Kazimiera Iłłakowiczówna: Rozstrzelano moje serce w Poznaniu

Czytaj dalej
Katarzyna Sklepik

Kazimiera Iłłakowiczówna: Rozstrzelano moje serce w Poznaniu

Katarzyna Sklepik

Mieszkała w Poznaniu prawie 36 lat. Jak mówiła - na wygnaniu. W małym, niedogrzanym mieszkanku przy ulicy Gajowej. To tu Kazimiera Iłłakowiczówna napisała swoje najpiękniejsze wiersze, tłumaczyła książki. Uczyła języków obcych. Tu powstał manifest robotników poznańskiego Czerwca '56.

Przeprowadzka do Poznania – w 1947 roku – była dla poetki kolejnym zesłaniem. Niedawno przecież wróciła z Rumunii, gdzie ewakuowała się tuż po wybuchu II wojny światowej. Liczyła na to, że posada w Ministerstwie Spraw Zagranicznych będzie na nią czekała. Myliła się. W powojennej Polsce, była sekretarz marszałka Józefa Piłsudskiego stała się persona non grata. Nawet wiersze przestali jej drukować. Cenzura i niechęć stolicy zmusiła Kazimierę Iłłakowiczównę do wyjazdu. Za namową przyjaciół – i trochę z sentymentu do Wielkopolski – wybrała Poznań. Miasto praktyczne. Bo tu wszędzie – jak mawiała – jest blisko. „Poznań jest przez to taki łatwy, że się różne rzeczy w najlepszym gatunku ma wszystkie na kupie, a więc prześliczne muzeum rzeźb i obrazów, salę koncertową (…), uniwersytet, operę stałą, trzy teatry plus jeden kameralny, wiele odczytów i bardzo łatwe wyjazdy do lasu albo nad jezioro (…) - pisywała w listach do swojej siostry Barbary Czerwijowskiej zapewniając ją, że „niczego tragicznego nie widzi w osiedleniu się w Poznaniu”.

...W Poznaniu na wygnaniu
lecą liście z kasztanów,
w Warszawie kurz na trawie
posiew krwi pozasłaniał...

W dwudziestoleciu międzywojennym właśnie w Wielkopolsce spędzała wakacje, zapraszana przez kolegę z ministerstwa Rogera Raczyńskiego do jego rodzinnego majątku w Rogalinie, gdzie zaprzyjaźniła się z jego matką Różą z Potockich Krasińską. Z kolei do pałacu Stanisława Mycielskiego zapraszano Iłłę na poetyckie odczyty i wieczorki. Niestety, Poznań po wojnie nie był już taki sam. Podobnie jak ona. Bieda, z jaką musiała się zmierzyć w czasie II wojny światowej, tak kontrastująca z przedwojennym życiem Kazimiery Iłłakowiczówny – niezależnej damy i wysokiej rangi „sanacyjnej” urzędniczki, pomogła jej przystosować się do skromnych warunków życia w wielorodzinnym mieszkaniu na poznańskich Jeżycach.

Mieszkając przez chwilę u wileńskich przyjaciół w poznańskim hotelu Continental szukała dla siebie jakiegoś lokum. W „Głosie Wielkopolskim” znalazła ogłoszenie o małym pokoiku przy rodzinie.
Idąc na spotkanie z rodziną Żyndów nie przypuszczała, że adres: ulica Gajowa 4/8 będzie ostatnim w jej życiu. Wynajęła zatem trzydziestometrowy pokój na drugim piętrze. Stał się jej sypialnią, salonem, pracownią i jadalnią. Nie lubiła przebywać we wspólnej kuchni, wolała jadać posiłki w akademiku sióstr Sacre Coeur. Chętnie przyjmowała też paczki żywnościowe od emigracyjnych przyjaciół i od swojej siostry Barbary Czerwijowskiej, bo nie lubiła też robić zakupów.

O czym zgrzytają tramwaje,
kiedy w nocy pod oknem mi stają?
O huśtawce im śni się wysokiej,
żeby z szyn i żeby – w obłoki;

Iłła długo nie mogła znaleźć pracy, ani w urzędzie, ani w upaństwowionych przedsiębiorstwach. Trudna sytuacja życiowa zmusiła ją do nielegalnego udzielania korepetycji z języków obcych. Nielegalnego – bowiem nie odprowadzała od nich wysokiego podatku. Od wczesnych lat 50. XX wieku, Kazimiera Iłłakowiczówna starała się o emeryturę wojskową. Niestety szybko ją utraciła, bo zmieniło się prawo. Z czasem jej jedynym dochodem stała się skromna renta, którą podniesiono poetce dopiero w 1956 roku, po tym jak otrzymała Złoty Krzyż Zasługi. Przez cały czas pisała i tłumaczyła. Wydała w sumie 30 tomików.
– Pisałam poezję odruchowo. A tomiki nie ja układałam, lecz wydawcy, szukając mych utworów w gazetach. Nie przywiązywałam do nich żadnej wagi. Byłam zawsze straszliwie zapracowana i nie bardzo znajdowałam czas na twórczość. Pisałam od przypadku do przypadku. Dla mnie wiersze były na najostatniejszym miejscu życia, nie grały specjalnej roli – przyzna się Włodzimierzowi Branieckiemu w wywiadzie dla „Głosu Wielkopolskiego”w marcu 1981 roku.


