Miliony uchodźców opuściły swoje domy i rodziny. Koniec wojny nie oznacza powrotu do ukochanej Ukrainy

Czytaj dalej
Fot. Robert Woźniak
Alicja Durka

Miliony uchodźców opuściły swoje domy i rodziny. Koniec wojny nie oznacza powrotu do ukochanej Ukrainy

Alicja Durka

Dziś mija rok od agresji Rosji na Ukrainę. Do tej pory miliony uchodźców opuściło swoje domy i rodziny, by poszukać swojego miejsca w innych krajach. Ich losy potoczyły się różnie, ale wszystkich łączy jedno - tęsknota za bezpieczną i wolną Ukrainą.

Spotykamy się w warsztatowni Yasna Izba. Na miejscu krząta się kilka kobiet, kilkuletnie dzieci rysują, nieco zawstydzone chowają się między nogami opiekunek. Jedna z dziewczynek ma wplecione we włosy żółte i niebieskie wstążki. Mała Ukraina w Poznaniu.

Przy ulicy Wawrzyniaka udało się stworzyć niezwykłą społeczność. Najpierw Yasna Izba powstała, by odciążyć ukraińskie matki. Opieka nad dziećmi pozwoliła im na podjęcie pracy i zorganizowanie na nowo życia w obcym kraju. Od września, znajduje się tam rano przedszkole, a popołudniu odbywają się dodatkowe zajęcia dla dzieci i młodzieży - kaligrafia, gotowanie, zajęcia z fizjoterapeutą i logopedą i wiele innych.

- Po jakimś czasie, podchodząc holistycznie do potrzeb dzieci, zaczęliśmy pracować z matkami. To nas zainspirowało do stworzenia projektu aktywizacji zawodowej i społecznej ukraińskich kobiet. Chcieliśmy pomóc im odnaleźć się w nowej rzeczywistości

- mówi Edyta Czarnecka, twórczyni Yasnej Izby, która dodaje, że projekt przyniósł ogromne sukcesy. Powstały bowiem cztery firmy, a to jeszcze nie koniec. Powstał także projekt „Wdzięczni mieszkańcom Poznania”, mający na celu podziękowanie poznaniakom i wszystkim Polakom za ogromną pomoc dla Ukraińców - kobiety gotują tradycyjne potrawy i częstują poznaniaków. Ostatnio przygotowały barszcz ukraiński.

Po kilku miesiącach projekty się skończyły, ale uczestniczkom i organizatorom udało się w tym czasie zbudować coś więcej niż tylko opiekę nad dziećmi. To tutaj znalazły miejsce, gdzie dobrze się czują ich dzieci i one same. To tutaj, co sobotę spotykają się, by wspólnie oglądać polskie filmy. W ten sposób mogą nie tylko porozmawiać z rodaczkami i przyjaciółkami, ale też poznać polską kulturę oraz szlifować język. Konwersatorium z języka polskiego prowadzi bowiem filolog polski Maciej Czarnecki.

Zorganizowano także sesję fotograficzną z profesjonalnym makijażem i stylizacjami. To, jak twierdzą, pomogło im stanąć na nogi i wyjść do ludzi.

Ukraińska społeczność

Kobiety z Yasnej Izby poznały się w Polsce. Większość z nich, przed wojną nie wiedziała o swoim istnieniu. Jedne przyjechały z Kijowa, inne z Dniepra i z innych zakątków z Ukrainy. Niektóre - niemal na początku wojny, inne kilka tygodni później. Nie wszystkie trafiły od razu do Poznania. Musiały znaleźć swoje miejsce.

- Najpierw mieszkałyśmy z córką i wnuczką w małej miejscowości, było tam dziesięć domów, zwierzęta i las. Jak wnuczka zaczęła rozmawiać z psem, to uznałyśmy, że to czas najwyższy przenieść się do miasta

- śmieje się Tatiana H.

W warsztatowni były trzy okresy, w trakcie których uczestniczki kursów pojawiły się w poznańskiej siedzibie: na początku wojny, w trakcie wakacji i na początku roku szkolnego.

Najpierw miała to być pomoc dla pań, odciążenie w codziennych obowiązkach, ale potrzeb pojawiło się więcej. Dziś większość jest po kursach języka polskiego, teraz starają się zwracać uwagę na wymowę, codzienny, użytkowy język, na to, na co zazwyczaj nie ma czasu podczas kursów.

- Przyjechałam do Polski w marcu, nie rozumiałam wtedy ani słowa. Teraz skończyłam trzy kursy, pracowałam z Polakami i trochę nauczyłam się mówić

- twierdzi Olena. „Trochę” to jednak pewne nadużycie, bo Olena mówi bardzo wyraźnie i zrozumiale. Pomaga też w tłumaczeniu innym kobietom, które jeszcze szlifują swój język polski.

