Polacy wielkim faworytem finału w Lesznie. Tego nie da się przegrać!

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapala
Tomasz Sikorski

Polacy wielkim faworytem finału w Lesznie. Tego nie da się przegrać!

Tomasz Sikorski

Drużynowy Puchar Świata to impreza jakby stworzona dla naszych żużlowców. W szesnastu dotychczasowych finałach reprezentacja Polski zdobyła jedenaście medali, w tym siedem złotych

Reprezentacja Polski jest zdecydowanym faworytem sobotniego finału Drużynowego Pucharu Świata.
- To miłe, że wszyscy widzą w nas kandydata numer jeden do złota. Za to jednak tytułów się nie przyznaje. Trzeba je wywalczyć na torze. A to już nie jest takie proste. Każdy z zespołów, który przyjedzie do Leszna, będzie chciał wygrać i nikt nie odda punktów za darmo. Jest takie powiedzenie „bij mistrza” i musimy być przygotowani na walkę o każdy metr toru - mówił na konferencji prasowej trener Marek Cieślak.

- Wiem, że jesteśmy faworytem, ale z tego powodu nikt medali nam nie da - mówi Marek Cieślak

Szkoleniowiec reprezentacji Polski, jeśli przed leszczyńskim finałem miał jakiś problem, to był to tylko i wyłącznie problem bogactwa, bo kandydatów do kadry było naprawdę wielu. Ostatecznie o medale pojadą ci, którzy na co dzień startują w Grand Prix, a więc Patryk Dudek, Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki oraz Maciej Janowski. Z tej czwórki tylko tego ostatniego nie było przed rokiem w Manchesterze, gdzie biało-czerwoni sięgnęli po tytuł mistrza świata. Można zatem stwierdzić, że w kadrze nie zaszły wielkie zmiany.

Jadą tylko najlepsi

- Drużynowy Puchar Świata to zawody, w który trzeba stawiać na najlepszych. I ja tak zrobiłem. Wszyscy nasi reprezentanci jadą w tym sezonie dobrze. Mają swoje wzloty i upadki, ale ogólnie są w bardzo dobrej formie. Przypominam tylko, że w kadrze są współlider klasyfikacji generalnej Grand Prix oraz trzeci zawodnik tego cyklu. Mowa o Patryku Dudku i Macieju Janowskim. Bartosz Zmarzlik to trzeci żużlowiec świata i najskuteczniejszy zawodnik polskiej PGE Ekstrali-gi. Do tego dochodzi miejscowy idol Piotr Pawlicki - wyliczał selekcjoner.

Leszno było już dwa razy gospodarzem DPŚ i za każdym razem te zawody wygrywali Polacy

Kandydatura tego ostatniego wzbudzała wśród kibiców najwięcej emocji.
- Piotrek jeździ w tym sezonie ze zmiennym szczęściem, ale nie zapominajmy, że nie tak dawno wygrał turniej Grand Prix na Łotwie - bronił zawodnika trener Marek Cieślak.

Sam Pawlicki zapewniał na konferencji, że zrobi wszystko, aby złoto ponownie trafiło w nasze ręce.
- To będzie dla mnie szczególny finał, bo rozgrywany w moim mieście i na moim torze, na którym przejechałem tysiące kółek. Gdziekolwiek jednak by się ten finał nie odbył, to i tak trzeba będzie ciężko na ten tytuł zapracować - stwierdził kapitan Fogo Unii.

Podobnego zdania byli na konferencji prasowej pozostali nasi reprezentanci.
- Chcę jak najlepiej pojechać i osiągnąć z reprezentacją kolejny triumf - mówił Bartosz Zmarzlik. - Jesteśmy tutaj po to, by walczyć o najwyższe cele. W ubiegłym roku, w bardzo podobnym składzie, daliśmy radę, więc liczę na to, że i tym razem staniemy na wysokości zadania. Ja dwa razy jeździłem w finale i za każdy razem Polska wygrywała. Teraz liczę na podobne rozstrzygnięcie - śmiał się Patryk Dudek.

Na tego zawodnika szczególnie liczą polscy kibice.

To przecież właśnie on wraz z Jasonem Doylem jest liderem tegorocznego cyklu Grand Prix.
- Na początku sezonu jeździłem w kratkę, ale w tym momencie wydaję się być w optymalnej formie. Tor w Lesznie? Jego geometria bardzo mi odpowiada. To właśnie na nim zdobyłem swoje tytuły mistrza Polski. Zarówno jako junior, jak i senior. Można więc powiedzieć, że to dla mnie szczęśliwy obiekt. Jest jednak wielu zawodników, którzy lubią się ścigać w Lesznie - dodał zielonogórzanin.

