Dorota Abramowicz

Niewidzialna zagadka gdyńskiej kamienicy

Pierwsze piętro, gabinet stomatologiczny. Stomatolog z kilkudziesięcioletnim stażem pracy twierdzi, że już sporo zdrowia i nerwów stracił przez pomówienia Fot. 123RF Pierwsze piętro, gabinet stomatologiczny. Stomatolog z kilkudziesięcioletnim stażem pracy twierdzi, że już sporo zdrowia i nerwów stracił przez pomówienia sąsiada z góry, a teraz obawia się, jak nagłośnienie konfliktu przyjmą pacjenci. Chociaż, jak wiele razy podkreśla, niczego mu nie udowodniono. ( zdj. ilustracyjne)
Dorota Abramowicz

Na pozór zwyczajna kamienica w centrum Gdyni stała się w ostatnim czasie obiektem zainteresowania wielu instytucji, z policją i sądem włącznie. A wszystko to za sprawą trujących, lub nie, oparów.

Dziwna sprawa. Kiedy do dziennikarza przychodzi czytelnik, mówiąc, że sąsiad go truje przez wentylację w budynku, traktujemy rozmówcę co najmniej z dużą rezerwą. Kiedy jednak rozmówca przedstawia opinię lekarza specjalisty, wskazującego jako możliwą przyczynę astmy u dziecka „podejrzenie działania substancji trujących w miejscu zamieszkania”, rezerwa zamienia się w ciekawość.

Pierwsze piętro zajmują gabinety stomatologiczny (od końca lat 90.) i kosmetyczny. Na drugim, tuż nad stomatologiem, mieści się mieszkanie należące do Jana P., architekta, byłego urzędnika miejskiego i utytułowanego żeglarza. Kamienica ma 12 współwłaścicieli, z których większość mieszka na stałe poza Gdynią.

W sprawę, oprócz Architekta i Stomatologa, zaangażowano wiele instytucji: sanepid, straż pożarną, inspekcję pracy, nadzór budowlany, gdyński magistrat, policję, prokuraturę i sąd.

Sąsiadka gotuje pomidorową

Drugie piętro. Lokal mieszkalny Architekta. Duże, przedwojenne pokoje, wysokie sufity. W każdym pomieszczeniu otwarte okna.

Architekt wspomina, że nierzadko słyszał od sąsiadów, że dobrze by im się w odzyskanej przed laty przez jego rodzinę kamienicy mieszkało, gdyby nie ten zapach. A czasem nawet smród. Podczas spotkań na korytarzu zastanawiano się, czy wpływał na to wiek domu, czy zaniedbane piwnice. A może kiepska wentylacja?

- Okazało się, że sufity zbudowano z oddalonych od siebie o 1,2 metra belek stropowych, wypełnionych cegłą dziurawką - tłumaczy pan Jan.- Nie była ona żadna barierą dla zapachów, które przenikały bez problemu między piętrami. Po drugiej stronie klatki schodowej można było wyczuć, że sąsiadka gotuje na obiad pomidorową.

W korytarzu i w mieszkaniu nad gabinetem lokatorzy z góry wyczuwali także woń środków dezynfekcyjnych stosowanych przez Stomatologa. - Wietrzyliśmy często mieszkanie - wspomina Architekt. - Tak naprawdę czerwona lampka zapaliła mi się podczas szczególnie mroźnej zimy w 2011 roku. Pozamykałem szczelnie okna i po jakimś czasie zacząłem odczuwać szczypanie w oczy, usta, nos. Oprócz mnie źle się także czuła reszta rodziny, w tym najstarszy syn Mateusz, u którego nieco wcześniej stwierdzono astmę.

W tym czasie Architekt pracował już nie w biurze, ale w domu. Miewał nawracające infekcje gardła i czuł się coraz gorzej. Opowiada, że po pięciu minutach pobytu w pokoju nad gabinetem musiał z niego wychodzić. Zaczął nocować w kuchni, gdzie powietrze było najlepsze. A i tak zdarzyło mu się kilka razy stracić przytomność.

Niewiele później, ze względu na potrzeby finansowe, Architekt musiał sprzedać mieszczący się w tej samej kamienicy swój drugi lokal. Kupił go Stomatolog, ten od gabinetu na pierwszym piętrze.

