Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham

Czytaj dalej
Fot. Alexander Zemlianichenko Jr
Małgorzata Matuszewska

Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham

Małgorzata Matuszewska

Rozmowa z Pawłem Łozińskim, reżyserem - dokumentalistą, twórcą m.in. filmów: „Miejsce urodzenia”, „Ojciec i syn”. Najnowszy dokument „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” można już oglądać w kinach.

Pana film „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” to zapis sesji terapeutycznych matki i córki. Wcieliły się w nie aktorki?

Nic mi o tym nie wiadomo. Za pomocą pewnego pomysłu udało nam się wejść z kamerą tam, gdzie dotychczas nie było wolno, tzn. na poufne sesje terapeutyczne.

Uczestniczki wiedziały, że są słuchane i nagrywane?

Nie dało się tego ukryć, były trzy kamery, dźwięk, światła.

Zaczynając pracę nad filmem, ogłosił Pan swoisty casting dla uczestników w psychoterapii. Dużo chętnych się zgłosiło?

Tak. Daliśmy ogłoszenie na Facebooku, zapraszając chętnych, którzy gotowi byli przyjść ze swoimi kłopotami na filmową psychoterapię. Zanim usiedli przed kamerą, chciałem się z nimi spotkać i usłyszeć ich historie. W ten sposób przesłuchałem ok. 100 chętnych. To były dla mnie bardzo ciekawe i poruszające spotkania. W ciągu kilku tygodni poznałem dziesiątki ludzi, do których normalnie nie miałbym śmiałości podejść. A dzięki cas-tingowi oni przyszli do mnie - to idealna sytuacja dla dokumentalisty. Sami zgłosili się przed kamerę.

Zależało Panu na filmie o psychoterapii w ogóle, czy dotyczącej konkretnego tematu?

Zależało mi na tym, żeby zobaczyć psychoterapię w działaniu, pokazać w filmie, że naprawdę może pomóc. Ale przede wszystkim chciałem dowiedzieć się, jak ludzie sobie radzą, albo czasem nie radzą z trudnymi sytuacjami w życiu. Miałem pomysł, żeby na sesje filmowe ludzie wnieśli wiele własnych, trudnych tematów: rozpad rodziny, rozwód, rozstanie, alkohol. Bardzo dużo było rozmów o alkoholu właśnie, samotności, chorobie, depresji, odejściu kogoś bliskiego. To bardzo trudne sprawy, przez które, chcąc nie chcąc, kiedyś będziemy musieli w swoim życiu przejść.

Opowiadanie przed kamerą miało pomóc?

Nie. Chciałem zobaczyć, jak może to zrobić terapeuta. Współpracowali z nami wybitni specjaliści, umieli słuchać, mieli narzędzia, które mogły ludziom jakoś ulżyć. Umieli ich otworzyć, a potem zamknąć. To nie było działanie cyniczne: „wyciągniemy, ile się da”.

Skąd się wziął prof. Bogdan de Barbaro?

Bardzo pomogło mi Laboratorium Psychoedukacji, stamtąd pochodzi dwóch terapeutów: pan Andrzej Wiśniewski, przedwcześnie zmarły, świetny terapeuta i pan Bogdan de Barbaro. Pomagała mi pani Ala Elczewska, przyjaciółka rodziny, która na co dzień pracuje w Kopenhadze z ofiarami traum wojennych.

Wyszło na to, że miłość jest straszną siłą...

Straszną to czasem dobre słowo.

Niszczącą…

Może też być…

Zapłakana twarz matki budzi współczucie.

Była w w pułapce, z której być może ten film pozwoli jej się wybrać.

Czym jest miłość?

