Frankowicze kontra Getin Noble Bank. Wygrali sprawę o 4,2 mln złotych!

Czytaj dalej
Fot. Monika Wieczorkowska
Małgorzata Oberlan

Frankowicze kontra Getin Noble Bank. Wygrali sprawę o 4,2 mln złotych!

Małgorzata Oberlan

Frankowicze wygrali w warszawskim sądzie sprawę z Getin Noble Bankiem o 4,2 mln zł. Sąd uznał umowę kredytową za nieważną, bo bank dowolnie przeliczał sobie kurs franka. To rzecz bez precedensu z uwagi na kwotę sporu. Oto szczegóły historii.

W sporze między Getin Noble Bankiem a małżonkami, którzy zaciągnęli kredyt na dom we frankach szwajcarskich, Sad Okręgowy w Warszawie 24 czerwca br. przyznał całkowitą rację frankowiczom. Anna i Andrzej pożyczyli 2 mln zł, nie dawali rady spłacać rosnących w kosmicznym tempie rat i bank pozwał ich o zwrot aż 4,2 mln zł. Razem z odsetkami na dziś byłoby to ponad 5 mln zł...

- Sąd oddalił powództwo banku w całości. Uznał, że umowa kredytu jest nieważna w całości z uwagi na zawarcie w niej klauzul niedozwolonych (tzw. abuzywnych). Chodzi o zapis, zgodnie z którym bank przeliczał kwotę kredytu wyrażoną w umowie w złotówkach na franki według kursu z własnych tabel, a nie niezależnego od obu stron miernika, np. kursu średniego NBP - mówi radca prawny Magdalena Pledziewicz z Torunia, która reprezentowała frankowiczów.

W pisemnym uzasadnieniu wyroku Sąd Okręgowy w Warszawie podkreślił, że o rażącym naruszeniu interesów konsumenta świadczy nie tylko fakt, iż przy wzroście kursu waluty możliwy jest wzrost raty kredytu, ale i wzrost samego kapitału. I to jaki! "Cecha ta nie jest intuicyjna dla kredytobiorców i stanowiła dla nich pułapkę" - stwierdził sąd. Małżonkowie otrzymali od banku 2 mln zł pożyczki i mimo spłaty w ciągu dziesięciu lat 1 mln zł ich kredyt wzrósł do blisko 4 mln zł. Niewiarygodne, ale możliwe, o czym zresztą wiedzą i inni frankowicze w Polsce.

Prześledźmy historię Anny i Andrzeja krok po kroku: od decyzji o zapożyczeniu się po sądowy finał sprawy.

Marzenie o domu i "świetny" kredyt

Anna i Andrzej to mieszkańcy Mazowsza, mają dziś 42 i 43 lata. Małżonkowie są przedsiębiorcami, zajmują się szkoleniami w branży kulinarnej, dietetyką. Mają czworo dzieci.

W roku 2007 biznes szedł im naprawdę dobrze. Trzydziestolatkowie byli pełni energii, pomysłów, wiary w przyszłość. Postanowili spełnić swoje marzenie o domu, w którym zamieszka cała ich rodzina. Liczna, bo zawsze taką chcieli mieć. Planowali także w obszernym domu prowadzić swój interes.

Anna i Andrzej w roku 2008 wzięli kredyt hipoteczny w wysokości 2 mln zł, na 30 lat. Skorzystanie z oferty Getin Noble Banku podpowiedział im pośrednik finansowy. W banku natomiast kredyt we frankach szwajcarskich zachwalono niesłychanie. ""Przy zawieraniu umowy nie zostali pouczeni o skali ponoszonego ryzyka. Nie zostali uprzedzeni również o tym, że centralny Bank Szwajcarski broni kursu CHF, a także o tym, jakie czynniki mają wpływ na zmianę kursów walut i że kurs zmienić się może nawet o 100 procent" - odnotowano w sądowych aktach.

Rata pierwotna wynosiła około 5 tys. zł. Była pewnym wyzwaniem dla ludzi na dorobku, ale przecież taką zaciągając zobowiązanie zaakceptowali. W kolejnych latach jednak małżonków dotknął koszmar, który przeżyły tysiące frankowiczów. Rata zaczęła rosnąć w tempie zawrotnym. Doszło do tego, że wynosiła kilkanaście tysięcy złotych.

