Kiedy zagrała Isię w „Weselu”, ojciec wyczuł pismo nosem. W domu rosła mu aktorka

Czytaj dalej
Fot. fot. archiwum Polska Press
Wacław Krupiński

Kiedy zagrała Isię w „Weselu”, ojciec wyczuł pismo nosem. W domu rosła mu aktorka

Wacław Krupiński

Leszek Piskorz i jego córka Małgorzata Piskorz dochodzili do teatru różnymi drogami i w odmiennym czasie. On kibicował jej, gdy stawiała pierwsze kroki, ona podglądała go w kolejnych rolach. Dziś marzy im się spotkanie na scenie

On skończył właśnie 70 lat, wciąż czuje się młodo i ma ochotę na granie. Ona jest dwunasty sezon na scenie Teatru Bagatela. Debiutowała w grudniu 2004 r. w „Naczelnym”. Gra dużo: „Mayday”, „Mayday 2”, „Boeing, boeing”, „Odlotowe narzeczone”, „Wieczór kawalerski”, „Pomoc domowa”, „Mefisto”, „Płomień żądzy” i „Wydmuszka” - to spektakle wciąż obecne na afiszu.

Przed nią komedia w reżyserii Macieja Wojtyszki - „Czego nie widać”. - Lubię, gdy jest tak intensywnie - przyznaje. Oczywiście do wyników taty, który w Starym Teatrze spędził 43 lata, grając w ok. stu przedstawieniach, jej daleko. Tylko monodram „Pamiętnik wariata”, z połowy lat 80. zagrał ponad tysiąc razy...

- Niewątpliwie mam pewną łatwość wcielania się w role komediowe, aczkolwiek głęboko wierzę, że przede mną jeszcze sporo pięknych kreacji dramatycznych i na takie czekam z utęsknieniem - ma nadzieję Małgorzata Piskorz.

- To bardzo zdolna aktorka, swój niezwykły kunszt pokazała zwłaszcza grając główną rolę w jednym z ostatnich spektakli, we francuskiej farsie „Pomoc domowa” - oceniał Henryk Jacek Schoen, dyrektor Bagateli, w marcu, kiedy Małgorzata Piskorz została wyróżniona w plebiscycie „Dziennika Polskiego” Złotą Maską dla najpopularniejszej aktorki Krakowa.

Była zaskoczona, nie śledziła przebiegu plebiscytu: - To miły dowód, że są ludzie, którzy mnie dostrzegają i doceniają. Wiedziałam już, że poznają mnie na ulicy, zaczepiają, piszą do mnie na FB… Pewnie pomaga fakt, że jestem z Krakowa. I że bardzo dużo gram w popularnych sztukach i to w teatrze, który ma najwyższą frekwencję w Krakowie. Od koleżanek i kolegów z teatru także otrzymałam wiele ciepłych słów…

- Byłem dumny. Mnie się taka nagroda nie zdarzyła, choć parę innych dostałem - dodaje tata.

Sam po raz pierwszy pomyślał o aktorstwie rok przed maturą. Wcześniej miał głowę zajętą futbolem i hokejem. To nauczycielka od polskiego sprawiła, że zainteresował się teatrem. Kilka spektakli na scenie „Słowackiego” zrobiło na nim duże wrażenie. Złapał bakcyla. Wcześniej znał tylko Teatr Kolejarza.

Szkoła teatralna była jedyną uczelnią, do której zdawał. Bez skutku. - Nie mieli prawa mnie przyjąć - ocenia teraz. Rok pracował jako maszynista w Teatrze im. Słowackiego, zagrał także kilka epizodów, nawet u Lidii Zamkow w „Operze za trzy grosze”. - Dzięki tej pracy zrozumiałem, co to jest teatr. Za drugim razem indeks otrzymałem bez kłopotów.

Werka, jak nazwała ją w dzieciństwie starsza siostra i jak mówią też o Małgorzacie rodzice, do teatru trafiła znacznie szybciej. Jako 10-latka zagrała Isię w „Weselu” w reżyserii Andrzeja Wajdy. W„Starym”. Ojciec był Chochołem. - Po czterech latach grania Isi wiedziałam, że nie ma niczego innego, co chciałabym w życiu robić.

Tata nie był zaskoczony wyborem córki. Wiedział, że Isie często zostają aktorkami. Ale uprzedzał, że to trudny zawód dla kobiety, chwilami wręcz okrutny. Mówi: - Ale nie chciałem pozbawiać córki marzeń.

