Marek Zaradniak

Skowronki w Kraju Kwitnącej Wiśni. - Japonia zauroczyła nas pod wieloma względami - mówi Alicja Szeluga, szefowa poznańskiego chóru

Japonia nas zauroczyła. Nikt z uczestników wyjazdu nie był jeszcze w Japonii. To była nasz pierwszy kontakt z tą kulturą, z krajem. Byłyśmy pod wrażeniem Fot. Archiwum Skowronków Japonia nas zauroczyła. Nikt z uczestników wyjazdu nie był jeszcze w Japonii. To była nasz pierwszy kontakt z tą kulturą, z krajem. Byłyśmy pod wrażeniem wielkiej kultury samych Japończyków, ich życzliwości i otwartości na drugiego człowieka - mówi szefowa „Skowronków”
Marek Zaradniak

- Japonia zauroczyła nas pod wieloma względami - mówi Alicja Szeluga, szefowa Chóru Dziewczęcego „Skowronki”. Chór wrócił właśnie z tournee po Kraju Kwitnącej Wiśni.

Wróciłyście z tournee po Japonii. Była to wasza najdłuższa i najdalsza podróż artystyczna. Jak długo trwały przygotowania do niej?
Przygotowania do wyjazdu do Japonii trwały cały rok. Najwięcej czasu zabrały nam sprawy organizacyjne: ustalanie trasy, miejsc koncertów oraz pozyskiwanie finansów. Ze zdobywaniem funduszy borykają się wszystkie zespoły, zarówno amatorskie jak i zawodowe. Jeśli chodzi o program artystyczny, tu nie miałam żadnych problemów. „Skowronki” mają bardzo szeroki repertuar. W momencie, gdy ustaliliśmy ilość koncertów oraz ich miejsca, dokonałam wyboru programu. Specjalnie na wyjazd do Japonii przygotowałam z chórem utwory kompozytorów japońskich.

Aby zebrać fundusze skorzystałyście z platformy PolakPotrafi.pl?
Już po raz kolejny. Przyniosło to efekty w postaci 10 tys. zł, czyli kwotę, o jaką zabiegaliśmy. Otrzymaliśmy też dofinansowanie z Urzędu Marszałkowskiego, 11 tys. zł, w ramach projektu Ambasador Kultury Wielkopolskiej. Spory zastrzyk finansowy uzyskaliśmy od rodziców dziewcząt, którzy wpłacali pewne kwoty, aby ich córki mogły wyjechać. Pozostałe środki pochodziły od sponsorów. Ich pozyskiwanie było najbardziej absorbujące i trudne. Kultura, muzyka, chóry nie są tak medialne jak np. sport. Ale udało się. Dopięłyśmy budżet i zrealizowałyśmy wszystko, co zaplanowałyśmy.

Co śpiewałyście?
Przede wszystkim muzykę polską, która w szczególny sposób zabrzmiała w Ambasadzie Polskiej w Tokio. Koncert w Ambasadzie odbył się dzięki pomocy Instytutu Kultury Polskiej w Tokio. Wśród licznej publiczności był korpus dyplomatyczny oraz goście polscy i japońscy. Wykonałyśmy tam m.in. utwory Stanisława Moniuszki, z racji trwającego właśnie Roku Moniuszkowskiego. Publiczność była zachwycona naszą muzyką, urzekła ich spontaniczność wykonania. Szczególnie podobał się chór kobiet „Spod igiełek kwiaty rosną” ze „Strasznego Dworu”, który wykonywałyśmy niemal na każdym koncercie. Dziewczęta grają tutaj pięknie, aktorsko. Ja nie dyryguję, dziewczęta śpiewają bez dyrygenta, tylko z akompaniamentem fortepianu, i robią to naprawdę uroczo. W Ambasadzie nie obyło się bez bisów, były ich aż cztery. A na koniec zaśpiewaliśmy wspólnie naszą słynną piosenkę ludową „Szła dzieweczka”, my po polsku, Japończycy po japońsku. Okazało się, że dzieci japońskie uczą się tej piosenki w szkołach, i wszyscy ją znają i kochają.

