Anna Folkman

Rodzice uczą sami, bo... szkoła zabija ciekawość

Rodzice uczą sami, bo...  szkoła zabija ciekawość
Anna Folkman

To rodzaj rodzicielskiej kooperatywy edukacyjnej - grupa dzieci, która uczy się w trybie edukacji domowej. Dzieci są w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym i są uczone przez swoich rodziców lub zaprzyjaźnione osoby - mentorów.

„Do kręgu, do kręgu zapraszam was. Nadszedł już czas... Siądź ze mną do kręgu... zapraszam was” - z dużego pokoju dobiega nucona ciepłym głosem piosenka. Rozproszone po wszystkich pomieszczeniach dzieci jak na gwizdek przybiegają i siadają w kręgu na dużym dywanie. Wiedzą, że takie wezwanie oznacza omówienie jakiejś ważnej sprawy czy ich oczekiwań na dzisiejszy dzień.

W szkole marnuje się czas

- Nie satysfakcjonuje nas z mężem polska szkoła systemowa - mówi Marta Drozd--Korożan, mama 4,5-letniej dziewczynki. - Nie podoba nam się to, że marnotrawi się czas dzieci, pozbawia je chwil dla rodziny i zabija ciekawość, każąc nieefektywnie spędzać w szkole długie godziny, a w domu odrabiać lekcje. Podjęliśmy więc z mężem decyzję, że chcemy kształcić córkę w systemie edukacji domowej. Kiedy miała 2,5 roku i była na etapie przedszkolnym, razem z kilkoma rodzinami zainteresowanymi edukacją domową zaczęliśmy regularne spotkania. Na początku umawialiśmy się raz w tygodniu w swoich mieszkaniach, ale zauważyliśmy, że potrzebujemy więcej miejsca. Dzieci chciały się częściej spotykać i my też czuliśmy, że jeden dzień w tygodniu to za mało zwłaszcza, że niektóre dzieci wchodziły w obowiązek przedszkolny. Razem z innymi rodzicami stworzyliśmy więc „Miejsce Demokratyczne”, wynajęliśmy na ten cel dom jednorodzinny. Nasze „Miejsce” będzie rosło razem z dziećmi. Będziemy je uczyć tak długo, jak długo tego będą chciały, nawet do matury.

Biały Dom, Wielki Niedźwiedź...

Dziś jedenaście rodzin spotyka się pięć razy w tygodniu, razem bawią się, wymyślają aktywności, dzięki którym dzieci poznają świat. Na ten cel rodzice wynajęli domek jednorodzinny na Pogodnie. Najmłodsze dzieci mają dwa lata, najstarsze dziewięć. To grupa demokratyczna - nie ma jednej osoby dowodzącej, więc nazwa też musiała zostać wybrana w drodze głosowania.

Pojawił się jednak problem, bo każde z dzieci miało swój pomysł i absolutnie nie chciało z tego pomysłu zrezygnować. Przyjęło się tak, że nazwa robocza to „Miejsce Demokratyczne”, ale dzieci mówią też na grupę jak chcą: „Kokon”, „Wielki Niedźwiedź”, „Biały Dom”... Każdy ma swoje oryginalne określenie.

- Przysposobiliśmy dom do naszych potrzeb, zabaw, tego by móc pozwolić sobie np. na wysypywanie mąki, malowanie poprzez chlapanie itd. Mamy warunki, przestrzeń. Mamy też pomoce naukowe i zabawki, które w mieszkaniach nie zawsze mogłyby się zmieścić - dodaje pani Marta.

Do prowadzenia grupy nie ma osób zatrudnionych, personelu. Wszystko robią sami rodzice. - Gotujemy, sprzątamy przygotowujemy zajęcia. Opieramy się na podstawie programowej i realizujemy ją. Co w niej jest na tym etapie? Na przykład znajomość liter, pór roku czy umiejętność zachowania podczas wydarzeń kulturalnych (w teatrze, w muzeum) - wymienia współtwórczyni „Miejsca”. - Sprawdzamy na jakim poziomie jesteśmy, ale cały czas idziemy za dziećmi. To one decydują, kiedy się uczyć, jak się uczyć i czego. Oczywiście cały czas mam na myśli naukę przez zabawę. Naszym założeniem jest to, że nauka ma wynikać z zainteresowań.