Na pewno pięknym słowem, czasem nadużywanym. Interesujące było dla mnie zajrzenie pod spód tego słowa, chciałem zobaczyć, co tam jest. I znalazłem tam różne rzeczy. Miłość może być zniewoleniem, może dawać wolność, można też kogoś kochać, ale być na niego złym. Czasem kłopot polega na tym, że te „inne” uczucia z różnych przyczyn boimy się dopuszczać do głosu. Nie mówiąc już o pokazaniu ich na zewnątrz. Boimy się do nich przyznać, bo kulturowo, społecznie, często jesteśmy zakneblowani. „Kocham cię, ale mnie złościsz” - nasi rodzice często nie akceptują, nie rozumieją takiej postawy. Dla nich, jak się złościsz, może często znaczyć, że „nie kochasz”. Mój film próbuje też o tym mówić.

Pan sam nie ma najłatwiejszego życia rodzinnego…

Specjalnie nie narzekam, wszyscy mamy na swój sposób pogmatwane losy.

Marcel Łoziński, Pana ojciec jest także dokumentalistą. Zgadzacie się?

Różnie to bywało. Przeszedłem jakiś proces za pomocą filmu „Ojciec i syn”, który nakręciłem z moim ojcem. To miała być dla naszych relacji terapia. Film był na pewno niełatwą rozmową, ale terapią się nie stał. Zabrakło terapeuty, kamera nie wystarczyła.

Jest mnóstwo ludzi, którzy po prostu nie potrafią ze sobą porozmawiać, bez tzw. „rzucania mięsem”, czy krzyku.

Tu mówimy o wrażliwości.

Ale tacy ludzie często nie mają szansy na porozumienie.

Terapia jest ciągle w Polsce obarczona jakimś tabu. Wstyd, jeśli sami nie radzimy sobie sami z problemami. Opowiadanie o nich obcemu człowiekowi - terapeucie wydaje się często nie do pomyślenia. Jeśli człowiek ma jakiś kłopot, to najwyżej może iść się wyspowiadać do księdza, to jest kulturowo dopuszczalne. Ale to się powoli zmienia. Innym problemem jest, że terapia jako rodzaj usługi medycznej jest droga, dla większości ludzi niedostępna. NFZ rzadko refunduje terapię, a jeśli tak, to trzeba na nią długo czekać. W tej sprawie też daleko nam do Europy.

W Polsce opieka psychologiczna nawet dla ludzi, którzy jej wymagają na pierwszy rzut oka, jest beznadziejna.

Zgadzam się, niestety tak jest. Nie bardzo wiemy, jak rozmawiać o emocjach, bo nas tego nie nauczono. Ale wierzę, że przyjdzie nowe pokolenie, bo świat się zmienia - dziś jesteśmy dość zamożnym krajem i z czasem takie narzędzia, jak terapia, będą szerzej dostępne.

Kim są Pana mistrzowie?

Na pewno wyrastałem pod dużym wpływem filmów Krzysztofa Kieślowskiego. I mojego ojca, w części jego filmów uczestniczyłem jako asystent reżysera. To była dobra szkoła.

Nauczył się Pan od nich wrażliwości?

Nie wiem czy można się jej nauczyć. Podpatrywałem ich cierpliwość w podpatrywaniu świata. Tym się być może od nich zaraziłem. Dziś interesują mnie najbardziej podróże do wnętrza moich bohaterów, ich własne światy, do których chciałbym móc dotrzeć.

***

Paweł Łoziński jest synem reżysera Marcela Łozińskiego, reżyserem filmów dokumentalnych. W latach 1988-92 studiował na Wydziale Reżyserii i Realizacji Telewizyjnej PWSFTViT w Łodzi. Jest członkiem Polskiej Akademii Filmowej. Twórca był wielokrotnie wyróżniany. Za „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” został nagrodzony Srebrnym Lajkonikiem dla najlepszego filmu dokumentalnego na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Jury uzasadniło decyzję: „obraz otwiera nowe przestrzenie gatunku. Skromny, wielki film”. Na Ińskim Lecie Filmowym zdobył „Złotą Rybkę” dla najlepszego filmu polskiego. Jego „Ojciec i syn”, do którego scenariusz napisał razem z ojcem, zdobył m.in. Nagrodę im. Antoniego Marianowicza dla najlepszego filmu polskiego na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym „Żydowskie Motywy”.

Małgorzata Matuszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.