Podcinamy gałąź, na której sami siedzimy [Rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Dawid Łukasik
Paulina Rezmer

Podcinamy gałąź, na której sami siedzimy [Rozmowa]

Paulina Rezmer

- Posadzenie nowego drzewa w betonowej dżungli miasta to trudny proces, wymagający wiedzy i kompetencji. Raz wyciętego drzewa w mieście nie da się niczym zastąpić, zasadzić czegoś na jego miejsce - mówi dr inż. Tomasz Knioła, ornitolog, członek Klubu Przyrodników Koła Poznańskiego.

Od 1 marca do 15 października trwa okres lęgowy ptaków. Według Rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 16 grudnia 2016 roku w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt niszczenie i usuwanie siedlisk i miejsc lęgowych ptaków jest w tym okresie zabronione. Organizacje ekologiczne upatrywały w tym nadziei na spowolnienie galopującej wycinki drzew zgodnie z nowymi przepisami ministra Szyszki. Jak to prawo działa w praktyce?
W tym okresie nie wolno płoszyć ptaków z miejsc lęgowych, bo to może spowodować opuszczenie gniazd, wysiadywanych jaj, czy karmionych piskląt. Nie wolno ścinać drzew z gniazdami ani przeprowadzać wycinek w ich otoczeniu. Wszystkie te czynności byłyby naruszeniem wspomnianego przez Panią rozporządzenia o ochronie gatunkowej zwierząt i stanowią wykroczenie, a w skrajnym przypadku zabijania zwierząt po prostu przestępstwo.

W zapisie jest też mowa o zakazie niszczenia siedlisk gatunków chronionych. Takim siedliskiem dla ptaków są zadrzewienia w ogóle, przykładowo kępy krzewów w otwartym krajobrazie to typowe siedlisko dzierzby gąsiorka, ptaka. Zamiar usunięcia takich krzewów i drzew będących siedliskiem powinien być poddany uzgodnieniu z RDOŚ, niedopuszczalne jest ich samowolne zniszczenie. Trzeba też pamiętać, że drzew z gniazdami nie wolno usuwać przez cały rok bez wspomnianego zezwolenia RDOŚ. Ale na względzie trzeba mieć nie tylko ptaki. Przez cały rok drzewa i krzewy mogą być siedliskami innych chronionych grup taksonomicznych: nietoperzy, bezkręgowców, porostów, grzybów. Niewiele osób o tym wie, natomiast brak wiedzy nie zwalnia z konieczności stosowania prawa.

W Poznaniu tnie się na potęgę. Gdzie przyrodniczo straty są najbardziej dotkliwe?
Zwiększona wycinka drzew objęła m.in. skrzyżowanie ulic Baraniaka i Inflanckiej, dolinę cieku Krzyżanka na Smochowicach i Bogdanki. Dalej dotyczy to nieużytków porośniętych drzewami, na przykład przy skrzyżowaniu ulic Witosa i Lutyckiej.

Z przyrodniczego punktu widzenia śródmieście na ogół nie jest zbyt cenne. W obszarach zabudowy i komunikacji pojedyncze drzewa lub niewielkie parki mają przede wszystkim znaczenie estetyczne dla nas ludzi.

Wycinając te enklawy zieleni, najbardziej szkodzimy więc sobie. Natomiast idąc w kierunku obrzeży, miasto staje się coraz cenniejsze - tu zabudowa staje się coraz bardziej ogrodowa, pojawiają się nieużytki.

Obecna intensyfikacja wycinania zadrzewień z pewnością odbije się negatywnie na mieszkańcach Poznania. Najbardziej wpłynie to na klimat. Miasta są cieplejsze przez cały rok od otaczających je terenów rolnych lub leśnych. Drzewa poprzez transpirację pary wodnej pochłaniającej ciepło łagodzą klimat w mieście.

Jak, jako ornitolog działający aktywnie na rzecz ochrony przyrody w Poznaniu, ocenia Pan nowelizację ustawy pozwalającą na wycinkę drzew?
Jednoznacznie negatywnie. Choć trzeba podkreślić, że drzewa w mieście zasiedlone są w mniejszym stopniu niż poza nim. Ich mieszkańcami są głównie ptaki i nietoperze.