W praktyce, osoba, która danego dnia opiekuje się grupą - mentor - zapoznaje się z podstawą programową i planuje, przygotowuje zajęcia. Nie oznacza to jednak, że zrealizuje wszystko, co zamierzy. To od dzieci zależy, w którą pójdą stronę i czy zechcą się włączyć do zabawy wymyślonej przez mentora. Zawsze w ciągu dnia mentorzy czytają dzieciom książki i poświęcają godzinę lub dwie na zainspirowane przez siebie zajęcia, w których nawiązują do informacji związanych z podstawą programową.

Zabawki mają pobudzać kreatywność

W grupie jest pięć mentorek. Opiekują się dziećmi codzienne, ale dzielą się obowiązkami. Te, które pracują, dostosowują godziny pracy i czas spędzony w „Miejscu”. - To nie jest przedszkole, nie jesteśmy instytucją. Nie ma mentorek, które opiekują się dziećmi cały tydzień. Niektóre z nas pracują w wolnych zwodach, są na urlopach wychowawczych, staramy się to wszystko godzić i jak widać się udaje - wtrąca pani Marta.

W wynajętym domu dzieci mają m.in. drewnianą huśtawkę, na której mieści się nawet ich ośmioro - podwieszoną nisko nad podłogą, dywan, na którym odbywają się narady, omówienia codziennych spraw, spotkania, kącik ekologiczny z sadzonkami, kącik badacza ze znaleziskami zdobytymi podczas wyjść do lasu, wykonany własnoręcznie kalendarz, na którym codziennie zmieniają datę, ucząc się przy tym cyfr, miesięcy i pór roku, dyski sensoryczne, liny i drążki do wspinania i huśtania, regał z materiałami plastycznymi, do którego dzieci mają swobodny dostęp. W największym pomieszczeniu są pufy do siedzenia i duże piłki zamiast krzeseł przy stolikach - dzięki i temu dzieci wzmacniają kręgosłupy i poprawiają koordynację.

Na ścianach można podziwiać prace plastyczne dzieci, np. takie, które powstały przy użyciu starych szczoteczek do zębów, są też odbite dłonie wszystkich należących do „Miejsca” osób.

Na piętrze domu znajdują się dwa pomieszczenia, jedno do leżakowania, odpoczynku. Są w nim kocyki i materace, choć dzieci rzadką śpią. Traktują to miejsce jako kolejne pomieszczenie do zabawy, podobnie jak pokój zabaw z drabinkami i innymi akcesoriami, który jest obok.

- Zainspirowani pedagogiką waldorfską i teorią luźnych części unikamy zabawek jednokrotnego zastosowania np. zestawu lekarza, czy plastikowego odkurzacza - zaznacza Marta Drozd-Korożan. - Wolimy rzeczy, które można wykorzystać w zależności od potrzeb, z naturalnych materiałów. Z miękkich wałków dzieci budują konstrukcje, przeskakują przez nie, są też pufy, które czasem są wyspami, a czasem królewskim tronem, chusta animacyjna, klocki ze skrawków drewna, inspirujące do tworzenia kształtów, kasztany, małe i duże muszle, szyszki, pieńki, kamienie, pestki, zakrętki, guziki. Z gotowych zabawek mamy tylko instrumenty muzyczne i gry.

Dom ma także spory ogród, który służy dzieciom i ich mentorom. Są na nim siedziska wykonane przez nich z drewnianych palet, donice na rośliny, fasolowy namiot. Dzieci uprawiają własne warzywa i owoce. Powstaje warsztat z prawdziwymi piłami, młotkami, imadłem i świdrem ręcznym i „jaskinia wszystkożera”. W domowej kuchni każdego dnia przygotowane są posiłki. Śniadanie ma formę szwedzkiego stołu wystawianego do godz. 12, wszyscy natomiast spotykają się przy obiedzie. Jeden dzień w tygodniu dzieci (niezależnie od pogody) spędzają w całości w lesie. Odbywają piesze wędrówki, gotują „dzikie” jedzenie (np. zieloną zupę z chwastów), brodzą w strumieniach, budują szałasy i palą ogniska.

