Ostrów. Schronisko Bąkówka zakończyło swoją działalność. To było fajne 25 lat – mówi Sławomir Suchta

Czytaj dalej
Milena Jaroszewska

Ostrów. Schronisko Bąkówka zakończyło swoją działalność. To było fajne 25 lat – mówi Sławomir Suchta

Milena Jaroszewska

Schronisko dla zwierząt Bąkówka przyjmowało psy tylko do końca 2021 roku, jednak adopcji przebywających tu jeszcze kilku psów można było dokonać w późniejszym czasie. Do końca stycznia 2022 roku wszystkie zwierzęta znalazły nowy dom. W schronisku zostało 5 staruszków w wieku od 10 do 16 lat, do których Sławomir Suchta jest szczególnie przywiązany i mimo chętnych, nie zdecydował się oddać ich do adopcji. - Są tu od lat i już z nami zostaną – mówi właściciel Bąkówki. Natomiast w domu u pana Sławka życie umilają mu jeszcze trzy czworonogi.

Zaczęło się przypadkowo. Trwało 25 lat

Ze Sławomirem Suchtą spotkaliśmy się w połowie lutego. Mimo że ostatni pies został adoptowany w styczniu, podczas naszej rozmowy do Bąkówki przyjechał mężczyzna zainteresowany adopcją pieska. Pewnie minie trochę czasu zanim wszyscy dowiedzą się i pogodzą z tym, że schronisko jest już zamknięte. W końcu działało 25 lat.

Zaczęło się przypadkowo, od ogłoszenia Urzędu Miasta Ostrów Mazowiecka, które szukało ajenta schroniska. Sławomir Suchta wraz z kolegą postanowili podjąć wyzwanie. W schronisku nie było wody, prądu, tylko część ogrodzenia i zniszczone budynki gospodarcze. Mężczyźni byli zmuszeni do inwestycji, aby zapewnić godne warunki przyjmowanym psom, więc po upływie około roku postanowili złożyć wniosek o zakup tej nieruchomości od miasta.

Założyliśmy: wodę, prąd, wyremontowaliśmy budynki, poprawiliśmy częściowe ogrodzenie z siatki, później wykonaliśmy drugie betonowe całej posesji

- wspomina właściciel.

Po upływie kilku lat Sławomir Suchta został jedynym prowadzącym schronisko.

Praca w schronisku, jak na gospodarce

Przez te wszystkie lata z usług schroniska korzystało wiele gmin, Bąkówka miała stale umowy z około 10 - 12 gminami, nie musiała pozyskiwać nowych klientów.

Jak gminy zareagowały na zamknięcie schroniska?

Przekonywały, żeby jeszcze nie zamykać, żeby poczekać rok, dwa. Jednak moja decyzja nie była z wczoraj i nie była lekka do podjęcia, myślałem nad nią od dawna. Ta praca jest jak prowadzenie gospodarstwa: trzeba być dostępnym 24 godziny na dobę. Doszedłem też do wniosku, że młodszy nie będę. Od około 3 lat nie podpisywaliśmy umów z nowymi gminami, żeby psów było coraz mniej i abyśmy mogli je powoli wy-adoptować

- mówi pan Sławek.

Dzień w schronisku to 10-12 godzin ciężkiej pracy, a polega ona głównie na sprzątaniu nieczystości, karmieniu i naprawianiu bud lub kojców. Do tego dochodzi również czas, który trzeba poświęcić dla osób adoptujących i lekarza weterynarii, który sprawuje opiekę nad stadkiem. 100 psów potrafi zrobić konkretne zamieszanie i wyprodukować całkiem sporo nieczystości…

Ludzie "z sercem"

Schroniskiem zajmował się nie tylko Sławomir Suchta, ale także pracownicy. Natomiast w święta, gdy pracownicy mieli wolne, do pomocy angażował się syn pana Sławka, który od najmłodszych lat bardzo lubi przebywać w schronisku. Zaczął pomagać w Bąkówce, gdy miał 11 lat. Każdy wolny czas od szkoły, weekendy czy wakacje chętnie przyjeżdżał i pomagał.

Pracownicy byli ze mną prawie od początku. Mieliśmy fajnych starszych pracowników… Naprawdę. Życzyłbym sobie, żeby w każdym schronisku byli tacy ludzie, z sercem. Latem przyjeżdżali o 4 – 5 rano z własnej woli „bo przecież trzeba psom wody wlać”, "a może jedzenie już nieświeże, bo gorąco, trzeba wymienić". Bardzo dobre chłopaki, ale umiaru w karmieniu nie mieli.... Psy były naprawdę zadbane z lekką nadwagą

– śmieje się.

