Kiedy rozpoczynał się poród, przychodziła babka

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Marta Żbikowska

Kiedy rozpoczynał się poród, przychodziła babka

Marta Żbikowska

Pierwszą szkołą dla akuszerek w Polsce był otwarty w 1802 roku w Warszawie Instytut Położniczy, zwany Szkołą Babienia. Dzisiaj położne kończą uniwersytety, zdobywają specjalizacje i ciągle opiekują się kobietami.

Babka była ważną personą. Zajmowała się babieniem, cieszyła się szacunkiem i poważaniem. Gdy rozpoczynał się poród, ktoś musiał pobiec po babkę, zwaną później akuszerką. Ta przychodziła do domu rodzącej i na początku otwierała wszystkie okna i drzwi, aby rozewrzeć wrota łona rodzącej kobiety. Rozplatała też kobiecie warkocze, zdejmowała pierścionki, chusty, kolczyki, wszystko po to, aby nic nie było związane. Miała też swoje sposoby na rozluźnienie szyjki macicy, zmniejszenie bólów porodowych, rozwiązanie problemów laktacyjnych. Babka miała wiedzę, choć jej kompetencje medyczne nie były zbyt duże.

Babka idzie do szkoły

Pierwsza oficjalna szkoła położnych powstała we Lwowie w 1773 roku. W 1802 roku w Warszawie został otwarty Instytut Położniczy zwany Szkołą Babienia. „Babienie” zaczęło się profesjonalizować. Wykształcone akuszerki chciały zastępować babki, choć jeszcze przez długi czas kobiety rodzące ufały tradycji. W okresie międzywojennym położnictwem zaczęli zajmować się mężczyźni, lekarze, położnicy, choć wcześniej zajęcie to było domeną kobiet. Po wojnie wszystko trzeba było organizować od nowa, także opiekę położniczą. Nowe zasady powoli degradowały rolę położnej. Kobiety zaczęły rodzić na plecach, w pozycji leżącej, aby ułatwić obserwowanie porodu lekarzom. W 1963 roku położne w Polsce straciły prawo do samodzielnej opieki nad ciężarnymi i przyjmowania porodów. Ich kompetencje przejęli lekarze. Położna została zdegradowana do średniego personelu medycznego, którego zadaniem była pomoc lekarzom.

- Lata 70. i 80. to najgorszy okres dla położnictwa. W tym czasie szpital położniczy przypominał fabrykę do rodzenia dzieci, a praca położnej pracę przy taśmie produkcyjnej. To wtedy ciąża z procesu fizjologicznego stała się chorobą, a poród ulegał coraz bardziej posuniętej medykalizacji

- mówi profesor Beata Pięta, kierownik Zakładu Praktycznej Nauki Położnictwa Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Do przełomu doszło na początku lat 90. To wtedy kobiety zaczęły głośno mówić o uprzedmiotowieniu i upokorzeniach, jakie spotykały je podczas porodów. Oczekiwały zmian, które powoli stawały się widoczne.

- Od kilku lat obserwujemy ponowny wzrost autonomii i prestiżu naszego zawodu - mówi prof. Beata Pięta. - Tak jakby dzieje położnictwa zatoczyły koło.

Dzisiejsza położna nie tylko do porodu

Położna to dzisiaj osoba, która opiekuje się kobietą od narodzin, aż do ostatnich chwil życia. Wykonuje samodzielny zawód. Wymaga to odpowiedniego wykształcenia. Aby zdobyć wymagany dyplom, musi ukończyć co najmniej studia licencjackie. Taką możliwość dają wyższe szkoły zawodowe oraz uniwersytety medyczne. Potem może zdecydować się na studia magisterskie, doktoranckie, specjalizacje.

Położne pracują nie tylko na oddziałach porodowych i położniczych, choć tutaj można spotkać ich najwięcej. Opiekują się kobietami na każdym etapie życia.

