Jolanta Wadowska Król zostanie uhonorowana tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. To słynna pani doktor od ołowicy. Rozmowa

Czytaj dalej
Teresa Semik

Jolanta Wadowska Król zostanie uhonorowana tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. To słynna pani doktor od ołowicy. Rozmowa

Teresa Semik

Rozmowa z dr Jolantą Wadowską-Król, która w połowie lat 70. zajmowała się dziećmi zatrutymi metalami ciężkimi powodującymi ołowicę w Katowicach. Uniwersytet Śląski rozpoczął procedurę przyznania jej doktoratu honoris causa.

Moi dawni pacjenci wciąż potrzebują wsparcia – mówi pediatra Jolanta Wadowska-Król, która w połowie lat 70. zajmowała się dziećmi zatrutymi metalami ciężkimi powodującymi ołowicę.

45 lat po tym, jak odmówiono pani prawa do obrony doktoratu, z powodów politycznych, Uniwersytet Śląski wszczął procedurę nadania pani tytułu doktora honoris causa. Spóźniona ta sprawiedliwość?

Dla mnie wciąż najważniejsze jest to, że 45 lat temu udało się, także dzięki mojej pracy, wyprowadzić z zagrożonego terenu dzieci chore na ołowicę. Widziałam, jak wyburzane są ich domy stojące w bliskości huty w Katowicach Szopienicach, która od lat wyrzucała trujące metale ciężkie. Wszystkie honory i nagrody, jakie mnie spotkały, wtedy i później, nie sprawiły mi większej radości.

Prof. Ryszard Koziołek, rektor UŚ mówiąc o honorowym doktoracie dla pani pytał retorycznie, kto ma oceniać badania naukowe, treści kształcenia? Wspólnoty uczonych, czy jakieś inne gremia, na przykład organy ścigania, jak to dzieje się teraz, gdy prokuratura przesłuchuje studentów i pracowników UŚ, czy władze partyjne, jak miało to miejsce w pani przypadku? Może więc jest to sprawiedliwość dziejowa, bo krzywdy wyrządzone wówczas są wynagradzane?

Nie zasłużyłam na te wszystkie zaszczyty. Robiłam tylko to, co do mnie należało. W tamtym czasie lekarz miał swój rejon, mnie przypadły ulice w pobliżu Huty Metali Niezależnych w Katowicach Szopienicach, Dąbrówce Małej. Gdy się okazało w 1974 roku, że dzieci z mojego rejonu chorują na ołowicę, więc się nimi wszystkim zajęłam. Rzeczywiście wtedy pracowałam ponad wyznaczony czas, bardzo intensywnie, żeby zdążyć przed władzą, która próbowała ukryć przed światem tę chorobę.

Wróćmy do lata 1974 roku, kiedy pani mały pacjent trafił do kliniki pediatrycznej w Zabrzu, kierowanej przez prof. Bożenę Hager-Małecką.

Niepokojące było to, że ciągle wracała u niego niedokrwistość. Nie wiedziałam, co się dzieje, dlatego wysłałam go do szpitala dziecięcego w Katowicach Janowie, a szpital przekazał go do kliniki zabrzańskiej.

Pozostało jeszcze 74% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.