Milczenie, radość i śmigus-dyngus

Czytaj dalej
Fot. Dariusz Piekarczyk
Dariusz Piekarczyk

Milczenie, radość i śmigus-dyngus

Dariusz Piekarczyk

W Wielkim Tygodniu odwiedziliśmy siostry antonianki, które przygotowują się do świąt w zgromadzeniu przy ul. Janosika w Łodzi. Od czwartku do niedzielnego poranka zakonnice mają rozproszenie. Potem jest radosne świętowanie.

Chrystus zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał, Alleluja, Alleluja - tak właśnie będziemy się pozdrawiały w niedzielny ranek - mówi siostra Aniela Przybylska ze Zgromadzenia Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla III Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu przy ulicy Janosika w Łodzi. - Ależ wtedy jest w klasztorze radośnie. Klasztor rozbrzmiewa szczęściem Zmartwychwstania. Wybiegamy na korytarz, cieszymy się. Gwar w całym klasztorze jest tak wielki, że słów brak. Gwar niekończący się, bo też każda z nas chce się wygadać, mamy za sobą przecież Wielki Tydzień, czyli czas, kiedy to w klasztornych murach panuje cisza, przeżywałyśmy bowiem Mękę Pańską.

Wielkanocna niedziela u antonianek, na Janosika, gdzie mieszka 18 sióstr, zaczyna się wspólnym śniadaniem o godz. 9. Najpierw siostra Anna, przełożona zgromadzenia, składa siostrom życzenia. Zakonnice dzielą się święconym jajkiem, spożywają smakowitości przygotowywane wcześniej.

Wielki Tydzień u antonianek

- Panu to się pewnie wydaje, że my tu w klasztorze mamy życie sielskie i anielskie i nic nie robimy - mówi siostra Aniela. - A tu czasem jest naprawdę sporo pracy. Zwłaszcza przed Wielkanocą, nie wiadomo za co się wziąć, bo do normalnej pracy, takiej jak nauczanie religii, dochodzą świąteczne przygotowania. A musi pan wiedzieć, że nasze siostry, Joanna, Katarzyna, Edyta i Weronika uczą w okolicznych szkołach religii. Ja z kolei pracuję w bibliotece. Bywa, wracają ze szkół zmęczone. Taka siostra Bronisława, ona odpowiada za szklarnię i ogródek domowy. Teraz ma tam nawał pracy. Trzeba też opiekować się jedną ze starszych sióstr, która opieki potrzebuje przez całą dobę. A tu jeszcze sprzątanie klasztoru, cel, mycie okien, prace na zewnątrz budynku, jednym słowem przedświąteczne porządki.

Pierwszej nerwowość przedświąteczna udziela się siostrze Anieli, choć poznać po sobie nie daje i trzyma fason. To uśmiechnięta, pełna energii i pogodna kobieta. Jednym słowem zakonnica XXI wieku. Ale też i siostra Aniela ma powody, żeby być niespokojna. To ona twardą ręką trzyma klasztorną kuchnię. Nie daj Boże, żeby coś tam się nie udało, jak tu innym siostrom w oczy spojrzeć. Ale u Anieli nie może się nie udać, od niej fachu uczyć mogłaby się sama Magda Gessler.

Siostrze Anieli pomagają w kuchni siostry Beata i Ancilla. Ta pierwsza przywdziała habit w 1966 roku. - Na Janosika jestem gdzieś od sześciu lat - mówi siostra. - Wcześniej, bo aż przez ćwierć wieku byłam w Brzezinach koło Łodzi. W farze.

Milczenie, radość i śmigus-dyngus
Dariusz Piekarczyk Siostra Beata jest w zgromadzeniu od 1966 roku. Jak jest taka potrzeba pomaga również w kuchni

- A ja proszę pana 21 listopada 2016 roku świętowałam pół wieku życia zakonnego - wtrąca siostra Ancilla.- Minęło jak z bicza trzasnął. Pracowałam w kuchni u ojców bernardynów na Spornej w Łodzi, w Domu Pielgrzyma w Częstochowie. Tutaj jestem gdzieś siedem, albo osiem lat.

Obie siostry pomagają Anieli w kuchni.

- Teraz to i tak nie takie przygotowania jak kiedyś - mówi siostra Beata. - Choćby malowanie jajek. Teraz raz dwa trzy, nałoży się naklejkę i jest dobrze. Kiedyś jajko trafiało do wywaru z cebuli, malowało się farbkami. Ech, inny świat.

- No dobrze, ale ozdoby świąteczne robimy same - wtrąca siostra Aniela. - Choćby stół świąteczny, siostra Weronika dekoruje serwetkami wzorem na motylka.

Na pięknie zastawionym stole będą przez święta królowały: mięsa, sałatki, baby, babeczki, drożdżowce, ale nade wszystko strucla. Strucla siostry Anieli jest po prostu niebo w gębie.

