Bogna Kisiel

Kiekrz: Ludzie dają im siłę. Dzięki niej Chudzińscy wierzą, że zbudują nowy dom dla swojej rodziny. Poprzedni stracili w pożarze

Katarzyna i Tomasz Chudzińscy z synem Patrykiem w pokoju, w którym wybuchł pożar. Jeszcze niedawno toczyło się tu życie rodziny Fot. Łukasz Gdak Katarzyna i Tomasz Chudzińscy z synem Patrykiem w pokoju, w którym wybuchł pożar. Jeszcze niedawno toczyło się tu życie rodziny
Bogna Kisiel

Chudzińscy w pożarze stracili dom. Z pomocą rodzinie przyszło wiele osób. Wśród nich są uczniowie Szkolnego Koła Caritas w Zespole Szkół nr 2 przy ulicy Hangarowej w Poznaniu.

- Od ponad czterech lat w naszej szkole trwa pozytywne „nakręcanie” na pomaganie innym - mówi Piotr Janowicz, opiekun koła. I przypomina, że budowę wolontariatu rozpoczynali w 12 osób. Dzisiaj w pracę koła zaangażowanych jest 80 uczniów. - Wolontariat w naszej szkole rozpędził się niewyobrażalnie - uważa Janowicz.

Co roku najważniejszym wydarzeniem jest koncert charytatywny. Uczniowie przygotowują wszystko sami, począwszy od scenariusza, przez dekoracje, kostiumy, aż po występ artystyczny.

Jestem, by kochać
Do tegorocznej imprezy szykowano się od sierpnia.

- Przesłaniem koncertu „Jestem, by kochać” jest przebaczenie. Wpisało się ono w wydarzenia gdańskie, które miały miejsce w styczniu

- wyjaśnia Janowicz. - Młodzież nagrała wywiady. Dokument zostanie zaprezentowany na początku przedstawienia. Spektakl opowiada o rozterkach rodziny, która przeżywa utratę dziecka. Zginęło ono w wypadku, ojciec nie potrafi sobie tego wybaczyć - mówi.

Przedstawienie, nad którym patronat honorowy objął arcybiskup Stanisław Gądecki, metropolita poznański, składa się z dialogów, piosenek, muzyki. - Mamy skrzypaczkę, gitarzystów i aktorów - wylicza nauczyciel.

Pierwotnie koncert miał się odbyć 15 lutego, ale z uwagi na żałobę narodową został przeniesiony na 22 lutego. - Zapraszamy w piątek na godzinę 17.30 - zachęca Janowicz. I dodaje: - Młodzież sprzedawała bilety na koncert. Na samych Smochowicach zebrała prawie dwa tysiące złotych. Poza tym na imprezie będzie prowadzona sprzedaż ciast, serduszek, które zrobili nauczyciele, czy magnesów na lodówkę. Te ostatnie wykonali sami uczniowie.

Co roku dochód z koncertu przeznaczany jest na inny cel. Raz jego organizatorzy wsparli seniorów, innym razem rówieśników, których nie było stać na opłacenie szkolnej wycieczki.

- Tym razem zdecydowaliśmy się pomóc naszemu koledze Patrykowi, któremu doszczętnie spłonął dom

- mówi Natalia Jankowska, przewodnicząca Szkolnego Koła Caritas. - Nie potrafiliśmy przejść obok tego tragicznego wydarzenia obojętnie. Zapraszamy wszystkich, którzy chcą dzielić z nami pozytywne emocje, a przy okazji wesprzeć rodzinę Patryka.

Zebrane pieniądze zostaną wpłacone na subkonto Caritasu. Rodzice Patryka kupią za nie materiały budowlane.

Małe, ciasne, ale własne
Rodzina Chudzińskich mieszka daleko od centrum Poznania - w Kiekrzu. Cicho tu i spokojnie. Ich dom jest prawie niewidoczny z ulicy. Malutki budynek przesłania płot. Gdy podejdzie się do niego bliżej, widać niewielki, nieotynkowany domek. Z zewnątrz nie daje się zauważyć śladu pożaru, tylko przeszklone drzwi (przypominające balkonowe) są pokryte jakby czarną farbą. To efekt ognia, który szalał wewnątrz mieszkania.

- Ten dom ma wiele lat - mówi Katarzyna Chudzińska, mama Patryka. - Wcześniej był tu chlewik. Później teść przerobił go na mieszkanie dla babci. Po jej śmierci pomieszczenie stało puste.

Katarzyna i Tomasz od prawie 18 lat są małżeństwem. Przed ich ślubem dawny chlewik został wyremontowany własnym sumptem, bo młoda para nie chciała mieszkać z teściami, wolała mieć mały, ale własny kąt.