Czytaj też: Pomoc zbliża ludzi. Poznanianki zostały matkami chrzestnymi ukraińskich dzieci

Wcześniej, przez 17 lat pracowała jako księgowa. Po przyjeździe do Polski sprzątała i pracowała w hotelu jako pokojowa. Później, gdy nauczyła się języka, mogła zostać kelnerką śniadaniową. To właściwie jedyne rozwiązanie w tym momencie, bo praca zdalna księgowej teoretycznie jest możliwa, ale pensja z Ukrainy nie wystarczy nawet na opłacenie rachunków, nie mówiąc już o utrzymaniu siebie i kilkuletniego syna. W Polsce jest z nim sama, musi więc radzić sobie z życiem samodzielne.

Znajomość języka polskiego nie jest wcale oczywistością. Niektóre Ukrainki liczyły, że wyjadą tylko na chwilę, na kilka tygodni, może miesięcy. Te słowa, jak mantra, pojawiały się zresztą w ustach niemal wszystkich, którzy po wojnie przekroczyli granicę polsko-ukraińską. To przecież tylko na chwilę, zaraz wrócimy. Rzeczywistość okazała się jednak dużo trudniejsza i bardziej złożona.

Natalia nie zna jeszcze języka polskiego, naukę rozpoczęła stosunkowo niedawno. Emigracja miała być chwilowa. Namówiła ją córka, bo bardzo bała się kolejnych alarmów bombowych.

- Było mi ciężko, musiałam zostawić wszystko - dom, pracę, rodzinę. W Poznaniu trudno było mi znaleźć mieszkanie, miejsce dla siebie. Dzięki pomocy ludzi się udało. Cztery miesiące mieszkałam z córką w hali sportowej w Kiekrzu. To było straszne, żyło tam razem 120 osób. To było bardzo stresujące doświadczenie. Mój 32-letni syn został w Ukrainie, bo mężczyźni w tym wieku nie mogą wyjechać z kraju

- mówi Natalia, która nie widzi teraz perspektywy na powrót do ojczyzny, a nauka nie jest łatwa, tym bardziej gdy łączy się ją z pracą i przygnębiającym poczuciem tęsknoty do swojego miejsca na ziemi. W Ukrainie pracowała jako kierowniczka w urzędzie pracy. Teraz zajmuje się opieką nad osobami z niepełnosprawnościami i współpracuje z fundacją Barka.

Tak było rok temu: Granica na Lubelszczyźnie. Jedni płaczą, inni dziękują za to, że są już bezpieczni

Wiktoria jest psycholożką. Po przyjeździe do Polski od razu szukała osób, które nie radzą sobie z trudną sytuacją. Chciała wykorzystać swoją wiedzę i umiejętności, by pomóc rodakom. To był jej sposób na przetrwanie. Później poznała fundacje i stowarzyszenia, które pomagają Ukraińcom.

- Czuję się tutaj dobrze, widzę perspektywy na ciekawą i potrzebną pracę, ale w Ukrainie mam matkę, siostry. Martwi mnie to, więc pomagam z Polski. Oni zostali w Kijowie. Rozumiem, że tam miałabym ich przy sobie, ale moja córka prosiła o wyjazd niemal codziennie. To było za dużo dla tak małego dziecka. Córka nie powinna wychowywać przy dźwiękach alarmów

- mówi kobieta.

Na pytanie, czy po wojnie wrócą do Ukrainy - milkną. Niektórym wyrywa się, że oczywiście, natychmiast wrócą do ukochanej ojczyzny, ale później znów zapada cisza. Nie wiadomo, w jakim stanie będzie kraj po inwazji Rosji. W to, że Ukraińcy wygrają - nie wątpią. Pytanie tylko kiedy i jakim kosztem? Odbudowa kraju będzie na pewno długa, mozolna i droga. Życie tam nie od razu wróci do normy. A może nigdy nie będzie już tak samo. Mało kto więc wróci od razu po ustaniu walk. Wszystkie mówią zgodnie - będą za to pracowały i pomagały bliskim na odległość.

Kobiety zapytane o to, czego im brakuje mówią o przyziemnych sprawach. Martwią się o mieszkania bo wynajem jest drogi, a przenosiny do mniejszych miejscowości, żeby zaoszczędzić są trudne. W dużych aglomeracjach mają pracę, ich dzieci szkoły, a dojazdy są drogie, komunikacja zbiorowa w wielu miejscach też jest bardzo ograniczona. Bez samochodu życie z dala od miasta jest praktycznie niemożliwe.

Choć bywały też momenty, w których w jednym pokoju mieszkały trzy osoby i dwa psy, to jak mówią, w Polsce jest bezpiecznie. Żadna z Ukrainek nie myśli o budowaniu fortuny, chcą jedynie przetrwać i godnie żyć. A ze względu na inflację, koszty utrzymania są znacznie wyższe niż jeszcze parę miesięcy temu. W Ukrainie miały ułożone życie, wsparcie rodziny i przyjaciół, ulubione sklepy i targowiska. Na obczyźnie wszystko jest nowe. Ale nikt już nie wspomina ulubionych kawiarni czy parków rozrywki. Mówią za to o ukraińskich książkach, rodzinach i domach, które musiały opuścić. Nikt nie wie kiedy i czy w ogóle znów będą mogły zasnąć w swoich łóżkach.

