Jak i z kim Anna Seniuk przeskoczyła Sukiennice

Czytaj dalej
Fot. Bartosz Krupa/east news
Katarzyna Janiszewska

Jak i z kim Anna Seniuk przeskoczyła Sukiennice

Katarzyna Janiszewska

Potrafi być stanowcza, nieprzewidywalna, uparta i szalona. Rozmowa z Anną Seniuk i jej córką Magdaleną Małecką-Wippich, autorką książki „Nietypowa baba jestem”

Łatwo się zwierzać córce?

Anna: Bardzo trudno. Bo nie można oszukiwać. To osoba, która mnie dobrze zna. Tu musi być prawda i tylko prawda. Kręcenie, uciekanie od tematu nie wchodzi w grę.

Magdalena: Kreacja aktorska nie wchodzi w grę.

Anna: Długo się broniłam przed tego typu propozycjami. Już wszyscy moi koledzy wydali po kilka książek, a ja trwałam w uporze, że nie. Jestem osobą introwertyczną. Trudno mi się otworzyć nawet przed najbliższymi. A co dopiero męka rozmów z osobą kompletnie obcą! Wreszcie wpadłam na pomysł, że to nie będzie dziennikarka, tylko osoba, z którą porozmawiam na innej płaszczyźnie. Córka długo się broniła.

A ja miałam wrażenie, że to Pani uciekała przed córką.

Magdalena: To było później. Bo najpierw mama długo namawiała mnie na napisanie tej książki. Ale kiedy się wreszcie zgodziłam, kiedy już pojawiło się wydawnictwo i umowa została podpisana, to mama, czyli główny bohater książki, cholernie się przestraszyła. A ja zostałam na lodzie. Tymczasem mama miała ciągle wymówki, że jest zajęta, że może później, bo ma akurat ważny wyjazd albo coś innego do roboty...

Anna: Magda od początku zaznaczyła, że to nie będzie książeczka o niczym, jak z kolorowych czasopism, lajtowa, rozkoszna, hollywoodzka, słodka, że dwie ciepłe, urocze kobiety piją sobie z dzióbków. Sama sobie ukręciłam bicz. Z dziennikarzem te moje uniki by przeszły. A tutaj nie. Córka widzi mnie na swój sposób. To portret subiektywny, ale taki właśnie powinien być.

Magdalena: Praca szła opornie, z trudem. Mamy skrajnie różne charaktery, więc dochodziło do napięć. Mama unikała konfrontacji, ja się złościłam. Punktem zwrotnym w historii całej książki był moment, gdy okazało się, że jestem w drugiej ciąży. Ten fakt mamę zmobilizował do pracy. Miesiąc przed porodem oddałam tekst.

W książce wskazała Pani moment, kiedy Pani „życie zaczęło się dziać”. To było wtedy, kiedy z Janem Nowickim przeskoczyliście Sukiennice...

Magdalena: Przez chwilę rozważałam nawet taki tytuł dla książki „Skok przez Sukiennice”, bo to był chyba jeden z ważniejszych i piękniejszych momentów w mamy życiu.

Anna: Dostaliśmy z Jankiem angaż do Teatru Starego, byliśmy tuż po szkole aktorskiej. To był dzień, kiedy biegliśmy na naszą pierwszą próbę w tym teatrze. Poranek, pusty Rynek dookoła, słońce. A ponieważ pomyliły nam się z Jankiem miejsca i zamiast do Teatru Starego przyszliśmy na Scenę Kameralną, to musieliśmy w ciągu kilku minut przebiec przez cały Rynek. Biegliśmy, trzymając się za ręce, jakbyśmy frunęli nad Sukiennicami, jakby urosły nam skrzydła.

Chciała Pani być konserwatorem sztuki, zaszyć się gdzieś samotnie, w jakimś ciemnym, cichym kościółku. Skąd to aktorstwo?

A Kraków?

Anna:
Kraków to było jedno wielkie olśnienie. Tyle barw, zdarzeń, przygód, emocji i przeżyć, że trudno to zebrać. Piwnica Pod Baranami, gdzie spotykała się plejada artystów, literatów, plastyków, muzyków, malarzy, cała krakowska bohema. Mnie to trochę ominęło, bo zaczęłam przychodzić do Piwnicy dopiero po maturze.

