Najgorętszy sport, choć zimowy. Skoczkomaniacy, rusza sezon!

Czytaj dalej
Fot. Oskar Nowak
Artur Bogacki

Najgorętszy sport, choć zimowy. Skoczkomaniacy, rusza sezon!

Artur Bogacki

Przed nami kolejny sezon sportów zimowych. Wyjątkowy, bo jego głównym akordem będą w lutym igrzyska olimpijskie w Pekinie. Nasi kibice szczególnie liczą na skoczków narciarskich, którzy od wielu lat co roku dostarczają nam niesamowitych wrażeń i radości z sukcesów. Pierwsze można będzie fetować już w najbliższy weekend - w sobotę i niedzielę w rosyjskim Niżnym Tagile odbędą się pierwsze konkursy nowego cyklu Pucharu Świata.

Odkąd ponad 20 lat temu „Małyszomania” tchnęła w polskie skoki narciarskie nowe życie, doczekaliśmy się wielu sukcesów. Te najważniejsze to oczywiście medale olimpijskie. Od 2002 roku (Salt Lake City) co cztery lata liczymy się w walce o najważniejsze trofea. Wtedy medal zdobył Adam Małysz, nie udało mu się powtórzyć sukcesu w 2006 roku w Turynie, ale wrócił na podium w Vancouver (2010). Po nim pałeczkę przejął Kamil Stoch. Z Soczi (2014) przyjechał z dwoma złotymi medalami, a w 2018 roku, z Pjongczangu - z indywidualnym złotem i brązem zdobytym z kolegami w drużynie.

Presja medalu

Nic więc dziwnego, że teraz słowo „medal” też jest (i będzie) w kontekście skoków w Pekinie 2022 odmieniane przez wiele przypadków. Czekają nas tam dwa konkursy indywidualne i jeden drużynowy.

- Można to teraz określać jako „szansa medalowa” - zaznacza Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, a przed laty jako trener współtwórca sukcesów Małysza. - Decyduje o tym poziom sportowy, zweryfikowany w poprzednim sezonie zimowym i potem w letnim. Uważam, że start w obu olimpijskich konkursach indywidualnych i drużynowym możemy określać - wyraźnie mówię - jako szansę medalową. Trzeba pamiętać, że kiedyś w podobnych sytuacjach zdarzały się nam miejsca czwarte, piąte. W oczach opinii publicznej to już nie jest sukces, jest nim tylko medal. A gwarancji, że uda się go zdobyć, przecież nie ma żadnych.

Kibice jednak od dawna wieszają medale na szyjach naszych zawodników jeszcze przed konkursami. To ich prawo, a sportowcy nauczyli się już żyć w takim świecie.

- To jest niefajne. Wiadomo, że jak się tę banieczkę nakręca, to może być rozczarowanie. Ja jestem zawsze troszkę hamulcowym takiego pompowania. Powtarzam, że najpierw trzeba czegoś dokonać, żeby o tym mówić - podkreśla Małysz, obecnie dyrektor sportowy PZN, współpracujący ze sztabem szkoleniowym kadry skoczków.

Presja? Zawodnicy nie dopuszczają do siebie takich myśli... - Te sukcesy, które odnosiłem, to pozytyw, coś, co mogę wykorzystać. Pokazują, że to, co robię, działa, że jestem w stanie walczyć o czołowe lokaty. To w żadnym wypadku nie powoduje u mnie dodatkowej presji, tylko upewnia mnie w przekonaniu, że jak zrobię swoje, to mogę z danych zawodów wyjechać z uśmiechem na ustach i medalem na szyi. I tyle. Z presją to nie ma nic wspólnego - zaznacza Dawid Kubacki, jeden z... głównych kandydatów do olimpijskiego podium.

Najważniejsze: dobry skok

Nie tylko on nim jest. Najwięcej radości w ostatniej dekadzie dostarczał nam na skoczni Kamil Stoch. Od wielu lat co roku ma na koncie sukcesy, w tym cztery medale olimpijskie (aż trzy złote). Niezależnie od wyniku w Pekinie, Stoch i tak będzie najlepszym polskim skoczkiem w historii (dla jasności - najważniejszym określa się Małysza). Choć od zawodnika tej klasy, jeśli tylko jest w pełni sił (w lecie miał problemy z kostką), oczekuje się - a kibice wymagają - dalekich skoków i medali. A patrząc na metrykę, kto wie, czy nie będzie to jego ostatnia szansa na takie trofeum. Podczas zawodów będzie miał prawie 35 lat... Zresztą po „30” są także Piotr Żyła i Kubacki.

Na pytanie, czy do Pekinu „jedzie po medal”, Stoch stanowczo odpowiedział: - Nie. Jeżeli pojadę na igrzyska, to po to, by oddawać jak najlepsze skoki. Skupić się na zrobieniu tego, co do mnie należy, wykonać jak najlepiej swoją pracę - mówi i zaznacza, że ta zima nie będzie aż tak szczególna w jego karierze, jak mogłoby się wydawać. - Dla mnie każda kolejna zima jest najważniejsza. Nie chcę się skupiać tylko na jednym konkretnym okresie, bo można się czasami zawieść. Lepiej skoncentrować się na tym - i to będę robił - by osiągnąć jak najwyższy poziom w jak najszybszym czasie, a później utrzymywać go, jak najdłużej się da - mówił.