- Na początku nie było tutaj wody - mówi pani Kasia. - Nosiłam ją ze studni, znajdującej się na drugim podwórku. Przy małym dziecku prania było dużo, prałam we „Franciszce”, wodę nosiłam w wiadrach. Zajmowało to cały dzień, a potem leżałam na podłodze, bo kręgosłup nie wytrzymywał.

W końcu po wielu pertraktacjach udało się podłączyć wodę. - Ciągnęliśmy ją na podlicznik od teścia - wyjaśnia Chudzińska. I wspomina: - 15 lat temu, gdy Patryk był malutki i jeszcze żył mój tata, który był budowlańcem, rozważaliśmy nadbudowę piętra domu. Nie dało się. Okazało się, że budynek nie ma fundamentów.

Dom składa się z pokoju, kuchni i łazienki, razem około 30 mkw. Tutaj mieszkała czteroosobowa rodzina - Katarzyna i Tomasz z Patrykiem (16 lat) i Oliwią (14 lat). Łazienkę zrobili w korytarzu, a drzwi wejściowe wybili wprost do pokoju. Te drzwi to jedyne „okno” w tym pomieszczeniu. Jest jeszcze okno w kuchni i łazience. Zamontowali sobie piec CO, kaloryfery. I choć dom został ocieplony, to w mieszkaniu była wilgoć. - O, tu - pokazuje na ścianę Patryk - zawsze na nas ciekło.

We znaki dawał się też dym z pieca. Nauczycielki dopytywały, czy Chudzińscy nie mają w domu wędzarni, bo ubrania Patryka i Oliwii śmierdziały dymem. Kiedyś w Wielkanoc kuli dziury w ścianie, bo komin zapchała sadza. Przez otwory w pokoju wyciągali ją rękami, by go udrożnić.

- Łazienkę urządziliśmy pół roku temu, na ścianach położyliśmy płytki - dodaje pani Kasia.

Pan Tomek pokazuje, że bliżej komina stało jedno łóżko, pod ścianą zewnętrzną drugie, potem szafa, a na środku stół, przy którym się jadło i dzieci odrabiały lekcje. - Ciężko sobie wyobrazić, że mieszkały tu cztery osoby - przyznaje pani Kasia. - Wiem, że to było małe, ciasne, ale własne.

W pożarze zginęli Misiu i Tośka
31 grudnia 2018 roku Katarzyna wysprzątała dom, nagotowała jedzenia, pożyczyła od koleżanki książki i zapowiedziała, że w Nowy Rok ona będzie leżeć i czytać, a pozostali domownicy mają sami się obsługiwać.

Sylwestra zamierzali spędzić u koleżanki. Pierwotnie Oliwia miała zostać w domu, ale ostatecznie pojechali całą czwórką. - Uszczelniłam dom - twierdzi Chudzińska. - Wyjątkowo zamknęłam okno w kuchni, które zazwyczaj jest uchylone, drzwi wejściowe zasłoniłam kotarą, bo nasze psy bardzo bały się fajerwerków. Miałam przyjechać około północy, by sprawdzić, jak mają się pieski i wrócić do koleżanki.

Ledwo zdążyli wyjechać, a już musieli wracać.

- Przed godziną 19 zadzwoniła sąsiadka, która mieszka naprzeciwko, że musimy przyjechać, bo coś się u nas dzieje, że chyba się pali

- wspomina pan Tomek.

Dom okazał się na tyle szczelny, że ogień nie wydostał się na zewnątrz. Brak dopływu tlenu zdusił płomienie. W środku było bardzo gorąco, pod wpływem wysokiej temperatury część rzeczy się stopiła.

- Gdyby butla gazowa wybuchła, to domu wuja i sąsiada by nie było - twierdzi Patryk. A pani Kasia dodaje: - Dom sąsiada jest na granicy. Gdyby nasz się zapalił, to jego też. Szwagier też nie miałby domu, bo jego budynek sąsiaduje z naszą kuchnią. Wtedy paliłyby się trzy budynki.

Jak twierdzi Chudzińska, strażacy nie mają pewności, co było przyczyną powstania pożaru, prawdopodobnie zwarcie instalacji elektrycznej.

Patryk pokazuje miejsce po gniazdku przy łóżku, do którego wpięty był przedłużacz od lampek. Lampki zostawili włączone. - Patryk miał wyrzuty sumienia, że to przez niego to wszystko. Obwiniał siebie - opowiada jego mama. I dodaje, że przedłużacz był dopiero co kupiony, powinien działać dobrze. - Strażacy powiedzieli, że gdybyśmy byli w domu, to moglibyśmy z tego nie wyjść. Mieliśmy dużo szczęścia.

