Gdzie się podziały pieniądze klientów Podkarpackiego Banku Spółdzielczego w Sanoku? W tej sprawie jest cichutko, ani mru-mru

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Sabina Tworek, Kinga Dereniowska

Gdzie się podziały pieniądze klientów Podkarpackiego Banku Spółdzielczego w Sanoku? W tej sprawie jest cichutko, ani mru-mru

Sabina Tworek, Kinga Dereniowska

Po artykule "Pieniądze mieszkańców Podkarpacia wyparowały z kont banku PBS w Sanoku. I cisza. Gdzie jest państwo?" zgłaszają się do nas kolejni poszkodowani. Nauczyciele, hodowcy koni, zakonnice. Stracili swoje ciężko wypracowane pieniądze. Co w tej bulwersującej sprawie zrobili nasi posłowie? Czy uda się ludziom w końcu odzyskać oszczędności ich życia?

W wyniku przymusowej restrukturyzacji PBS w Sanoku 345 tys. zł utracił Okręgowy Związek Hodowców Koni w Rzeszowie. Dyrektor Marek Gibała kilka miesięcy temu wysłał pismo do syndyka masy upadłościowej, zawierające informacje dotyczące poniesionych przez związek strat. Do tej pory nie otrzymał żadnej odpowiedzi.

Wcześniej kontaktował się z Bankowym Funduszem Gwarancyjnym, Komisją Nadzoru Finansowego, Ministerstwem Finansów, ministrem sprawiedliwości, premierem i prezydentem RP. Jednak wszystkie te działania nie przyniosły efektów.

Utracone przez Okręgowy Związek Hodowców Koni w Rzeszowie pieniądze pochodziły w większości ze składek członkowskich. Brak funduszy uniemożliwił zakup planowanego lokalu na potrzeby związku.

- Musimy zacisnąć pasa, a koszty mamy, niestety, coraz większe. Wierzymy, że w końcu uda nam się odzyskać pieniądze.

- mówi Marek Gibała.

Kwota, którą straciły stowarzyszenia, parafie czy szpitale jest w sumie niewielka i - jak wierzy wciąż Gibała - rekompensata dla poszkodowanych powinna się znaleźć w budżecie państwa.

CZYTAJ WIĘCEJ: Pieniądze mieszkańców Podkarpacia wyparowały z kont banku PBS w Sanoku. I cisza. Gdzie jest państwo?

Dyrektor tłumaczy, że najdziwniejszy w procesie restrukturyzacji PBS jest brak informacji wyjaśniającej niespodziewaną utratę funduszy z kont bankowych.

- Przez długi czas nie dostaliśmy żadnego wyjaśnienia ani podstawy prawnej, z tytułu której doszło do zabrania nam pieniędzy - zaznacza dyrektor Gibała. - Pisząc odwołania nie mieliśmy nawet dokumentu, na którym moglibyśmy się opierać. W odpowiedzi na pisma poinstruowano nas, abyśmy wysyłali prośby do różnych ministrów o dodatkowe środki finansowe w ramach realizowanych projektów lub sugerowano nam zaciągnięcie pożyczki.

Pieniądze na budowę przedszkola przepadły

Wśród poszkodowanych są również siostry ze Zgromadzenia Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Przemyślu, które utraciły pieniądze zbierane na budowę przedszkola w Sokołowie Małopolskim. Siostry wynajęły adwokata, który walczy o zwrot utraconych funduszy, jednak nie widzą nadziei na pozytywny finał.

- Złożyłyśmy pozew jako zgromadzenie, ponieważ wiele z naszych sióstr z różnych części Podkarpacia straciło pieniądze pochodzące m.in. z dotacji czy opłat za żywienie. W styczniu nie miałyśmy nawet środków na wypłatę wynagrodzeń - mówi jedna z Sióstr Służebniczek z Przemyśla.

Pieniądze wyparowały

W Mielcu oszczędności potracili nauczyciele zrzeszeni w Związku Nauczycielstwa Polskiego.

- Były to pieniądze członków ze składek członków kasy zapomogowo-pożyczkowej. Konto w PBS Banku mieliśmy kilka lat. Ktoś podpowiedział, że jest to w miarę tani bank, jeśli chodzi o obsługę

- wyjaśnia Stanisław Rajda, prezes ZNP w Mielcu.

Nauczyciele trzymali pieniądze na wspólnym koncie. Łącznie wyparowało z niego ponad 460 tys. złotych. Uskładanych przez 1800 członków, w tym 300 emerytów. Prezes przyznaje, że nauczyciele byli zadowoleni z obsługi. Wszystko działało jak należy. Aż do stycznia ubiegłego roku.