Kobietom przy porodzie towarzyszy Iwona Marczak. W Malinowej Szkole Rodzenia w Kórniku przygotowuje ona przyszłe rodzące do tej ważnej chwili w życiu. W Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym przy ul. Polnej w Poznaniu towarzyszy kobietom podczas porodów.

- Chciałam nawet kiedyś policzyć te wszystkie dzieci, które przy mnie się urodziły, ale to niemożliwe, przebrnęłam przez dwa lata, a pracuję dwadzieścia pięć lat

- mówi Iwona Marczak.

Przez ten czas w przyjmowaniu porodów wiele się zmieniło. Gdy Iwona Marczak zaczynała pracę na przełomie lat 80. i 90., kobiety rodziły na wieloosobowych salach porodowych przedzielone parawanami. Personel siedział w jednym miejscu i obserwował krocza.

- Pamiętam, jak pomyślałam wtedy, jakie to jest nieludzkie i dalekie od natury - wspomina Iwona Marczak. - Ale takie były czasy, ja byłam młodą położną i niewiele mogłam zrobić.

Kiedy po latach położnictwo w Polsce zaczęło się zmieniać, kobiety znowu zapragnęły rodzić w domach. Od kilku już lat zainteresowanie porodami domowymi rośnie.

- Pamiętam swój pierwszy poród, który odbierałam w domu u pacjentki, to było w 2009 roku - mówi Iwona Marczak. - To było cudowne doświadczenie. Kobieta rodziła na stojąco, w całkowicie naturalnej pozycji wertykalnej. Urodziła śliczne zdrowe dziecko.

Iwona Marczak zaznacza, że dobry poród może odbyć się wszędzie. W domu i w szpitalu. Zależy, gdzie kobieta czuje się bardziej bezpieczna.

- Doskonale pamiętam też poród w warunkach szpitalnych, który przebiegał jak w domowych

- mówi położna. - Mieliśmy przyciemnione światło, nie stosowaliśmy stałego monitorowania tętna płodu i pracy serca dziecka, podłączaliśmy ktg tylko na chwilę, kiedy była taka potrzeba. Kobieta urodziła wtedy na worku sako, towarzyszył jej mąż, który wspierał ją w tym porodzie. Potem takie porody zdarzały się częściej, ale ten pierwszy, w 2011 roku, zapadł mi w pamięć.

Dobra położna odbierająca porody musi lubić swój zawód, musi lubić kobiety.

- Ja uwielbiam przyjmować porody, czuję się w tym jak ryba w wodzie

- przyznaje Iwona Marczak. - Dla mnie też każda kobieta jest ważna. Zarówno ta, która decyduje się na poród w domu, jak i w szpitalu, ta, która rodzi naturalnie i ta, która się boi i decyduje na cesarskie cięcie. Każda ma swoje doświadczenie, powody do podjęcia takiej, a nie innej decyzji i ja je szanuję i zawsze pomogę.

Położna od mleka

Agnieszka Kamińska-Nowak jest położną laktacyjną. Pomaga ona kobietom karmić piersią.

- Promocja naturalnego karmienia powoli przynosi w Polsce efekty - zauważa Agnieszka Kamińska-Nowak, która w Szamotułach prowadzi poradnię laktacyjną. - Ale ciągle trudno pokonać te lata wmawiania kobietom, że sztuczna mieszanka może zastąpić mleko matki. W innych krajach sztucznych mieszanek nikt nie nazywa nawet mlekiem. Tylko u nas obowiązuje takie nazewnictwo.

Do położnej laktacyjnej zgłaszają się przede wszystkim kobiety karmiące dzieci piersią. I to nie tylko te, które mają problemy.

Położna nie tylko pokaże, jak przystawiać dziecko do piersi, ale także pomoże w przypadku zapalenia piersi, które może pojawić się w trakcie laktacji. Wiele położnych ukończyło kursy dające uprawnienia do wypisywania recept na niektóre leki.