Dziś entuzjastom wycinki trudno to przyznać, ale usuwanie drzew w mieście będzie miało największe negatywne konsekwencje dla nas, jego mieszkańców. Poziom zadowolenia z życia w otoczeniu jedynie budynków i ulic pełnych samochodów jest znacznie niższy niż z życia w otoczeniu zieleni. Również w kontekście aktualnego i narastającego problemu miejskiego smogu - wycinając drzewa produkujące tlen i wyłapujące częściowo zanieczyszczenia, podcinamy gałąź, na której siedzimy. Paradoks polega na tym, że migrujemy na obrzeża miast, by mieszkać w otoczeniu zieleni, a centrum, do którego dojeżdżamy samochodami, zalewamy betonem. Zamknięty krąg.

Oddajmy jednak miastu sprawiedliwość. W Poznaniu robi się sporo dobrego i nowatorskiego w kwestii utrzymania zieleni miejskiej.
Dobrze w mojej ocenie spisuje się Zarząd Dróg Miejskich. Zaniedbane obszary pokryte wydeptaną glebą między pasami jezdni kilka lat temu zastąpiono nowymi nasadzeniami drzew. Już w momencie sadzenia są wysokie na kilka metrów, sadzone na dobrze przygotowanym podłożu. Widać też korony młodych drzew okrywane na zimę płachtami materiału. Niska roślinność pomiędzy pasami ruchu i na rondach, przy torowiskach jest ogradzana, by nie dostawało się do niej błoto pośniegowe wraz ze środkami chemicznymi z zimowego utrzymania dróg. Te działania sprawiają, że drzewa i ogólnie zieleń mają dużą szansę na przeżycie w Poznaniu.

Z drugiej strony od lat obserwuję nieselektywne przycinanie koron w wielu miejscach. Wysyła się zespół pracowników, który tnie, jak leci: korony wszystkich drzew przy danej ulicy. Przykładem jest piękna do niedawna aleja drzew przy Zakopiańskiej na Podolanach, gdzie rosną kilkudziesięcioletnie lipy. Większość z nich była w dobrym stanie, tworzyły ciąg zwartych koron ponad ulicą. Drzewom tym przycięto gałęzie ponad rok temu i obecnie aleja przedstawia smutny widok, wyraźne geometryczne kształty po cięciach ręką ludzką.

Do poprawy jest też sposób zarządzania zielenią miejską w kwestii koszenia trawników i wygrabiania liści spod krzewów. Likwidowanie lub intensywne koszenie obszarów z roślinami kwitnącymi ogranicza owadom, a więc w konsekwencji także ptakom bazę pokarmową, odbieramy im schronienie.

Zwolennicy wycinki na prywatnych działkach powołują się na święte prawo własności i mówią: moja działka, moje drzewo, moja sprawa. Mają rację?
Żyjemy we wspólnym środowisku przyrodniczym i działania - tak pozytywne, jak i negatywne - pojedynczych osób mają wpływ na pozostałych mieszkańców. W przypadku drzew i zakrzewień młodych, mających jeszcze małą wartość przyrodniczą, jak i produkujących mało tlenu - dopuszczalne moim zdaniem byłoby pozostawienie ludziom sporej swobody decydowania o ich losie. Tak było przed wprowadzeniem zmian w ustawie o ochronie przyrody w zakresie wydawania zgody na wycinkę. Urzędy miast i gmin w większości przypadków wydawały zgodę na usunięcie drzew i krzewów z przydomowych ogrodów. Wnioski o wycięcie drzew starych, przyrodniczo cennych były rozpatrywane osobno. Urząd miał obowiązek rozpatrzyć zarówno wniosek mieszkańca lub inwestora, jak i wartość społeczną lub przyrodniczą zadrzewienia.