18-letni dorobek rodziny zmieścił się w dwóch kontenerach, które zostały wywiezione na wysypisko. Oni zostali praktycznie z niczym, z tym, co mieli na sobie i wzięli ze sobą, jadąc na sylwestra.

- Zdaniem strażaków, sprzęt do niczego się nie nadawał - twierdzi Patryk. I ze łzami w oczach dodaje: - Mnie najbardziej żal tych psiaków. Uciekły do kuchni i tam się udusiły.

Chudzińscy mieli dwa pięcioletnie yorki. - Misiu i Tośka to były takie dwukilogramowe zabawki. Wszędzie je zabieraliśmy, jechały z nami na wakacje - płacze pani Kasia. - Nowy Rok witaliśmy u koleżanki, ja i dzieci nafaszerowani tabletkami, a mąż praktycznie upity. Usiłowaliśmy zapomnieć, ale to się nie da.

Pomoc ruszyła zewsząd
Ogień nie strawił albumów ze zdjęciami, które leżały na szafie. Były jedynie trochę nadpalone i osmolone. - No i gotówka ucierpiała, bo ja pracuję w Providencie, ale nie na etacie - zaznacza Chudzińska. - Na szczęście firma podeszła do tego ze zrozumieniem, umorzyła też nam pożyczki, mnie i mężowi, które wzięliśmy na naprawę samochodu. Dyrektor sprzedaży wystawił puszki w oddziałach w całym kraju, do których zbierają pieniądze dla nas. Drugie tyle firma nam dołoży.

Pracownicy Providenta zorganizowali również zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy. Od jednego chłopaka z Wrocławia Patryk dostał w paczce dwie koszulki, spodnie i list z pozdrowieniami i zapewnieniem, że trzyma za niego kciuki, że ma się nie poddawać.

- Volkswagen dużo pomógł, był tu na miejscu pierwszy - podkreśla pan Tomek i wyjaśnia, że pracuje w Volkswagenie. - Z Solidarności dostaliśmy bezzwrotną zapomogę, w firmie uruchomili zbiórkę pieniędzy. Każdy pomaga, jak może.

Izabela Dziamska, mieszkanka Kiekrza twierdzi, że organizowała różne akcje. - Nigdy jednak nie było takiego odzewu. To, co się stało, przerosło mnie i chyba także Chudzińskich - uważa Dziamska. - W pomoc włączyli się nie tylko sąsiedzi, ale straż pożarna, uczniowie, mieszkańcy Rokietnicy i poznaniacy.

Na post o tragedii, który pani Iza zamieściła na FB, odpowiedział pewien mieszkaniec Jeleniej Góry. - Napisał do Izy „powiedz im, że już jadę” - wspomina pani Kasia. - Zapakował całą przyczepkę meblami do sypialni i przywiózł je do Poznania. Powiedział, że ma jeszcze jakieś materiały budowlane i też je przywiezie. W Nowy Rok szwagierka z sąsiadką obeszły okolicznych mieszkańców i zebrały od nich rzeczy, pieniądze.

Dla rodziny najważniejsze było zapewnienie sobie dachu nad głową. Na początku dzieci zostały u znajomych, a rodzice spali przez kilka dni u mamy koleżanki w Pamiątkowie. - Patryk mieszkał u swojego dobrego kolegi, snuł się jak cień. Bez przerwy pisał SMS-y, że już nie śpi, że czeka, kiedy przyjedziemy, a jak przyjeżdżałam, to zaraz wisiał na mnie, choć to już duży chłopak - wspomina matka.

Pokój w Pamiątkowie musieli zwolnić, bo właścicielka wynajmuje go robotnikom. Małgorzata Woźniak, radna Poznania, która zaangażowała się w pomoc pogorzelcom, załatwiła rodzinie miejsca w hostelu w Chybach.

- Tam są ludzie po różnych przejściach, a my jesteśmy normalnie funkcjonującą rodziną - mówi pani Kasia. - Musieliśmy zdawać klucz od pokoju, mówić, o której wrócimy. Z dziećmi niepełnoletnimi trzeba tu meldować się do godziny 20, nie mogą być same w hostelu, tymczasem ja pracuję popołudniami, a mąż na trzy zmiany.

Radna Woźniak wskazuje, rodzina, która straciła dach nad głową, może liczyć na mieszkanie socjalne. - Muszą jednak sami zdecydować, czy są tym zainteresowani - mówi Woźniak. - Oni jednak są przywiązani do rodziny, sąsiadów, chcą być blisko swego domu.