Nie dają rady i bank ich pozywa

Anna i Andrzej płacili tyle, ile mogli: 3 tysiące, 5 tysięcy... Próbowali z bankiem negocjować. Do roku 2017 spłacili milion zł. Niestety, bank wypowiedział małżonkom umowę kredytu i w 2018 skierował przeciwko nim pozew o zapłatę blisko 4 mln 200 tys. zł do Sądu Okręgowego w Warszawie.

Jak wspomnieliśmy na wstępie, 24 czerwca br. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo w całości. W uzasadnieniu ustnym sąd wskazał, że umowa kredytu jest nieważna w całości z uwagi na zawarcie w niej klauzul niedozwolonych (tzw. abuzywnych) w postaci zapisu, zgodnie z którym bank przeliczał kwotę kredytu wyrażoną w umowie w złotówkach na franki wg kursu z własnych tabel, a nie niezależnego od obu stron miernika, np. kursu średniego NBP. Tak samo według własnych tabel bank przeliczał wpłaty pozwanych w złotówkach na franki.

-Zdaniem sądu, co jest już dominującą linią orzeczniczą, takie postanowienia są niedozwolone i nie wiążą stron, ponieważ pozwoliły bankowi na dowolne regulowanie kursu, według którego obliczał zobowiązanie pozwanych wyrażone we franku oraz wysokość raty spłaty. Dodatkowo kwota wypłaconego kredytu, aby zaewidencjonować ją w księgach banku we frankach, przeliczana była ze złotówek według kursu kupna. Tymczasem spłacane w złotówkach raty były przeliczane na franki (aby pomniejszyć kapitał zapisany w księgach banku we franku ) według kursu sprzedaży. Powodowało to, że klient ponosił ukrytą dodatkową prowizję w postaci spreadu walutowego - objaśnia radca prawny Magdalena Pledziewicz z Torunia, która reprezentowała frankowiczów.

W sprawie problematyczne było, czy małżonkowie w umowie kredytu występowali jako konsumenci, czy jako przedsiębiorcy. Chodziło o to, że dom przeznaczyli w połowie na cele mieszkaniowe, a w drugiej na potrzeby prowadzonego interesu. Sąd podzielił jednak argumentację prawniczki Anny i Andrzeja, że aby uznać ich za konsumentów (co jest warunkiem koniecznym możliwości zastosowania przepisów o klauzulach niedozwolonych) wystarczy, iż nieruchomość przynajmniej w części przeznaczyli na cele mieszkalne.

Nie wierzą, że to koniec koszmaru

Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie nie jest jeszcze prawomocny. Wygrana w pierwszej instancji z trudem dotarła do zgnębionych małżonków. Trudno im uwierzyć w to, że ich koszmar się kończy. Ostatnie dwa lata procesowania się z bankiem załamały ich kompletnie. Wcześniej też przecież przeżywali horror, dowiadując się, że ich rata kredytu wzrasta z miesiąca na miesiąc kilku do kilkunastu tysięcy złotych!

Dom pod Warszawą przepisali na syna, który go wynajął. Raczej nie będą chcieli do niego wrócić. Wielkich planów życiowych nie mają, przynajmniej na razie. Powoli dochodzą do psychicznej równowagi.

Jeśli wyrok się uprawomocni, unieważnienie umowy kredytowej stanie się faktem. Wówczas strony zwracają sobie to, co sobie wzajemnie świadczyły. Biorąc pod uwagę inne zakończone sprawy sporów z bankami, nasi bohaterowie i ich prawniczka liczą na ugodę. - Rozwiązanie satysfakcjonujące moich klientów to spłata do końca kapitału, czyli pożyczonych 2 mln zł. Milion już spłacili - przypomina Magdalena Pledziewicz.

Dom pod Warszawą małżonkowie przepisali na syna, który go wynajął. Raczej nie będą chcieli do niego wrócić. Wielkich planów życiowych nie mają, przynajmniej na razie. Powoli dochodzą do psychicznej równowagi.
PS Imiona małżonków zostały zmienione.

