Marek Zaradniak

Poznaniacy biegali, by pomóc dzieciom z Rwandy

Za tą spontaniczną radością kryje się wiele tragedii oraz zdekompletowanych rodzin - podkreśla Mariusz Szeib Fot. Archiwum Mariusza Szeiba Za tą spontaniczną radością kryje się wiele tragedii oraz zdekompletowanych rodzin - podkreśla Mariusz Szeib
Marek Zaradniak

W 1994 r. w Rwandzie w wyniku masakry plemienia Tutsi z rąk Hutu w ciągu 100 dni zginęło milion ludzi. Dziś Rwanda to kraj spokojny i rozwijający się, ale nadal biedny. Potrzeby są ogromne. Wśród tych, którzy postanowili pomóc, jest poznaniak [b]Mariusz Szeib[/b], past gubernator 121. Okręgu Lions Polska, inicjator maratonów charytatywnych Freedom Charity Run. Pieniądze z ubiegłorocznego maratonu zostały w połowie przeznaczone na#rozbudowę prowadzonej przez polskich misjonarzy Marianów szkoły w rwandyjskim Kibeho.

- Organizując Freedom Charity Run co roku zastanawiamy się, na co przeznaczyć pieniądze, które ewentualnie zbierzemy. W 2013 roku była to pomoc dla dzieci z Niemiec, bo wtedy była tam ogromna powódź, a trzy lata wcześniej Niemcy bardzo nam pomogli podczas powodzi w Polsce i chcieliśmy się zrewanżować

- opowiada Mariusz Szeib. - W 2014 roku, kiedy biegliśmy z Gdańska do Berlina, był kijowski Majdan. Zabito wtedy sto osób, w tym Walerego Opasan-juka, który zostawił żonę z#czwórką dzieci i m.in. tej rodzinie pomogliśmy. Dwa lata później biegliśmy w Japonii - chcieliśmy zrobić coś dla tamtejszych dzieci, bo było tam trzęsienie ziemi. Ale Japończycy powiedzieli, że poradzą sobie sami. Stąd narodził się pomysł, aby wybudować hostel w Nepalu, który już wkrótce będzie ukończony - dodaje.

W 2017 roku dla uczczenia stulecia ruchu Lions zorganizowano bieg na trasie licząceh 1053 kilometry z Tuscumbia w stanie Alabama do Chicago. Zebrane pieniądze przekazano na pomoc szkole dla dzieci uchodźców syryjskich w Arslan w Libanie.

- Rok później biegliśmy 1049 kilometrów z Poznania do Strasbourga, a celem było zebranie pieniędzy na pomoc dla obozu uchodźców Arsal w Libanie, a także na rehabilitację małej poznanianki Matyldy Klimowicz, która urodziła się z krótszą nóżką - mówi Szeib. - W ubiegłym roku zastanawialiśmy się nad#tym, co zrobić również dla dzieci w Polsce. Wprowadziliśmy też nową formułę, aby każdy kraj, przez który biegliśmy zbierał pieniądze w połowie na potrzeby swoich dzieci i w połowie na jeden cel globalny. Tym celem była pomoc dla Rwandy.

Za tą spontaniczną radością kryje się wiele tragedii oraz zdekompletowanych rodzin - podkreśla Mariusz Szeib
Archiwum Mariusza Szeiba Rwanda to kraj wciąż naznaczony krwawą wojną domową

Bieg po pomoc

Mariusz Szeib przyznaje, że razem z przyjaciółmi przebiegł 5 tys. kilometrów w 14 krajach na trzech kontynentach. Przekazana do tej pory pomoc dla dzieci to zebrana w 10 krajach kwota około 600 tys. zł. Wspomniana Rwanda wzięła się stąd, że w ubiegłym roku minęło 25 lat od niespotykanych na taką skalę mordów, które się tam zdarzyły pomiędzy plemionami Tutsi i Hutu. Bardzo rzadko zdarza się, by dwa plemiona mówiły tym samym językiem, a tak właśnie jest w Rwandzie. Ale tak, jak mówiły tym samym językiem, tak też się nienawidziły. Hutu to ludność rolnicza. Natomiast Tutsi zajmują się hodowlą. Jednak Tutsi to zarazem elita tego kraju. Belgowie w czasach, gdy byli kolonizatorami, wspierali Tutsi, którzy rządzili, mając władzę całkowitą. W 1962 roku, kiedy kolonializm upadał i 1 lipca Rwanda stała się niepodległa, Belgowie zmienili front i zaczęli wspierać Hutu. Od tego czasu zaczęły się czystki na Tutsi.

Po odzyskaniu niepodległości rządziła większość Hutu. Rządziła jednak dość nieudolnie i doprowadziła kraj do skraju przepaści. Ludzie mieli wszystkiego dosyć. W 1994 roku rządzący wówczas, a pochodzący z plemienia Hutu prezydent Jevenal Hebyariman, postanowił doprowadzić do spotkania „Okrągłego stołu”, aby dopuścić do władzy z powrotem Tutsi. Po rozmowach w Arusha w Tanzanii podpisano stosowny pakt, ale niestety samolot z prezydentem Rwandy wracający z Arusha został zestrzelony. Oskarżeni zostali o to Tutsi, ale fakty mówią co innego - zestrzelili go, używając dwóch rakiet, twardogłowi Hutu, którzy nie chcieli dopuścić Tutsi do władzy. Zaraz po tej katastrofie Hutu ruszyło na Tutsi, pod pretekstem zemsty.