Magdalena: Nieprawda, nic cię nie ominęło! To właśnie w Krakowie miałaś szansę zetknąć się z niezwykłymi artystami, szczególnie w Teatrze Starym.

Anna: Kraków za mojej młodości był kolorową wyspą w komunie. Nie angażował się w politykę. A ponieważ nie został podczas wojny zniszczony, w dużej mierze zachował swój XIX-wieczny urok, atmosferę. Kipiał młodością, tętnił życiem. UJ, ASP, niezliczona ilość uczelni skupionych wokół Rynku... Teatr Stary, w którym dzięki Hübnerowi dostałam swój pierwszy angaż, Jama Michalika, w której występowałam. Byłam nawet na okładce „Przekroju”! Demonstrowałam też w dziale mody Barbary Hoff tzw. pilotki, szał sezonu! Kraków to moje pierwsze sukcesy, nagrody.

Została Pani najmilszą studentką. To w Krakowie pamiętają.

Anna: To jedno z najpiękniejszych wspomnień w moim życiu. Zawsze się uśmiecham, gdy o tym myślę. Te wybory nie miały nic wspólnego z miss. Nie było strojów kąpielowych i numerków. Zamiast tego trzeba było odpowiedzieć na parę pytań, wykazać się poczuciem humoru, odrobiną inteligencji. Później był przejazd dorożką wokół Rynku w blasku pochodni. Po koronacji, a przed balem Pod Jaszczurami, zostałyśmy porwane przez grupę studentów i wywiezione na Wolę Justowską. Ja, dwie wicemiss, miss z zeszłego roku. Wszyscy na nas czekali. Chłopcy w tym czasie negocjowali warunki naszego uwolnienia. Obiecali, że zrobią to pod warunkiem, że dostaną zaproszenie na bal w Jaszczurach. Jedziemy. A tu na Rynku zatrzymuje nas milicja. Radiowóz się zatrzymał z piskiem opon, milicjanci otworzyli drzwi: proszę wysiadać, odwieziemy panie na bal. Zajechałyśmy do klubu radiowozem. To się zdarza raz w życiu, być koronowanym w Krakowie.

Magdalena: Zdarzyło się kilku królom i tobie!

Anna: Przez rok „panowania” miałam klucze od miasta. Jak były ważne uroczystości, byłam zapraszana. Raz przyjechał premier z Warszawy. Pytają mnie: a gdzie korona, jak to - królowa bez korony? Musiałam wracać szybko do domu i porwać koronę.

Przez wiele lat była Pani amantką, miała wizerunek seksbomby. Kobiecie, aktorce łatwo przestawić się na role babć?

Anna: Dla mnie to nie był problem. Ale niektórym jest trudno. Widziałam przypadki aktorek, które nie chciały pogodzić się ze swoimi latami. Robiły wszystko, by nadal być amantkami. Dbały o figurę, ale wiadomo, buzia już nie ta. Były pod 40-tkę, a na scenie chciały wyglądać na 27. I nawet jeśli się im wydawało, że są sprawne i zgrabne, to wyglądało to potwornie. Scena wszystko weryfikuje. Powiedziałam sobie kiedyś: „Panie Boże, żebym nigdy nie straciła rozumu i nie przedłużała na siłę swojej młodości”. Przecież jest tyle ciekawych rzeczy do zagrania: charakterystyczne, zwariowane ciotki, babcie, to jest aktorskie wyzwanie. W „Odchodzi mężczyzna od kobiety” Złotnikowa, mając lat 60, grałam 80-latkę. I to było jedno z moich najpiękniejszych i najukochańszych przedstawień.

Wykłada Pani w szkole aktorskiej. Czego przede wszystkim uczy Pani swoich studentów?

Anna: Nie da się udzielać krótkich rad, jak być aktorem i to dobrym aktorem. Mówię im, że muszą uruchomić w sobie prawdę. Muszą wiedzieć, co robią, jak, dla kogo i po co. Aktor musi być człowiekiem, który wie, co się w świecie dzieje. Środki wyrazu trochę zmieniły się od czasu, kiedy ja uczyłam się w szkole. Ale nie one są najważniejsze. Trzeba umieć wiarygodnie opowiedzieć o losie człowieka.

Katarzyna Janiszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.