Muzeum Polskiej Piosenki. Miejsce, w którym jest wszystko, co można zrobić z piosenką

Czytaj dalej
Fot. Fot. Archiwum MPP
Iwona Kłopocka-Marcjasz

Muzeum Polskiej Piosenki. Miejsce, w którym jest wszystko, co można zrobić z piosenką

Iwona Kłopocka-Marcjasz

Można tu posłuchać starych przebojów, zobaczyć pianino, na którym powstało „Tango milonga”, i nagrać własną wersję ulubionego utworu – Muzeum Polskiej Piosenki świętuje rok działalności.

W tym wyjątkowym muzeum na wejściu każdy odwiedzający dostaje audioprzewodnik i słuchawki. Sam decyduje, na czym się skupi i jak długo.

„Gwarantujemy dużą porcję wiedzy o polskiej muzyce, a przy okazji doskonałą zabawę” - zachęcają gospodarze. Muzeum przedstawia historię polskiej piosenki od lat 20. XX wieku do chwili obecnej. Rolę multimedialnego odtwarzacza pełnią dwie muzyczne ściany, na których umieszczone są monitory dotykowe wyświetlające teledyski, fragmenty koncertów, programów telewizyjnych, reportaży i wywiadów z artystami. W ścianach umieszczone są także soczewki. - My nazywamy je rybim okiem - mówi Jarosław Wasik, dyrektor Muzeum Polskiej Piosenki. - Pokazywane tam są krótkie filmy zmontowane z materiałów z Kronik Filmowych , dające wgląd w historię Polski w danym okresie. W muzycznych ścianach ukryte są też tak zwane papierowe światy, czyli pudełka, których zawartość - stworzona w całości z papieru - w sposób metaforyczny i symboliczny prezentuje daną dekadę.

W centralnej części ekspozycji znajdują się wyspy tabletów. Dzięki ich ekranom goście mogą nie tylko posłuchać piosenek, ale też zapoznać się z biogramami artystów oraz obejrzeć zdjęcia lub pamiątki.

Jest tu specjalna strefa, gdzie miłośnicy opolskich festiwali znajdą szczegółowe informacje na temat każdej edycji, a w podwieszanych kulach fani muzyki rozrywkowej mogą spędzać wiele godzin, oglądając reportaże i fragmenty koncertów. Na trwającej jeszcze wystawie czasowej można zobaczyć, jak wyglądały kulisy „Opola”. Niech nie zdziwi młodych gości okolicznościowy ręcznik. Po takie ręczniki, produkowane przez Frotex, ich dziadkowie w przerwie koncertów ustawiali się na koronie amfiteatru w długich kolejkach.

- Wystawę można zwiedzić w godzinę. Ludzie często przychodzą tu właśnie z takim nastawieniem, mając w weekendowych planach jeszcze inne atrakcje. I nagle te plany idą w kąt, bo w naszym muzeum spędzają 3-4 godziny i wychodząc obiecują, że jeszcze tu wrócą - mówi Sylwia Gawłowska z Działu Wystaw i Edukacji MPP. - To dla nas największa radość.

W ciągu pierwszego roku działalności Muzeum Polskiej Piosenki odwiedziło 27 tysięcy gości. Instytucja w liczbach prezentuje się imponująco: 580 teledysków i programów muzycznych, 1500 wydawnictw o tematyce muzycznej, 2000 fotografii, 2000 nagrań audio. Ale to tylko liczby. Największym wyzwaniem było pokazanie w muzeum piosenki.

- Piosenka to materia niezwykle ulotna, powstająca na bazie emocji kompozytora, autora tekstów, wykonawcy. Ukazanie jej historii, przemian, ale też uchwycenie tego miejsca w czasie i przestrzeni, związanego z jej powstaniem to duże wyzwanie - podkreśla Sylwia Gawłowska.

W muzeum można posłuchać nawet disco polo, ale dzieci najczęściej proszą o Jeżowską, Niemena i „Mury” Kaczmarskiego.

– Najistotniejsze dla nas jest pokazanie, że piosenki powstają dzięki współpracy kompozytora z autorem. Od pewnego czasu, media mówią jedynie o wykonawcach, pomijając twórców piosenek, najprawdopodobniej z tego powodu, że ci drudzy są dla nich mniej atrakcyjni medialnie. W naszym muzeum chcemy podkreślić, że gdyby nie spotkali się kompozytor z autorem, nie byłoby wielu wspaniałych przebojów – dodaje Jarosław Wasik.

Dla dyrektora, mocno związanego z poezją śpiewaną, jednym z najcenniejszych eksponatów jest odręczny list Edwarda Stachury do Jerzego Satanowskiego z prośbą o skomponowanie piosenki „Życie to nie teatr”. Muzeum ma w swoich zbiorach także ćwierć tysiąca odręcznych tekstów, które stały się piosenkami, autorstwa najrozmaitszych twórców: od noblistki Wisławy Szymborskiej („Nic dwa razy się nie zdarza”) po Bogdana Chorążuka („Zegarmistrz światła”) i Anitę Lipnicką.

Szczególnymi eksponatami są instrumenty. Pianino, na którym Jerzy Petersburski skomponował nieśmiertelne „Tango milonga” (obok na szkle wydrukowany jest tekst utworu, który starszym pokoleniom na zawsze wbił do głowy Mieczysław Fogg), odsyła do początków polskiej piosenki. Fortepian, na który podczas II Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki lał się deszcz (wtedy jeszcze scena była niezadaszona), a pianiście spod pedałów tryskały strugi wody - dziś już by koncertowo nie zagrał.

Przywrócenie mu muzycznej kondycji wymagałoby wymiany połowy zawartości, a nie o to chodziło. Odremontowano go więc jako mebel, by przypominał słynny koncert sprzed ponad półwiecza.

