Politycy obozu rządzącego zapowiadają repolonizację mediów. Zmiany mogą też dotyczyć samorządów i RPO

Czytaj dalej
Fot. Pixabay.com/Zdjęcie ilustracyjne
Agnieszka Kamińska

Politycy obozu rządzącego zapowiadają repolonizację mediów. Zmiany mogą też dotyczyć samorządów i RPO

Agnieszka Kamińska

PiS zapowiada zmiany, które budzą wątpliwości. Chodzi o nacjonalizację mediów prywatnych. Zmiany mogą też dotyczyć innych obszarów - samorządów, ustroju sądowego, a także instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich. - PiS w sposób brutalny i bezpośredni raczej nie zakaże działania prywatnym mediom, zrobi to w sposób bardziej wyrafinowany - mówi Eliza Rutynowska z Forum Obywatelskiego Rozwoju, prawniczka, specjalistka od praw człowieka i tematyki praworządności.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro tuż po ogłoszeniu pierwszych sondażowych wyników wyborów prezydenckich powiedział, że obóz rządzący planuje wprowadzenie „nowego ładu w mediach”. Duża część poniedziałkowych Wiadomości w TVP była poświęcona szkodliwości niektórych mediów. Zasugerowano konieczność ich tzw. repolonizacji. Czy realizacja tej zapowiedzi może być jednym z pierwszych kroków, które PiS wykona w najbliższym czasie?
To jest prawdopodobne.PiS widzi doskonale, jak korzystne jest posiadanie machiny propagandowej, którą mogą być media narodowe. Bez telewizji publicznej nie wiadomo, czy udałoby się zbudować na tak masową skalę narrację, dzięki której PiS utrzymuje się przy władzy i dzięki której Andrzej Duda wygrał wybory. Problemem dla PiS jest istnienie jakiejkolwiek alternatywnej narracji. Repolonizacja, a w istocie nacjonalizacja niezależnych mediów, pozowali na przekazywanie społeczeństwu tylko autoryzowanych przez partię rządząca treści - takich, które nie będą jej zagrażać i które nie będą jej krytykować.

Jak w praktyce PiS może znacjonalizować prywatne media?
PiS w sposób bezpośredni i brutalny raczej nie zakaże funkcjonowania prywatnym telewizjom czy gazetom. Są trzy metody. Po pierwsze, PiS może uchwalić ustawę o zawodzie dziennikarza. Mógłby mówić, że dziennikarz, jak każdy inny zawód zaufania publicznego, potrzebuje autoregulacji, zgodnie z którą nierzetelnych dziennikarzy można by było pociągać do odpowiedzialności. Któraś z państwowych instytucji mogłaby się zaangażować w walkę z fake newsami. Wyobrażam sobie, że taką instytucją mogłaby być np. Polska Agencja Prasowa. Ona już szkoliła osoby, które miały za zadanie wyłapywanie nieprawdziwych informacji dotyczących koronawirusa, a następnie je prostowanie. Oczywiście takie działanie może być szlachetne. Tyle tylko, że dla rządów z zapędami autorytarnymi, które zaczynają walczyć z nieprawdziwymi informacjami, fake newsami może stać się wszystko, co jest niewygodne dla rządu. „Prostowanie” informacji, jeśli rząd byłby tym zainteresowany, można byłoby łatwo rozszerzyć poza tematykę związaną z covidem.

