Maja Koman zawiesza karierę muzyczną. Teraz czas na film

Czytaj dalej
Fot. Daria Bielienkov
Sebastian Gabryel

Maja Koman zawiesza karierę muzyczną. Teraz czas na film

Sebastian Gabryel

Wszystko bardzo się kleiło, dlatego tym bardziej mi żal, że się nie udało. To miałoby ręce i nogi, jednak w zespole, który ma działać długoterminowo potrzebna jest szczerość, zaufanie i obopólne chęci - o niespodziewanej przerwie w działalności muzycznej i nowych, filmowych planach opowiada poznańska piosenkarka Maja Koman.

Myślałem, że będziemy rozmawiać o nowej płycie, ale o ile wiem, to jej nie będzie…

Maja Koman zawiesza karierę muzyczną. Teraz czas na film
Filip Wendland Wiosną tego roku ukazała się ostatnia płyta Koman pt. „Mirror”

Też tak myślałam, ale jak widzisz, tydzień wystarczy, żeby wszystko się zmieniło.

Jaki miał być „unicorn”?

Projektem, który świat ciężkich bitów techno łączy ze mną – czyli melancholią, elementami folku i harmonią. Od dawna chciałam zrobić taki projekt, ale nie wpadłam na nikogo, kto poczułby o co mi chodzi. Utwór „unicorn” był tylko delikatnym wstępem, inne utwory mieliśmy mocniejsze, wszystko bardzo się kleiło, dlatego tym bardziej mi żal, że się nie udało. To miałoby ręce i nogi, jednak w zespole, który ma działać długoterminowo potrzebna jest szczerość, zaufanie i obopólne chęci.

Co się stało?

Inne priorytety. I chyba zbyt pochopna decyzja o wspólnej płycie. Utwory, których nie usłyszycie były zlepkiem dwóch, totalnie rożnych osobowości. To byłoby ciekawe, ale do tanga trzeba dwojga. Na scenie jestem od dziesięciu lat, w końcu musiałam wpaść na kogoś, z kim mi nie wypaliło. To się po prostu zdarza. Zawsze uważam, że coś dzieje się po coś, a każde bolesne doświadczenie uczy i umacnia.

Przed rozmową powiedziałaś mi, że na jakiś czas chcesz odejść od muzyki. Nie szkoda ci zawieszać kariery? Emocje raczej nie są dobrym doradcą. Przepraszam, ale ta decyzja wydaje się pochopna.

Nie „zawieszam się” zupełnie, wciąż mam zlecenia na muzykę na zamówienie i koncerty solowe. Po prostu na jakiś czas chcę wstrzymać się z czymś zupełnie nowym – nową płytą, promocją i masą pracy dookoła tego. Może zejdzie mi rok, może dwa albo trzy, zobaczymy. Wrócę z przytupem, ale potrzebuję czasu i odpowiednich ludzi obok siebie. Przemyślanego działania, być może nowego kontraktu z jakąś wytwórnią. A może nie… Dopóki sobie na to nie odpowiem, nie wyjdę z niczym nowym.

Mimo tej przykrej sytuacji, twoi fani mają w tym roku powód do radości, bo wiosną ukazał się twój inny album – „Mirror”. W przeciwieństwie do poprzednich, mocno indie popowych płyt, zmierzasz na nim w stronę muzyki filmowej. Dlaczego obrałaś akurat ten kierunek?

Każda moja płyta jest inna, bo szybko się nudzę i kocham eksperymenty. Muzyka filmowa, jak i sam film, to moja wielka miłość. Na „Mirror” chciałam pokazać, że umiem aranżować i produkować muzykę. Są na niej chóry i chórki, aranżacje mojego autorstwa na smyczki i inne instrumenty. Tą płytą chciałam udowodnić, że nie jestem tylko wokalistką, ale też muzykiem w szerszym znaczeniu. Osobiście uważam, że kompozycyjnie ,,Mirror” to moja najlepsza płyta.

W twojej twórczości zawsze sporą rolę odgrywał język francuski. Nie bez powodu…

Mieszkałam we Francji, moja córka jest pół-Francuzką. Język francuski znam jak ojczysty, no, może poza pisownią (śmiech). Zamierzam to wykorzystać artystycznie, ale „poza muzycznie”.

Na swoim koncie masz wiele teledysków. Jak to się zaczęło?

