Rodzice zaniedbywali 11-latkę i mieli się nad nią znęcać

Czytaj dalej
Szymon Zięba

Rodzice zaniedbywali 11-latkę i mieli się nad nią znęcać

Szymon Zięba

Zdaniem prokuratury, 11-latka z Gdańska była bita pasem i zaniedbana, nie zaspokojono jej podstawowych potrzeb życiowych, głównie żywieniowych i higienicznych. Rodzice usłyszeli zarzuty.

Do tragicznych wydarzeń doszło w jednym z mieszkań w Gdańsku. Zdaniem prokuratury, 11-letnia dziewczynka była bita pasem, pozostawiana sama sobie i zaniedbana.

Według zeznań przesłuchanych już świadków, gehenna dziecka trwać miała od października 2016 roku do marca 2017 roku. I choć obecnie dziewczynkę odizolowano od rodziców, którzy usłyszeli zarzut dotyczący znęcania nad swoją córką, a sam proceder trwać miał miesiącami, z akt sprawy wynika, że w czasie gdy rozgrywały się wydarzenia, rodzina nie miała niebieskiej karty.

- Nie mamy informacji, by przed zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa była wdrożona procedura niebieskiej karty. W toku sprawy wyjaśniano także działania podjęte przez szkołę, po stwierdzeniu nieprawidłowości - mówi prokurator Tatiana Paszkiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

Z ustaleń prokuratury wynika, że 11-latka często pozostawiana była sama sobie

- Dochodzenie prowadzone jest w kierunku fizycznego i psychicznego znęcania się nad małoletnią. Chodzi m.in. o zaniedbanie dziecka oraz niezapewnienie podstawowych potrzeb życiowych, głównie żywieniowych i higienicznych - dodaje.

Prowadzona przez śledczych sprawa jest jedną z wielu. Prokuratorzy nie kryją: w ostatnich latach wzrosła liczba dzieci, które mogły paść ofiarą różnych form przemocy domowej. Podczas gdy w 2015 roku mowa była o 384 małoletnich, rok później było ich już 448. Sprawa 11-latki z Gdańska jest jednak niecodzienna.

- Podejrzani o znęcanie rodzice dziecka to osoby pracujące, warunki lokalowe, w których zamieszkiwali, określono ogólnie jako dobre, jednak skrajnie zaniedbane - mówi prok. Paszkiewicz.

Na miejsce został wezwany lekarz, który stwierdził zaniedbanie dziecka

W takich okolicznościach - informują śledczy - odnaleziono dziewczynkę. Jak opowiada prokurator, kiedy policjanci, zawiadomieni przez pracownika szkoły, w której uczy się 11-latka, weszli do mieszkania, dziecko było samo. - Na miejsce został wezwany lekarz, który stwierdził zaniedbanie dziecka, jednak życie dziewczynki nie było zagrożone - mówi rzecznik „okręgówki”.

Mimo to podjęto decyzję o umieszczeniu dziewczynki w pogotowiu opiekuńczym.

- Z ustaleń prokuratury wynika, że 11-latka często pozostawiana była sama sobie - słyszymy od prok. Paszkiewicz.

To jednak nie wszystko.

- Po przedstawieniu rodzicom zarzutu prokurator skorzystał ze swoich uprawnień i zawnioskował do sądu rodzinnego o zbadanie, czy zachodzi podstawa do ograniczenia lub pozbawienia władzy rodzicielskiej rodziców 11-latki - mówi prok. Tatiana Paszkiewicz.

Z informacji udzielonych przez śledczych wynika, że o sprawie odpowiednie służby zawiadomił przedstawiciel szkoły.

- Z przesłuchań świadków wynika, że w szkole m.in. rozmawiano z rodzicami na temat stanu ich córki, zawiadomiony był także dzielnicowy. Działania te nie przyniosły skutków - mówi prok. Paszkiewicz. - Kiedy pojawiło się podejrzenie, że może być stosowana przemoc, podjęto decyzję o zawiadomieniu o sprawie policji.

W tej chwili 29-letniej kobiecie i 37-letniemu mężczyźnie grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Nie przyznali się do stawianego im zarzutu. - Oboje złożyli wyjaśnienia. Zaprzeczyli, jakoby miało dojść do znęcania nad dzieckiem. Ojciec dziewczynki stwierdził, że dziecko miało właściwą opiekę - mówi prok. Paszkiewicz.

Podejrzani rodzice nie przebywają w areszcie. Zastosowano wobec nich dozór policyjny.

Tymczasem podinspektor Hanna Damer-Szepietowska z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku tłumaczy, że procedurę „Niebieska karta”, oprócz policjantów, mogą wszcząć także pracownicy socjalni, przedstawiciele służby zdrowia, oświaty i komisji rozwiązywania problemów alkoholowych.

- Jednak każdy przypadek jest inny i nie zawsze na pierwszy rzut oka widoczne są sygnały o tym, że coś złego dzieje się w danej rodzinie - mówi funkcjonariuszka zajmująca się sprawami z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. - Na przykład nie zawsze sygnał o przemocy w rodzinie dotrze do policji, zwłaszcza jeżeli tragedia dzieje się w czterech ścianach. Z tego powodu tak ważna jest rola również innych podmiotów, mogących zareagować w przypadkach przemocy domowej, jak i osób mających kontakt z daną rodziną - nie bójmy się reagować - podsumowuje.

Szymon Zięba

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.