Mówią też: co mnie obchodzi jakiś ptak czy żuczek na drzewie, skoro liście sypią mi się na trawnik i muszę grabić...
Tak, to częsty argument. Wytnę, „bo liście trzeba grabić” lub „drzewo zagraża”. Odpowiadam, że liście trzeba grabić jedynie jesienią. A konary drzew zagrażające bezpieczeństwu można przyciąć, ale selektywnie, a nie „akcyjnie”. W Niemczech istnieje pojęcie „niewidzialnej ręki ogrodnika”. Drzewo tak powinno być pielęgnowane, by to nie było widoczne. To oczywiście generuje koszty, bo trzeba przeszkolić pracowników, wysyłać ich częściej w teren. Natomiast koszty te się wielokrotnie zwracają, bo drzewa nie są osłabiane nadmiernym wycinaniem konarów i żyją znacznie dłużej. Wobec przeważających korzyści z posiadania drzew nakład, jaki trzeba poświęcić, by je utrzymać, jest stosunkowo niewielki.

Ale przecież koronny argument brzmi: tu się wytnie, a tam się nasadzi. Czy skutki wycinki da się odwrócić?
Sądzę, że nie - lub w małym stopniu.

Raz wyciętego drzewa w mieście nie da się zastąpić. Wiele z nich przez kilkadziesiąt lat rosło w miejscach, gdzie kiedyś nie było infrastruktury podziemnej.

Posadzenie nowego drzewa w mieście to wymagający proces. Zarządzający infrastrukturą miejską obawiają się, że korzenie zagrożą podziemnym przewodom i rurom. Takie prace wymagają odpowiedniej wiedzy i kompetencji.

Drzewa można wycinać o dowolnej porze roku. W myśl przywołanej na początku ustawy wycinka jest możliwa pod warunkiem, że ścinający upewni się, że na drzewie lub w jego środku nie ma gniazda lub nie bytują na nim chronione zwierzęta albo porosty. Jak to weryfikować?
Dotychczas wstępną weryfikację przeprowadzali pracownicy urzędu miasta lub gminy, którzy na ogół dysponują wiedzą z zakresu wstępnej oceny, czy dane drzewo/krzew może być siedliskiem gatunków chronionych. W wątpliwych przypadkach pozyskiwano dodatkowo opinię specjalisty przyrodnika co do występowania siedlisk gatunków chronionych organizmów. Obecnie, gdy mieszkańcy mają znacznie ułatwioną drogę do wycięcia drzew, urzędnik najczęściej nie musi pojawić się na miejscu planowanej wycinki.

Jeśli wiadomo, że na drzewie do wycinki jest gniazdo, w zdecydowanej większości przypadków należy uzyskać zgodę RDOŚ na jego usunięcie. Niektóre gniazda - zwłaszcza duże lub widoczne w okresie, gdy drzewa nie mają liści - widoczne są już dla niewprawnego obserwatora. Natomiast specjalista ornitolog dysponujący wiedzą, doświadczeniem lub po prostu lornetką - jest w stanie znacznie więcej gniazd znaleźć. Dziuple i odstająca kora (na przykład na robinii akacjowej) mogą być siedliskiem ptaków i nietoperzy. Drzewa stare, próchniejące, dziuplaste, na przykład głowiaste wierzby, kilkudziesięcioletnie dęby, lipy, klony, jesiony, mogą być siedliskiem rzadkich i chronionych owadów. Widząc dziuplę, można założyć, że jest ona „mieszkaniem” jakiegoś organizmu, wobec czego uzasadnionym może być wezwanie specjalisty, by to ocenił.

Podcinamy gałąź, na której sami siedzimy [Rozmowa]
mat. własne

Jak postępować w przypadku, gdy mamy informację o tym, że ktoś łamie prawo w zakresie ochrony gatunkowej?
Jeśli mamy informację lub jesteśmy świadkami bezpośredniego zagrożenia dla zwierząt, należy przede wszystkim poinformować osoby wykonujące prace, że działają niezgodnie z prawem i muszą natychmiast wstrzymać swe działanie. Należy jednocześnie wezwać policję lub straż miejską. Przedstawicieli służb należy poinformować, że naruszane są ustawa o ochronie przyrody (art. 52, art. 125) wraz z rozporządzeniem ws. ochrony gatunkowej zwierząt, ustawa o ochronie zwierząt. Warto zgłosić sprawę do RDOŚ, można też poinformować organizację zajmującą się ochroną przyrody, która doradzi, jak dalej postępować. W Poznaniu to np. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, PTOP „Salamandra” czy Klub Przyrodników Koło Poznańskie.