Pomógł więc w przygotowaniach do egzaminu i usunął się w cień. Jako pedagog PWST całkowicie wycofał się z „wstępnych”. Nigdy też nie miał z córką zajęć. - Prosiłem, by mi je ustalano tak, bym nie spotkał się z grupą Werki.

Dobrze pamięta, że kiedy sam oznajmił rodzicom, iż chce być aktorem, usłyszał: „a nie lepiej to inżynierem albo lekarzem”. - Dopiero gdy wystąpiłem w „Stawce większej niż życie”, w jednym odcinku z Maniusiem Dziędzielem, co oczywiście zostało dostrzeżone i przez sąsiadów, bo „Klosa” oglądali wszyscy, nabrali do mego zawodu przekonania. Z czasem widzieli, że daje on i pieniądze, i pozwala się utrzymać - uśmiecha się.

Do Starego Teatru trafił jako student IV roku. Konrad Swinarski ogłosił casting, choć wtedy tego słowa nie używano, do roli Puka w „Śnie nocy letniej”. Zgłosili się Jerzy Zelnik, opromieniony sławą po filmie „Faraon”, Wojciech Pszoniak, mający już za sobą parę ról i Leszek Piskorz, namówiony przez Swinarskiego, który zobaczył go w przygotowanym w kole naukowym spektaklu „Obłomow”. Pukiem został Pszoniak, jego dwaj konkurenci dostali mniejsze role.

Córka kontakt z teatrem zaczęła od owego „Wesela”, on jako widz - od wodewilu „Krowoderskie zuchy” we wspomnianym Teatrze Kolejarza. Po latach sam zagrał Felka w czerpiącym z owych „Zuchów” „Romansie z wodewilu”, zrealizowanym przez Martę Stebnicką. Dostał za tę rolę nagrodę na Festiwalu Polskich Sztuk Klasycznych w Opolu. I od lat pragnie, by ów na wskroś krakowski wodewil wystawić znowu, wszak to niegdysiejszy hit Starego Teatru, realizowany w nim trzykrotnie, grany po kilkaset razy. Może nowa dyrekcja zechce…?

Do Krakowa ma stosunek nabożny. Dowiódł tego, realizując 15 krótkich dokumentów dla TVP Polonia. A gdy niegdyś dostał od dziennikarki pytanie: „Nie myśli Pan o przenosinach do stolicy?” - odrzekł: „A co ja bym robił w Warszawie bez Krakowa?”. Zatem i mnie zapewniał przed kilkunastu laty: - Na pewno jednak nie opuszczę Krakowa ani Starego Teatru, który już 30 lat jest mi domem. Po 43 latach odszedł, wraz z nastaniem nowej dyrekcji.

Córka także pozostaje wierna Krakowowi, choć spogląda w stronę Warszawy. Chciałaby bowiem stanąć na planie filmowym, a castingi głównie są tam. Tyle że jak się tyle gra… Jeździ więc do stolicy przeważnie w poniedziałki, kiedy aktor ma dzień wolny od teatru, zwłaszcza gdy jest możliwość powalczyć o jakąś interesującą rolę.

- Teraz skromność i czekanie niczego nie dają. Do filmu biorą bowiem tych, którzy znani są z filmu. I koło się zamyka. Ale wierzę, że Wercia da sobie radę - nie kryje tata.

A córka przyznaje, że nie ma w tej sprawie nadmiernego ciśnienia. Mówi:- Poddaję się biegowi wydarzeń…

- Młodzi aktorzy mają dziś znacznie trudniejszą sytuację niż my w ich wieku - uważa Leszek Piskorz. Za przykład podaje wiele spektakli Teatru Telewizji, w których wystąpił w pierwszych latach uprawiania zawodu. Powstawały w Krakowie i były pięknym dopełnieniem pracy w teatrze.

I oczywiście film. A reżyserzy chętnie angażowali aktorów „Starego”. - Zagrałem w sumie w jakichś 80 filmach, choć zabrakło tej jednej roli, która by mnie uniosła... - ocenia Leszek Piskorz. Niemniej cieszy się, że pamiętają o nim i młodsi filmowcy: Magdalena Piekorz, Maciej Pieprzyca, Łukasz Palkowski. - To dzięki nim kino zaczęło mnie fascynować na nowo - przyznaje, nie kryjąc, że liczy na więcej.