Kibice dadzą kopa

Kapitanem reprezentacji Polski w tym roku jest jednak Maciej Janowski.
- Pod nieobecność Jarka Hampela każdy z nas mógłby pełnić tę funkcję. Stanowimy zgrany kolektyw i dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Ta dobra atmosfera powinna przełożyć się na wynik.

Czy czujemy presję? Raczej jest to motywacja, chęć pokazania się z jak najlepszej strony.

Wiemy, że podczas sobotniego finału Stadion Smoczyka zapełni się do ostatniego miejsca i bardzo się z tego powodu cieszymy. To powinno dać nam dodatkowego kopa - uważa wrocławianin.

On także wydaje się być w bardzo wysokiej formie.
- Nie ukrywam, że ostatnia wygrana w Grand Prix Danii mocno mnie podbudowała - przyznał Maciej Janowski. Wspomniany przez niego Jarosław Hampel także jest w Lesznie i trenuje razem z reprezentacją. - Jest rezerwowym. Na wypadek, gdyby któryś z podstawowych zawodników zachorował lub gdyby coś się wydarzyło - zdradził trener Marek Cieślak. Taka rola odpowiada powracającemu do wysokiej formy po ciężkiej kontuzji byłemu wicemistrzowi świata.

- Ostatnio wróciłem do dobrego ścigania i ogromnie się cieszę, że ponownie mogę być przy kadrze. Mocno wierzę w chłopaków. Jeśli będę mógł im jakoś pomóc, to z chęcią to zrobię - stwierdził Jarosław Hampel. Od ubiegłego roku w każdej reprezentacji jest też rezerwowy junior, który w każdej chwili może zastąpić swojego kolegę z drużyny. W naszym zespole taką rolę pełni Bartosz Smektała. - To zawodnik miejscowej Unii. Doskonale zna tor, a poza tym bardzo dobrze spisuje się w rozgrywkach ligowych. W razie potrzeby na pewno sobie poradzi - twierdzi selekcjoner.

Dla Bartosza Smektały powołanie do kadry, to ogromne wyróżnienie. - I jednocześnie zaskoczenie. Ciężko jednak na to pracowałem. Zdaję sobie sprawę, że trener zabierając mnie na turniej kierował się tym, gdzie na co dzień jeżdżę. Zapewniam jednak, że sprzętowo, fizycznie jak i psychicznie jestem przygotowany na finał - powiedział młodzieżowiec Byków.

Polska dominacja

Drużynowe Mistrzostwa Świata na żużlu rozgrywane są od 1960 roku.

W tym pierwszym, historycznym turnieju, który odbył się w Goeteborgu, zwyciężyli Szwedzi. Rok później o medale walczono we Wrocławiu i na najwyższym stopniu podium stanęli już Polacy. Dla naszych barw jeździli wówczas Marian Kaiser, Henryk Żyto, Florian Kapała, Mieczysław Połukard i Stanisław Tkocz. Biało-czerwoni wygrywali także w 1965 roku w Kempten i rok później we Wrocławiu. Zdobyliśmy także złoto w 1969 roku w Rybniku.

Potem polski żużel znalazł się w poważnym kryzysie i medali było jak na lekarstwo. Drużynowe Mistrzostwa Świata także dopadł kryzys. W pewnym momencie te zawody upodobniły się nawet do turnieju par. I jeden z takich dziwnych turniejów Polska wygrała. Było to w 1996 roku w Diedenbergen. Niewiele miało to jednak wspólnego z prawdziwą rywalizacją najlepszych zespołów świata. Dlatego w 2001 roku powołano do życia Drużynowy Puchar Świata. Pierwsze zawody odbyły się we Wrocławiu i wygrali je Australijczycy. Polacy pierwszy raz sięgnęli po złoto cztery lata później na tym samym torze.

Od tego momentu trwa nasza dominacja.

W sumie zdobyliśmy jedenaście medali, w tym siedem złotych! Dwa z nich nasi reprezentanci wywalczyli na torze w Lesznie. Było to w 2007 i 2009 roku. Każdy z tych turniejów miał swoją dramaturgię. Czy to ze względu na rywalizację na torze, czy to z powodu panujących wówczas warunków atmosferycznych. - W obu tych finałach jeździł Jarek Hampel, który teraz też jest z nami. Mam nadzieję, że przyniesie nam szczęście - mówił trener Marek Cieślak.

Wiemy, że rywalami Polaków w finale będą m.in. Brytyjczycy oraz Szwedzi. Ci pierwsi przyjadą bez swojej największej gwiazdy, skonfliktowanego z federacją i kolegami z zespołu Tai Woffindena. Szwedzi z kolei, choć jadą w teoretycznie najmocniejszym składzie, to także wydają się być dalecy od swojej optymalnej formy.

Tomasz Sikorski

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.