Poznań 1945: Biegłem z karabinem na Cytadelę, by jeszcze zdążyć odpłacić za okupację

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Okoński
Grzegorz Okoński

Poznań 1945: Biegłem z karabinem na Cytadelę, by jeszcze zdążyć odpłacić za okupację

Grzegorz Okoński

Zgłosiłem się do milicji, bo tak można było otrzymać broń i zapłacić za to, co przeżywaliśmy tu przez lata wojny. Ale też w ten sposób można było zrobić coś dobrego, zatrzymać falę rabunków i później także, jak się okazało, zapewnić bezpieczeństwo poznaniakom. Okazja do walki przyszła szybciej niż myślałem – poszliśmy dobijać niemiecki garnizon na Cytadeli…

Henryk Jarocki, rocznik 1925, uczeń w momencie wybuchu wojny, milicjant i żołnierz w chwili jej zakończenia.

- W 1939 roku byłem uczniem gimnazjum im. św. Jana Kantego na Strzeleckiej. Pamiętam, jak Niemcy ostrożnie wjeżdżali do Poznania, bali się, nie wierzyli, że miasto jest opuszczone przez wojsko. A ja widziałem, jak ostatni oddział kawalerii wyjeżdżał Bukowską. Nie wierzyliśmy w to, co widzimy… Za to niedługo potem było nam dane ujrzeć, jak Niemcy zajmują Nowy Ratusz, jak stawiają karabiny maszynowe na rogu Paderewskiego i Szkolnej oraz na Wodnej. Pamiętam, jak żołnierz niemiecki wziął nasze pięćdziesiąt groszy i zgiął monetę w palcach, pokazując jaki jest silny.

Okupacja nie mogła dla Polaków przynieść niczego dobrego. Jaroccy przywiązani do polskości i historii, związani z Jarocinem, z wyprawą Batorego na Rosję, nie łudzili się, że okupanci pozwolą żyć swobodnie. Gdy zaczęły się łapanki, wywożenie Polaków na roboty, to brat mamy Henryka przyjechał do niego i zabrał go do gospodarstwa babci, siedemdziesiąt kilometrów od miasta. Był styczeń 1940 roku, śnieg, konno jechali tam, gdzie mieli nadzieję przetrwać. Ale okazało się, że Henryk Jarocki dostał urzędowy nakaz powrotu i podjęcia pracy w Poznaniu: został uczniem, a później pomocnikiem hydraulika w firmie Danielewicz. Rodzinę wyrzucono z zajmowanej dotąd willi przy ul. Swoboda, ojciec – zawodowy wojskowy siedział w oflagu, a matkę Niemcy aresztowali. Również dziadkowie zostali wysiedleni i wywiezieni do Austrii. Szesnastoletniego Henryka i jego 10-letniego brata przygarnęła polska rodzina, znajomi ojca. Chłopak pracował i nie mógł się doczekać, kiedy nastanie kres panowania okupanta – bo co do tego, że nastanie, nie miał wątpliwości.

12 stycznia 1945 roku zagrzmiały działa rosyjskie, ryknęły silniki średnich czołgów T-34 oraz ciężkich IS-2, a ponad dwa miliony żołnierzy z czerwoną gwiazdą na czapkach i hełmach pokonały linię frontu nad Wisłą i Narwią. Rosyjska ofensywa styczniowa była nie do zatrzymania przez dużo słabsze oddziały niemieckie: Front Białoruski marszałka Żukowa uderzał m.in. na Poznań, a Ukraiński, pod marszałkiem Iwanem Koniewem – na Wrocław, Kraków i na Górny Śląsk.

Pierwsze czołgi Żukowa pojawiły się w rejonie Poznania dosłownie już po kilku dniach od rozpoczęcia styczniowej ofensywy! Oto 20 stycznia Niemcy prowadzący w kierunku Wrześni rozpoznanie siłami trzech dział szturmowych StuG, osłanianych przez junkrów, spotkali się z Rosjanami. Patrol został rozbity, Rosjanie stracili jeden czołg. Dwa dni później zagrzmiały działa czołgów 21 Brygady Pancernej Gwardii, nadciągających od strony Swarzędza. Rosjanie zostali jednak zatrzymani, a najdalej dotarły jedynie te czołgi, które pod ogniem niemieckich baterii przeciwlotniczych zaległy w zabudowaniach Antoninka. Gwardziści z 20 Brygady Pancernej zajęli za to Krzesiny z lotniskiem i samolotami niemieckimi, i korzystając z pomocy polskich przewodników doszli do Czapur.

Dowodzący 8 Armią generał Wasilij Czujkow chciał zdobyć Poznań z marszu, ale mu się to nie udało, stąd podjął decyzję o forsowaniu Warty i oskrzydleniu miasta. Nie udało się jednak opanować mostów w Bolechowie (młodzi słuchacze SS ze szkoły w Owińskach wysadzili go w powietrze), ani w Obornikach, gdzie mimo silnego rosyjskiego wsparcia artyleryjskiego (w tym katiusz), Niemcom udało się rozbić atakujące czołgi 44 Brygady Pancernej Gwardii. Za to około dziesięciu kilometrów od Poznania, pod Miłkowem udało się przeprawić przez Wartę rosyjskiej piechocie.

Henryk Jarocki na Cytadeli
Grzegorz Okoński Henryk Jarocki nie uważa się za bohatera - zdążył jednak wziąć udział w walkach o Poznań, zapewniał też miastu bezpieczeństwo

Czas pracował już na korzyść Rosjan. W nocy z 23 na 24 stycznia za Wartą znalazły się kolejne bataliony piechoty, a saperzy podjęli się budowy mostu w Czerwonaku, by móc przeprawić czołgi i działa pancerne. Niemcy nie przeciwdziałali – mieli rozkaz nie tracić sił na przedpolach, a ich lotnictwo, około setki samolotów stojących na lotnisku Ławica, zostało wyeliminowane jeszcze tej samej nocy przez załogi kilku rosyjskich samochodów pancernych i transporterów. Dlatego już 25 stycznia Rosjanie stali się panami sytuacji, otaczając Poznań z jego niemiecką załogą i polskimi mieszkańcami. I już po dwóch dniach walk przełamali obronę na południu miasta, w rejonie Lubonia, Dębca i Żabikowa, co było możliwe m.in. dzięki fatalnej postawie niedoświadczonych niemieckich żołnierzy sił powietrznych, których część po prostu uciekła. Gorzej szło tym czerwonoarmistom, którzy zajmowali miasto od strony zachodniej i północnej: tu Niemcy bronili się, powstrzymując piechurów i czołgi, m.in. ogniem armat przeciwlotniczych, stracili jednak dość szybko forty IX, VIIIa, VIII, VIIa i VII, a także teren Jeżyc, aż do mostu Teatralnego.

Pozostało jeszcze 56% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Grzegorz Okoński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.