Na co dzień Dorota Turczyn pomaga mamom i ich maluszkom. Porzuconymi przez rodziców boćkami też zajęła się fachowo

Paulina Marcinek-Kozioł

Dorota Turczyn z Ryglic jako położna pracuje już od 32 lat. Obecnie zajmuje się edukacją przedporodową i pomaga świeżo upieczonym rodzicom w opiece nad maluszkami. Nie pozostaje także obojętna na los skrzywdzonych zwierząt. Opiekowała się już m.in. małym jeżykiem czy sową uszatką ze złamanym skrzydłem. Niedawno na swoje podwórko przygarnęła dwa małe bociany, które nie zdążyły odlecieć do ciepłych krajów.

Gdy dorosłe bociany odleciały, maluchy z Kowalowej zostały same w gnieździe. Były wychudzone i mocno osłabione. Na szczęście mieszkańcy w porę usłyszeli ich rozpaczliwe popiskiwanie. Zaalarmowali burmistrza Ryglic Pawła Augustyna, który pojawił się na miejscu i zorganizował służby do ściągnięcia gniazda.

- Na początku próbowali do niego dotrzeć strażacy, jednak ze względu na to, że było ono zaplątane w przewody elektryczne, akcja nie powiodła się - opowiada burmistrz. Z pomocą przyszedł Tauron, który wyłączył prąd, a pracownicy firmy ściągnęli gniazdo i wydostali bociany.

Najpierw boćki trafiły pod opiekę pracowników gminnego wydziału gospodarki komunalnej i drogownictwa, a następnie do Doroty Turczyn - położnej i wielkiej miłośniczki zwierząt. - Kiedy mnie poproszono o pomoc nie mogłam odmówić - podkreśla mieszkanka Ryglic. Ma nie tylko wielkie serce, ale też już pewne doświadczenie. Opiekowała się bowiem znalezionym na drodze jeżykiem, sową uszatką czy innym boćkiem.