Ukraińcy wspierają się jednak jak mogą. Wymieniają się informacjami - dokąd iść do lekarza, gdzie szukać pomocy. Wewnętrzna wymiana informacji jest nieoceniona, bo uchodźcy najlepiej wiedzą, na co zwrócić uwagę, z jakimi problemami zmaga się każdy z nich. Jeśli więc ktoś poradził sobie z jakimś kłopotem może ułatwić podobny proces swoim rodakom.

Czytaj też: Każda pomoc ma imię. Kim są wolontariusze, którzy pomagają uchodźcom w Poznaniu?

Dzieci pod ukraińską flagą

Młodsze pokolenie odnalazło się nieco lepiej, córka Natalii Alona dostała się w Poznaniu na studia, na filologię niemiecką na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. To dla niej szansa na życie w Polsce. Dla matek sprawa wygląda inaczej.

- Mam 10-letnią córkę. Ona musi się uczyć, mieć spokój i dobre warunki. Poznań to miasto studenckie. Tutaj ma perspektywy

- dodaje psycholożka Wiktoria.

To nie oznacza, że dzieci są nieświadome sytuacji. Przeciwnie, doskonale wiedzą, co dzieje się w Ukrainie. Dlatego nie chcą wracać. Chcą poczucia bezpieczeństwa, choć tęsknią za przyjaciółmi, rodziną, swoim łóżkiem i ulubionym miejscem do zabawy. Matki Ukrainki podkreślają, że ukraińskie dzieci, to nie tylko uchodźcy. To, że wyjechali z kraju i są w trudnej sytuacji nie oznacza, że nie mają problemów z rówieśnikami. Chcą być akceptowane, lubiane, mieć hobby i czuć się dobrze w grupie. Te problemy początkowo zeszły na drugi plan, ale nie zniknęły. Musiały opuścić kraj, który znały i nauczyć się funkcjonować na nowo.

- Dzieci są bardzo patriotyczne, niemal wszystkie rysunki zawierają symbole ukraińskie. Wiedzą skąd pochodzą i są tego świadome, a to, czy chcą wrócić do domu, zależy zazwyczaj od rodziców, których obserwują. Większość doskonale jednak wie, że w Ukrainie jest po prostu niebezpiecznie i teraz muszą poradzić sobie w innym kraju

- mówi Wiktoria.

Inna pracuje w szkole. Pomaga ukraińskim dzieciom zrozumieć poszczególne przedmioty i polecenia polskich nauczycieli. W Ukrainie pracowała jako nauczycielka na pierwszym etapie nauczania. Bardzo tęskni za krajem i chętnie już wróciłaby do Charkowa, ale jej dzieci, które chodzą do przedszkola i szkoły podstawowej w Polsce patrzą na to zupełnie inaczej. Tutaj czują się bezpiecznie, mają nowych przyjaciół. Najstarsza córka zaś została w Ukrainie z chłopakiem i pięcioma braćmi Inny. Część z nich jest w wojsku, część wspierając się wzajemnie, próbuje przetrwać.

Nie każdy może uciec

Nie wszyscy wyjechali z Ukrainy. W kraju zostało wiele osób starszych, przywiązanych do swojego domu, ale nie tylko to jest powodem, że zrezygnowali z wyjazdu. Seniorzy są często schorowani, mają emerytury, które nie wystarczą na pokrycie kosztów życia na obczyźnie. Sytuacja mieszkaniowa w Polsce już jest trudna, a nie każdy będzie mógł się podjąć dodatkowej pracy. Do tego dochodzi długa podróż.

- Mojej matce trudno opuścić Kijów. Przyjechała tu do mnie, ale gdy sytuacja trochę się ustabilizowała, wróciła. Ona chce, żebym tu została. Wie, że jestem tutaj bezpieczna, radzę sobie. To jej daje psychiczny spokój, chociaż na pewno tęskni. Trudno w to uwierzyć, ale ona przyzwyczaiła się już do tego co się dzieje. Od roku żyje w Kijowie, w środku wojny, nie chce opuszczać swojego domu. Kiedy moi rodzice byli w Polsce, martwili się, co z domem, co tam się dzieje. My wyjechałyśmy na początku wojny, nie znamy takiego życia, a oni już wiedzą, co należy robić

- mówi Tatiana U.

Ukrainki dodają także, że dla starszych osób problemem jest także bariera językowa. Nauka przychodzi im już z większą trudnością. Podobnie jest z wyuczeniem się nowego zawodu.

Olena zwraca uwagę, że dla starszego pokolenia perspektywa jest zupełnie inna. Dla nich i w Polsce, i w Ukrainie jest trudno. Musieliby zostawić dorobek swojego życia, a w Polsce nie mieliby za co żyć. Cisza i spokój są ważne, ale cena za nie jest zbyt wysoka.

---------------------------

Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Alicja Durka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.