- Mam pacjentki, które zgłaszają się do mnie z różnymi problemami z piersiami, nawet po zakończeniu karmienia, po prostu mi ufają i wiedzą, że mogą liczyć na moją pomoc

- mówi Agnieszka Kamińska-Nowak.

Aby zostać położną laktacyjną, nie wystarczy doświadczenie. Na kursach prowadzonych m.in. przez Centrum Nauki o Laktacji położne uzyskują tytuł Certyfikowanego Doradcy Laktacyjnego (CDL), zwany Certyfikatem. Placówka ta przygotowuje także do uzyskania znanego na całym świecie tytułu Międzynarodowy Konsultanta Laktacyjnego (IBCLC).

Kontaktu z położną laktacyjną najlepiej jest szukać jeszcze przed porodem. Pomoże ona rozwiać wątpliwości związane z karmieniem. Zadaje je sobie większość mam, które zdecydowały się na karmienie piersią. Czy moje dziecko się najada? Jak długo karmić i jak często? Czy dopajać noworodka wodą? A może wodą z glukozą? Czy półrocznemu niemowlakowi na pewno wystarcza tylko mleko? Czy moje mleko jest treściwe? Czy mam go wystarczającą ilość? - to tylko niektóre wątpliwości dręczące karmiące matki. Położna laktacyjna z pewnością pomoże je rozwiać.

Częstą przyczyną, która sprowadza młode mamy do poradni laktacyjnej, są infekcje i przeziębienia. Kobiety pytają, czy mogą brać leki przepisane przez lekarza, który często po informacji o karmieniu kazał odstawić dziecko przed przyjęciem antybiotyku. Tymczasem, wiele leków, które przyjmuje matka, nie zaszkodzi dziecku karmionemu piersią. Wykaz tych, które są bezpieczne, posiada każda położna laktacyjna.

W szczęściu i chorobie

Położna towarzyszy kobietom nie tylko w chwilach szczęścia. Musi umieć odnaleźć się także w momentach dramatycznych, kiedy ich pacjentka rodzi dziecko chore lub martwe.

- To bardzo trudne chwile - przyznaje Iwona Marczak. - Zdarza się, że z jednaj sali, w której pacjentka urodziła zdrowe, śliczne dziecko przechodzimy do drugiej, w której inna pacjentka przeżywa swój dramat. Wychodzimy z jednej sali z uśmiechem zadowolenia na twarzy i musimy szybko wczuć się w sytuację kogoś, kogo świat właśnie runął po porodzie martwego dziecka. To bardzo obciążające psychicznie.

Podobne doświadczenia maja położne opiekujące się noworodkami. Często pracują one na oddziałach, gdzie zajmują się dziećmi w bardzo złym stanie. Na oddziale intensywnej terapii neonatologicznej, na oddziałach kardiochirurgii dziecięcej, nefrologii, neurologii - tam często rozgrywają się dramaty. Dzieci odchodzą i położna musi nie tylko poradzić sobie ze swoimi emocjami, ale także często wspiera rodziców w żałobie.

Kobiety w trudnej sytuacji wspiera także Wioletta Kubiak. Pracuje ona na oddziale ginekologii operacyjnej Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu.

- Wykonujemy tu czynności pielęgniarskie, ale także musimy być często psychologami, terapeutami towarzyszącymi pacjentkom w trudnych chwilach. Takimi są zawsze sytuacje, w których kobieta dowiaduje się, że jej sytuacja zdrowotna wymaga usunięcia narządów kobiecych. Wspieramy też pacjentki, które właśnie usłyszały trudną do przyjęcia diagnozę.

Na oddziale ginekologii operacyjnej WCO przeprowadza się duże operacje chirurgiczne oraz zabiegi diagnostyczne. Położne opiekują się pacjentkami przed i po zabiegach. Pomagają przetrwać trudne chwile, przekonują, że kobiecość to nie tylko narządy, ona nie mieści się w miednicy mniejszej, ale zupełnie gdzie indziej.

Marta Żbikowska

[email protected]

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.