Retencja wody w Polsce na fatalnym poziomie. "Jeśli nie zaczniemy traktować jej poważnie, grożą nam ogromne susze"

Czytaj dalej
Fot. Lukasz Gdak
Blanka Aleksowska

Retencja wody w Polsce na fatalnym poziomie. "Jeśli nie zaczniemy traktować jej poważnie, grożą nam ogromne susze"

Blanka Aleksowska

Dramatyczna susza trawi gleby i ziemie krajów zachodniej Europy. Rzeki wysychają, a ludziom zaczyna brakować wody. To efekty zmian klimatu - coraz wyższych temperatur i coraz rzadszych, skąpych opadów. We Francji i Włoszech od kilkudziesięciu dni nie spadła ani kropla deszczu. Susza grozi także Polsce, jeśli nie zaczniemy poważnie podchodzić do retencji wody.

"Stan alarmowy", "bezprecedensowa susza", "sytuacja najgorsza w historii" - tak tytułowane są doniesienia z europejskich krajów, w których rolnictwo jest jedną z kluczowych gałęzi gospodarki. Bardzo niskie poziomy wód i wilgoci gleb to efekt coraz wyższych temperatur i coraz dłuższych okresów bez najmniejszego opadu deszczu.

Susza panująca obecnie w "czwartym spichlerzu świata", Francji - ale powtarzająca się tam od paru lat i z roku na rok coraz gorsza - może skutkować ograniczeniami w użytkowaniu dostępnej wody. Władze zapowiadają wprowadzenie limitów. "To najdłuższy zimowy okres bezopadowy od rozpoczęcia pomiarów w 1959 roku" - poinformował instytut meteorologiczny Meteo France. Tamtejsze Ministerstwo Transformacji Ekologicznej określa sytuację jako najgorszą w historii. - Mamy stan alarmowy. To niespotykana sytuacja - powiedział stacji France Info szef tego resortu, Christophe Béchut. Dodał, że limity na użycie wody zostaną wprowadzone w marcu, by uniknąć takiej konieczności w upalnych miesiącach.

Francuski rząd przestrzega, że tegoroczna susza będzie miała tragiczne skutki dla rolnictwa, a co za tym idzie - odczuje je cała Europa, importująca żywność z tego kraju. Zwłaszcza, że straty spowodowane rekordową suszą były ogromne już zeszłego lata.

Krytyczna sytuacja panuje także we Włoszech. Ten kraj susza również doświadczyła już boleśnie w minionym roku, a obecnie jest jeszcze gorzej. To efekt słabej zimy i znikomych opadów w górach. Najdłuższa i największa rzeka Włoch - Pad - ma dzisiaj niezwykle niski poziom wód, a w niektórych regionach kraju wysokość wód jest o kilka metrów niższa, niż standardowo o tej porze roku. Wody zaczęło brakować nawet… w Wenecji.

Problemy z niedostatkiem wody i przerażającą suszą mają wymiar globalny i dotyczą coraz większej części świata. Rosną nie tylko w Europie, ale także w Ameryce Południowej, Azji Centralnej, czy na Bliskim Wschodzie. Przez fatalną sytuację hydrologiczną w wielu krajach tych regionów wprowadza się daleko idące restrykcje w użytkowaniu wody. A na tym cierpią mocno całe gałęzie gospodarki.

Czy Polskę również czekają tak zatrważające warunki? W ostatnich, zimowych miesiącach na brak opadów nie możemy narzekać. Sytuacja napawa dziś większym optymizmem, niż rok czy pół roku temu. - Poprzednie lato charakteryzowały się w wielu miejscach w Polsce bardzo niskimi stanami wód w rzekach. Mapa Polski, patrząc pod kątem poziomu wody w rzekach, wyglądała dramatycznie. Latem doświadczyliśmy katastrofy na Odrze, która de facto była spowodowana między innymi spadkiem poziomu wody i wysoką temperaturą - mówi nam prof. Bogdan Chojnicki przyrodnik i agrofizyk z poznańskiego Uniwersytetu Przyrodniczego.

Jak podkreśla, woda pojawia się w zbiornikach wodnych z dwóch źródeł. Pierwsze - to spływ wody po powierzchni ziemi, a drugie, gdy nie pada deszcz, to spływ do cieków z głębszych warstw gruntu. W dłuższych okresach pozbawionych opadów, to właśnie na tę wilgoć z głębi “mogą liczyć” rzeki i jeziora. Stan wód w zbiornikach odzwierciedla więc stan naszych zasobów wody.