Małgorzata Piskorz po doświadczeniach związanych z filmem - mając już dyplom PWST, a także niezbędną rekomendację od m.in. Andrzeja Wajdy - pojechała do USA, dwa trymestry studiowała w prestiżowej The Lee Strasberg Theatre and Film Institute. Tam zachowania przed kamerą, tego, jak się „sprzedać”, jak dobrze wypaść na castingu uczą osoby pracujące w Hollywood.

Tata z kolei niegdyś blisko rok spędził jako wykładowca Szkoły Teatralnej przy Uniwersytecie Wisconsin. Przygotował ze studentami amerykańskimi „Na pełnym morzu” Mrożka; sztuka została pokazana i w Krakowie w czasie festiwalu dramaturga.

- Każdy z aktorów powinien zderzyć się z innym teatrem niż polski. W Stanach to zupełnie inny teatr, podobnie jak szkolnictwo artystyczne. A przy okazji szlifuje się język - podkreśla Leszek Piskorz.

Opanowanie języka córka pokaże teraz w Bagateli w spektaklu „Hollow Shells”; premiera 16 czerwca, Scena na Sarego 7. To angielska wersja sztuki „Wydmuszka”, w której już gra z Aliną Kamińską, teraz zastąpi ją Agnieszka Kennedy, żona słynnego skrzypka. Zresztą Małgorzata Piskorz już kiedyś grała w Krakowie spektakl po angielsku z kolegą ze studiów w USA, tyle że wyprodukowany samodzielnie, pozbawiony promocji przeszedł bez echa.

„Nie marzy Ci się, żeby zagrać z córką?” - pytałem trzy lata temu Leszka Piskorza. Usłyszałem: „Pewnie, że tak”. I że najchętniej w spektaklu wg powieści „Colas Breugnon” Romaina Rollanda. Teraz aktor dopowiada: - Bardzo chciałbym zagrać z córką, a poza tym po rocznej przerwie w teatrze, choć były propozycje, stęskniłem się za sceną.

Ma już przygotowaną przez Wojciecha Graniczewskiego adaptację powieści, szuka miejsca, gdzie by można ją wystawić.

- Chciałabym się zmierzyć z tatą na scenie, choć na razie ciężko mi to sobie wyobrazić.

Na razie zatem oglądają siebie na scenie. I po swoich premierach wymieniają opinie. - Słyszę głównie uwagi techniczne - zdradza córka. - Pedagogiczne - dodaje ojciec. Nie ingeruje w życie artystyczne córki. - Ona ma swój świat, ja mam swój. Wyrastałem w zupełnie innej rzeczywistości, kiedy teatr nazywał się świątynią sztuki, a takie sztuki jak „Dziady” to było misterium. Teraz marzeniem młodego aktora, mam nadzieję, że nie każdego, nie jest teatr, a serial, kolorowa prasa i bycie celebrytą. Na szczęście córki to nie dotyczy - ocenia Leszek Piskorz, od lat profesor PWST.

A córka dorzuca skromnie. - Przede mną ciągle wiele do zrobienia, a na pewno - dalszy rozwój. Mam teraz dobrą passę i wierzę, że będzie tylko lepiej.

- A i ja mimo mojej siedemdziesiątki brnę do przodu… - dorzuca Leszek Piskorz.

Leszek Piskorz (ur. 14 maja 1947 w Krakowie) - aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, pedagog PWST. Przed paru laty wydał wspomnienia z młodości „Ja kinder z Grzegórzek”; pisze książkę o swej pracy w Starym Teatrze. To on namówił swego przyjaciela Tadeusza Huka, by zdawał do PWST. Byli aktorami Starego Teatru, mieli tam wspólny jubileusz 40-lecia pracy, razem odbierali srebrne medale Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Sąsiadują z sobą przez płot. Różnią ich sympatie klubowe; Tadeusz Huk kibicuje Cracovii, a Leszek Piskorz Wiśle...

Małgorzata Piskorz, aktorka - jak tata; jej starsza siostra Katarzyna jest bizneswoman - jak mama. Ukończyła krakowską PWST w roku 2004 rolą Stelli w adaptacji „Fantazego”, zatytułowanej „Niepoprawni”, w reżyserii studentów WRD pod opieką Mikołaja Grabowskiego. W tym samym roku otrzymała angaż w Teatrze Bagatela.

W tegorocznym plebiscycie „Dziennika Polskiego” Złote Maski wygrała jako najpopularniejsza aktorka Krakowa, dostając 1494 głosy.

Prywatnie - jak się śmieje - jest do wzięcia

Mówimy po krakosku (odc. 6). "Łapsztos?"

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

Wacław Krupiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.