"Nie szliśmy na ilość"

Sławomir Suchta mówi, że nigdy nie szli w schronisku „na ilość”. Gdy zamknięto duże schronisko w okolicach Białej Piskiej do Bąkówki nie przyjęto ani jednej psiny, a zapotrzebowanie na miejsca w schroniskach było ogromne. Teoretycznie - można było przyjąć wiele psów. Ale w praktyce – oznaczałoby to pogorszenie warunków bytowych i zdrowotnych psów przebywających na Bąkówce.

Nie chcieliśmy pogarszać sytuacji naszych podopiecznych

– mówi właściciel.

I zauważa, że kiedyś psy trafiały do schroniska w dużo lepszej kondycji. Teraz bardzo dużo przyjmowanych psów jest schorowanych, starych i duża większość z nich ma ogromne ilości kleszczy i pcheł co skutkuje wieloma tragicznymi w skutkach chorobami. Z drugiej strony Sławomir Suchta mówi, że poprawiły się warunki zapewniane psom przez ich właścicieli, jest też dużo mniej szczeniąt – psy są sterylizowane. Ale jest też dużo mniej adopcji.

Mimo że do Bąkówki trafiały różne psy: porzucone, dziko żyjące, agresywne, chude i zaniedbane znajdowane przywiązane do drzewa lub zawiązane w workach, właściciel mówi, że nigdy nie zdarzyło się tu jakieś poważne pogryzienie.

Jak zaczęliśmy się reklamować naszym firmowym oklejonym busem w okolicy tak do 100-130 km od Ostrowi, rozwieszaliśmy plakaty i rozmawialiśmy z ludźmi na temat adopcji, przyjeżdżały do nas całe rodziny. W weekendy był taki ruch, że nie było czasu zjeść. Dzięki temu mieszkańcy dowiadywali się, że jest schronisko, że mogą przyjechać i dać psu nowy dom. Były przypadki, gdzie mieszkańcy nie mieli transportu lub byli to ludzie starsi - wtedy proponowaliśmy, że przywieziemy ich do schroniska i odwieziemy już z nowym członkiem rodziny. Byli zdziwieni, że mogą dostać psa odrobaczonego, zaszczepionego, z książeczką zdrowia i po zabiegu sterylizacji za darmo i z dowozem. Liczba adopcji również znacznie wzrosła podczas początków pandemii: ludzie adoptowali wtedy bardzo dużo starszych, spokojnych i mniejszych psów

– mówi pan Sławomir.

W adopcje i pomoc bardzo zaangażowały się wolontariuszki z Warszawy Agata Kozłowicz i okolic Wyszkowa Marzena Skoczeń, które poświęcały swój czas i pieniądze, przyjeżdżały na Bąkówkę, robiły zdjęcia psom, opisywały i umieszczały je na Facebook’u. Jednak adopcja to nie tylko umieszczenie zdjęcia i opisu psa w internecie:

- One musiały również odbierać telefony od osób zainteresowanych adopcjami wielokrotnie już o godz. 7 rano nawet do 22 - 23 w nocy, więc "wielki szacun" dla nich! Bardzo dużą pomoc w znalezieniu nowych domów dla naszych psów otrzymałem również od Fundacji Dla Zwierząt "Jedno Serce Nie Da Rady" z Białegostoku, którą założyła i prowadzi w cudowny sposób Magdalena Smosarska. Wiele psów po opuszczeniu schroniska podczas procesu adopcyjnego kilka dni lub tygodni przebywało w mieszkaniu właśnie u Magdy z jej rodziną w celu resocjalizacji, zapoznania się z nowymi ludźmi, miastem i otoczeniem. Po ilości znalezionych domów przez tę właśnie fundację nieśmiało kilkukrotnie zasugerowałem zmianę nazwy fundacji na "Jedno Serce Zawsze Da Radę" lecz bezskutecznie, mój dar przekonywania nie zadziałał na Panią Magdę[/cyt] - śmieje się Sławomr Suchta i dodaje - Chciałbym w imieniu swoim i naszych psich przyjaciół, które znalazły nowy dom bardzo serdecznie i z całego serca podziękować wszystkim fundacjom, stowarzyszeniom, domom tymczasowym i osobom prywatnym oraz każdemu kogo spotkałem na swojej drodze przez te 25 lat za pomoc, zaangażowanie za te dobre, jak i złe słowo.

Chwile zwątpienia

Sławomir Suchta mówi, że chwile zwątpienia pojawiły się dopiero w ostatnich latach.

PESEL się nie zmienia, niestety. Dostępność 24 godziny na dobę, nocne interwencje, zero wakacji, zero wolnego czasu. Świątek, piątek czy niedziela - trzeba być... Ale ogólnie uważam, że to było bardzo fajnie spędzone 25 lat

– podsumowuje.

[polecane]22515135,22518759,22516795,22515815,22515443,19879185;1;[/polecane]

Milena Jaroszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.