Mama nie lubiła, gdy Grażyna rozbierała się na ekranie [wideo, zdjęcia]

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Bolt
Paweł Gzyl [email protected]

Mama nie lubiła, gdy Grażyna rozbierała się na ekranie [wideo, zdjęcia]

Paweł Gzyl [email protected]

Była uważana za symbol seksu. Potrafiła to wykorzystać w rolach. Gorzej wyglądało jej życie prywatne. Przegapiła radość macierzyństwa.

Pod koniec września ukaże się pierwsza płyta Grażyny Szapołowskiej. To efekt niecodziennej kooperacji. Popularna aktorka zdecydowała się bowiem na współpracę z Kiniorem - muzykiem ze sceny alternatywnej, znanym z eksperymentów z jazzem i folkiem.



A wszystko zaczęło się od... Jana Nowickiego, który napisał tekst piosenki „Jesteśmy” i poprosił artystę mieszkającego pod Kielcami o stworzenie do niej muzyki. Tak powstał walczyk, o którego zaśpiewanie obaj panowie zwrócili się do Grażyny Szapołowskiej. Do utworu powstał romantyczny teledysk nakręcony w zamku w Pszczynie, gdzie niegdyś aktorka brała udział w sugestywnych scenach miłosnych w filmie „Magnat”.

Niebawem powstały kolejne piosenki, które trafiły na płytę. Trójka twórców planuje również pokazać ten materiał na scenie w formie słowno-muzycznego spektaklu. Wszystko wskazuje więc na to, że Szapołowska wreszcie przestanie się nudzić.

W kobiecym świecie

W mieszkaniu jej rodziców w Bydgoszczy w drzwiach między pokojami zawieszona była huśtawka, na której dwie siostry na zmianę bujały się pod sufit. Przed kamienicą przy ulicy Wyspiańskiego znajdował się natomiast ogród, w którym latem mała Grażynka i Lidka lubiły się zaszywać na całe dnie. Wywabiał je z niego jedynie dobiegający z kuchni, kuszący zapach babki kartoflanej pieczonej w brytfannie, za którą obie przepadały.

Szapołowscy byli jedynymi z całej rodziny zamieszkałej na Wileńszczyźnie, którzy zdecydowali się przenieść po wojnie do nowej Polski. I chyba nigdy tego nie żałowali, choć tęsknili za krainą swego dzieciństwa. Kiedy ojciec zaczął robić karierę, wylądowali ostatecznie w Toruniu. Tam skończył się dla dziewczynek bajkowy świat.

- Ojciec miał bliższe relacje z moją starszą siostrą - Lidką. Ze mną nie. Był świetnym myśliwym. Kilkakrotnie zabierał mnie na polowania. Byłam wtedy dzieckiem. Strzelanie do kaczek czy innych zwierząt odczuwałam po prostu jako śmierć. Odszedł od nas, kiedy miałam 11-12 lat. Odsunęłam się od niego. Coś się we mnie bezpowrotnie zamknęło. Całą miłość przelałam na mamę. Ojciec już nie żyje. Pękło mu serce - mówi aktorka w „Gali”.

Ponieważ siostra Lidka była starsza od Grażyny o jedenaście lat, niebawem wyfrunęła z domu. Mama dziewczyn miała jednak i tak sporo na głowie: nie dość, że pracowała w jednym z toruńskich przedsiębiorstw, to jeszcze wychowywała córkę i musiała jej zastępować ojca. Stworzyły sobie więc z Grażyną kobiecy świat, do którego mężczyźni nie mieli wstępu.

Wyjątkiem był Ramzes. Kiedy pewnego dnia Grażyna poszła z klasą do cyrku, zobaczyła występ małego setera ciągnącego wózek z kaczkami. Następnego dnia zakradła się do taboru cyrkowców i... uwolniła psa. Ten, uradowany z odzyskanej wolności, poszedł za nią do domu. I został - właśnie jako Ramzes.

