Nie kampania za miliony, a mural namalowany przez szaleńców

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Marta Danielewicz

Nie kampania za miliony, a mural namalowany przez szaleńców

Marta Danielewicz

- Myślałeś o tym, że projektujesz cud? - No przecież naszym zamiarem było pomalować ścianę, by było ładniej, a że komuś się to bardziej spodobało...

Jest takie włoskie miasteczko na Sardynii, położone w górach, pozbawione dodatkowych turystycznych atrakcji, gdzie nie ma praktycznie nic ciekawego. Dwa bary, kilka kawiarni, małe hoteliki. Jednak co roku Orgosolo odwiedzają turyści z całego świata. Co ich tam przyciąga? Murale. Tych w Orgosolo jest prawie trzysta.

Na poznańskiej Śródce mural jest jeden. Ale jakże kolorowy, wyjątkowy i... rozpoznawalny. To chyba najbardziej znane malowidło ścienne ostatnich miesięcy. Mural „Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i z kotem w tle” powstał w zeszłym roku z inicjatywy Fundacji Artystyczno-Edukacyjnej Puenta i Gerarda Cofty. Od tego czasu gromadzą się pod nim każdego dnia poznaniacy, goście z Polski i zagranicy, by zrobić sobie na jego tle zdjęcie. Od dnia, gdy mural został oficjalnie odsłonięty, trafił na strony lokalnych, ogólnopolskich, a nawet światowych gazet. Zachwycali się nim i tak samo gorąco krytykowali internauci, mieszkańcy Poznania i samej Śródki, urzędnicy, znane osoby i te całkowicie anonimowe. I nieważne, czy mural się komuś podoba czy nie, bo najważniejsze, że - jak słusznie mówią jego dobre duchy - podoba się tym, którzy go oglądają na co dzień - mieszkańcom Śródki.

Murale w Poznaniu:

I głosy o „opowieści śródeckiej” nie milkną. Bo mural dalej rozsławia na cały świat tę najstarszą dzielnicę Poznania. Stał się właśnie jednym z siedmiu cudów Polski, zajmując w plebiscycie National Geographic piąte miejsce. Jego twórcy się śmieją, że na resztę cudów trzeba było wydać grube miliony. Na powstanie muralu wystarczyło trochę farby, zapału, życzliwych ludzi do pracy. Pieniędzy też, oczywiście, ale przede wszystkim serca. Chodząc po Śródce chcę odkryć sekret tego murala. Co w nim takiego jest, że zawładnął sercami Polaków?

Opium w muralu przyciąga
Umawiam się więc z pomysłodawcą opowieści śródeckiej - Arletą. Ma nam towarzyszyć jeszcze Radek, autor pojektu, ale grono się powiększa o Marcina, szefa Hyćki, i Zbysława, wykonawcę i społecznika. O rozmowę poproszę jeszcze Jana z Cafe La Ruina i Raj. To jednak tylko cząstka osób, która tworzy na Śródce niepowtarzalny klimat. Bo jest też przecież postać jedna z ważniejszych, jeśli nie najważniejsza - mer Śródki Gerard Cofta, który w środę obchodził swoje osiemdziesiąte urodziny i który od środy ma swój dąb w parku jednego drzewa. To on zainicjował powstanie malowidła. Wielokrotnie podczas rozmowy sugeruję, że trochę ta najstarsza dzielnica Poznania miała szczęście do ludzi, którzy ją pokochali. Może to szaleńcy, może filantropi, bo ze Środki zysków nijak czerpać nie można, ale oni wiernie tu od lat trwają. Tu się wciąż daje wiele od siebie, tu się dokłada każdego dnia kolejną cegiełkę, by - żyło się, tworzyło, działało - lepiej. Dla kogo? Dla starych, młodych, dużych, małych. Dla przejezdnych i miejscowych. Dla nich samych.

Dziennikarze z National Geographic zobaczyli nie tylko pomalowaną ścianę, ale nasze śródeckie życie

- Ten mural to iluzja - zbija mnie Radek. - To oczywiście jest pewnego rodzaju szansa na odzyskanie pewnej tożsamości przestrzennej Śródki. Ale to iluzja tego, jak chcielibyśmy, by Śródka wyglądała. Tak sobie marzymy. Gdybyśmy na tym muralu pokazali współczesne budynki, to jestem pewien , że nikt by się na jego tle nie fotografował. Pokazaliśmy ludziom kawałeczek opowieści śródeckiej w skali ludzkiej i kameralnej.

