscy wokół dostają podwyżki, nauczyciele mają czekać, bo oni zrozumieją. Moja mama odpowiadała wtedy: A moje dziecko ma inny żołądek i inne potrzeby? - wspomina nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej.

Nauczyciele z poznańskiego zespołu podkreślają, że nie strajkują po to, by zatrzymać reformę. Zdają sobie sprawę, że „klamka już zapadła”. Chodzi o sprzeciwienie się zaistniałym okolicznościom i uratowanie tego, co się da.

- W takiej sytuacji chcemy mieć chociaż pewność, że zagwarantowane zostaną nam miejsca pracy i warunki płacowe, które będą nas motywowały - mówi nauczyciel języka polskiego z ZSMS nr 2. - Zwłaszcza że realizacja reformy spadnie na nasze barki, co będzie wymagało od nas jeszcze więcej pracy - dodaje jego koleżanka, wuefistka z tej samej szkoły.

Planowane zmiany nie są ani dobre, ani wartościowe
Obaw związanych z reformą oświaty nie kryją też nauczyciele poznańskiego Gimnazjum nr 58. W piątek solidarnie strajkować będą wszyscy pracownicy tej szkoły.

- Jeśli powie się A, to należy powiedzieć B. My głoskę A powiedzieliśmy już przeszło rok temu. Braliśmy udział we wszelkich możliwych akcjach. Na razie nie zamierzamy się poddawać - mówi Miłosz Piękny, nauczyciel geografii.

Podkreśla, że nie jest osobą, która narzeka jedynie w gronie znajomych. Nie chce siedzieć bezczynnie, ale działać. Przyznaje jednak, że czasem czuje się jak idealista odrzucony przez społeczeństwo.

- Pisałem o nich pracę na maturze - wspomina Miłosz Piękny. - Wtedy dowiedziałem się, że walka z góry skazana na porażkę i tak ma sens.

Czasami czuję się jak Don Kichot walczący z panią minister. W tym przypadku walka też jest z góry skazana na porażkę.

Chcemy jednak pokazać jedność nauczycieli i rodziców. Zamanifestować, że to, co robi się z polską szkołą, nam się nie podoba, a proponowane zmiany są dla nas nie do zaakceptowania. Strajkujemy, bo mamy takie prawo. Jeśli chodzi o mnie, to przestanę protestować w momencie, gdy pani minister Zalewska spotka się ze mną w cztery oczy i wytłumaczy, na czym polega „dobra zmiana” w edukacji oraz dlaczego liczba 6+3+3 jest większa niż 8+4.

Nauczyciele strajkują, bo czują się okłamywani.

- Pani Zalewska mówiła, że nie będzie żadnych zwolnień. Wszyscy wiemy, że będą - mówi Agata Skiba, nauczycielka języka polskiego. - Jestem młodym nauczycielem. W przypadku połączenie szkół i likwidowaniu poziomu, w zderzeniu z osobami wyższych ode mnie stażem, automatycznie tracę pracę. Myślę, że osoby po studiach, które marzą, by być nauczycielami, mają jeszcze gorzej.

Staję dziś nie tylko w swoim imieniu, ale wszystkich młodych nauczycieli.

- Jeśli chodzi o mnie, to strajkuję dlatego, że nie zgadzam się z „dobrymi zmianami”. One wcale nie są dobre dla nas i naszych uczniów - tłumaczy polonistka Ewa Lewandowska. - Nowa podstawa programowa jest, delikatnie mówiąc, gniotem. Lektury, które będą obowiązywać od nowego roku szkolnego, nie odpowiadają poziomowi naszej młodzieży. Pracuję w szkole od 17 lat. Przeżyłam wiele zmian. Nauczyciel zawsze miał jednak możliwość wyboru lektur. Teraz ma przykazane, że w szóstej klasie ma omówić jedną część „Pana Tadeusza”, w siódmej kolejną, a w ósmej całą książkę. To bezsensowne dublowanie treści. Trudno będzie mi uczyć tego wszystkiego z przekonaniem, że jest to dobre, wartościowe - bo nie jest. Poza tym, przez cały okres pracy nad reformą nie było brane pod uwagę zdanie rodziców ani nauczycieli.

- Nie zgadzamy się ze zmianami zaproponowanymi przez panią minister. Uważamy, że są one nieprzemyślane - dodaje Damian Szczepański, nauczyciel języka niemieckiego. - Warto wspomnieć, że jest to niszczenie dorobku, na który pracowaliśmy przez lata. W przypadku naszej szkoły ten dorobek jest bardzo duży. Przez jedną nieprzemyślana reformę mamy to wszystko z dnia na dzień stracić. Trudno wyobrazić nam sobie, co będzie pierwszego września - gdy będziemy musieli te wszystkie zmiany wprowadzić w życie.

Oparcie w sobie i rodzicach
Nauczyciele, którzy wezmą udział w dzisiejszym strajku, nie wiedzą jeszcze, czy ich akcja przyniesie jakikolwiek skutek. Podobnie jak wniosek o zorganizowanie ogólnopolskiego referendum w sprawie reformy oświaty (obywatele mają wypowiedzieć się, czy chcą tak dużych zmian w polskiej edukacji).

- Ekipa, która ponad rok temu szła po władzę, obiecywała, że będzie rozmawiała ze społeczeństwem - suwerenem, jak oni to ładnie nazywają. Zapewniała, że wszystkie głosy będą przez nią rozpatrywane. Zobaczymy. Z tego, co wiem,

ZNP zebrał już pół miliona podpisów pod referendum. Zobaczymy, co pani minister Zalewska zrobi w tej kwestii.