Od dziecka kochałam śpiewać, grać, pisać wiersze, teksty i dialogi, ale też malować. Kiedy miałam 7 czy 8 lat, tata spytał mnie, co bym chciała robić w życiu. Odpowiedziałam mu, że coś, co połączy wszystkie te dziedziny w całość. Wtedy tata powiedział mi: „To musisz robić filmy”. Ojciec był operatorem i fotografem, wiele mnie nauczył. Pamiętam, jak potem mama kolekcjonowała dla mnie taki magazyn „Film”. Czytałam recenzje, pisałam różne historie i cały czas trzymałam się pomysłu, że kiedyś pójdę do łódzkiej filmówki na reżyserię.

Udało się?

Nie, plany się pokrzyżowały, w liceum zaszłam w ciążę i trzeba było zacząć dorosłe życie. Muzyka była ze mną od zawsze, i gdy zaczęłam coś w niej działać, to szybko poczułam, że trzeba ją jakoś obrazować. Nie miałam kasy, a przecież za darmo nikt nic nie zrobi, więc brałam aparat i sama robiłam – animacje poklatkowe albo jakieś inne dziwne videa. Uczyłam się na własnych błędach, montowałam. Każdy mój kolejny klip to była jakaś nauka, na nich uczyłam się tej wymarzonej reżyserii. Aż w końcu poznałam Filipa Wendlanda – operatora ze Smoła Studio, z którym po raz pierwszy współpracowałam przy teledysku do mojej kolędy „Nie ma Kevina”. Później nakręciliśmy kolejny klip, potem kolejny, i jakiś czas później Filip powiedział mi, że powinnam robić teledyski również dla innych artystów. I tak to się zaczęło.

Z których swoich teledysków jesteś szczególnie dumna?

Maja Koman zawiesza karierę muzyczną. Teraz czas na film
Daria Bielienkov Cały czas poszukuję, dlatego chyba czas odpocząć, nabrać dystansu - mówi wokalistka Maja Koman

Trudno mi powiedzieć. Zaczynałam 10 lat temu, przez ten czas estetyka bardzo się zmieniła. Dużo moich klipów, właściwie większość powstało przy praktycznie zerowym budżecie. To może zabrzmi nieskromnie, ale myślę, że za każdy moim klipem stał ciekawy pomysł, jednak w finalnej wersji widać braki w budżecie. Choć może ma to swój urok… Największym sentymentem darzę „My Dear Deer” – w połowie animowany klip, który zrobiłam z Kamilem Dymkiem. Lubię też „Kocham karpia” czy „Babcia mówi”, które są nieco kiczowate i „Jestem”, który z kolei jest bardziej popowy (reżyserował Dariusz Szermanowicz). Moje najlepsze klipy, zarówno jakościowo, jak i koncepcyjnie, to „Monster” i „Underwater”, które robiłam w tym roku z Wendlandem. Myślę, że pomimo braku środków, teledyski do „Czekoladowy” i „Zmarszczka” również coś w sobie mają.

Swoją drogą, słyszałem, że przymierzasz się do pierwszego krótkiego metrażu i zrealizujesz go właśnie z Wendlandem.

Taki jest plan. Obecnie pracuję nad scenariuszem. Tutaj à propos Francji, o którą pytałeś wcześniej – film będzie w języku francuskim. Jednak przed nami jeszcze mnóstwo pracy, więc na razie nie ma sensu mówić o nim więcej.

O tym, że masz rękę nie tylko do dźwięku, ale i obrazu, przekonuje nominacja na Screen & Sound Festival, jaką otrzymałaś za swoją pierwszą animację pt. „Summa”.

„Summa” to była spontaniczna decyzja, jak większość w moim życiu. Po tragicznej śmierci ojca, zamknęłam się na miesiąc w pokoju i zamiast płakać, wzięłam aparat i zrobiłam animację. Nie wygrałam, jednak wyjątkowa była dla mnie już sama nominacja, zwłaszcza, że to był mój debiut. Dlatego teraz chciałabym pójść o krok dalej.

Na swoim koncie masz nominację do Fryderyka, występy w programach rozrywkowych. Zastanawiam się, na ile czujesz się spełniona muzycznie.

Jeszcze się taka nie czuję. Cały czas poszukuję, dlatego chyba czas odpocząć, nabrać dystansu, zaczerpnąć inspiracji, a potem – jak to się mówi – wrócić „z buta”. Chyba każdy muzyk miał na swoim koncie dłuższą przerwę, więc nie jestem w żaden sposób oryginalna. Pytanie tylko, co dla mnie znaczy „dłuższa”, kto wie, może będę gotowa już za tydzień (śmiech). Jedno wiem – wrócę na pewno, bo wciąż mam poczucie, że jeszcze nie zrobiłam tego, czego naprawdę chcę.

Sebastian Gabryel

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.