- Obecnie większość rzek w Polsce ma stan średni i średni-wysoki, czasami nawet wyższy. Oznacza to, że już jesienią zeszłego roku wierzchnia warstwa gleby była dobrze nasycona wilgocią, a zarówno jesień, jak i cała zima, obfitowały w opady. Ta wierzchnia warstwa gleby jest teraz bardzo dobrze nasiąknięta wodą i przygotowana na wiosenny wzrost upraw ozimych, a także na siew upraw jarych - wyjaśnia ekspert.

Stan gleb prezentuje się dziś korzystnie także w polskich lasach, w których w przypadku długotrwałej suszy panuje zagrożenie pożarowe. W tym momencie takiego zagrożenia brak.

- Zarówno leśnicy, jak i rolnicy mogą być obecnie spokojni o to, co będzie działo się na wiosnę. Wilgotność gleby wskazuje na to, że pojedyncze opady deszczu wystarczą roślinom jarym, zbożom, ziemniakom. Inne rośliny też już mają dość bezpieczne warunki rozwoju, i to po bardzo ciepłej zimie - wszak od początku roku mieliśmy w zasadzie tylko 9 dni o temperaturze poniżej średniej z wielolecia. Warto przypomnieć, że 1 stycznia odnotowaliśmy w Polsce rekordowo wysoką temperaturę - 19 stopni - mówi prof. Chojnicki.

Jednak czy to oznacza, że jesteśmy w tym roku całkowicie zabezpieczeni przed suszą i katastrofami ekologicznymi? Nie do końca - bo wiele zależy od tego, czy tej wiosny pojawi się jeszcze odpowiednia ilość opadów. Lato bowiem zapowiada się bardzo gorące i pozbawione wilgoci. Znaczenie mają również rodzaje i predyspozycje gleb w poszczególnych regionach Polski. Tam, gdzie ziemia ma gorsze możliwości zatrzymania w sobie wody, fale upałów spowodują ogromne problemy i straty rolnicze.

- Gleby, które są dzisiaj nasycone wodą, ale są jednocześnie słabo wodonośne - takie, które nie są w stanie “przechować” dużej ilości wody - będą potrzebowały opadów. Szczególnie mam tu na myśli Wielkopolskę, ale także województwa lubuskie, czy łódzkie. W tych regionach gleby są często naturalnie słabsze, zatrzymują mniej wilgoci, więc nie można tam wykluczyć letniej suszy - tłumaczy przyrodnik.

Ilość opadów i zdolność retencji - zatrzymania wody w glebie tam, gdzie ona spadła - będzie miała zatem wciąż ogromne znaczenie. Warunki są dziś dobre, ale zmiany klimatu i nawracające susze powodują, że problemy mogą szybko powrócić.

- By nasze zbiorniki wodne i rzeki odbudowały prawidłowy poziom wód, potrzebowałyby pewnie 2-3 mocno deszczowych lat. W ostatnich miesiącach mieliśmy sporo opadów, ale to za krótki czas, by te stany wód powróciły do normy. Jeżeli przyjdą letnie upały - a przyjdą na pewno - to musimy się liczyć z niskimi stanami wody w wielu rzekach polskich, nawet tych dużych. Obawiam się, że właśnie to nas czeka, bo prognozy długofalowe wynikające z globalnego wskazują, że temperatury będą wzrastać - ocenia prof. Chojnicki.

Wielkopolska jest jednym z regionów Polski, który szczególnie może ucierpieć. Szczególnie wysychają tam dorzecza i dopływy Warty, obserwowaliśmy także katastrofy ekologiczne w innych akwenach wodnych. Sytuacji nie ułatwiają jedne z najgorszych zasobów glebowych.

- Rolnicy dbają o swoje gleby jak mogą, ale nie naprawią sami konsekwencji susz i wysokich temperatur. Dlatego to pole manewru na ziemi wielkopolskiej czy lubuskiej jest szczególnie wąskie. Dodatkowo klimat Wielkopolski jest wysoce kłopotliwy pod kątem bilansu wodnego, albowiem w naszym regionie pada mniej niż w innych częściach Polski, natomiast bardzo wiele wilgoci odparowuje i dlatego nasz "budżet" wodny słaby - mówi ekspert. Jak dodaje, w warunkach wysokich temperatur i braku opadów Wielkopolska ucierpi jako pierwsza.