Bez wątpienia Śródka to małe miasto w mieście. Różna od reszty Poznania. Klimatem przypominające włoskie miasteczka, albo nie. Nie włoskie, właśnie małe, polskie, niezniszczone szerokimi drogami, odcięte od autostrad i torów kolejowych, miasteczko na uboczu. A przecież Śródkę właśnie pociachano szerokimi drogami, rondami.

- Stąd ten trębacz, który był trębaczem śródeckim, trąbił z ratusza, z wieży. Trębacz pozbawiony pracy, po zburzeniu ratusza i rynku, musiał usiąść na dachu. Kot wieczorami schodził. I błąkał się. A kiedyś było tu dużo kotów, więc jest i kot... - snuje opowieść śródecką Radek.

I tak po raz kolejny dobre duchy Śródki, nad lemoniadą z hyćki, opowiadają mi o swojej ukochanej dzielnicy, swoim muralu i o planach, które mają wobec Śródki i o zmianach, które chcieliby tu wprowadzić. O tym czego brakuje.

- Trochę miasto zapomniało, by zmiany z centrum, wprowadzić też tu. To miejsce od Starego Rynku, po Chwaliszewo aż do Malty, to szlak turystyczny, tu powinien być teren spacerowy, a nie ma tu żadnej ścieżki, nawet rowerowej. A przecież w niedziele całe rodziny przyjeżdżają na rowerach, tu, na Śródkę - mówi Arleta.

Takich mankamentów jest wiele, ale po to Śródka ma swoje dobre duchy, by w jej imieniu tworzyły tu przestrzeń przyjazną ludziom. Nie ma tu sieciówek, jak słusznie zauważa Marcin. Sklepiki na nowo się otwierają. Są klimatyczne kawiarnie, które zachwycają.

Wszyscy na Śródce się znają, nikt nie wstydzi się spytać o pomoc, ludzie się sobie kłaniają, mówią dzień dobry. Tej kultury i szacunku uczą się każdego dnia. -Wszyscy się znają, a jednocześnie dają sobie możliwość indywidualnego rozwoju - dodaje Radek.

Sami jednak twórcy muralu zastanawiają się - dlaczego ludzie tak przylgnęli do tej ściany? Dzieci próbują głaskach pieska, który jest tam namalowany, niektórzy próbują się zmierzyć na brzuchy z rzeźnikiem.

- Trudno mówić o wydarzeniach jednego dnia. Tu wszystko zaczęło się zmieniać od przeniesienia mostu Jordana. Nie było osób pazernych na kasę, tu była pasja, ukochanie tego miejsca, poczucie, że to jest moje, że chcę się tu rozwijać, że czuję się tu świetnie, że nie chodzi wcale o zarobek - opowiada Marcin.

Tak poczuł każdy z nich. Arleta, która na Śródce nie mieszka, a zakochała się w tej części miasta jako studentka. Jan z Moniką, którzy na Śródce zjawili się w zimowej aurze, a ich znajomi stukali się w głowę, robili zakłady, ile wytrzymają. A wszyscy jakoś przetrwali. Chociaż dawano im góra pół roku.

- Nim powstał mural, staraliśmy się o niego kilka lat. Poszliśmy do Urzędu Miasta, pokazaliśmy fotografie i z całą stanowczością powiedzieliśmy: Taki chcemy i na tej ścianie - mówi Zbysław. - Nie było też wtedy tak, że miasto powiedziało „Łał, robimy”. Były głosy sprzeciwu, że kolory pstrokate, że kicz, że pomysł nie ten. Ale...

No właśnie, ale mural jest. Na ścianie, na setkach zdjęć.


- To przestrzeń, która jest trochę kaleka, siekierą walnięta, gdzie brakuje zabudowy. Przez prawie 50 lat nie podjęto żadnych decyzji, co z nią zrobić, w tym momencie jedynie iluzja mogła przywołać wspomnienie o tym, jakiej formy zabudowy tu brakuje - stwierdza Radek.

- Mój mąż twierdzi, że zawsze fajne rzeczy powstają mimochodem, przypadkiem. Cieszę się, że tyle osób się o Śródce dowiedziało, że dziennikarze z National Geographic przyznając nominację zauważyli nie pomalowaną ścianę, ale Śródkę, że to malowidło wpisuje się w miejski krajobraz. Fajnie gdyby ludzie zauważyli też inne cuda śródeckie - mówi Arleta.

- Urzędnicy powinni wykorzystać to ogromne zainteresowanie muralem. To pięć minut. Dlaczego ludzie to pokochali? Tego do dziś nie wiemy. Dlaczego ktoś z wydarzenia przypadkowego potrafi zrobić „łał” i czemu by tego nie pociągnąć dalej? - pyta Marcin.