Ta ustawa mogłaby też wprowadzić instytucję samorządu zawodowego dziennikarza, takie pomysły też już się pojawiały. Co to by oznaczało?
Na przykład w zawodach prawniczych mamy jeden samorząd adwokacki. Na powołanie tego samorządu nie wpływa to, jakie poglądy polityczne mają adwokaci. Tu apolityczność samorządu jest możliwa. Nie wyobrażam sobie podobnej sytuacji w przypadku mediów. To by oznaczało, że wszyscy wykonujący zawód dziennikarza w Polsce musieliby wybrać jedne władze i tym władzom musieliby podlegać. Taki samorząd mógłby być kontrolowany przez rząd i mógłby rozliczać dziennikarzy np. z fake newsów. Pod taką ustawą już teraz wiele osób może się podpisać, bo wiele osób mówi o konieczności walki z bezkarnością w mediach. Tylko niestety taka walka wiele razy, a wiemy to z historii, oznaczała walkę z wolnością słowa. Poza tym, i to podkreślam z całą mocą, w prawie już teraz mamy wiele regulacji, które możemy wykorzystywać, gdy ktoś nas szkaluje w mediach lub szerzy nieprawdziwe informacje na nasz temat.

Jak inaczej PiS może przejąć kontrolę nad mediami prywatnymi?
Drugi sposób to taki, że spółki Skarbu Państwa, w imię repolonizacji mediów, mogłyby przejmować udziały w zagranicznych koncernach medialnych działających na terenie Polski. To może się wiązać z tzw. tarczą antykryzysową 4.0. Wprowadzono w niej zapisy dotyczące udziałowców spoza UE i obszaru OECD, którzy chcieliby otrzymać pakiet większościowy w swoim przedsiębiorstwie w Polsce. Decyzje dotyczące takich działań musi wydać prezes UOKiK, który jest zależny od władzy. Te przepisy można by było rozszerzyć. Możliwa jest też trzecia droga, którą zastosowano na Węgrzech. A więc zaostrzenie kar za tzw. fake newsy. O tej możliwości wspominał minister Ziobro. Na Węgrzech ukarany może być ktoś, kto szerzy panikę. PiS może wprowadzić podobną, nieprecyzyjną regulację do prawa karnego w ramach np. przepisów antykryzysowych. Za szerzenie paniki można będzie uznać każdy przekaz, który nie będzie podobał się władzy.

Wydaje się też, i to przebija się w wypowiedziach polityków PiS, że władza być może będzie chciała wprowadzić zmiany w strukturze samorządowej. Jakie zmiany są możliwe? Niektórzy mówią, że na celowniku PiS znajdzie się też instytucja Rzecznika Praw Obywatelskich i że PiS "dokończy usprawnianie sądownictwa".

Obawiam się, że to może być kolejny krok PiS. Kompetencje, które przekazano samorządowi, gdy nastała wolna Polska, miały przeciwdziałać temu, czym PiS jest dziś zainteresowany, a więc np. wpływem na odwoływanie osób z samorządowych stanowisk i kontrolą samorządów. PiS zauważył, jak silne są samorządy i jak duże poparcie płynie z lokalnych środowisk i konkretnych osób działających w niektórych samorządach. Pojawiła się też zapowiedź ministra Ziobry dotycząca usprawniania i polepszania państwa. Może to np. oznaczać zlikwidowanie powiatów i wprowadzenie czegoś innego, co byłoby kontrolowane przez państwo. PiS zapowiada też likwidację bizantyjskiej struktury w sadownictwie, chce jej spłaszczenia. Wprowadzenie nowego ustroju sadownictwa i stopni zawodowych sędziów wiązać się będzie z ponownym ich przypisywaniem do innych sądów. Będzie to oznaczać powtórną weryfikację sędziów przez polityków. Zmiany mogą też dotyczyć Rzecznika Praw Obywatelskich, która to instytucja jest niezwykle niewygodna dla PiS. W 2019 r. rząd powołał pełnomocnika rządu ds. praw człowieka, osadzając na tym stanowisku wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła. A przypomnę, jest on odpowiedzialny m.in. za kryzys konstytucyjny i kłótnie z Komisja Wenecką. Kadencja Adama Bodnara kończy się we wrześniu. Być może opozycyjny Senat będzie blokował kandydaturę nowego RPO, proponowanego przez PiS. Wobec czego PiS może utworzyć stanowisko osoby pełniącej obowiązki RPO, które obejmie np. obecny pełnomocnik Marcin Warchoł.

Agnieszka Kamińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.