Martin Radoń, kiedyś reprezentant Polski, dziś gra w A klasie

Czytaj dalej
Fot. Kuba Zegarliński
Kuba Zegarliński

Martin Radoń, kiedyś reprezentant Polski, dziś gra w A klasie

Kuba Zegarliński

Niższe ligi na Podkarpaciu pełne są zawodników, którzy w młodym wieku dysponowali ogromnym talentem. Jednym z nich jest zawodnik APPN Mielec - Martin Radoń.

Na początku 2001 roku talent w szesnastoletnim wówczas Radoniu dostrzegł Andrzej Zamilski. Ten uznany w środowisku trener odważnie postawił na wychowanka mieleckiej Stali, a on odpłacał mu się solidnymi występami w spotkaniach z Rosją i Białorusią.

Mielczanin grał wówczas w drużynie m.in. z Łukaszem Fabiańskim i Sławomirem Peszko. Nic dziwnego, że wstępne zainteresowanie jego usługami wyraziła ekstraklasowa Pogoń Szczecin. Wydawało się, że Martin lada moment przeprowadzi się na Pomorze Zachodnie. Marzył o podboju najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, a potem kto wie, może i zagranicznym transferze.

- Gdy masz kilkanaście lat i dostajesz ofertę od czołowego wtedy klubu, może ci się wydawać, że świat staje przed tobą otworem. Ja twardo stąpałem po ziemi, ale miałem marzenia i cele

- wspomina dzisiaj.

Jednak los zgotował Martinowi zgoła inny scenariusz. Podczas jednej z wielu gierek treningowych, jakie rozgrywano na obozie juniorskiej reprezentacji, ostro starł się z przeciwnikiem. Poczuł silny ból w nodze. Już po chwili wiedział, że to nie jest zwykłe stłuczenie. Diagnoza lekarska nie pozostawiła żadnych wątpliwości - zerwana torebka stawowa. Mimo dotkliwego bólu, mielczanin postanowił zostać na zgrupowaniu.

- W rozmowie z trenerem kompletnie się rozkleiłem. Wiedziałem, że gra w kadrze to najlepsze okno wystawowe, życiowa szansa. Nie mogłem jej zaprzepaścić, bo następnej mogło już nie być. Postanowiłem zostać na zgrupowaniu, zacisnąć zęby i grać dalej. Nie wiedziałem, że popełniłem bardzo duży błąd - przyznaje po latach.

Niezaleczony uraz pogłębił się, co spowodowało dłuższy rozbrat z treningami i piłką. Urwał się kontakt z juniorską kadrą i klubami z ekstraklasy.

- Nie ma co gdybać - mówi Radoń, pytany o to, czy ma żal do losu. Od pewnego czasu pochłania go praca w Akademii Piłkarskiej Piłkarskie Nadzieje, która szkoli dzieci z Mielca i okolic. - Chciałbym im przekazać miłość do sportu. To mój główny cel - mówi bohater naszego tekstu. - Cieszy mnie to, że chłopaki robią postępy, że cieszą się piłką nożną. Spędzają wolny czas, uprawiając sport. Łączymy formę zabawy z grą. Bardzo fajnie, że mają swoje cele i marzenia. Naszym zadaniem jest pomoc w ich realizacji - zaznacza.

Mielczanin jest także czynnym zawodnikiem. Od ubiegłego roku gra w drużynie APPN Mielec, która w pierwszym roku swojego istnienia wywaczyła awans do A klasy. - Nasza drużyna, to na pewno fajny projekt, mający na celu stworzenie odpowiednich warunków do rozwoju dla naszych podpiecznych z akademii.

- Cieszę się, że mogę realizować się w pracy w Piłkarskich Nadziejach. Robota trenera jest naprawdę wdzięczna i ogromnie motywująca. Mam nadzieję, że choć jeden mój podopieczny dostanie taką szansę jak ja i uda mu się ją wykorzystać. Wtedy spełnią się moje marzenia.

Kuba Zegarliński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.