Czy zachowa się, jak poprzednicy? Czas pokaże, a historia oceni - mówi Grzegorz Nowak.

Jednak dla wielu nauczycieli już sam fakt zjednoczenia się wokół wspólnej sprawy ma duże znaczenie.
- Budujące jest to, że środowisko nauczycielskie, które jest bardzo różnorodne - często podzielone, potrafiło się zjednoczyć i zmobilizować. Wcześniej wydawało się to mało możliwe.

Piątek będzie dla naszej grupy egzaminem.

Mamy jednak poczucie, że nie jesteśmy sami - mówi polonista z ZSMS nr 2.

- Dobrze nam się pracuje z grupą wiekową, do jakiej należą gimnazjaliści. Nie chcemy tego zmieniać. Jesteśmy razem, wspieramy się. Wspólnie możemy pokazać, że jesteśmy przeciwni tej reformie - podkreśla Katarzyna Fel, nauczycielka języka angielskiego w Gimnazjum nr 58.

Dla nauczycieli budująca jest też duża pomoc ze strony rodziców. Na zebraniach przedstawiono im, jak wygląda sytuacja. Choć nikt nie zachęcał rodziców do pozostawienia dzieci w domu, wielu z nich i tak zadeklarowało, że w piątek nie pośle ich do szkoły. Ci skupieni wokół Poznańskiego Forum Rodziców i Rad Rodziców zorganizowali w piątek cykl wykładów. Uczniowie zamiast do szkoły mogą pójść na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza i spędzić tam cały dzień.
-

Chcemy okazać nauczycielom swoje wsparcie. Jednocześnie dbamy o to, by ten dzień nie był stracony dla edukacji

- tłumaczy Robert Ciesielski z Poznańskiego Forum Rodziców i Rad Rodziców.

- Z reguły w takich sytuacjach nauczyciele słyszą narzekania, pytania: jak mogą strajkować? To chyba pierwszy w historii protest, w którym rodzice nie tylko nas popierają, ale sami podjęli kroki, by wyrazić swój sprzeciw. U nas w szkole już 10 marca lekcje odbywały się w szczątkowych ilościach - zauważa Dorota Duńko, nauczycielka języka angielskiego w Gimnazjum nr 58.

Chodzi o strajk rodziców, którzy w ramach protestu przeciwko zmianom w oświacie nie posłali dzieci do szkoły. Akcja miała charakter ogólnopolski. W Poznaniu szkół co prawda nie sparaliżowało, ale były takie, gdzie klasy świeciły pustkami.

- Rodzice chcą, abyśmy kontynuowali naszą pracę. To daje nam siłę do działania - przyznaje Katarzyna Fel.

Jak będzie przebiegał strajk?
Piątkowy strajk potrwa cały dzień. Założenie jest takie, by w tym czasie nauczyciele, którzy wezmą w nim udział, pojawili się w pracy, ale powstrzymali się od prowadzenia zajęć - dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych. Nie oznacza to jednak, że dzieci, które przyjdą na lekcje, zostaną odesłane do domu. Dyrektor szkoły ma obowiązek zapewnić im opiekę (choć trzeba się liczyć z tym, że piątkowe lekcje nie wszędzie będą przebiegać normalnie). Wielu, ze względów logistycznych, poprosiło wcześniej rodziców o deklaracje, czy uczeń pojawi się w szkole. Dzięki temu wiedzieli wcześniej, czy liczba niestrajkujących nauczycieli wystarczy, by zapewnić wszystkim opiekę, a nawet ile obiadów przygotować na ten dzień.

Wsparcie dyrekcji deklaruje też sporo strajkujących nauczycieli. Gdy będzie taka konieczność, część z nich wspomoże niestrajkujących kolegów.
- Wszystko zależy od tego, ile dzieci pojawi się w szkole oraz czy w ogóle przyjdą. Jeśli tak, to się nimi zajmiemy. Nie wiem, czy będziemy rozmawiać o życiu czy robić coś innego - zastanawia się Dorota Duńko.

Organizatorem piątkowego strajku jest Związek Nauczycielstwa Polskiego (nie włączył się w niego NSZZ Solidarność).

Ponieważ wszystkie procedury zostały dopełnione, żaden nauczyciel, który weźmie udział w strajku, nie może być pociągnięty z tego tytułu do odpowiedzialności. Akcja ma charakter ogólnopolski. W Poznaniu do strajku przyłączyły się 44 szkoły (zarówno gimnazja, jak podstawówki i szkoły ponadgimnazjalne). W całej Polsce, jak wynika z danych ZNP, będzie to kilkanaście tysięcy szkół i przedszkoli.

W oficjalnym komunikacie MEN odcięło się od komentarza na temat strajku nauczycieli - tłumacząc, że - zgodnie z obowiązującym prawem - nie jest stroną sporu „wszczętego przez ZNP z dyrektorami szkół, przedszkoli i placówek oświatowych”. Po raz kolejny zapewniono też, że nie będzie zwolnień nauczycieli.

Nauczyciele z poznańskiego Gimnazjum nr 58 nie kryją obaw związanych z planowaną reformą edukacji. W piątek solidarnie strajkować będą wszyscy pracownicy
Anna Jarmuż

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.