W takich przypadkach bardzo istotną rolę odgrywają media i internet. Dziś za pośrednictwem mediów społeczno-ściowych informacja szerzy się bardzo szybko, nacisk medialny może też spowodować wstrzymanie „niszczycielskich” prac inwestora lub mieszkańca. Bardzo ważne jest też dokumentowanie fotograficzne lub filmowe zdarzeń stanowiących wykroczenie przeciw przepisom o ochronie gatunkowej. Może ono potem stanowić dowód w postępowaniu wyjaśniającym niszczenie gniazd i siedlisk gatunków chronionych.

Jak zwykły poznaniak może pomóc w takiej inwentaryzacji przyrodniczej?
Warto wspomnianą dokumentację fotograficzną robić już wcześniej, kiedy widzimy, że dana działka jest zasiedlana przez gatunki zwierząt, np. ptaków. Dokumentujmy wszystko, co wydaje się nam cenne przyrodniczo lub po prostu... ładne: drzewa z gniazdami ptaków, staw z płazami, stare drzewa z dziuplami i inne. Ważne jest, by zdjęcie przedstawiało także szerszy kontekst krajobrazowy, by oceniający taki materiał dowodowy urzędnik lub sąd mogli stwierdzić, że zdjęcie pochodzi rzeczywiście z danej lokalizacji.

Stare drzewo z dziuplami. Pokutuje mit, że trzeba ściąć, bo niebezpieczne.
Mit! Drzewo stare z dziuplami jest bardzo cenne dla przyrody. Często jest siedliskiem wielu organizmów z różnych grup systematycznych. Poza tym produkuje ogromne ilości tlenu i łagodzi klimat miasta. Drzewo takie nie musi być niebezpieczne, ocenę jego statyki i możliwości odłamania się konara powinien przeprowadzić specjalista arborysta. On ustali, w jakim stopniu pień jest stabilny, ewentualnie jakie grzyby zasiedlają drzewo, a także czy należy uciąć jakiś konar i jak to wpłynie na stabilność całego drzewa.

Jedno dorosłe drzewo w ciągu roku filtruje około 30 kg substancji zanieczyszczających powietrze, absorbuje tysiące litrów wody opadowej, chłodzi otoczenia jak kilka klimatyzatorów. Rośliny właściwie pracują na naszą korzyść. Dlaczego zaczęliśmy je masowo wycinać, jak tylko pojawiło się zielone światło?
W człowieku od dawna drzemie chęć podporządkowywania sobie dzikiej przyrody. Tkwi w nas, że to co dzikie i niekontrolowane może być niebezpieczne, więc lepiej, bezpieczniej jest to ujarzmić. Lub po prostu człowiek uważa, że przyroda bez niego sobie nie radzi, więc lepiej jest drzewa przycinać i wycinać.

Taką postawę mamy kształtowaną w procesie edukacji nierzadko od przedszkola - uczy się już dzieci, że las bez leśnika sobie nie poradzi, a myśliwi są niezbędni, by „regulować” ilość dzikich zwierząt.

Kontroli przyrody służą także - niepotrzebne na ogół - nieustanne przycinania drzew przy drogach i w miejskich zieleńcach, a także wycinanie krzewów do poziomu gruntu.

Skąd nam się to bierze?
Z niewiedzy przyrodniczej. Nie mamy pojęcia, jak cenne dla przyrody są zadrzewienia. Ponadto nasze poczucie estetyki pozwala nam widzieć piękno raczej w zieleni ciętej niż spontanicznej. Zwiedzając miasta niemieckie, zobaczymy, że nawet w centrum drzewa mają duże korony o kształcie właściwym dla gatunku, a na podwórkach kamienic rosną nieprzycinane krzewy, którym już planując ich nasadzenie, pozostawiono wystarczającą ilość miejsc do rozwoju niewymagającego przycinania. Zmiana w ustawie o ochronie przyrody pozwoliła wielu ludziom na wyrażenie tego, co zwykle chcieli zrobić, a nie mogli w obawie przed konsekwencjami.

Paulina Rezmer

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.