Na Dąbrowskiego są legendy, ale w coraz gorszym stanie

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Norbert Kowalski

Na Dąbrowskiego są legendy, ale w coraz gorszym stanie

Norbert Kowalski

Ma ponad 8,2 km długości i jest najdłuższą poznańską ulicą. Na Dąbrowskiego można znaleźć praktycznie wszystko. Stanowi też centrum coraz popularniejszych Jeżyc.

To najdłuższa i zarazem jedna z najważniejszych ulic w Poznaniu. Ciągnie się od centrum miasta aż do jego granic. Dziennie korzystają z niej tysiące samochodów i pieszych. Przez lata jej wygląd się mocno zmienił, ale jej symbole nadal pozostały. Dzisiaj na Dąbrowskiego można znaleźć dosłownie wszystko. W tym także coraz więcej kafejek i kawiarni, które stają się symbolem przemiany Jeżyc.

Przeszłość a teraźniejszość, czyli dwa inne światy

- Kiedyś w miejscu obecnej restauracji przy pętli na Ogrodach istniała knajpa, w której bardzo często dochodziło do rozrób. Tam były takie bijatyki, że głowa mała.

Strach było wyjść na ulice, zwłaszcza wieczorami. Policja była tutaj na porządku dziennym. Stale przyjeżdżali w te okolice. Teraz jest o wiele spokojniej - opowiada Barbara Kowalewska, która od około 40 lat mieszka w jednym z bloków znajdujących się niedaleko pętli tramwajowej na Ogrodach.

To, że jest bezpieczniej, nie oznacza jednak, że wszystko się poprawiło. Jest też druga strona medalu mieszkania przy Dąbrowskiego. Hałas.

- Samochody pojawiają się tutaj jak grzyby po deszczu. Pod tym względem kiedyś było ciszej

- nie ukrywa Barbara Kowalewska.

Z kolei jej sąsiadka Urszula Frąckowiak dodaje: - Teraz jest chociaż o tyle lepiej, że po remoncie Dąbrowskiego i wymianie torowiska przynajmniej nie słychać aż tak bardzo tramwajów. Za to samochody są dobrze słyszalne, a ich ruch bardzo duży. W godzinach szczytu lepiej nawet nie wyjeżdżać. Od Ogrodów do rynku Jeżyckiego można stać w korku nawet kilkadziesiąt minut.

Ona sama tęskni za ciszą i spokojem, który miała na co dzień na Pomorzu, gdzie mieszkała wcześniej przez lata. Z pochodzenia jest Wielkopolanką, lecz po studiach przeprowadziła się na Pomorze. Na stare lata postanowiła wrócić jednak do Poznania.

- Żałuję, bo na Pomorzu było zielono. A tutaj przydałoby się więcej drzew

- mówi Urszula Frąckowiak.

Dzisiaj ul. Dąbrowskiego pełna jest nie tylko samochodów czy pieszych, ale także sklepów. Można na niej znaleźć praktycznie wszystko. Na ponad 8 km długości bez problemu odnajdziemy sklepy spożywcze, alkoholowe, turystyczne, rowerowe, odzieżowe, szewca, pralnie, ślusarza, studio fotograficzne, second handy, antyki, pchli targ, kosmetyczkę, kantor, banki, artykuły papiernicze, aptekę, piekarnię, cukiernię, optyka, biuro podróży, ksero, bar mleczny, sklep z zabawkami czy elektronicznymi papierosami, salon gier, zakłady bukmacherskie, a nawet sklep erotyczny. Słowem - jest tu wszystko.

Zapomniana legenda

To jeden z budynków, który jest nierozerwalnie związany z ulicą Dąbrowskiego i kryje za sobą niezwykłą historię. Historię związaną między innymi z wydarzeniami z 28 czerwca 1956 roku, ale także historię długiej pracy i wielu wykonanych maszyn. Kilkadziesiąt lat temu każdy poznaniak wiedział, czym była Wiepofama. I chociaż budynek i fabryka istnieją do dzisiaj, to niewielu już pamięta, czym się zajmuje. Teraz w jej budynku znajduje się m.in. Biedronka. A większość klientów sklepu nie zna historii budynku, w którym niejednokrotnie robią zakupy.

- Coś tutaj kiedyś produkowano, ale nie pamiętam co - słyszymy od kobiety w średnim wieku, która akurat wyszła ze sklepu.