A repertuar japoński? Na powitaniu na placu Mickiewicza śpiewałyście jedną piosenkę japońską.
Do naszego programu wybrałam utwory japońskie, które Japończycy doskonale znają, i do których mają wielki sentyment. Śpiewałyśmy „Sakurę”, słynny utwór, który jest w repertuarze wielu zespołów japońskich, ponadto kompozycję „Aka tombo” - ta właśnie pieśń zabrzmiała na powitaniu na Placu Mickiewicza. Wykonywałyśmy też utwór „Furusato” - z bardzo nostalgicznym tekstem i muzyką.

Jak reagowała tamtejsza publiczność?
Znakomicie! Japończycy, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, okazali się bardzo otwarci i spontaniczni. Myślę, że „Skowronki” potrafiły poruszyć ich serca. Po pierwsze nieskazitelnością wykonania muzyki, a po drugie wielkim zaangażowaniem w wykonywaną treść utworów. Publiczność japońska dostrzegała to i nagradzała nas oklaskami na stojąco, domagała się bisów. Nasze koncerty są pełne emocji, stąd mogą wywoływać u słuchaczy wzruszenie, a nawet łzy. Po każdym koncercie ludzie podchodzili do nas, gratulowali nam, dziękowali. Bardzo pochlebnie wyrażali się o ciekawym repertuarze oraz o brzmieniu chóru, mówiąc, że jest „transparentne”, wyjątkowe. To było bardzo miłe. Dodam, że chór „Skowronki” wokalnie prowadzi Pani Marzena Michałowska - znana wszystkim sopranistka oraz pedagog.

Byłyście między innymi na Międzynarodowym Spotkaniu Muzycznym International Music Meeting. To był festiwal, konkurs?
Udział w 3. Międzynarodowym Spotkaniu Muzycznym był głównym celem podróży. To nie jest konkurs, lecz festiwal. Każdy z uczestników prezentował swój program, nie będąc ocenianym przez innych. W Spotkaniu brały udział trzy orkiestry i osiem chórów, japońskich i zagranicznych. Każdy z zespołów występował w różnych miastach Japonii. Punktem kulminacyjnym imprezy był koncert galowy, który odbył się w Tokio, w przepięknej sali koncertowej - Seinen-kan Hall, wybudowanej zaledwie rok temu. Ta sala koncertowa jest częścią obiektów olimpijskich. Za rok w Tokio odbędą się Igrzyska Olimpijskie. Miałyśmy więc szczęście być w miejscach, które za rok będą głównym punktem uwagi całego świata. Sala koncertowa, w której miałyśmy przyjemność zaśpiewać mieści 2 tys. ludzi i ma dużą, wygodną scenę. Najbardziej ujęła mnie akustyka tego wyjątkowego miejsca. Sprzyja ona zarówno muzykowaniu, jak i słuchaniu. Na scenie chór słyszał się znakomicie, a publiczność siedząc w różnych miejscach sali, miała prawdziwy komfort odbioru muzyki. To był bardzo dobry koncert. A na zakończenie spotkałyśmy się z wszystkimi wykonawcami, organizatorami podczas wspaniałego party oraz bankietu z pysznym jedzeniem japońskim.

Rywalizacji konkursowej nie było, a recenzje?
Jak już wspomniałam wcześniej, po każdym koncercie podchodzili do nas słuchacze wyrażając się bardzo pochlebnie o naszej muzyce. W prasie ukazały się również pisemne recenzje. W nich również wypadłyśmy bardzo dobrze.

Co najbardziej zaskoczyło was w Japonii?
Japonia nas zauroczyła. Nikt z uczestników wyjazdu nie był jeszcze w Japonii. To była nasz pierwszy kontakt z tą kulturą, z krajem. Byłyśmy pod wrażeniem wielkiej kultury samych Japończyków, ich życzliwości i otwartości na drugiego człowieka. Byliśmy też zaskoczeni wielką czystością. Na ulicach nie doświadczy się papierów, tego, co bywa w Europie, ale co ciekawe, nie ma tam też koszy na śmieci. Są, owszem, ale tylko przy automatach z napojami. Natomiast na ulicach nie ma. To zaskakuje. A koncertowo - publiczność japońska jest bardzo spontaniczna i bardzo pięknie reaguje na muzykę. Często się wzrusza, a nawet płacze. Doświadczyłyśmy tego. To dla mnie najlepsza rekomendacja, że muzyka trafiła do ich serc.