Mają już za sobą spotkania „oko w oko” z dzikiem, sarnami, rakiem czy romantycznie nastrojonymi żabami, z ptakami leśnymi znają się po imieniu.- Taka forma edukacji to dla nas fantastyczne rozwiązanie. Dzieci w zależności od etapu, na którym się znajdują, we własnym tempie wchodzą w te nasze realia, ale widzimy po nich, że chcą tutaj przychodzić. W zderzeniu z tak wieloma nagłymi zmianami w systemie edukacji, rodzice gubią się i szukają alternatyw. Miejsce, które tworzymy, jest taką alternatywą. Po rocznym doświadczeniu możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że się to sprawdza. Służymy radą, wszystkim, którzy chcieliby budować podobne społeczności - kończy pani Marta.

Szczecin ma też szkołę demokratyczną

Przy szczecińskiej Fundacji Droga Wolna działa wolna szkoła, gdzie rodzice sami uczą swoje pociechy. Hasła, które jej przyświecają to: zamiast obowiązku uczenia się - prawo do niego, zamiast obowiązku uczenia się - odpowiedzialność za nie, zamiast nauczania - towarzyszenie w rozwoju, zamiast odgórnych decyzji - współdecydowanie.

Można uczyć samemu

Prawo daje rodzicom wybór co do sposobu edukowania ich dzieci, ale pod pewnymi warunkami. Zezwolenie na spełnianie przez dziecko obowiązku szkolnego poza szkołą wydaje dyrektor odpowiednio publicznego lub niepublicznego przedszkola, szkoły, do której dziecko zostało przyjęte, na wniosek rodziców. Do wniosku o wydanie zgody dołączyć należy opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej, oświadczenie rodziców o zapewnieniu dziecku warunków umożliwiających realizację podstawy programowej, zobowiązanie rodziców do przystępowania w każdym roku szkolnym przez dziecko do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych. Dziecko otrzymuje świadectwo ukończenia poszczególnych klas danej szkoły po zdaniu tych egzaminów.

Przedszkole

Do przedszkola uczęszczają dzieci w wieku od trzeciego do szóstego roku życia, a w szczególnych przypadkach nawet pół roku młodsze. Dzieci 5-letnie i 6-letnie są objęte obowiązkowym wychowaniem przedszkolnym. Oddziały, do których uczęszczają dzieci 5 i 6-letnie, nazywane są zwyczajowo „zerówkami”. Obok przedszkoli funkcjonują również oddziały przedszkolne w szkołach podstawowych oraz punkty przedszkolne i zespoły wychowania przedszkolnego. Ostanie dwie formy wychowania przedszkolnego przeznaczone są dla niewielkich grup dzieci i tworzone są w miejscowościach odległych od przedszkoli i szkół podstawowych. / źródło: wikipedia

System oświaty w Polsce

Obejmuje publiczne i niepubliczne żłobki, przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja, szkoły ponadgimnazjalne, policealne, artystyczne oraz inne szkoły specjalne i placówki oświatowo-wychowawcze oraz opiekuńcze. Do systemu oświaty nie zalicza się szkół wyższych. Zgodnie z Konstytucją RP każdy człowiek przebywający na terytorium Polski ma prawo do nauki. Nauka elementarna jest na mocy przepisów prawa obowiązkowa, po osiągnięciu w przedszkolu gotowości szkolnej przez dzieci, od 6. do 18. roku życia, ale status instytucji obowiązkowych mają jedynie szkoła podstawowa i gimnazjum. Nauczyciele mają obowiązek podnoszenia kwalifikacji w ramach awansu zawodowego nauczycieli. / źródło: wikipedia

[reklama]

Polecamy na gs24.pl:


Anna Folkman

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.