Majka Lisińska-Kozioł

Jaka szkoda, że to nie ty mnie urodziłaś, mamo

Jaka szkoda, że to nie ty mnie urodziłaś, mamo
Majka Lisińska-Kozioł

Jesteśmy szczęśliwi, choć przecież nie jest tak, jak na filmach: kiedy śliczne, grzeczne, zdolne i zdrowe dzieci kochają swoich nowych adopcyjnych rodziców - mówią Karolina i Jan, w których domu pojawili się Tosia i Kazik

W Polsce dzieci zakwalifikowane do adopcji na ogół pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych i patologicznych. Naturalnych sierot w praktyce nie ma. Ale jeśli można pomóc tym dzieciom i pokochać je, bo nikt dotąd ich nie kochał, to dlaczego tego nie zrobić? Właśnie - pomyśleli Karolina i Jan. Dziś ich adoptowany syn Kazik ma siedem lat, a córeczka Tosia prawie sześć. Są we czwórkę już cztery lata.

- Najpierw trafiła do nas Tosia - opowiada Karolina. - Była w domu dziecka od urodzenia, bo nasze dzieci są placówkowe. Córeczka miała 18 miesięcy, gdy zabraliśmy ją do domu. Ma za sobą chorobę nowotworową, którą zdiagnozowano u niej w trzecim tygodniu życia. Na razie wyniki są dobre, systematycznie jeździmy na kontrole. Robimy wszystko, by dziecko wyleczyć; jak w normalnej rodzinie.

Potem rodzice Tosi dowiedzieli się, że jej brat Kazik też jest w domu dziecka, tyle że jego sytuacja prawna nie była uregulowana. Udało się to zmienić. Dołączył do siostry.

Zanim kobieta i mężczyzna zaczną starania o przysposobienie dziecka, muszą spełnić wiele warunków, ale przede wszystkim zaakceptować swoją biologiczną bezdzietność i odbyć żałobę po nienarodzonych własnych dzieciach - mówią w krakowskim Ośrodku Adopcyjnym Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Okazuje się, że tęsknota za własnym maluchem może dać znać o sobie na przykład wtedy, gdy adoptowany człowieczek pojawi się już w rodzinie; zagubiony i odrzucony. A dwie żałoby - dziecka i nowej mamy - w jednym domu, to zwykle zbyt wielki bagaż.

Rodzicom adopcyjnym nie wystarcza wtedy sił, żeby pomóc i adoptowanemu dziecku, i sobie. - Powinni znaleźć u siebie psychiczną przestrzeń dla adopcji i zrozumieć, że adoptując dziecko, godzą się na rodzicielstwo; trudniejsze, ale pełnowartościowe. Bo dziecko, które biorą do siebie, jest po prostu dzieckiem - mówi Joanna Gabańska, dyrektor Ośrodka.

Dla Karoliny i Jana nie było tajemnicą, że adopcja to wyzwanie, które wymaga od nich psychicznej dojrzałości, umiejętności rozumienia potrzeb nowego członka ich rodziny, a także zdolności radzenia sobie z własnymi uczuciami, takimi jak: złość, smutek, bezradność. Słyszeli w Ośrodku Adopcyjnym TPD w Krakowie, że u niemal wszystkich adoptowanych dzieci stwierdza się większe lub mniejsze problemy emocjonalne. Dlatego te dzieci muszą poczuć, że mają w nowej rodzinie swój początek. Nie biologiczny, ale równie ważny. Że są wyczekane i kochane.

- Kazik ma zaburzenie emocjonalne, zaburzenia układu nerwowego; może odwracalne, choć na pewno nie w stu procentach - opowiada Karolina. - Na terapię jeździmy z synem od trzech lat. Jest lepiej, ale jeszcze nie jest dobrze. Synek wpada w stupory, swoiste dysocjacje, ma zaburzenia społeczne, nadaktywność. Czasami objawia się u niego afazja sensomotoryczna.

Dla niewtajemniczonych chłopiec wygląda więc na niegrzeczne, rozwydrzone dziecko. Wtajemniczeni wiedzą, że nie jest temu winny. Zaburzenia układu nerwowego implikują różne dysfunkcje, a te są silniejsze od Kazia. Chłopiec chodzi więc do szkoły specjalnej, bo tam ma szerokie spektrum pomocy.

- Spodziewaliśmy się trudności, ale jednak rzeczywistość przerosła nasze wyobrażenia - przyznaje Karolina.

Na ogół, gdy adoptowane dziecko zawodzi pokładane w nim nadzieje, rodzice, którzy je przysposobili, szukają usprawiedliwienia tego rozczarowania choćby w genach, które odziedziczyło ono po swojej biologicznej rodzinie.

Nie tędy droga. Podczas szkoleń i spotkań w ośrodku adopcyjnym powinni się dowiedzieć, że teraźniejszość i przyszłość dziecka zależy w znacznej mierze od sposobu, w jaki upora się ono z przeszłością; porzuceniem, poczuciem krzywdy, zranieniem, poczuciem samotności. Robi to na swój sposób, na przykład przerzucając tę swoją traumę na dorosłych, których teraz ma przy sobie; na rodziców adopcyjnych właśnie. Trzeba dać dziecku adopcyjnemu czas na uporanie się z bagażem niewesołych życiowych doświadczeń. Pomóc mu w tym.

Czytaj więcej i dowiedz się: 

  • jak statystyki przedstawiają sytuację dzieci z domów dziecka?
  • z jakimi wyzwaniami muszą się zmierzyć rodzice adoptowanych dzieci? 
Pozostało jeszcze 71% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Majka Lisińska-Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.