Jak zgarnąć majątek Korfantego, czyli dzika reprywatyzacja na Śląsku

Czytaj dalej
Fot. Dziennik Zachodni
Teresa Semik

Jak zgarnąć majątek Korfantego, czyli dzika reprywatyzacja na Śląsku

Teresa Semik

Próby reaktywowania kolejnych spółek przedwojennych udaremniła katowicka prokuratura. Najpierw była Giesche SA, potem „Polonia” Korfantego, a ostatnio zakłady cynkowe, Związek Kopalń.

Ja, Felix Korfanty zamieszkały Texas, USA, jako akcjonariusz spółki Śląskie Zakłady Graficzne i Wydawnicze „Polonia” SA w Katowicach udzielam pełnomocnictwa Januszowi Sz. z Rybnika do wystąpienie z wnioskiem o ustanowienie kurateli dla spółki...

Był luty 1995 roku. Wprawdzie kilka miesięcy później wnuk Wojciecha Korfantego wycofał to pełnomocnictwo, ale pojawiła się daleka krewna z Będzina i przekonała sąd w Rybniku, że to ona jest spadkobierczynią ponad połowy akcji spółki „Polonia”. A był to przed drugą wojną jeden z największych i najlepiej zorganizowanych koncernów prasowych w Polsce, z nowoczesną drukarnią w Katowicach, w której po wojnie drukował się także „Dziennik Zachodni”.

Sądowi zabrakło refleksji, że coś w tej sprawie może nie być w porządku. No bo jak to, dzieci wielkiego Ślązaka mieszkają za oceanem, co jakiś czas rozpisują się o nich gazety, a o majątek upomina się jakaś ich uboga krewna?

Jednym ze sposobów bezprawnego przejmowania nieruchomości jest reaktywowanie spółek prawa handlowego zawiązanych przed 1 września 1939 roku. Za każdym razem mechanizm ich przejmowania jest inny, ale na horyzoncie zawsze ten sam cel - zawłaszczyć majątek dawnych właścicieli. Sąd rozpoznając wnioski o wpis do KRS, z urzędu jest zobowiązany badać, czy składa je uprawniona do tego osoba. Wystarczy jednak trochę sprytu, by sąd przechytrzyć.

Czy cały majątek przedwojennych właścicieli powinien wrócić do potomków?

Prokurator zablokował Giesche

Na pomysł reaktywacji przedwojennej spółki Giesche SA wpadli biznesmeni z Wybrzeża. Przedstawili sądowi w Katowicach kolekcjonerskie akcje na okaziciela i sąd w 2005 roku wydał zgodę na wpisanie spółki, z siedzibą w Gdyni, do rejestru przedsiębiorstw. Realną stała się obawa, że będzie dążyć do zwrotu wielu nieruchomości albo rekompensat. Według wstępnych szacunków, kwota roszczeń wobec Skarbu Państwa i Katowic mogła wynieść kilkaset milionów złotych. Spółka zdążyła wystąpić o wydanie wypisów z ewidencji gruntów oraz budynków, do których zgłasza pretensje. Sądowi znów zabrakło refleksji, że coś z akcjami jest nie tak. Przecież przed wojną właścicielami akcji Giesche SA była amerykańska Silesian-American Corporations. Po 1945 roku majątek został znacjonalizowany, ale rząd USA wystąpił do władz PRL-u o odszkodowanie za utracone mienie. I Polska je wypłaciła, w sumie 40 mln dolarów.

Wtedy Amerykanie oddali Polsce akcje Giesche, które powinny zostać zniszczone albo unieważnione. Jakimś cudem wypłynęły z resortu finansów, gdzie zostały zdeponowane i kto zawinił, do dziś nie wiadomo. Kary ponieśli ci, którzy na ich podstawie chcieli wyłudzić majątek. Zostali skazani na 3-5 lat pozbawienia wolności, ale wyroki nie są prawomocne. Sąd Najwyższy ostatecznie zakończył sądowe spory o delegalizację spółki 19 stycznia 2017 roku. Nie dojdzie ani do jej reaktywacji, ani reprywatyzacji nieruchomości. Sprawa jest ostateczna. Do delegalizacji i wykreślenia spółki Giesche SA z Krajowego Rejestru Spółek (KRS) doprowadziła Prokuratura Okręgowa w Katowicach i to był jej ogromny sukces.

