MZ

Ona uratowała jego, on uratował ją. Ona była Żydówką, on był Polakiem

Matka Pepki Fot. Fotografie z książki autorstwa Ory Regev pt. “A rzeka nadal płynie” - wyd. Werset, Lublin 2014. Matka Pepki
MZ

Wspomnienia Ory Regev to pełna emocji relacja z sentymentalnej podróży śladami jej matki Pepki po Polsce. Autorka przedstawiła niezwykle ciekawy dla polskiego czytelnika obraz przeżyć ludzi, którzy ocaleli po Holokauście.

Ora Regev

- Dziecko płakało, a ja nie miałam dla niego jedzenia – słowa te powtarzała moja matka, a z oczu płynęły jej łzy. Wspomnienia rzucały cień na całe jej życie i życie naszej rodziny. Imię tajemniczego dziecka nie zostało nigdy wymienione. Tak jak żaden inny szczegół o nim. Kiedy głos mamy ucichł, ślad wspomnień zniknął. Historia jej przeszłości, również tej hebrajskiej, została przypieczętowana. Otworzyła się otchłań. Zdałam sobie wówczas sprawę, że już nigdy nie będę w stanie jej pokonać. I tak przypomniałam sobie historię o tęsknocie matki za małym domkiem w Lubaczowie, nad brzegiem rzeki, obok młyna, którym zarządzał jej ojciec, a mój dziadek.

Matka Pepki
Fotografie z książki autorstwa Ory Regev pt. “A rzeka nadal płynie” - wyd. Werset, Lublin 2014. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie (dyplom w 1954 w pracowniach Adama Marczyńskiego i Wacława Taranczewskiego), był wieloletnim wykładowcą w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie, członek krakowskiego ZPAP, pracował w kilku polskich muzeach i kolekcjach prywatnych. Zaczynał od malarstwa figuratywnego, by szybko przejść do swojej typowej, bardzo oryginalnej, symbolicznej abstrakcji geometrycznej. Łącznie artysta przekazał Muzeum w Kielcach 26 obrazów, album z akwarelami, rysunkami i szkice (130), dokumenty, fotografie i przezrocza w latach 2002 i 2005. Autor ciekawych wspomnień o latach studiów na krakowskiej uczelni w latach 1948-1954.

Zrozumiałam ból mojej matki

Matka miała 17 lat, kiedy wybuchła wojna. Uciekła do Warszawy z podrobionymi papierami w nadziei na powrót i spotkanie po wojnie. I tam ukryła się u rodziny jako opiekunka ich małego syna. Przez całe życie uciekała od przeszłości, a rozdziały jej życia pozostawały gdzieś w Polsce z niejasnymi i zagubionymi postaciami, bez twarzy i bez imion. Matka czasami zamykała się w sobie. I milczała. Wspomnnienia, które wracały do niej przy różnych okazjach, ciążyły jej i nam. A był między nami rodzaj niepisanej umowy. Ona nie mówi, a ja nie pytam.

Matka Pepki
Fotografie z książki autorstwa Ory Regev pt. “A rzeka nadal płynie” - wyd. Werset, Lublin 2014. Matka Pepki

Pod koniec jej życia zdałam sobie sprawę, że szlak wspomnień zniknął, a otchłań oddzieliła mnie od mojej rodzinnej przeszłości. Potem pojawiło się niepohamowane pragnienie podróży do Lubaczowa wzdłuż rzeki i młyna, które były punktem kulminacyjnym jej opowieści. Bałam się złamać śluby, które jej złożyłam, że nikt z rodziny nie postawi już stopy na polskiej ziemi. Ale czułam też, że jestem to winna sobie. A może nawet i jej - mojej matce.

Wyruszyłam bez żadnych oczekiwań i nadziei. Po długiej jeździe znalazłam się w miasteczku, przechadzając się brzegiem rzeki, wokół młyna. Czułam się bliżej matki niż kiedykolwiek. Wreszcie los się do mnie uśmiechnął. Spotkałam Staszka, który mieszkał w sąsiedztwie.