Czytaj też: Dramatyczna sytuacja w Skorzęcinie. "Był czas, by coś robić. Teraz może być za późno"

Co wobec susz, ocieplenia klimatu i małych opadów może zrobić człowiek? Musi reagować na te zjawiska i dostosować swoje działania do tych warunków. Mowa tu zarówno o gromadzeniu wody, dbałości o - i tak nieliczne - zbiorniki retencyjne, ale także rozsądnym projektowaniu przestrzeni upraw rolnych. To wszystko w wielu regionach Polski mocno kuleje. Jak bardzo? Pokazał to między innymi raport Najwyższej Izby Kontroli z wiosny 2021 roku. Jak ujawniono, niemal 40 proc. obszarów rolnych i leśnych w Polsce jest ekstremalnie i silnie zagrożonych wystąpieniem suszy rolniczej, a w dorzeczu Odry ponad 50 proc. Nie zapobiegły temu działania dotyczące gospodarki wodnej. Nie były bowiem konsekwentne ani spójne, co było efektem rozproszenia kompetencji związanych z zarządzaniem zasobami wodnymi. "Wciąż brakuje spójnej koncepcji, która zapewniałby strategiczne i systemowe ujęcie gospodarowania wodą w rolnictwie" - alarmowała NIK.

Sytuację rolników utrudniała także trudna procedura ubiegania się o wsparcie od państwa. Wiele wniosków było odrzucanych, choćby z powodu m.in. braku dokumentacji budowlanej lub wodnoprawnej, decyzji dotyczącej projektu robót geologicznych, decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, operatu wodnoprawnego czy błędnie sporządzonego kosztorysu. A jak podkreślali w maju naukowcy z Polskiej Akademii Nauk, od 2015 r. mamy w Polsce permanentną suszę, która zajmuje coraz większy obszar.

Prof. Chojnicki zwraca uwagę, że sporym, nie zauważanym problemem, jest nierozważne projektowanie krajobrazu, polegające na jego "spłaszczaniu". - Przy braku barier dla wiatrów, w postaci drzew, lasów, krzewów - parowanie wilgoci z gleb jest o wiele większe. W Wielkopolsce można zobaczyć wiele pustych przestrzeni, a nie znajdziemy tego na przykład w Podkarpackiem. Krajobraz Wielkopolski jest szczególnie niefortunnie zaprojektowany pod kątem zarządzania wodą i to też ma znaczenie, bo nasze przeciwdziałania suszy powinno się koncentrować na redukcji parowania, a jednym ze sposobów na tę redukcję jest właśnie ograniczanie prędkości wiatru nad polami. Sadzimy drzewa i krzewy, które ograniczają ten ruch powietrza i dzięki temu parowanie z pola nam się zmniejsza - wyjaśnia przyrodnik. Zaznacza, że do retencji wody również nie podchodzimy poważnie. A to właśnie ona pozwala na walkę z suszą i efektywne wykorzystywanie wody.

Ze zbiorników retencyjnych czy mokradeł często rezygnuje się, zasypuje się je ziemią, a zdarza się też, że są traktowane jako śmietniki. Z tych powodów krajobraz naszego regionu będzie dodatkowo tracił swoje zdolności retencyjne. Można tu użyć przysłowia: "Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz". Jeśli nie będziemy dbać o zbiorniki retencyjne, mokradła i zwiększać ilości wody zatrzymanej w glebach, jeśli nie będziemy dbać o nasz krajobraz, to nasze rolnictwo i uprawy w wielu regionach szczególnie mocno na tym będą cierpieć, doświadczając kolejnych susz - ostrzega nasz rozmówca.

Naukowiec zauważa, że jako Polska ogólnie jesteśmy "w ogonie" Europy pod względem retencji wody. To sprawia, że przy falach upałów zaczyna jej brakować, a przy gwałtownych roztopach mamy do czynienia zagrożeniem powodziowym. - W retencji nie chodzi bynajmniej o budowanie dużych zbiorników, a o pewne zatrzymywanie wody w krajobrazie czyli tam, gdzie ona spadła. Długofalowe myślenie to jedna z zasad dobrej zrównoważonej gospodarki - podsumowuje.

---------------------------

Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Blanka Aleksowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.