Korfanty i historia 570 akcji

Dalsze przejmowanie majątku spółki Wojciecha Korfantego udało się zablokować też w połowie stycznia tego roku, ale postanowienie sądu jest nieprawomocne.

W 1997 roku sądowi w Rybniku wystarczyło powiedzieć, że w domu szwagra Wojciecha Korfantego było 570 akcji na okaziciela spółki Śląskie Zakłady Graficzne i Wydawnicze „Polonia”, ale gdzieś zaginęły. Jest nawet świadek, który słyszał, że szwagier był współwłaścicielem koncernu. I sąd dał wiarę takim zapewnieniom.

Szwagier to Paweł Sprott, który w 1938 roku wszedł do zarządu spółki „Polonia” wraz ze swoją siostrą Elżbietą Korfantową na dwa zwolnione miejsca: z zarządu został odwołany Wojciech Korfanty, a syn Witold Korfanty zmarł. W aktach sądowych z tamtego czasu nie ma śladu, by Paweł Sprott był też akcjonariuszem. Został jedynie uprawniony do reprezentowania spółki. W ogóle nie ma listy akcjonariuszy, bo większość akt zaginęła. Wiadomo, że akcji na okaziciela było 1050, ale sąd nie jest w stanie podać, w jaki sposób i w jakim czasie zmieniał się skład akcjonariuszy spółki.

Mimo to w 1997 roku w rybnickim sądzie zjawia się 70-letnia córka Sprotta i mówi, że dokładnie pamięta numery kolejnych akcji „Polonii”, które posiadał jej ojciec, bo sobie zapisała, jak jej o tym opowiadał. Po śmierci ojca w 1968 roku akcji w domu nie może znaleźć. Było ich 570 sztuk, czyli większość. Na tej podstawie sąd w Rybniku zaginione akcje umorzył i tym samym formalnie uczynił córkę szwagra większościową właścicielką spółki.

Jej pełnomocnikiem był energiczny Janusz Sz. z Rybnika, który został kuratorem „Polonii” i jej prezesem. Ten sam Janusz Sz., któremu Felix Korfanty najpierw udzielił pełnomocnictwa do reprezentowania „Polonii”, a potem szybko odebrał.

W krótkim czasie właścicielem wszystkich akcji „Polonii” została matka Janusza Sz. - Elizabeth z Frankfurtu, a Janusz Sz. odkupił od spółki, której był prezesem, nieruchomość w Rybniku. To tam Wojciech Korfanty najpierw kupił zakład poligraficzny, powołując Księgarnię i Drukarnię Polską. Potem kupił parcelę w Katowicach przy ul. Sobieskiego i zbudował nowoczesną drukarnię, do której przeniósł firmę z Rybnika.

Z akt prokuratorskich wynika, że Janusz Sz. był zainteresowany nieruchomością w Rybniku i dlatego w połowie lat 90. dotarł w USA do wnuka Korfantego - Feliksa. Gdy odebrano mu pełnomocnictwa, słał jeszcze zapytania do córki Korfantego - Marii, czy posiada jakąś wiedzę na temat „Polonii”, jej akcji, ale otrzymał odpowiedź negatywną. Potem rodziny Wojciecha Korfantego unikał.

Za ocean jednak dotarła wiadomość o jego pozycji w „Polonii”. W 2005 roku, pełnomocnik rodziny Korfantych informował katowicki sąd rejestrowy, że Janusz Sz. jest samozwańczym kuratorem „Polonii”, wbrew woli spadkobierców. Na własną rękę reaktywował spółkę i na to sąd zezwolił. Pełnomocnik dodał, że ma testament syna Wojciecha Korfantego - Zbigniewa, spisany w 1941 roku, z którego wynika, że Wojciech Korfanty po opuszczeniu więzienia podzielił swój majątek pomiędzy żonę i dzieci. Jeśli chodzi o spółkę „Polonia”, to „każde z dzieci otrzymało po 200 akcji, zaś żona Elżbieta - 150, a 100 akcji zdeponowano w banku w Szwajcarii”. Spadkobiercami Zbigniewa mieli być: żona oraz dwaj synowie - Feliks i Wojciech. Z testamentu wynika też, że 950 akcji zdeponowano przed wojną w banku przy Rynku-Pocztowej w Katowicach. Budynek spłonął w czasie wojny.

