Jak elżbietanka z Poznania została "latającą zakonnicą"

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Anna Kot

Jak elżbietanka z Poznania została "latającą zakonnicą"

Anna Kot

Gdyby nie św. Jakub, pewnie niewielu by się o niej dowiedziało. Ale jej szalona jazda na rowerze przysporzyła większej sławy jej i apostołowi.

Siostra Leopolda w najśmielszych snach nie wyśniłaby sobie takiej sławy. I to światowej - dosłownie. Od Meksyku po Rosję. Huczało o niej najpierw w hiszpańskich mediach, a zaraz potem w całym internecie, gdzie została „latającą zakonnicą”.

No bo która siostra wsiada na rower i pędzi z góry ponad 60 kilometrów na godzinę? I to w habicie i bez kasku! Tak gnała do grobu swego ukochanego świętego - św. Jakuba - do Santiago de Compostela.

Ale nie była sama. - Jechałyśmy we dwie - z siostra Cyrylą - wspomina s. Leopolda. - Ale ona musiała ze względów zdrowotnych zwolnić. A ja, jak już wjechałam mozolnie na górę i poczułam wiatr na twarzy, zobaczyłam tę przestrzeń - gnałam ze wszystkich sił. Co za uczucie!

Uśmiech właściwie nigdy nie znika z twarzy s. Leopoldy
Waldemar Wylegalski Uśmiech właściwie nigdy nie znika z twarzy s. Leopoldy

I gnała tak skutecznie, że przejeżdżający autem obok nich właściciel jednego ze schronisk na trasie do Santiago nagrał filmik. I wrzucił do sieci. Bardziej zdumiony brawurą pędzącej bez kasku kobiety, niż jej stanem duchownym. Ot, taka osobliwość. Nie trzeba było długo czekać, jak filmik stał się hitem. A skulona w pół kobieta w habicie i welonie na włosach, mknąca na białym rowerze, na którym z tyłu trzepocze biało-czerwona flaga, bił rekordy wyświetleń, polubień i udostępnień.

- Kompletnie nie rozumiem, skąd ta sława - siostra Leopolda łapie się za głowę. - Tyle lat służę ubogim i żadne media nic nie napisały. Aż tu nagle jakaś tam zakonnica wsiadła na rower i o czym tu pisać.

A dziwić ma się czym, bo - jak opowiada, a uśmiech nie znika z jej oczu i twarzy ani na chwilę - był to już czwarty etap jej rowerowej pielgrzymki do grobu św. Jakuba do Santiago. Bardzo ważnej, bo to jedyny ocalały grób apostoła.

- Obie z siostrą Cyrylą mamy codzienne obowiązki, pracę w jadłodajni i nie mogłyśmy tak po prostu wyjechać na kilka tygodni do Hiszpanii - wspomina s. Leopolda.

- Dlatego jechałyśmy cztery lata - co roku po około tysiąc kilometrów, bo chciałyśmy koniecznie jechać od progu domu. Kolejny etap zaczynałyśmy tam, gdzie poprzednio zakończyłyśmy pielgrzymkę, docierałyśmy tam koleją albo samolotem.

Uśmiech właściwie nigdy nie znika z twarzy s. Leopoldy
Waldemar Wylegalski Siostra Leopolda podbiła serca internautów

No to mogła siostra lecieć samolotem od razu na miejsce. Po co ten rower? - pytam.

- Samolotem?! - siostra wyraża bezbrzeżne zdumienie. - A kiedy bym spotkała tych ludzi, których poznałam podczas jazdy rowerem? To było bardzo cenne. A kiedy bym z nimi porozmawiała, kiedy bym się zatrzymała i wymieniła z nimi doświadczeniami, zobaczyła te krajobrazy, nawdychała się tego powietrza, owiała jego pędem, omuskał mnie wiatr?! Nie! To tylko może dać rower!

A jeździ nim odkąd pamięta. Całe życie. Wcale znów nie takie krótkie. Bo s. Leopolda ma 69 lat.

A jakim rowerem jeździ ? - Najzwyklejszym na świecie - odpowiada. - Nawet tysiąca nie kosztował.

Ile razy się psuł? - Psuł? Pan Bóg jest cudowny! Nie miałyśmy ani jednej awarii przez cztery lata! - zachwyca się s. Leonarda.

O siostrze Leopoldzie i jej pracy z ubogimi przeczytacie więcej w piątkowym Magazynie "Głosu Wielkopolskiego"

Uśmiech właściwie nigdy nie znika z twarzy s. Leopoldy
Waldemar Wylegalski
Anna Kot

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.