- Zabiliście nam prezydenta, to my wam teraz pokażemy. Wy jesteście insekty. Nie jesteście ludźmi, musimy was wszystkich pozabijać

- głosiła ówczesna propaganda Hutu.

Zginęło milion ludzi w przeciągu 100 dni, a więc w tempie pięć razy większym niż holocaust. Ginęło 7 osób na minutę. Hutu zabijali przy pomocy maczet, które były sprowadzane przez cały poprzedni rok kontenerami z Chin na potrzeby rolnictwa. Rozdawano je prawie za darmo, bo za 10 centów. Z czasem Tutsi zorganizowali się i po 100 dniach odbili władzę.

Za uśmiechami dzieci kryją się wielkie tragedie

- Byłem w Muzeum Holocaustu, ale tam nie wolno o tym mówić. Jest tylko jeden miesiąc w roku, kiedy można wrócić pamięcią do tego, co było. Rwanda rozwija się i to widać, ale to kraj nadal bardzo biedny i prymitywny. Potrzeby są ogromne - przyznaje mówi Szeib. - Księża misjonarze z Polski marianie prowadzą tam misję w Kibeho. Doprowadzili m.in. do tego, że zrujnowane budynki wyremontowali i stworzyli szkołę. W Kibeho zresztą miało miejsce objawienie Matki Bożej, która przestrzegała przed mordami. Objawienie to zostało uznane przez Watykan. Szkoła w Kibeho była przeznaczona na 250 dzieci, ale w tej chwili chodzi do niej 750 dzieci i trzeba dobudować kilka budynków, aby te dzieci mogły się uczyć w miarę dobrych warunkach. Gdy tam byliśmy, dzieci przepięknie tańczyły i śpiewały, bo dzieci wszędzie są takie same. Uśmiechnięte i wesołe, i chciałyby żyć godnie. Za tą spontaniczną radością kryje się wiele tragedii, zdekompletowanych rodzin, dzieci cudem ocalałych z zagłady - dodaje.

Nie byłoby decyzji o przeznaczeniu pieniędzy zebranych podczas Freedom Charity Run dla Rwandy, gdyby nie kontakty Mariusza Szeiba z warszawskim przedsiębiorcą Markiem Górskim. Poznali się w 2004 roku, gdy Górski zakładał Mariański Komitet Gospodarczy i do udziału w nim zaprosił Szeiba. To grono przedsiębiorców, którym bliska jest idea pomocy i wspierania biednych.

O sytuacji w Kibeho tak pisał Marek Górski do Mariusza Szeiba: "Kiedy mariańscy misjonarze przybyli do Kibeho, zastali szkołę podstawową w całkowitej ruinie. Wiele lokalnych dzieci uczęszczało do innej szkoły, która była oddalona od ich miejsca zamieszkania o godzinę drogi. Wzrastająca ilość uczniów (około 200) zmusiła księży marianów do uruchomienia prowizorycznej siedziby szkoły w budynku należącym do prowadzonego przez nich Centrum. Wtedy też w 2005 roku powstał specjalny projekt odbudowy zniszczonej szkoły dla lokalnych dzieci. Pierwsze kroki w podjętym projekcie ukazały, jak wielki trud trzeba podjąć, aby zobaczył on światło dzienne".

- Rok 2004 był także rokiem, w którym przebiegłem swój pierwszy maraton. Od 2013 roku w ramach Lions Clubs, największej organizacji humanitarnej na świecie, organizuję biegi charytatywne Freedom Charity Run. Wraz z kolegami co roku biegamy setki, a czasami nawet ponad tysiąc kilometrów - mówi Szeib.

Pomóc może każdy

Wpłacić dowolną kwotę można na konto Okręg 121 Polska Międzynarodowe Stowarzyszenie Lions Club ul. Skarbka 20/2, 60-348 Poznań, nr konta 41 1600 1404 0004 0533 6264 6040 z dopiskiem „Cel FCR 2019” BNP Paribas Bank Polska S.A. ul. Kasprzaka 10/16 01-211 Warszawa.

Drugą połowę zebranych pieniędzy w Polsce przeznaczono na dzieci niewidzące. Podczas tegorocznego Freedom Charity Run Mariusz Szeib wraz z przyjaciółmi zamierza pobiec ze stolicy Malezji Kuala Lumpur do Singapuru, gdyż to właśnie tam odbędzie się wielka, światowa konwencja Lions Clubs.

Mariusz Szeib przyznaje, że wspólnie ze swoimi przyjaciółmi przebiegł aż pięć tysięcy kilometrów w 14 krajach na trzech kontynentach.

Marek Zaradniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.