Szkoła przejmowania spółek

Sprawą zajęła się w 2005 roku policja, ale nie doszukała się bezprawności w działaniach Janusza Sz. Dopiero w 2012 roku Prokuratura Okręgowa w Katowicach wystąpiła do Sądu Rejonowego Katowice-Wschód ze skargą o wznowienie postępowania rejestrowego z 2004 roku. Prokurator Natasza Fober-Bakowska kwestionowała ważność uchwały walnego zgromadzenia z 2000 roku o powołaniu komisji rewizyjnej, a następnie zarządu spółki. Wykazywała, że szwagier Korfantego nie mógł być akcjonariuszem „Polonii”, a jego sędziwa córka mogła nie zdawać sobie sprawy z powagi sprawy. Prokurator wytknęła sądowi w Rybniku, że umorzenie akcji było bezpodstawne, bo powinny być zarejestrowane i ostemplowane do marca 1949 roku. A nie były, skoro nie ma na to żadnego dokumentu, więc straciły moc prawną. Miały one jedynie charakter kolekcjonerski, co także katowicki sąd w swojej staranności powinien zauważyć.

Maria E. Rupp pisała w imieniu spadkobierców rodziny do katowickiej prokuratury: „Przez 12 lat walczyliśmy i szukaliśmy sprawiedliwości. Niestety, ta nie zwyciężyła. Samozwańczy właściciel sprzedał za zgodą władz urzędniczych Oddział ŚZGiW w Rybniku i z setkami tysięcy złotych żyje w luksusie przez dwadzieścia lat, a naiwni prawowici spadkobiercy czekają z nadzieją, że coś się zmieni”.

Po trwającym trzy lata żmudnym procesie sąd przyznaj rację prokuraturze i wykreślił spółkę „Polonia” z rejestru. Jednak procedura odwoławcza trwa do dziś. Nikomu włos z głowy nie spadł.

Prokuratura katowicka zablokowała też przejęcie spółki z 1931 roku. Chodzi o Śląski Przemysł Cynkowy SA w Kostuchnie (dziś dzielnica Katowic). Siedzibą spółki jest teraz Sopot, bo sprawa wcale się nie skończyła. W II RP spółka produkowała unikatową na skalę światową taśmę stalową powlekaną cynkiem, którą opracował genialny wynalazca, Tadeusz Sendzimir. Prokuratura zablokowała, na razie, reaktywację spółek: Związek Kopalń Górnośląskich Robur (przedsiębiorstwo hurtowej sprzedaży węgla w II RP), Vacuum Oil Company w Czechowicach, Wspólnota Interesów Górniczo-Hutniczych - przed wojną w jej skład wchodziły m.in. huty: Batory, Zgoda, Florian, Zygmunt i Silesia, 24 walcownie, 5 kopalń węgla kamiennego, 4 koksownie, 4 kopalnie rudy żelaza, 3 elektrownie, 6 zakładów przetwórczych, majątki ziemskie i inne.

16 stycznia 2017 r. Sąd Rejonowy Katowice-Wschód wykreślił z Krajowego Rejestru Sądowego spółkę Śląskie Zakłady Graficzne i Wydawnicze „Polonia”, która przed wojną należała do Wojciecha Korfantego. Decyzja nie jest prawomocna. Spółkę reaktywowano wbrew woli spadkobierców.

19 stycznia 2017 r. Sąd Najwyższy zakończył sprawę spółki Giesche SA, odrzucając skargę kasacyjną na decyzje sądów niższej instancji o jej delegalizacji i wykreśleniu z KRS.

Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.