Matka Pepki
Fotografie z książki autorstwa Ory Regev pt. “A rzeka nadal płynie” - wyd. Werset, Lublin 2014. Młyn w Lubaczowie

Wskazałam w kierunku młyna i zapytałam: - Pamiętasz, kto tam mieszkał? On zastanowił się przez chwilę i nie pytając o nic wskazał ręką. -Tam mieszkała przed wojną żydowska rodzina Friedmanów. Ojciec był zarządcą młyna, a pani Friedman zwykła nas, jako dzieci, raczyć degustacją wyjątkowych potraw. Przygotowywała je w piątki i święta. Była też ciotka Hilde i ich troje dzieci.
Nie wiedziałam wcześniej o tym, a on dalej raportował niczym marynarz na morzu: - Marisha - mała dziewczynka z warkoczami po kolana, brat Lonek, który zawsze nosił kapelusz, i starsza siostra Pepka, która w czasie wojny podróżowała podając się za katoliczkę, aby opiekować się Romkiem - wnukiem sąsiada Sikorskiego. On mieszkał w Warszawie.

Spytałam, czy mogę się spotkać z kimś z rodziny Sikorskich, ale powiedział, że rodzina zmarła. Zapadł wieczór. A on dał mi do zrozumienia, że jest zmęczony i poszedł do swojego domu. Poprosiłam, by wrócił nazajutrz. Odmówił. Zaproponował spotkanie ze swoją siostrą.

I rzeczywiście. Spotkałam ją. Kiedy wymieniłam imię mojej matki, spojrzała na mnie i powiedziała: - Zawsze miałam nadzieję spotkać kogoś z rodziny Friedmanów. Czy chłopiec obok ciebie jest jej wnukiem?

Kobieta była naprawdę szczęśliwa i dodała, że bawili się razem lalkami, a z jej ciocią Hilde szyły sukienki dla lalek. - Brat Lonek zabrał nas swoją łodzią wiosłową w rejs po rzece, i nie zapomnę degustacji potraw, które pani Friedman zwykła podawać w soboty i święta - mówiła.

Nagle jej twarz posmutniała. Przypomniała sobie Minkę, siostrę. - Odmroziła nogi ukrywając się przed Niemcami. Gdy wyszła z ukrycia, płakała z bólu, mając nadzieję, że któryś z sąsiadów zabierze ją do swojego ciepłego domu - opowiadała drżącym głosem.
- Wszyscy słyszeliśmy i widzieliśmy z okien dziewczynę, naszą przyjaciółkę, płaczącą i wołającą o pomoc. Ale baliśmy się i ignorowaliśmy jej krzyki. Potem przyjechali Niemcy. I na placu zabaw, w pobliżu jej domu, zastrzelili ją. Pamiętam, jakby to się stało wczoraj - mówiła ze wzruszeniem.

Wtedy zrozumiałam ból mojej matki. I to, że nie chciała o tym mówić. Wróciliśmy do pensjonatu. Gdy kończyliśmy się pakować, rozległo się pukanie do drzwi. Przede mną stała kobieta. Stefania powiedziałą, że szukała mnie od rana. Usiadłyśmy. - Byłam wtedy dzieckiem - zaczęła. - I mieszkaliśmy w pobliżu młyna. Widziałam wszystko. - Co widziałaś? - zapytałam zaniepokojona. A ona pogrążyła się we wspomnieniach. - Przed niemiecką inwazją była tu rodzina Friedmanów. Ojciec rodziny prowadził młyn. Mieli troje dzieci - zaczęła snuć opowieść.

Matka Pepki
Fotografie z książki autorstwa Ory Regev pt. “A rzeka nadal płynie” - wyd. Werset, Lublin 2014. Ojciec Pepki