- To jakby piorun w nas trafił. W jeden dzień mamy dostęp do pieniędzy, a w drugi już nie - pamięta Rajda. - Jak się zorientowaliśmy po odblokowaniu konta, że straciliśmy pieniądze, od razu poszedłem interweniować do banku. Powiedziano mi, że PBS Bank już nie istnieje i należy wszystkie roszczenia zgłaszać do BFG.

Tak zatem zrobiono. Na pismo nauczycieli z Mielca przyszła odpowiedź, że kasy zapomogowo-pożyczkowe są traktowane jako instytucje. Mimo że kasa nie ma osobowości prawnej. Nauczyciele o odzyskanie oszczędności walczą dalej, ale na razie widoków szczęśliwe zakończenie brak.

- Wyliczyliśmy procentowo, jaki wkład został utracony z zabrania tych pieniędzy. Wyszło około 5 proc. wkładu każdego członka kasy - mówi Stanisław Rajda, nauczyciel matematyki. - Ludzie są bardzo rozgoryczeni, że indywidualne pieniądze, które składaliśmy w dobrej wierze, zostały nam zabrane. Nie objęto nas tym zabezpieczeniem, należącym się indywidualnemu klientowi banku - dodaje prezes Rajda.

Jak podkreśla w wypowiedzi dla „Nowin” Paweł Hydzik, doktor nauk ekonomicznych, zajmujący się rozwojem regionalnym i rynkami finansowymi, przykład PBS Banku obrazuje, że w polskim prawie nie przewidziano, jak stanowione regulacje będą działać w praktyce. Przepisy o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym są wdrażaniem do naszego prawa dyrektyw unijnych. Chciano rozwiązać wewnętrzne problemy działania systemu finansowego. Pominięto jednak zewnętrzne konsekwencje podejmowanych decyzji. Dlatego teraz jest tak wielu poszkodowanych przez przymusową restrukturyzację. Skoro wiele podmiotów nie odzyskało utraconych środków, oznacza to, że nie zapewniono właściwej ochrony klientom.

Sprawa skandaliczna

Krystyna Skowrońska jako przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu Podkarpackiego, w którym zasiadają Grzegorz Braun, Wiesław Buż, Joanna Frydrych, Marek Rząsa, Mieczysław Kasprzak, Marcin Warchoł, zwołała posiedzenie zespołu z zaproszeniem przedstawicieli Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, Ministerstwa Finansów czy Komisji Nadzoru Finansowego. Jednak zaproszeni przedstawiciele nie przybyli. W sprawie PBS Banku zebrała się Komisja Finansów, na której poinformowano o procedurach, które leżały u podstawy podjęcia tej decyzji.

- Za skandaliczne uznaję, że potrafiono znaleźć sposób, aby pomóc samorządom, a nie wymyślono mechanizmu. który byłby wsparciem dla przedsiębiorców, stowarzyszeń, parafii. Czy taka metoda, podjęta przez BFG, musiała mieć miejsce? Żadnych dokumentów w odpowiedzi na prośbę o argumenty Komitetu Stabilności Finansowej, z którym decyzję Fundusz konsultował, nam nie pokazano

- oburza się Krystyna Skowrońska.

Posłanka PO szuka też odpowiedzi na inne pytania.

- Nie wiemy, czy to był eksperyment z tą restrukturyzacją przymusową. Czy np. można było dać sędziego komisarza i rozpocząć proces naprawy, jeśli miano wątpliwości co do sytuacji banku. Pytań jest dużo. Czy po roku od tych wydarzeń jesteśmy zadowoleni z tego, jak to się potoczyło? Nie - bije się w pierś parlamentarzystka.

Krystyna Skowrońska zwraca też uwagę na niską aktywność polityków PiS.

- Zaskakuje mnie brak interwencji posłów PiS. W tej sprawie jest cichutko, ani mru-mru. Po stronie wojewody też nie było żadnych działań, gdzie można byłoby zaadresować różne programy rządowe - zauważa. - Nie przekonują nas wypowiedzi prasowe pana ministra Warchoła odnośnie pomocy dla rzeszowskiego szpitala, który miał środki na rachunku w PBS Banku i otrzymał 1,5 mln wsparcia. Swoje pieniądze to swoje pieniądze - podsumowuje Skowrońska.

W lutym zbierze się Parlamentarny Zespół Podkarpacki, gdzie posłowie poruszą temat restrukturyzacji PBS Banku. Do sprawy wrócimy.

Sabina Tworek, Kinga Dereniowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.