- Wiem, że robili tutaj jakieś maszyny, ale nic więcej. Jestem z młodego pokolenia

- mówi nam około 30-letni mężczyzna. Część osób otwarcie przyznawała, że nazwa Wiepofama z niczym im się nie kojarzy. Jedynie jedna kobieta w podeszłym wieku znała historię tego miejsca. I potrafiła powiedzieć, że zakład jest obecnie jedynie namiastką tego, co było w przeszłości. Chociaż Wiepofama jeszcze w okresie PRL była jednym z najważniejszych zakładów w mieście, teraz pamięć o niej powoli zanika.

Centrum Jeżyc, a zarazem inny świat, w którym każdy zna każdego

To centrum Jeżyc, a jednocześnie miejsce, które prawdopodobnie najbardziej tętni życiem przy ul. Dąbrowskiego. Rynek Jeżycki jest już symbolem tej części Poznania. Dzisiaj jednak, podobnie jak Wiepofama, przeżywa swoje problemy. Chociaż nadal wiele osób robi na nim zakupy, sprzedawcy coraz częściej narzekają na trudne warunki pracy i niewielkie zyski.

Najgorzej mają przede wszystkim ci, którzy sprzedają owoce i warzywa. Oni pojawiają się na rynku już o godzinie 3 lub 4 w nocy. Nieco lżej mają sprzedawcy ubrań czy innych towarów. Bo na rynku Jeżyckim, podobnie jak na całej ul. Dąbrowskiego można znaleźć prawie wszystko.

- Mnie się tutaj podoba. Jest fajna atmosfera, a większość klientów jest miła - mówi nam pani Małgorzata, która na rynku sprzedaje perfumy. Naszą rozmowę przerywa klientka. Kobieta szuka „świeżego zapachu”. W końcu po kilku sprawdzonych flakonach wybiera ten odpowiedni.

- Rzadko kupuję perfumy, bo zawsze mówię, że trzeba pachnieć swoim potem. Ale czasami trzeba użyć, jak się gdzieś idzie

- mówi ze śmiechem już po zakupie.

- Pracuję od 7 do 17. Mógłby być tu większy porządek, ale i tak lubię tę pracę. Wszyscy się tutaj znamy ze sprzedawcami. Zresztą z niektórymi klientami także, bo przychodzą często. Najgorzej jak się jednak trafi ktoś, kto ma gorszy humor i wyżywa się na sprzedawcach na targu - opowiada pani Małgorzata.

O tym, że sprzedawcy na targu dobrze się znają i często ze sobą rozmawiają, nietrudno się przekonać. A tematów do rozmów nie brakuje. Dyskutuje się dosłownie o wszystkim: o życiu codziennym, sytuacji na targu, polityce czy sporcie.

- Gruzja i Luksemburg już odpadły. Zostaje Litwa, Macedonia lub Czarnogóra! - jeden ze sprzedawców krzyczy do drugiego, który stoi kilkanaście metrów dalej. Obaj w koszulkach Lecha Poznań. Akurat o tej porze trwa losowanie kwalifikacji Ligi Europy. Swoich rywali poznaje Lech.

- Mamy Macedonię. Pierwszy mecz gramy u siebie

- słyszymy znowu chwilę później sprzedawcę. A kilka metrów dalej dwie kobiety rozmawiają m.in. o tym, co się dzieje ze sprzedawczynią, której już od kilku dni nie było na targu.

Tego typu rozmowy są codziennością. W końcu tutaj każdy zna każdego i razem codziennie spędzają ze sobą wiele godzin. Najwięcej ludzi zawsze jest przy stoiskach z warzywami. To przede wszystkim tam co chwilę słychać brzęk monet. O wiele ciszej jest za to na stoiskach z ubraniami.

Przebywając na rynku, można jednak odnieść wrażenie, że to taki mały inny świat w porównaniu do tego, co dzieje się poza targowiskiem. Nie słychać hałasu samochodów czy tramwajów. A wystarczy wyjść z powrotem na ulicę Dąbrowskiego i zobaczymy sznur samochodów i ludzi czekających na przystanku na tramwaj. Znowu usłyszymy wielkomiejski hałas. Trudno jednak oczekiwać, że będzie inaczej, skoro mówimy o najdłuższej ulicy w Poznaniu.

Norbert Kowalski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.