- Pan Friedman obawiał się tego, co miało nadejść i powierzył część swojego znacznego majątku sąsiadowi, ojcu Oli, najlepszej przyjaciółki Pepki. Zgodnie z umową między nimi, kapitał miał zostać zwrócony tym członkom rodziny, którzy przeżyją wojnę. A jeśli nie przeżyją, majątek pozostanie w ich rękach. Później Ola wyszła za mąż za Reisingera, który był volksdeutschem. Kiedy usłyszał o umowie, udał się z Kilschotem do stodoły rodziny Friedmanów, gdzie się ukrywali. Pobił ich i zaprowadził drogą. Tam ich zamordował. Kiedy dokonał już zbodni, ukradł skarb, a pod koniec wojny wraz z rodziną uciekł do Ameryki - ciągnęła opowieść Stefania. Po czym zapytała o dalsze losy mojej matki. Opowiedziałam krótko, że uciekła do Warszawy, gdzie pracowała jako niania u małego Romka z Sikorskich. Przerwała mi i powiedziała: - Jestem krewną żony Romka, Anny. Mogę ci pokazać, gdzie mieszkał przed wyjazdem do Ameryki.

Czy zdradziłam matkę, łamiąc daną jej przysięgę?

Zastanowiłam się chwilę z mężem i po konsultacji ruszyliśmy. Na miejscu spotkaliśmy młodą dziewczynę. Kim ona jest? - zastanawiałam się. A ona przedstawiła się jako Gabriella. Zapytałam, czy w domu jest ktoś jeszcze. - Wszyscy są w Ameryce, a ja dołączę do nich za dwa tygodnie - odpowiedziała. Zastanawiałam się, jak zareagować. Co powinnam zrobić? Zebrałam się w sobie i zapytałam, czy coś jej mówi nazwisko Romek Sikorski. Jej oczy rozbłysły, a uśmiech pojawił się na jej twarzy. Natychmiast zaczęła opowiadać o ich bliskim związku, mimo, że był za granicą i nigdy się nie spotkali. To był jej dziadek. Dużo jej opowiadał o sobie. Zapytałam, czy wie coś o nim, gdy był dzieckiem w Warszawie w czasie wojny. - Opowiedział mi o trzech Żydówkach stąd, z Lubaczowa, którym rodzina pomogła - mówiła Gabriella. - O dwóch siostrach, które pracowały na zewnątrz i od czasu do czasu przychodziły do domu dziadka. Trzecia, której imienia nie pamiętam, mieszkała w ich domu i opiekowała się moim dziadkiem, gdy jego rodzice wyjeżdżali do pracy. - Czy imię Pepka coś ci mówi? - zapytałam podejrzliwie. - O tak, teraz pamiętam - odpowiedziała z uśmiechem. - Pepka. Zgadza się. Tylko ona i mój dziadek z rodziny przeżyli. Mój dziadek dużo o niej opowiadał i bardzo chciał ją zobaczyć, ale zniknęła z jego życia. Dużo o niej rozmawiali w domu.

Smutek i ból płynęły z historii, która zaczęła nabierać sens. Dziewczyna zaproponowała, że podejdzie do ciotki, która mieszka na tej samej ulicy, a ona będzie mogła mi opowiedzieć więcej.

Dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do pokoju, a słowa utkwiły mi w gardle. Staliśmy w milczeniu. Aż zebrałam się na odwagę, by powiedzieć: - Jestem córką Pepki. Pamiętasz ją?

Ciotka spojrzała na mnie zdziwiona: - Oczywiście, że ją pamiętam, mój ojciec pracował dla pana Friedmana - zaczęła.

Nie sądziłam, że jest ktoś inny na świecie oprócz mnie, kto tęskni za moją matką. Łzy smutku i radości płynęły same...

Dotarłam do sedna historii życia mojej matki, do takiego powitania, którego się nie spodziewałam. Potem ciotka przeprosiła i wyjaśniła, że ma wizytę u lekarza. To były ostatnie chwile kolejnego dnia w Lubaczowie. Nurtowało mnie wciąż jedno pytanie: czy zdradzam matkę, łamiąc daną jej przysięgę?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie żona Romka z Ameryki. Powiedziała mi, że przez całe życie Romek trzymał srebrny kubek, który otrzymał w prezencie od Pepki. Zawsze chciał ją odnaleźć.

Powróciłam nad brzeg rzeki. Wędrując z jej nurtem, z sercem pełnym i ciężkim, czułam pewne rozczarowanie. Chciałam zachować w pamięci to dziecko tak, jak zapamiętała je moja mama. Jednak ono odeszło.

Matka Pepki
MZ

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.