Z kolei dla Jana mural to pewne zwieńczenie i punkt kulminacyjny w życiu kolorowej, podnoszącej się z niesławy Śródki.

- Bo Śródka kolorową zaczęła być już wcześniej. Ten mural to trochę taka wisienka na torcie tego wszystkiego, co na Śródce działo się od kilku lat - mówi.

A przez lata zadziało się dużo. Sprowadziły się tu anioły, koty, rodziny kaktusów, zimą złoty jelonek, wiersze na blaszakach, restauratorzy, sklepikarze, Brama Poznania, przyjaciele Śródki... Sprowadziło się tu, krótko mówiąc, życie.

- Pojawiliśmy się tu w tym najgorszym momencie, gdy most Jordana już był, ale gdy brakowało już kina, antykwariatu i właściwie nikt w tę Śródkę nie wierzył, bo i nic się tu nie działo. Upadł nawet monopolowy, w którym dziś mieści się nasza Ruina. Ta reinkarnacja Śródki działa się na naszych oczach. Patrzymy na to z własnej perspektywy. Tu nie ma pojedynczego elementu, który odpowiada za to, że dziś Śródka jest, jaka jest. To jest energia lat, energia kilkudziesięciu ludzi, energia spotkań, wymienionych opinii. Ta dobra energia gdzieś krążyła i spotkała się w końcu z jakąś redystrybucją. Śródka zawdzięcza to wszystko śródczanom, ludziom, którzy Śródkę pokochali, a nie tylko odgórnym rewitalizującym procesom - opowiada.

- Śródka miała szczęście w tych działaniach urbanistycznych, że chociaż po części ocalała. Wiele europejskich miast wraca właśnie do takiego starego układu urbanistycznego, który obowiązywał też tu.

W tej chwili wyrzuca się arterie dla samochodów, powstałe w latach 70., znowu wprowadza się wodę tam, gdzie kiedyś płynęła. To miejsce ma nie tylko historię, którą można przeczytać w artykułach i książkach, tylko taką, którą można zobaczyć - mówi Radek.

- To nie jest nagrodzona przyroda, budynek. Tylko pewnego rodzaju iluzja - mówi Zbysław.

Dobre duchy Śródki nie poprzestają tylko na stworzeniu muralu. Swoje działania chcą rozszerzyć na większą skalę.

- Chcemy drugiej części Śródki, tej obok dworca autobusowego, przywrócić zabudowę, układ urbanistyczny, tożsamość śródecką, taka jaka jest po drugiej stronie drogi. Ważne jest przy tym, jacy ludzie i w jaki sposób zasiedlą ten teren. To razem stanowić będzie pewną, integralną całość. Częścią tej integracji jest odbudowa rynku Śródeckiego, o który walczymy - dodaje.

Szczęście do dobrych szaleńców
Oczywiście to nie jest tak, że nagle wszyscy pokochali pomalowaną śródecką ścianę. Sami mieszkańcy - stali i napływowi - mają mieszane uczucia. Jednym się podoba bardziej, drugim mniej.

- Ten mural to nie jest nasza bajka, ale nauczył nas dużo pokory. I bardzo dobrze, że wydarzyło się to na tej ścianie. To trochę ukłon w stronę przeszłości, nadziei. W zasadzie dzięki niemu o naszej dzielnicy dowiedział się cały świat. Żadne milionowe kampanie nie przyniosły takiego rozgłosu Poznaniowi, tym bardziej Śródce, jak mural wymalowany przez grupę zakochanych w miejscu szaleńców, pasjonatów. Ten mural połączył pokolenia, połączył różne środowiska. I chyba lepiej zrobić mural, który podoba się, moim zdaniem, większości osób, niż zrobić coś, co odkoduje paru artystów, specjalistów od streetartu. Jeśli zadaniem murala jest wywoływać dużo dobrych emocji, przy okazji opowiadać, promować miejsce, to ten zdaje egzamin celująco - mówi Jan.

Co będzie, gdy mural zniknie?

- Nikt się nie spodziewał, że w ogóle powstanie - śmieją się twórcy.


Póki co społecznicy przygotowują się do 10-lecia obchodów przeniesienia mostu, które będą miały miejsce już za rok. - Świętowanie zaczniemy już 14 lutego! Bo to przecież most zakochanych - mówi Marcin.

„Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i z kotem w tle” ujrzał światło dzienne dokładnie 1 października 2015 roku, w Międzynarodowy Dzień Muzyki. Malowidło znajduje się na ścianie kamienicy przy ul. Śródka 3 przy kościele św. Małgorzaty. Malowidło powstało w oparciu o zdjęcie pochodzące z lat 20. XX wieku.

Marta Danielewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.