Dodaje, że po drodze do Pekinu jest jeszcze wiele innych celów do zrealizowania, ale... - Staram się cierpliwie i z dużym dystansem do tego podchodzić, ale serce rwie się do walki i wszystko we mnie krzyczy, żeby jeszcze więcej zrobić, bo zawsze czegoś brakuje. Żeby skoki były zdecydowanie lepsze. To będzie długi sezon, obfity w super imprezy, niesamowite wydarzenia, z tym największym świętem dla sportowców, czyli igrzyskami. Potrzebuję mieć w sobie dużo spokoju, wytrwałości, cierpliwości w tym, co chcę osiągnąć - mówił Stoch. - Oczywiście, że są na to sposoby. Nie zawsze zdrowy rozsądek idzie z wolą walki i sercem, które rwie się do tego, by robić wszystko, aby było jak najlepiej.

Olimpijska gorączka nie udziela się jeszcze także Kubackiemu. - My pracujemy do sezonu jako do całości. Moim zdaniem nie da się przygotować tylko i wyłącznie do jednej imprezy, trzeba do wszystkich. Tylko startując na wysokim poziomie przez cały czas, można myśleć o tym, by później osiągać dobre wyniki podczas igrzysk - mówi.

Dodaje: - Na każdy konkurs trzeba się w pełni przygotować, dać z siebie sto procent - i tyle. Ja nie rozgraniczam, że to są takie zawody, a to takie. Idąc na górę na skocznię, myśli się o tym, co trzeba zrobić w trakcie skoku, by był daleki i ładny, by tu, na dole powodował uśmiech na ustach. Tylko to może nam otworzyć drzwi do tych czołowych lokat.

Olimpijski ból głowy

Ta pokora i dystans nie biorą się z niczego. Zanim przyjdzie czas walki o olimpijskie medale, trzeba potwierdzić, że na miejsce w pięcioosobowej kadrze na igrzyska się zasługuje. Choć brzmi to jak herezja, nawet liderzy naszej kadry: Żyła, Stoch i Kubacki muszą się przygotować na walkę. Bo nie można wykluczyć, że inni akurat na luty przyszykują świetną formę. Najłatwiej będzie przekonać trenera Michala Doleżala dobrymi wynikami w tych najważniejszych zawodach, czyli Pucharze Świata. Z tym, że do tego cyklu konkurencja też jest ogromna.

- Myślę, że ta trójka - Dawid, Kamil, Piotrek - to już coś pewnego (na Puchar Świata - przyp.). To już tej klasy zawodnicy, że nawet gdyby coś na treningach nie szło, to są w stanie zmobilizować się, że będą walczyć o punkty i jak najwyższe miejsca. Kto jako czwarty do zespołu? Na dzień dzisiejszy nie byłbym w stanie powiedzieć, myślę, że trener też nie. Po prostu musi być dobry - mówił Małysz po niedawnych letnich mistrzostwach Polski w Zakopanem.

Przebłyski wysokiej formy mieli Andrzej Stękała (poprzedniej zimy był na podium PŚ), Klemens Murańka czy Jakub Wolny (ostatnio wygrał zawody Letniej Grand Prix w Wiśle). A to dopiero początek listy chcących zaliczyć olimpijski start, w kadrze są przecież jeszcze drużynowi medaliści z Pjongczangu - Maciej Kot i Stefan Hula. Może też „odpalić” ktoś inny.

- Oczywiście są marzenia, żeby wystąpić na igrzyskach. Po to trenujemy ciężko, żeby w każdych zawodach startować. Igrzyska są w tym sezonie najważniejszym celem, jest szansa tam się pokazać - mówi Klemens Murańka, przed laty określany „złotym dzieckiem” polskich skoków, który przypomniał się w poprzednim sezonie, gdy w Pucharze Świata pobijał rekordy skoczni, ale brakowało równej formy na dłużej. - Trzeba to wszystko ustabilizować, by skoki były „z automatu”, powtarzalne.

Chłopaków stać na wiele

W skokach ta „stabilizacja”, czyli wspomniane wcześniej „dwa dobre skoki” w jednym konkursie, to właśnie klucz do sukcesu. W tej dyscyplinie z nieba do piekła - i chyba rzadziej odwrotnie - bardzo łatwo trafić. Przypomnijmy: po pierwszej serii konkursu olimpijskiego na normalnej skoczni w Pjongczangu (2018) liderem był Hula, który indywidualnie takich sukcesów nigdy nie miał. W drugiej spadł na 5. miejsce i życiowa szansa przepadła (z Korei Płd. wrócił z brązowym medalem w drużynie). W przeciwnym kierunku na mistrzostwach świata 2019 powędrował Kubacki, który z 27. miejsca awansował na 1., zdobywając w Austrii złoto (pomogła pogarszająca się pogoda, z którą rywale sobie nie poradzili), a po tym jego kariera się rozkręciła.

Taka sinusoida to - można powiedzieć - chleb powszedni skoczków. Najtrudniejsze to wszystko zgrać w odpowiednim momencie, lepiej niż uczynią to rywale. Indywidualnymi mistrzami świata byli Stoch, Kubacki, a w tym roku do prestiżowego grona dołączył Piotr Żyła, w wieku... 34 lat. Mało kto na niego stawiał.

- Skoki są bardzo specyficznym sportem - zaznacza Małysz. - Czasem nawet jak skaczesz dobrze, przychodzą zawody, to nagle cię „nie ma”. A bywa też na odwrót - na treningach nie idzie tak dobrze, a podczas konkursu zawodnik potrafi tak dobrze się zmobilizować. Nadzieję zawsze mamy, fajnie, że chłopaki są na takim poziomie, bo to daje też motywację trenerom - to, co wykonali latem, przynosi efekty. Spokojnie trzeba wejść na śnieg. Później czekać na rezultaty, by były sukcesy. Chciałoby się, by sezon olimpijski był na takim poziomie, abyśmy walczyli o medale. A wiemy doskonale, że chłopaków na to stać.

Artur Bogacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.