W styczniu 2015 roku Architekt trafił do pulmonologa. Wstępna diagnoza: astma oskrzelowa o nieustalonej przyczynie. Testy skórne nie wykazały uczulenia na żaden z 40 podstawowych alergenów.

- Na wszelki wypadek usunąłem wykładzinę - mówi Jan P.

Czarny krzyż na żółtym tle

Pewnego dnia Architekt zobaczył, jak pani z gabinetu stomatologicznego wynosi pięciolitrową butlę z nalepką przedstawiającą czarny krzyż na żółtym tle. Wiedział, że jest to oznaczenie stosowane przy niebezpiecznych substancjach. Przeczytał nazwę: Cleansept 20+. Sprawdził w internecie, że jest to środek dezynfekujący, drażniący przy podaniu doustnym, który powoduje podrażnienia oczu, ale - jak zapewniał amerykański producent - „działanie uczulające nie jest spodziewane”.

- Jednak w karcie charakterystyki produktu nie ma ani słowa o długotrwałym wpływie na organizm - podkreśla Architekt. - Ponadto środek ten zawiera propranol. I tu informacje nie są już tak uspokajające - to alkohol propylowy, który na organizm człowieka działa narkotycznie. W ostrych zatruciach powoduje nudności, wymioty, zawroty i bóle głowy, zaburzenia równowagi, pocenie się i omdlenia. Spotkałem się ze Stomatologiem, tłumaczyłem, że między naszymi lokalami nie ma izolacji przeciw dyfuzyjnych, uniemożliwiających przedostawanie się oparów rozpuszczalników. I że wentylacja należącego do niego lokalu nie spełnia wymagań określonych w przepisach. Po tej rozmowie Stomatolog przeprowadził remont w należących do niego lokalach, układając kilkunastocentymetrowe warstwy na stropie.

Jednak według sąsiada z góry, w trakcie prac budowlanych doszło do kolejnych nieprawidłowości. Mówiąc w skrócie, Architekt twierdzi, że bez zgody współwłaścicieli budynku zainstalowano wentylację podłączoną do przewodów kominowych bez sprawdzenia szczelności i bez wymaganej kontroli przeprowadzonej przez osobę z odpowiednimi uprawnieniami budowlanymi. Powiadomił o tym m.in. Nadzór Budowlany, Urząd Miasta, Państwową Inspekcję Pracy. I co?

- I nic - mówi Architekt. - Tymczasem stan zdrowia mój i moich dzieci stale się pogarszał. U młodszego syna też zdiagnozowano astmę. Wychodziłem z domu, początkowo wystarczały mi półgodzinne spacery. Potem trzeba było je przedłużyć do trzech godzin, aż wreszcie przestały pomagać. Bywało, że zamiast w domu, musiałem nocować na jachcie, stojącym w basenie portowym w Gdyni. A syn jeździł się uczyć do matki lub przesiadywał nad książkami w McDonaldzie na gdyńskim dworcu.

Straż, pogotowie, policja

W październiku ubiegłego roku 15-letni wówczas młodszy syn Architekta trafił do szpitala z powodu zawrotów głowy, bólu w klatce piersiowej i podrażnienia dróg oddechowych. Pewnego lutowego poranka tego roku chłopiec, przed wyjściem do szkoły, znalazł leżącego na podłodze ojca. - To był paraliż dróg oddechowych - mówi Architekt. - Syn zadzwonił na pogotowie. Niewiele później, 20 lutego, znów poczułem się źle i z powodu duszących oparów wezwałem straż pożarną, a strażacy - pogotowie. Przewieziono mnie do szpitala, dostałem kroplówkę.

O podejrzeniach, że problemy zdrowotne mogą wynikać z zatrucia środkami chemicznymi, właściciel mieszkania znajdującego się nad gabinetem już wcześniej zawiadomił Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Gdyni.

- Przez pół roku były tu trzy kontrole PSSE, w jednej nawet osobiście uczestniczył dyrektor stacji - wspomina Architekt. - Wszystkie przeprowadzono w godzinach pracy urzędu, a nie wczesnym rankiem i wieczorem, gdy stężenie środków chemicznych jest najwyższe. Nic nie stwierdzono.

