Nie wysyłał SMS-ów. Ale tego ostatniego wieczora napisał: Całuję na dobranoc
Prof. Jerzy Aleksandrowicz mówił, że żadna religia nie oswaja śmierci. Nie chroni przed lękiem. Ale sam nie bał się umierania. Chciał żyć zawsze maksymalnie. Tak, jakby końca nie było
Kopcił jak smok. Żartował, że to najlepsza profilaktyka choroby Alzheimera. I faktycznie do ostatnich dni umysł miał jak brzytwa. Wciąż szukał nowych rozwiązań w psychiatrii. Jego najnowszy tekst o nerwicach ukaże się niedługo w dwumiesięczniku „Psychiatria Polska”. Dziś pożegnamy prof. Jerzego Aleksandrowicza, wizjonera i twórcę nowoczesnej psychoterapii.
Kiedy Julian Aleksandrowicz uciekał kanałami z krakowskiego getta, w jednej ręce ściskał mocno syna Jerzyka, w drugiej podręcznik do hematologii. Nie wiedział, czy przeżyją, ale chciał, by jego praca nad krwią i białaczką przetrwała. Przeżyli. Ojciec został wybitnym hematologiem, syn wybitnym psychiatrą, który stworzył własną szkołę psychoterapii. Dla niektórych był autorytetem, dla innych autorytetem i ojcem. -Miałam dwóch mistrzów, obu genialnych, o nieprzeciętnej inteligencji. Profesorów Jerzego Vetulaniego i Jerzego Aleksandrowicza. Całkowicie różnych. Pamiętam, kiedy zamawiałam u nich rozdział do książki, pierwszy pisał go w ostatniej chwili i był święcie przekonany, że jest absolutnie doskonały. I taki był. Profesor Aleksandrowicz pracował nad nim powoli, cały czas coś w nim poprawiał, udoskonalał, oddawał, a potem jeszcze dzwonił, bo nigdy do końca nie był zadowolony z efektu swojej pracy - opowiada prof. Dominika Dudek, psychiatra, która przejęła po Profesorze Aleksandrowiczu szefostwo nad dwumiesięcznikiem „Psychiatria Polska”.
Czytaj więcej:
- Był wymagający. Doktoranci mieli z nim czasem krzyż pański. Bo nie pozwalał chodzić na skróty.
- Co lubił robić i na co narzekał?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień