Iwona Marciniak

Sebastian Karaś - pierwszy człowiek, który dopłynął wpław na Bornholm

Sebastian Karaś wrócił do kołobrzeskiego portu wczoraj tuż przed godz. 19. Tym razem już na pokładzie łodzi  James Cook, która asekurowała go przez całą Fot. Iwona Marciniak Sebastian Karaś wrócił do kołobrzeskiego portu wczoraj tuż przed godz. 19. Tym razem już na pokładzie łodzi James Cook, która asekurowała go przez całą wyprawę. Razem z pływakiem wrócił także wspierający go Team Karaś
Iwona Marciniak

26-letni Sebastian Karaś pierwszy na świecie pokonał 100 km dzielące Kołobrzeg od Bornholmu.

W środę tuż przed godz. 19 w porcie rybackim huknęły fajerwerki, bo James Cook z Sebastianem Karasiem wrócił do Kołobrzegu. Dwie doby wcześniej 26-latek z Elbląga wypłynął na pionierską wyprawę wpław przez Bałtyk na oddaloną o 100 km duńską wyspę. Dopłynął we wtorek o godz. 23.35.

Nabrzeże obległy media i kilkudziesięciu kibiców.

- Nie wygląda pan na kogoś, kto dopiero co przepłynął 100 km Bałtyku - rzucił ktoś z podziwem po pierwszym powitaniu.

- No właśnie, już słyszałem, że pewnie nikt mi nie uwierzy, bo za dobrze wyglądam - śmiał się mistrz.

- Ale było naprawdę bardzo ciężko. Duży kryzys po 40 kilometrach. Pierwszej nocy mój błędnik już szwankował, żołądek nie pracował. Myślałem, że będzie powtórka z ubiegłego roku.

Bo rok temu mistrz Polski w pływaniu, rekordzista kraju w przepłynięciu kanału La Manche, podjął swoją pierwszą próbę dotarcia aż na Bornholm. Po ośmiu godzinach pokonały go wysokie fale Bałtyku i choroba morska. Ale pływak nie odpuścił. Po roku wrócił. Ponad półtora miesiąca on i jego ekipa - Team Karaś - czekali na wreszcie dobrą pogodę.

„Oczko pogodowe” pojawiło się w poniedziałek. Już przed startem Sebastian Karaś mówił: - Będzie ciężko. Ale jeżeli mój żołądek będzie dobrze pracował, to na pewno dam radę. W trakcie kolejnych miesięcy przygotowań pokonywał już dystans 100 km, tyle że w basenie.

Ale na Bałtyku na śmiałka czekały dodatkowo chłód i fale. Z asekurującego go kołobrzeskiego kutra James Cook jego ekipa co 45 minut podawała mu na długim wysięgniku napoje izotoniczne, ciepłe zupy, w tym ulubiony rosół, i przekąski.

Jak poradził sobie psychicznie z gigantycznym wyzwaniem?

- Podzieliłem sobie te 100 km na etapy, na znaczące w mojej przeszłości wyścigi - mówił.

- Żeby oszukać głowę, bo nie da się nastawić głowy na tyle płynięcia.Na pytanie, co poczuł gdy po morderczym wysiłku poczuł grunt pod stopami, odpowiedział: - Jeszcze wtedy nie czułem takiego szczęścia i satysfakcji. Cieszyłem się, że to się skończyło, że już nie czuję bólu. Satysfakcja przychodziła z godziny na godzinę. A dziś po przebudzeniu dotarło do mnie: zrobiłem to!

Nocne zdjęcie szczęśliwego 26-latka z polską flagą, wykonane z wtorku na środę, obiegło media. Przez całe 28 godzin wyprawy wieści zamieszczane przez Team Karaś na facebookowym fanpage’u śledziły tysiące fanów trzymających kciuki.

Sebastian Karaś nadał swojej wyprawie dodatkowy sens. Zadedykował swój wyczyn dwójce chorujących dzieci: Jaśkowi Piesykowi i Magdzie Samoraj, dla których prosi o wsparcie.

Iwona Marciniak

Piszę w Głosie Koszalińskim od 1998 roku. Mam szczęście mieszkać w Kołobrzegu, którego plaża - bez względu na porę roku - to najlepszy antydepresant i akumulator dobrej energii. Zwłaszcza gdy biega się po niej z psem (a najlepiej z psami ;))


Informuję o tym, co dzieje się w mieście i powiecie kołobrzeskim. Moje teksty można znaleźć w sieci na stronie www.gk24.pl, www.kolobrzeg.naszemiasto.pl, na fejsbukowym profilu Kołobrzeg nasze miasto oraz w papierowym wydaniu Głosu Koszalińskiego.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.