Czy podczas podróży miałyście jakieś przygody?
Początek podróży okazał się bardzo trudny. Miałyśmy dramatyczną przygodę. Podczas lądowania w Japonii, jedna z naszych dziewczynek bardzo mocno ziewnęła i przeskoczyła jej żuchwa, nie dając możliwości zamknięcia buzi. A więc zaraz po wylądowaniu w Tokio, trzeba było szybko pojechać z nią do szpitala. W międzyczasie reklamowaliśmy walizki, które zostały uszkodzone podczas podróży. I to jeszcze nie wszystko. Przyjechałyśmy do Tokio po 15 godzinach podróży. W planach miałyśmy odpoczynek w hotelu, tak, aby wieczorem być gotowym na koncert w Ambasadzie Polskiej. Okazało się, że organizatorzy nie dopełnili formalności i nasze pokoje hotelowe nie były gotowe na nasz przyjazd. Nie miałyśmy się gdzie podziać, nie mówiąc o wypoczynku przed koncertem. Rozłożyłyśmy się więc na trawniku przed hotelem, trochę odświeżyłyśmy się w hotelowej łazience i pojechałyśmy do Ambasady. Byłam pełna obaw, czy zmęczone dziewczęta będą w stanie dobrze zaśpiewać. I tu kolejne zaskoczenie: koncert był rewelacyjny. Zaśpiewany z wielkim animuszem, z żywiołowością. Byłam zdumiona, że chórzystki potrafiły tyle z siebie wykrzesać. Myślę, że przyczyniła się do tego niezwykła reakcja publiczności, która gorąco reagowała, na to wszystko płynęło ze sceny. Koncert zakończył się czterema bisami.

12 dni, 7 koncertów. Gdzie byłyście poza Tokio?
W Kamakura i Yokosuka. To dwie miejscowości blisko Tokio. Potem pojechałyśmy do Nikko, gdzie zwiedzałyśmy przepiękne miejsce świątynne. A potem był wypad na północ wyspy Honsiu, ponad 500 kilometrów od Tokio, do Tsuruoka. Po drodze miałyśmy możliwość zachwycenia się pięknym japońskim krajobrazem. W Tsuruoka byłyśmy gośćmi chóru szkoły średniej - jednego z najlepszych zespołów dziewczęcych w Japonii, zdobywcy głównych nagród w narodowych konkursach chóralnych. Nasze dziewczęta nocowały u rodzin. Miałyśmy wspólny, bardzo dobry koncert w Art Forum - świetnej sali koncertowej. Chór Tsuruoka Kita - Senior High School przyjedzie do Polski.

Kiedy?
Na nasz festiwal Trillme. Nie na przyszłoroczny, bo to za mało czasu na przygotowania, ale w 2022 roku. Nie ukrywam, że otrzymaliśmy zaproszenie od Japończyków na ponowny przyjazd. Wszystko zależy jednak od problemu, z którym zaczynaliśmy naszą japońską przygodę, czyli od pieniędzy. Jak nam się uda zgromadzić pieniądze, to pojedziemy.

Ale podczas waszego powitania mocno akcentowano Australię...
To na razie marzenie, ale marzenia trzeba spełniać. Naszym marzeniem przed laty był wyjazd do Stanów Zjednoczonych i występ w Carnegie Hall. Udało się je spełnić. Potem chciałyśmy polecieć doTokio i Japonii, i także udało się. Trzeba mieć marzenia i sięgać po nie. A czy je zrealizujemy teraz, czy później, to kolejna sprawa. Jest wiele krajów, w których jeszcze nie byłyśmy. Nie tylko Australia, ale na przykład Nowa Zelandia, Bali, Indonezja. Nie byłyśmy w Ameryce Południowej. Marzą mi się różne ciekawe miejsca, do których chciałabym zawieźć „Skowronki” i naszą muzykę. Australia rzeczywiście pojawiła się w planach. Jest tam ciekawy festiwal w Sydney, ale zobaczymy. Na razie to marzenie. Ze zdobywaniem funduszy borykają się wszystkie zespoły, zarówno amatorskie jak i zawodowe

Marek Zaradniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.