- Pamiętam Święta Wielkanocne. Każdego roku mama szyła mi sukienkę jako symbol nowego początku. Wszystkie były w pięknych, wiosennych kolorach. Pamiętam jej wzrok, kiedy obserwowała mnie z uśmiechem. Ale pamiętam też, że zawsze się przeziębiałam, bo było to przedwiośnie. Mama nauczyła mnie też krawiectwa. Najpierw ze skrawków materiałów tworzyłam kukiełki - same królewny. Podobały się sąsiadkom. Mama była dumna. Później pod jej czujnym okiem uszyłam pierwszą sukienkę z granatowego aksamitu. Zdałam w niej egzamin do szkoły teatralnej. Chyba mi pomogła - dodaje w „Gali”.

Odważne role

Zanim dostała się na studia aktorskie w Warszawie, Grażyna przez dwa lata występowała w Teatrze Pantomimy we Wrocławiu. Pojechała tam nie czekając na zgodę mamy - to był ten jedyny raz, kiedy się zbuntowała. Po prostu spakowała się nocą i wczesnym rankiem wyszła z domu na autobus. Mama musiała się pogodzić z tym, że jej ukochana córka chce być aktorką. Kiedy więc Grażyna zaczęła odnosić pierwsze sukcesy w stołecznym Teatrze Narodowym, bardzo się cieszyła. Choć nie wszystkie role były takie, jakich mogła się spodziewać. Największy szok przeżyła, kiedy Grażyna pokazała się na scenie jako... Śmierć.

Propozycja tej roli była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Jak to? Ja, śmiercią?!!! Podobnie reagujemy, kiedy odchodzi ktoś bliski. Kulturowo śmierć jest nam obca, przedstawiana jako kostucha w bieli. Tymczasem, jak mówił Hanuszkiewicz, śmierć może być piękna, bo nigdy człowieka nie zawiedzie, nie oszuka. Miał rację

- mówi dziś aktorka w Onecie.

Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego Grażyna dostała propozycję zagrania w węgierskim filmie „Inne spojrzenie”. Karoly Makk nieprzypadkowo szukał aktorek do obrazu opowiadającego o lesbijskiej miłości w Polsce, gdyż żadna z węgierskich artystek nie chciała w jego dziele wystąpić. W Polsce znalazł dwie - Jadwigę Jankowską-Cieślak i Grażynę Szapołowską. Ta ostatnia grała w tym czasie aż w trzech przedstawieniach w Teatrze Narodowym, ale jego dyrektor, Adam Hanuszkiewicz, zgodził się, aby pojechała na Węgry.

- Jestem też wiele winna producentowi Tadeuszowi Lampce za to, że pozwolił mi zagrać w „Innym spojrzeniu”. Walczył wtedy o mnie jak lew. Gdyby nie on, nie zagrałabym w tym filmie i być może moja kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej. Bo po „Innym spojrzeniu” zwariował z kolei Kieślowski na mój temat. W cudzysłowie „zwariował” - opowiada gwiazda w serwisie Wiadomości24.

Ale powiedział wtedy: „Nie wiedziałem, że jesteś taką aktorką”

Role w „Bez końca”, a przede wszystkim „Krótkim filmie o miłości” uczyniły z Szapołowskiej najważniejszą polską aktorkę lat 80. Częste występy i wyjazdy na plan sprawiły, że Grażyna była gościem w domu. A w tym czasie urodziło się jej jedyne dziecko - córka Kasia, która przyszła na świat ze związku z Andrzejem Jungowskim.

Babcia czy mama?

Młody biznesmen, przypominający z wyglądu Roberta De Niro, podbił serce aktorki jeszcze podczas jej studiów. Przyjeżdżał często pod szkołę teatralną białym maluchem i czekał na ukochaną z bukietem z 27 róż. Nic więc dziwnego, że dziewczyna uległa i wyszła za niego za mąż. W prezencie ślubnym aktorka otrzymała od męża duży dom w Pustelniku pod Warszawą, gdzie wkrótce zamieszkała z córką.

Niestety, kiedy Kasia miała trzy lata, Jungowski postawił żonie ultimatum: albo on, albo kariera. Grażyna wybrała to drugie i została w wielkim domu sama z dzieckiem. Dlatego poprosiła mamę, aby jej pomogła.