Ostatnio od Dariusza Kozakiewicza z „Perfectu” muzeum dostało niezwykły wzmacniacz gitarowy, zlutowany przez niego samego. Na tym wzmacniaczu na początku lat 70. Kozakiewicz nagrywał płytę „Blues” z zespołem „Breakout.”
Na wystawie można zobaczyć wiele dawnych urządzeń do odtwarzania dźwięku. Dzieci - od urodzenia przekonane, że muzyki słucha się za pomocą telefonu - ze zdziwieniem patrzą nie tylko na zabytkowy gramofon, ale też na walkmany, które były przedmiotem marzeń młodzieży z lat 90.

Nie tylko dla pań bardzo atrakcyjna jest szafa ze strojami gwiazd. Można zobaczyć fantazyjne sukienki Majki Jeżowskiej i Filipinek, marynarkę Janusza Panasewicza i strój Piotra Rubika, ale też zrobić sobie w nich zdjęcie. Na dodatek bez przebierania się, bo szafa jest kolejnym miejscem połączenia multimediów z eksponatem. W strój przebiera widzów specjalne lustro. Niektórzy spędzają przed nim wiele czasu. Świetnie się przy tym bawią zwłaszcza panowie, fotografujący się w damskich ciuszkach.

Największym hitem muzeum są jednak budki do nagrywania piosenek.

- Polacy lubią śpiewać, ale się wstydzą. Muszą wypić, żeby się odważyć, ale jak im się stworzy intymne warunki - a w budce każdy ma wrażenie, że jest sam ze sobą - to rwą się do tego - śmieje się Jarosław Wasik.

Do budek (są trzy) nieraz ustawiają się kolejki. Niektórzy goście już od drzwi o nie pytają i od nich zaczynają wizytę w muzeum. Na ekranie wyświetla się tekst ulubionego utworu (kierownictwo muzeum obiecuje, że postara się, by hitów do wyboru przybyło), ze słuchawek płynie profesjonalny podkład (przygotowany przez tych samych ludzi, którzy robili „Szansę na sukces”) i można dać upust ukrywanym talentom, a na dodatek zarejestrowany utwór wysłać mailem na własny telefon i mieć pamiątkę już w chwili wychodzenia z budki.

Pracownicy muzeum cieszą się na nadchodzący festiwal, bo to okazja, by wzbogacić zbiory o pamiątki od kolejnych artystów. Prośba o nie - rozsyłana w mailach, ponawiana podczas spotkań i rozmów telefonicznych - jest zawsze aktualna. - Pozyskiwanie nowych eksponatów jest trudne, bo artyści są zajęci. „Jestem w trasie, muszę sobie przypomnieć, gdzie to mam, muszę zejść do piwnicy, zadzwońcie później” - słyszymy i tak to trwa - mówi Jarosław Wasik.

Urszula Sipińska - po uroczej rozmowie m.in. o książkach i psychologii - kazała zadzwonić do siebie... za rok. Zaskoczyła jednak pozytywnie, bo sama odezwała się ponownie po niespełna pół roku i przygotowała tyle pamiątek, że trzeba było po nie wysłać furgonetkę. Muzeum planuje poświęconą tej artystce wystawę monograficzną.

Spotkany kilka miesięcy temu w pociągu Grzegorz Turnau obiecał dyrektorowi Wasikowi kamizelkę Jeremiego Przybory. Tylko musi ją znaleźć w - jak to określa żona Turnaua - ich domowej „izbie pamięci”. - Mówię o tym publicznie, żeby się przypomnieć Grzegorzowi - śmieje się Wasik. Może znajdzie czas, goszcząc w październiku z recitalem w Opolu.

- Po pierwszym roku działalności wiemy, że udało nam się utrafić w oczekiwania publiczności i samych artystów polskiej piosenki. Już na otwarciu nasi goście - Katarzyna Nosowska, Grażyna Łobaszewska, Ania Dąbrowska, Małgorzata Ostrowska, Marek Piekarczyk - podkreślali, że dla nich najważniejsze jest to, że w tym muzeum do ekspozycji wciąż można coś dokładać. Że jak zrobią coś nowego i to przejdzie do historii, to będzie mogło znaleźć się w muzeum - mówi dyrektor Wasik.

- Naszym największym skarbem jest nieskończoność skarbów - podkreśla Sylwia Gawłowska. - Skarbem jest lokalizacja muzeum - amfiteatr, miejsce kultowe. Skarbem jest też film, który można u nas oglądać codziennie - „Dobry wieczór, Opole” - który pokazuje całą magię opolskiego festiwalu i tego, jak wiele on znaczy dla polskiej kultury.

Muzeum Polskiej Piosenki kładzie też duży nacisk na edukację. W pierwszym roku działalności odbyło się ponad 50 edycji Małej Akademii Piosenki, 270 warsztatów, w których uczestniczyło 5 tysięcy opolskich dzieci. W przekonaniu, jak ważna jest ta edukacja, utwierdzają się pracownicy MPP, gdy 12-latkowie pytają o Niemena czy „Mury” Jacka Kaczmarskiego. Edukują się także seniorzy - sami poprosili o lekcje muzealne.

W najbliższą niedzielę Muzeum Polskiej Piosenki zaprasza na urodzinowe obchody, ale jego pracownicy już myślą o przyszłości. Jednym z największych wydarzeń, jeszcze w tym roku, w grudniu, będzie gala Yach Film Festiwal (konkurs teledysków), który po 25 latach przenosi się z Gdańska do Opola. Jego zwiastunem będzie wrześniowa Yachoteka, czyli czwartkowa noc teledysków na opolskim Rynku, która poprzedzi rozpoczęcie festiwalu polskiej piosenki.

Iwona Kłopocka-Marcjasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.