Na liście stosowanych w gabinecie środków dezynfekcyjnych znajdowały się m.in. Cleansept i Prosept. Wszystkie te środki , dopuszczone do obrotu w Polsce, były przechowywane w oryginalnych, szczelnie zamkniętych opakowaniach. Inspektorzy uznali, że ewentualne przedostawanie się czynników chemicznych mogłoby jedynie wynikać z nieprawidłowej konstrukcji budynku lub wadliwej wentylacji.

- Kiedy zorientowałem się, że sanepid nie przeprowadzi badań w moim mieszkaniu, bo nie ma żadnych przepisów dotyczących norm stężenia substancji chemicznych, zgłosiłem sprawę do prokuratury - twierdzi Architekt. - Uznałem, że w sytuacji zagrożenia zdrowia prokurator powinien zlecić wykonanie takich badań. Sprawę przekazano policji, a prowadząca ją policjantka z pobliskiego komisariatu nawet nie pofatygowała się do kamienicy. Ostatecznie prokurator w połowie kwietnia tego roku odmówił wszczęcia śledztwa.

Złożył zażalenie, dołączając do niego zaświadczenie podpisane przez dr Ewę Węglarz, pediatrę i alergologa, która kierując młodszego syna Architekta do poradni alergologicznej, napisała „ew. rozpoznanie astmy wymaga dalszej obserwacji klinicznej, podejrzenie działania substancji drażniących w miejscu zamieszkania”. Sąd Rejonowy w Gdyni na posiedzeniu 6 lipca nakazał prokuratorowi ponownie zająć się sprawą.

Już trzecią godzinę siedzę w mieszkaniu Architekta, przeglądając kolejne dokumenty. Okno nadal jest otwarte, pan Jan coraz częściej kaszle. Mnie też zaczyna drapać w gardle. Opary? Autosugestia? A może zwyczajnie, jakiś wirus?

Stomatolog czuje się nękany

Pierwsze piętro, gabinet stomatologiczny. Stomatolog z kilkudziesięcioletnim stażem pracy twierdzi, że już sporo zdrowia i nerwów stracił przez pomówienia sąsiada z góry, a teraz obawia się, jak nagłośnienie konfliktu przyjmą pacjenci. Chociaż, jak wiele razy podkreśla, niczego mu nie udowodniono.

- Ciężko pracowałem na swoją lekarską opinię - tłumaczy. - Nie chcę jej stracić, lubię swoją pracę.

Gabinet jest czysty, jasny, przestronny, świetnie wyposażony. Żadnych chemicznych zapachów.

W odpowiedzi na zarzuty o źle podłączoną wentylację doktor wyciąga opinię Zakładu Usług Kominiarsko-Gazowych, z której wynika, że wentylacja mechaniczna została podłączona prawidłowo. Kolejne pisma informują o umorzeniu spraw wszczętych, po zawiadomieniu sąsiada, przez Nadzór Budowlany i Państwową Straż Pożarną. Ta ostatnia podczas dwukrotnych interwencji wykorzystała czujniki mierzące stężenie toksycznych substancji i nic nie stwierdziła. Następny dokument to oświadczenie podpisane przez 10 współwłaścicieli kamienicy, którzy stwierdzają, że nie odczuwają żadnych przykrych zapachów, a sąsiedztwo Stomatologa nie jest dla nich żadną uciążliwością.

- Tak jak wiele innych gabinetów stomatologicznych stosuję ten preparat - Stomatolog pokazuje niewielki pojemnik z Proseptem. Wyjaśnia, że już po pierwszych sygnałach od sąsiada zdecydował się na rezygnację z Cleanseptu20+. - Mam kartę charakterystyki używanych przeze mnie środków, z których wynika, że nie są one zagrożeniem. Zresztą sam pracuję w tym gabinecie przez 8-10 godzin dziennie i w przeciwnym wypadku byłbym osobą najbardziej poszkodowaną. Do sanepidu dostarczyłem aktualne badania lekarskie, świadczące o wydolności płuc wszystkich pracujących tu osób. Wszystkie badania wykluczają schorzenia płuc zarówno u mnie, jak i u drugiej przyjmującej tu pani doktor oraz asystentek. W zeszłym roku pracowała tu jako asystentka pani, u której wcześniej zdiagnozowano astmę. Tymczasem nie odczuwała z powodu godzin spędzanych w gabinecie żadnych dolegliwości, zaszła w ciążę, urodziła dziecko. Zresztą - dodaje lekarz - większość gabinetów stomatologicznych funkcjonuje obok lokali mieszkalnych, i nic się nie dzieje.