Czytaj także:
Wszystko o konkursie Poznań56"
Wszystko o Poznańskim Czerwcu
Konkurs Poznań56" - tam możesz szukać inspiracji!
Nasza kapituła
Jak kręcić filmy?

Nigdy nie narzekała na swój los, choć życie traktowała poważnie. Do siebie podchodziła za to z dużym poczuciem humoru. Była skryta i zasadnicza, często oschła. Nie znosiła spóźnialskich. Lubiła dystans, przyjaźniła się tylko z garstką literatów – z Julianem Tuwimem na czele. Nazywała go „bratem z wyboru”. W dobrej komitywnie była także z Jarosławem Iwaszkiewiczem, Marią Dąbrowską czy Witkacym. Przed wojną obracała się też w kręgach Skamandrytów i Małej Ziemińskiej w Warszawie. Magdalena Samozwaniec tak wspominała te czasy: „Iłła nie pasuje, jak dystyngowana, salonowa biała kalia do ognistych maków, szafirowych bławatków i pełnych złocistych kłosów. Do swojej młodszej koleżanki, Lilki Pawlikowskiej (Maria Pawlikowska – Jasnorzewska) odnosi się od pierwszej chwili poznania z wielką czułością i entuzjazmem. Nie ma w niej ani cienia zazdrości wobec tej drugiej poetyckiej sławy, która koło niej wyrata. Obie poetki bardzo się lubią i często u siebie bywają”.
Po przeprowadzce do Poznania Iłla prowadziła rozległą korespondencję ze znajomymi z kraju i zagranicy, ale towarzysko nie udzielała się. Nie lubiła też spotkań poetyckich, choć do końca pozostała dla młodych poetów przewodniczką i nauczycielką. Patronowała też młodym twórcom z grupy „Wierzbak”. Opiekowała się początkującymi literatami, dla których była autorytetem.
Gdy odczuwała tęsknotę za dawnym, artystycznym życiem w stolicy, froterowała podłogi lub szyła na maszynie. Pomagało, ale na krótko. Lubiła spacerować gdy „całe poznańskie pachniało poziomkami i jaśminem” i zimą, gdy „zewsząd dochodzą kolędy chóru Stuligrosza”.

Jest wszystko na JEŻYCACH:
Fabryki, drukarnia, rzeźnia,
lecz najbardziej zachwyca
tramwajowa zajezdnia.
Nie ma dla niej spoczynku,
bo i we dnie i w nocy
jak niestrudzone serce
ta zajezdnia łomoce.

W Poznaniu jednak znalazła swoje miejsce. Gdy w niedogrzanym, jak go nazywała, pokoiku nie dało się już wytrzymać, potrafiła spędzać całe dnie w Bibliotece Uniwersyteckiej. W liście do swojej siostry Barbary napisała: „Od rana do 20 wieczór jestem w bibliotece, bo w domu jest na takie ślęczenie za zimno. Bardzo lubię tu siedzieć, zawsze na tym samym miejscu, w otoczeniu tylu rozkosznych słowników i encyklopedii (...). Mam już tu i swoje książki, i pióro, i atrament, i nawet świece i zapałki, bo czasem światło gaśnie”.
Iłła nie obchodziła imienin, święta kiedyś dla niej bardzo ważnego. Często uciekała z Poznania na początku marca, by w skromnych warunkach w jakich mieszkała, nie przyjmować gości. W 1952 roku spędziła ten dzień w bibliotece, dzieląc się tą informacją z siostrą: „W tym roku i na imieniny byłam tu cały dzień, żeby ich nie obchodzić (…) Nie mam zresztą żadnych właściwie bliskich osób. Na obiad poszłam do takiej katyńskiej wdowy, której brata niedawno zamknęli,a także i szwagra, żeby trochę z nią pobyć. Ona jada tak jak i ja, z papierków i nie przy stole. Dała mi świetne jedzenie, a ja jej całe moje mięso z kartki za tydzień i obie byłyśmy bardzo zadowolone (...)”.

CEGIELSKI – co za człowiek!
Daj Boże więcej takich…
Dziś każdy w Poznaniu powie,
że górą cegielszczaki.
Na „C” też – CYTADELA:
osłania zmarłych cieniem,
leżą tam – wszelkiej broni –
od dawna pogodzeni.

