Ostry konflikt z aplikacją w tle

Czytaj dalej
Piotr Jach

Ostry konflikt z aplikacją w tle

Piotr Jach

Łódzcy taksówkarze mocno zaangażowali się w zwalczanie kierowców korzystających z platformy Uber. Twierdzą, że to nieuczciwa konkurencja.

Już od roku, odkąd firma Uber zaczęła działać w Łodzi, trwa konflikt licencjonowanych przez miasto taksówkarzy z działającymi pod jej szyldem kierowcami. Taryfiarze regularnie zastawiają na „uberowców” zasadzki o przykrych dla tych ostatnich konsekwencjach finansowych. Wygląda to tak: taksówkarze zamawiają przez aplikację Uber kurs w jakiś zakątek miasta. Gdy zjawia się po nich kierowca, wsiadają do auta i jadą pod wskazany adres. Tam, już po zakończeniu kursu i otrzymaniu powiadomienia o opłacie za przejazd, „uberowcowi” zajeżdżają drogę ukryci dotąd koledzy taksówkarzy. Nie pozwalają kierowcy odjechać. Informując go kim są i że dokonują zatrzymania obywatelskiego, wzywają policję...

W tym momencie zaczyna się robić ciekawie. Jednak nie dla kierowcy z aplikacji Uber. Od policji dostaje dwa mandaty na łączną kwotę 2 tys. zł. Inspekcja Transportu Drogowego wymierza mu kary administracyjne na kolejne 8 tys zł. Boli. Ciekawe jest zaś to, że z jednej strony Uber nie ustaje w wysiłkach podkreślania, że jest legalnie działającą firmą (w skrócie: pośredniczy w kontaktowaniu zainteresowanych podróżnych z chcącymi ich przewieźć z miejsca na miejsce kierowcami oferującymi usługę przewozu osób na podstawie prowadzonej działalności gospodarczej), której działalność w maju 2016 r. pozytywnie zaopiniował Urząd Ochrony Konsumenta i Konkurencji (m.in. „za rozwój konkurencji na rynku transportowym, co ma pozytywne przełożenie na sytuację konsumentów”; taksówkarze uznali to za skandal, z drugiej jednak - zarabiający pod szyldem Ubera kierowcy wchodzą w konflikt z prawem - policji oraz ITD nikt jakoś nie zarzuca pomyłki. Coś tu wyraźnie się nie zgadza...

Taksówkarze swoją niechęć do Ubera tłumaczą ochroną swoich miejsc pracy. Kierowców spod aplikacji uważają za nieuczciwą konkurencję: też wożą ludzi, ale bez konieczności uzyskania odpowiedniej licencji, przejścia koniecznych badań, posiadania kas fiskalnych oraz ponoszenia takich jak oni obciążeń finansowych.

- To jakby na progu sklepu monopolowego ktoś zaczął sprzedawać samogon za ułamek ceny półlitrówki - użył obrazowego porównania jeden z łódzkich taksówkarzy.

Chodzi też przecież o pieniądze. Przejazdy z aplikacji Uber mają tę zaletę - jedną z kilku wskazywanych przez użytkowników - że są tańsze. To tak samo podoba się klientom, jak budzi wściekłość taksiarzy, którzy tym mocniej domagają się zrównania wymagań dla wszystkich parających się transportem osobowym. Ich zdaniem to szybko wyrówna cenniki...

Niejasne przepisy i różnorakie ich interpretacje zaciemniają obraz sytuacji przeciętnemu Kowalskiemu. I nie chodzi tylko o kwestie zasadnicze - legalności lub nielegalności usług określanych jako „gospodarka współdzielenia” (z ang. sharing economy). Biuro prasowe Uber Polska stanowczo sprzeciwia się np. traktowaniu taksówkarskich zatrzymań kierowców z aplikacji „ujęciami obywatelskimi”. „Wygląda to bardziej jak umawianie się na samosąd wobec konkurencji, niż obywatelskie zatrzymanie” - rzecznicy firmy cytują opinię prawną na ten temat sporządzoną przez jedną ze stołecznych kancelarii. Przypomina ona, że za publiczne nawoływanie do bezprawnego pozbawienia wolności może grozić kara grzywny, kara ograniczenia wolności albo kara pozbawienia wolności do lat 2. Karalne jest też publiczne pochwalanie popełnienia przestępstwa.

Takie stanowisko łódzcy taksówkarze kwitują śmiechem. Kary wymierzane „uberowcom” uważają za dowód słuszności swego działania. Podkreślają też, co dość ważne w tym aspekcie całej sprawy, iż w Łodzi nie doszło dotąd do aktów jawnej agresji - niszczenia aut czy rękoczynów pomiędzy zwaśnionymi stronami, co zdarzało się w innych miastach.

Sytuacja uległa zmianie dopiero w miniony wtorek, gdy przy próbie zatrzymana kierowcy z aplikacji, próbował on taksówkarzom uciec. Dwóch - jak to się mówi - wziął na maskę. Jeden z nich zakończył tę „przejażdżkę” z urazem nogi w szpitalu. Zdaniem biura prasowego Uber Polska, kierowca działał pod wpływem strachu, bo zląkł się grupy mężczyzn. „I zwiewał 170 km/h po mieście aż na autostradę?” - dodają sarkastycznie taksówkarze. Incydent raczej nie przysłuży się uspokojeniu nastrojów.
===

Piotr Jach

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.