Milczenie, radość i śmigus-dyngus
Dariusz Piekarczyk Strucla siostry Anieli jest po prostu niebo w gębie

- No dobrze, niech tam będzie, zdradzę swój autorski przepis czytelnikom „Dziennika Łódzkiego” - mówi z uśmiechem zakonnica. - Zacznijmy od tego, że konieczny jest kilogram dobrej mąki pszennej. Do tego dwie szklanki cukru, 250 gram najzwyklejszej margaryny. Do tego kostka drożdży, duża łyżka majonezu, słoik musu z dyni, 10 jajek, jedno opakowanie cukru waniliowego, półtorej szklanki mleka i olejek cytrynowy lub waniliowy. Zapisał pan? To teraz proszę uważać co i jak po kolei.

I zakonnica instruuje dalej: - Drożdże wrzucamy do mleka. Dodajemy łyżkę mąki i cukru. Podgrzewamy mleko do około 40 stopni. Potem odstawiamy, koniecznie w ciepłe miejsce, na jakieś 15-20 minut i przykrywamy lnianą ściereczką, aż do wyrośnięcia. Resztę składników miksujemy w misce, tak aż cukier się rozpuści, a wtedy dosypujemy pół kilograma mąki. Jak zaczyn wyrośnie, wlewamy do ciasta i mieszamy to wszystko dłońmi. Potem odkładamy na 10 minut aż do wyrośnięcie. W międzyczasie blachy wykładamy papierem. Potem ciasto jeszcze raz wyrabiamy i odstawiamy, przykryte, na dwa razy po 10 minut. Następnie z dwóch kawałków ciasta wyrabiamy i formujemy pasek o długości około 20 centymetrów i grubości dwóch, najwyżej trzech. Na to nakładamy masę maskową i zwijamy w rulon, następnie górę ciasta smarujemy żółtkiem jajka. Wrzucamy do piekarnika na około 50 minut i pieczemy na tak zwany suchy patyk. Jak się zarumieni wyjmujemy z piekarnika i posypujemy cukrem pudrem. Proste, prawda?

Proste, jak dla kogo, ale na pewno przepyszne.

Rozproszenie, suchy chleb i woda

Wielki Czwartek jest u antonianek przełomowym dniem Wielkiego Tygodnia. Tego dnia rozpoczyna się w klasztorze rozproszenie. Trwać ono będzie przez całe Triduum Paschalne, czyli najważniejsze dla katolików dni w roku, aż do wielkanocnego poranka. Rozproszenie, to czas, kiedy w klasztorze panuje cisza. Jeśli nie ma potrzeby nikt do nikogo się nie odzywa. Jest milczenie, skupienie, cicha modlitwa.

- W tym szczególnym czasie wspólnie spożywamy, w milczeniu zresztą, posiłki - wyjaśnia siostra Beata. - Nie ma wspólnych modlitw w naszej kaplicy, nie mówiąc już o rekreacji.

- Za to w Wielki Piątek jest post ścisły - wtrąca siostra Aniela. - Niektóre z nas spędzą ten dzień o chlebie i wodzie. Na obiad będzie jedynie postna zupa. W piątek idziemy do kościoła Matki Boskiej Różańcowej, choć niektóre z nas wolą do franciszkanów lub jezuitów. Podobnie spędzamy sobotę, z tym że o godz. 11 jest święconka. Święconka jest u nas w pokoju gościnnym. Mamy swojego kapelana. Po święconce dalej rozproszenie.

Rozproszenie mija w Wielkanoc. Klasztor zaczyna wtedy żyć swoim rytmem.

Milczenie, radość i śmigus-dyngus
Dariusz Piekarczyk Przed Wielkanocą nie wiadomo za co się wziąć, bo do normalnej pracy, takiej jak nauczanie religii, dochodzą świąteczne przygotowania

- Przyjeżdżają rodziny, znajomi z odwiedzinami - wyjaśnia nasza rozmówczyni. - U nas w klasztorze jest pięć sióstr z Łodzi i okolic. Wesoło tego dnia jest i gwarno. Wracają też wspólne modlitwy.

Za to w wielkanocny poniedziałek...

-Ooo, wtedy to się wyrabia - mówi z uśmiechem siostra Aniela. - Lejemy się wodą na całego. Któraś tam ma pistolecik i psiknie wodą, a jak trzeba to w ruch idzie wąż. Jak śmigus-dyngus, to śmigus-dyngus. A co, w klasztorze nie może być wesoło? Jest!

24 godziny w klasztorze

Siostry nie ukrywają, że zgromadzenia zakonne dotka kryzys powołań. Dlatego też antonianki wpadły na pomysł zorganizowania sylwestra w klasztorze, czy dni skupienia dla dziewcząt pod nazwą „24 godziny w klasztorze. - Ostatnio było u nas sześć dziewcząt - wyjaśnia siostra Aniela. - Ale to nie były przypadkowe dziewczęta, były już u nas wcześniej.

Dariusz Piekarczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.