- Tutaj na miejscu mamy możliwości, by przy wsparciu ludzi stanąć na własnych nogach - zaznacza pani Kasia. - Jeden z sąsiadów dał nam dach nad głową. Nie ma ciepłej wody, pieca CO, tylko kaflowe, ale mamy gdzie się schronić i jesteśmy razem.

Spalonego domu nie można ruszać, bo może się zawalić. Jest natomiast budynek gospodarczy, który można przerobić na mieszkalny.

- Jest dwa razy większy od naszego spalonego domu. Ma komin, bo parowali tu ziemniaki dla zwierząt - mówi pani Kasia. - Dach się sypie, położenie nowego to wydatek rzędu 40-50 tysięcy. Trzeba też doprowadzić prąd, wodę. Plusem jest to, że mury są z poniemieckiej cegły, a sam budynek stoi na kamieniach.

- Chcemy go remontować własnymi siłami - zapowiada pan Tomek. - Różne firmy oferują nam pomoc. Elektryk z mojej firmy zaproponował pomoc, sąsiad potrafi założyć ogrzewanie. Właściciel sklepu z kablami w Kiekrzu zapewnił, że sprzeda je w cenie producenta.

W głowie pani Kasi już rysuje się wizja, gdzie może być kotłownia, kuchnia, łazienka i sypialnie.

- Co więcej nam trzeba? Nic. Myślę, że wiosną ruszymy z pracami - zapowiada optymistycznie Chudzińska. - Chcemy tu zostać, na swoich śmieciach. Mamy super sąsiadów, możemy na nich liczyć.

Pani Kasia obawia się jedynie problemów z załatwieniem wszystkich formalności, związanych z zaadaptowaniem budynku gospodarczego na mieszkalny. Ma nadzieję, że radna Woźniak pomoże jej przebrnąć przez urzędnicze gabinety.

- Mają mój telefon, niech dzwonią - odpowiada Woźniak, podkreślając, że Chudzińscy nadal mogą liczyć na jej wsparcie.

Patryk też będzie pomagał. W tym roku kończy gimnazjum. Mama chce, aby poszedł do technikum. On marzy o szkole zawodowej, pragnie zostać mechanikiem samochodowym. Może kiedyś obok domu będzie miał warsztat.

Chłopak podkreśla, że gdy wrócił do szkoły po pożarze, to koledzy, nauczyciele, psycholog, wszyscy dopytywali, jak można pomóc jemu i rodzinie. Docenia, że zarówno szkoła siostry, jak i jego włączyła się w pomoc dla jego rodziny.

- Przygotowanie koncertu wymaga dużych nakładów, ale nic nie wynagradza ciężkiej pracy tak, jak możliwość niesienia pomocy komuś, kto jej potrzebuje - uważa Jankowska, koleżanka Patryka ze szkoły. - Staramy się jak najwięcej dać z siebie, ale wolontariat daje nam sto razy więcej. Uczy nas podejścia do drugiej osoby, empatii, a także pracy w grupie.

Jak można pomóc?
Osoby, które chciałyby wesprzeć rodzinę Chudzińskich, mogą wpłacać pieniądze na konto Caritas Archidiecezji Poznańskiej
70109013620000000036022297 z dopiskiem „Spalony dom Kiekrz”.

Zbiórka pieniędzy na remont domu po pożarze prowadzona jest również na portalu: zrzutka.pl.

OM NSZZ „Solidarność” w Volkswagen Poznań informuje, że dobrowolne kwoty pieniężne można przekazywać na rachunek Tomasza Chudzińskiego, z dopiskiem „POMOC” na numer konta: 35 2340 0009 7120 4010 0000 9196

W szkole przy ulicy Hangarowej w Poznaniu trwają próby koncertu charytatywnego. Dzieci dają z siebie wszystko, aby pomóc koledze.

Bogna Kisiel

Wszystko co dotyczy Poznania, czym żyją mieszkańcy jest mi bliskie. Pod lupę biorę decyzje władz, działalność miejskich spółek, instytucji, związków międzygminnych. Bacznie wsłuchuję się w głos poznaniaków i radnych. Od lat śledzę rozwój aglomeracji poznańskiej, działania podejmowane przez powiat poznański, szczególnie bacznie obserwuję gminę Czerwonak. Chętnie podejmuję tematy społeczne, historie ludzi zmagających się z przeciwnościami losu, pomysły młodych ludzi, które mogą zrewolucjonizować nasze życie. Interesują mnie rozwiązania komunikacyjne, problematyka zagospodarowania przestrzennego i gospodarki odpadami, bo jeśli w tych obszarach nie znajdziemy rozsądnych rozwiązań, to zapłacą za to przyszłe pokolenia.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.