Nie lubiła gwaru, zwłaszcza gdy przed międzynarodowymi targami – które zwykle odbywały się w czerwcu – „Poznań cały rozkręcony, rozśrubowany” się stawał. Tak było też w 1956 roku. 9 czerwca w liście do siostry wspomina „na Śródce (Ostrów Tumski) śliczny, mały, wąski, wysoki kościółek p. Marii zdobiony przez Taranczewskiego”. Kolejny list wysyła 16 czerwca z Sopotu - „zostanę tutaj do końca miesiąca, bo chcę uniknąć okresu Targów Poznańskich, bardzo przykrego dla mieszkańców lokalnych”.
Pisząc te słowa, Kazimiera Iłłakowiczówna nawet nie zdawała sobie sprawy, jak przykry i tragiczny w skutkach będzie ten targowy czas, gdy 28 czerwca robotnicy zakładów Cegielskiego wyszli na ulicę.
Do Poznania wróciła 3 lipca. I jak napisała w liście do Basi „wśród znajomych nie ma wcale zabitych, w mieszkaniu u nas żadnych kul”. Ból, który przeszył jej duszę spisała w wierszu „Rozstrzelano moje serce”. Dla wielu poznaniaków to manifest, symbol walki i pamięć o tych, którzy zginęli za wolność.
– Długo nie chcieli mi tego wiersza wydrukować – powie Włodzimierzowi Branieckiemu w 1981 roku. – I dopiero redakcji jakiegoś pisemka na Wybrzeżu to się udało. (…) Uważam go nadal za wiersz dobry. Jest w nim to pytanie: „Czemu zawsze rządzi inteligent, a do robotników się strzela?”. Ja byłam i jestem gorąco po stronie robotników, chociaż pochodzę z inteligenckiej rodziny. Robotnicy byli mi bliżsi, bardziej zrozumiali. Także w swojej religijności.

***
Na skwerze przy dawnej zajezdni, na którą wychodziły okna z pokoju Iłły, znajduje się tablica upamiętniająca wydarzenia Czerwca '56 z umieszczonym fragmentem wiersza: „Lecz zbryzgano mózgiem bruk i bruk się wzdyma powoli (…) krew nie płynie już, już tylko skrzep…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu”.

W Poznaniu lecą liście,
w Warszawie kurz się kładzie…
Na Powązkach gałązki
gościnne najbardziej.

Na początku lat 70. XX wieku Kazimiera Iłłakowiczówna zaczyna chorować. Ma kłopoty ze słuchem. Postępuje u niej jaskra. Po nieudanej operacji traci wzrok. – Teraz jestem już od siedmiu lat całkiem niewidoma – mówi w wywiadzie dla „Głosu” w marcu 1981 roku. – To bardzo zaciążyło na całym moim życiu. I wszystko się dla mnie kończy. Poetka umiera 16 lutego 1983 roku w Poznaniu. Zgodnie z jej ostatnią wolą, krewni urządzają jej pogrzeb na warszawskich Powązkach.
Choć całe życie mówiła, że dla niej ojczyzną zawsze będzie Litwa, a Poznań i Warszawa – to zagranica, właśnie w stolicy chciała zostać pochowana, a nie w Poznaniu – o którym napisała przepiękne wiersze zebrane w tomikach „Suita poznańska” i „Wiersze rogalińskie”.
Za to w Poznaniu, na ulicy Gajowej 4/8 – rok po śmierci jednej z najwybitniejszych poetek XX wieku otwarto Muzeum i Pracownię Kazimiery Iłłakowiczówny. Można tam oglądać pamiątki po Kazimierze Iłłakowiczównie, pisane przez nią listy, odznaczenia, które otrzymała, studencki indeks Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także maskę pośmiertną i pierwsze wydanie „Ikarowych lotów” - jej debiutanckiego tomiku wierszy.

„Rozstrzelano moje serce”
Kazimiera Iłłakowiczówna

Chciałam o kulturze napisać
naprawdę inteligentnie,
lecz zaczęły kule świstać
i szyby dygotać i pękać.
Pochyliłam się – jak każe przepis
– nad dziejami dwudziestolecia,
ale z pióra kleks czerwony zleciał
i kartki ktoś krwią pozlepiał.

Rym się na gromadę zwlókł;
jest go dosyć… Tyle pokoleń…
Lecz zbryzgano mózgiem bruk
i bruk się wzdyma powoli.
Myśleć zaczął, choć ledwo się dźwiga
i do zapytań ośmiela –
– Czemu zawsze rządzi inteligent,
a do robotników się strzela?

Niemy dotąd warknął koci łeb,
splunęła granitowa kostka:
Znowuśmy się dali wziąć na lep,
położono nas – jak zawsze – mostem.
A ja na tym moście jak kiep
do essayu oczy przysłaniam,
krew nie płynie już, już tylko skrzep…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

O kulturze… Próba wzniosłych syntez,
artystycznych intuicji zgranie…
Ja nie mogę… Ani kwarty, ani kwinty.
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
Ni gorące ono ni zimne.
Szkoda kul. Szkoda leków na nie.
Moje serce – wszak to tylko rymy…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
4 lipca 1956


Czytaj także:
Wszystko o konkursie Poznań56"
Wszystko o Poznańskim Czerwcu
Konkurs Poznań56" - tam możesz szukać inspiracji!
Nasza kapituła
Jak kręcić filmy?

Katarzyna Sklepik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.