O co więc chodzi?

- Nie wiem - mówi Stomatolog. - Naprawdę nie mogę pani powiedzieć, dlaczego Architekt mnie atakuje. Od grudnia ubiegłego roku miałem dziewięć kontroli Nadzoru Budowlanego, do tego kilka sanepidu, straży pożarnej, Państwowej Inspekcji Pracy. Przed chwilą odebrałem telefon z policji, że po doniesieniu sąsiada będę przesłuchiwany w sprawie przebudowy kupionego od niego lokalu numer 13. To wszystko kosztuje mnie czas, który mogłem poświęcić na inne ważne sprawy. Na szczęście wszystkie dotychczasowe kontrole zakończyły się dla mnie pozytywnie. Nie stwierdzono żadnych uchybień. Czuję się jednak nękany przez tego człowieka i na pewno wystąpię do sądu o odszkodowanie za niszczenie mojego nazwiska i utratę mojego czasu. Uważam, że to, co on robi, jest planowanym działaniem wymierzonym przeciw mnie. Architekt występuje do wszystkich urzędów z nadzieją, że ktoś coś wreszcie znajdzie na mnie.

Po niecałej godzinie opuszczam gabinet. Nic mnie w gardle nie drapie.

Trudno wyczuć

Odczuwanie woni to kwestia subiektywna. Wskazany przez Architekta budowlaniec, pan Mariusz, który prowadził prace remontowe w kamienicy, twierdzi, że na klatce schodowej coś go gryzło w oczy i gardło.

- Wystarczyło pół godziny, czterdzieści minut i pojawiały się takie dziwne objawy - mówi. - Ja to tam za długo nie przebywałem, ale byłem świadkiem, jak Architekt się dusił. Bardzo mu współczuję.

Pani Iza, asystentka Stomatologa, pracuje w gabinecie od dwóch lat. - Nigdy z tego powodu nie miałam problemów zdrowotnych - podkreśla. - Pacjenci też nigdy nie sygnalizowali, by coś było nie tak.

Pani Aleksandra, właścicielka mieszkania sąsiadującego z gabinetem, przecząco odpowiada na pytanie, czy czuje woń środków dezynfekcyjnych. Nie czuje, nic jej nie dolega, spieszy się i nie ma czasu na dłuższą rozmowę.

Kpt. Paweł Gil, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gdyni, po podaniu adresu kamienicy od razu wie, o co chodzi. - Nasze działania zostały tam zakończone, nic nie wykryto - informuje. Anna Obuchowska, z-ca dyrektora Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku, także bez problemu kojarzy temat gdyńskiej kamienicy. Nic dziwnego - Architekt skarżył się na niewłaściwe załatwienie sprawy przez PSSE w Gdyni najpierw do wojewódzkiego inspektora sanitarnego, a gdy ten uznał skargę za nieuzasadnioną, skierował pismo do głównego inspektora sanitarnego. - Środki dezynfekujące są dopuszczone do użytkowania - wyjaśnia dyrektor Obuchowska. - Są też powszechnie stosowane nie tylko w placówkach służby zdrowia, ale także, jak na przykład Propranol, w płynach do spryskiwaczy. Europejskie prawo chemiczne nie zabrania wprowadzania ich do obrotu. A my możemy działać jedynie w granicach dopuszczalnego prawa.

A może wyjściem byłoby wreszcie zbadanie - na zlecenie obu sąsiadów - przez profesjonalne laboratorium powietrza w klatce schodowej?
- Pewnie tak - potwierdza Stomatolog. - Pytanie, czy sąsiad zaakceptowałby takie wyniki.
Architekt: - Współpraca ze Stomatologiem nie ma sensu. Czekam na wyniki badań syna, zlecone przez biegłemu rzeczoznawcy przez sąd.

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.