- Często się spieszyłam, wyjeżdżałam, znikałam w pracy. Ale wtedy byłam jedyną żywicielką rodziny. Dzięki filmom, kręconym też poza granicami naszego kraju, mogłam podarować mamie odrobinę luksusu. Z drugiej strony ta nieustanna gonitwa powodowała, że mama jeszcze bardziej chciała mnie przy sobie zatrzymać. A mogła mi tylko pomagać, nakarmić, przestrzec i pomachać na pożegnanie, tuląc małą Kasię w swoich ramionach - opowiada aktorka w „Gali”.

Nic dziwnego, że córka gwiazdy była bardziej przywiązana do babci niż do mamy.

Kasia szybko rosła, a Grażynę omijały kolejne etapy jej dojrzewania. „Kochana Babciu, idę zrobić kanapki tak, jak Ty mi robiłaś. Wysyłam Ci najpiękniejsze nasze fotografie, żebyś zawsze mogła na mnie spojrzeć i wiedziała, że tak naprawdę cały czas jestem blisko” - pisała potem wnuczka do babci.

Zbuntowana córka

Grażyna tymczasem korzystała z uroków życia. Jeszcze nie było plotkarskiej prasy, ale po Polsce szła fama, że aktorka jest niezwykle bogata. Z ust do ust przekazywano sobie plotkę, że rozbija się po drogach lśniącym jaguarem. Tymczasem prawda była zgoła inna: aktorka dostała dwudziestoletni samochód od znajomych z Szwajcarii, bo na domowe wydatki musiała sprzedać własne auto.

Mama zawsze powtarzała: „Za dużo pracujesz” i „Nie pozwól się rozbierać”. A jeżeli coś zrobiłam dobrze, to zawsze mówiła: „Bardzo ładnie to zagrałaś” albo „Byłaś autentyczna” czy „No, nawet podobało mi się”.

Od kiedy pojawiła się prasa kolorowa i zaczęto pisać o mnie nieprawdę, starałam się mamę chronić. Nie dopuszczałam do niej tych artykułów. Dla rodzin jest to bardziej bolesne niż dla osób opisywanych - mówi aktorka w „Gali”.

Kiedy Kasia miała dwanaście lat, Szapołowska wyszła za mąż za Pawła Potoroczyna. Dyplomata zabrał je obie do USA. Tam dziewczynka kończyła szkołę. Niestety, nie miała szans na normalny dom - po sześciu latach związku Grażyna spakowała się, wzięła córkę i wróciła do Polski. Córka z czasem postanowiła pójść w jej ślady: najpierw próbowała być aktorką, ostatecznie postawiła na reżyserię.

- Kasia wcześnie została matką. Miała 21 lat. To było tak, jakbym ja miała dwójkę dzieci. Wydawało mi się, że muszę nimi pokierować, być silna jak mężczyzna. A ponieważ Kasia wcześnie została sama z córką, to ja musiałam pełnić rolę i matki, i ojca. A ona się buntowała. Ostro się czasem kłóciłyśmy. Często płakałam, a potem się okazywało, że ona też płakała -wyznaje aktorka w wywiadzie dla „Vivy”.



Od czasu roli Telimeny w „Panu Tadeuszu” aktorka nie zagrała właściwie do dziś nic równie ciekawego. Znalazła za to nowego partnera - Eryka Stępniewskiego. Zamożnego biznesmena, urodzonego w Paryżu, poznała w jednej z sopockich kawiarni i od razu przypadli sobie do gustu. Stępniewski zdobył Szapołowską, proponując bajkowe podróże.

Ale okazał się też wsparciem, kiedy w wieku 91 lat zmarła mama aktorki. Grażyna i Kasia bardzo to przeżyły. Pociechą był dla nich fakt, że zapewniły pani Wandzie spokojne odchodzenie.



Grażyna Szapołowska na plaży z mężem. Fani zachwyceni zdjęciami 60-latki (źródło: Agencja TVN)

Autor: Paweł Gzyl

Paweł Gzyl [email protected]

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.