----------------------------------------------

Komentarz do sprawy Magdaleny Pledziewicz, radcy prawnej z Torunia, która reprezentowała małżonków w sądzie.

"Sąd oddalił powództwo banku stwierdzając, że klauzule przeliczeniowe zawarte w umowie, zgodnie z którymi kwota wypłaconego w złotówce kredytu jest przeliczana na franki szwajcarskie wg kursu kupna z własnych tabel banku oraz kwota spłacanych rat jest przeliczana na franki szwajcarskie wg kursu sprzedaży z własnych tabel banku, są abuzywne (niedozwolone).To oznacza, że nie wiążą stron a co za tym idzie - cała umowa jest nieważna, bo wskazane przepisy dotyczyły głównych świadczeń stron (wysokości wypłaconego kredytu i spłacanych rat) a jednocześnie były określone w sposób niejednoznaczny, pozostawiający bankowi swobodę w kształtowaniu wysokości zobowiązania klientów.

Skoro umowa okazała się nieważna, to bank nie mógł na jej podstawie dochodzić żadnych roszczeń od pozwanych i powództwo musiało zostać oddalone. Sąd zatem odszedł od koncepcji tzw. "odfrankowania" czyli stwierdzenia, że po wykreśleniu klauzul niedozwolonych umowa powinna stać się kredytem złotówkowym opartym na stopie LIBOR.

Kwestią kluczową jest to, że sąd przychylił się do stanowiska pełnomocnika pozwanych małżonków i uznał kredytobiorców za konsumentów, mimo tego, że kredytowaną nieruchomość przeznaczyli w części na działalność gospodarczą. Sąd podzielił argumentację obrony, zgodnie z którą Kodeks cywilny przyznaje status konsumenta każdemu, kto dokonuje danej czynności w celach niezwiązanych bezpośrednio z działalnością zawodową/gospodarczą. To oznacza, że czynność ta (tutaj - zaciągnięcie kredytu) może być jedynie pośrednio związana z działalnością gospodarczą pozwanych i nadal zachowują oni status konsumentów. Wniosek zatem jest taki, że wystarczy, aby jakaś doniosła część czynności związana była z celami prywatnymi konsumenta, by nie utracił on ochrony gwarantowanej przez prawo.

Sąd stwierdził również, że "niniejsza sprawa ma szczególne znaczenie w świetle Kontytucji RP". Powołał się na art. 76. Konstytucji nakazujący chronić konsumenta m.in. przed nieuczciwymi praktykami rynkowymi.

Sąd nawiązał również do wywodzącego się z prawa unijnego obowiązku przedstawiania istotnych dla konsumenta kwestii jasnym i prostym językiem. Zgodnie z uzasadnieniem wyroku (s. 29) bank nie przedstawił klientom w sposób wystarczająco zrozumiały ryzyka kursowego jakie ponoszą i wypływających dla nich konsekwencji ekonomicznych polegających na wzroście kapitału kredytu przy wzroście kursu jak i informacji, że ryzyko, które ponoszą jest nieograniczone.

Sąd przychylił się również do argumentacji zgodnie z którą nie ma znaczenia dla badania ważności umowy to, że w trakcie spłaty klienci zawarli aneks pozwalający na spłatę kredytu bezpośrednio w CHF. Sąd słusznie zauważył, że już sam kodeks cywilny wskazuje, iż badania ważności umowy dokonujemy na chwilę jej zawarcia i nie powinno mieć też znaczenia czy kursy banku drastycznie odbiegały od kursów średnich NBP czy też były do nich zbliżone. Liczy się sama potencjalna możliwość dowolnego regulowania kursów walut, jaką zagwarantował sobie bank w umowie.

Co również bardzo ważne sąd zauważył podnoszoną przez pełnomocnika powodów kwestię nierównomiernego rozłożenia ryzyka kursowego na obie strony umowy. Umowa przenosi całe ryzyku kursowe na konsumetów: "Po wypłacie kredytu Bank otrzymuje jego zwrot w ratach z umówionymi odsetkami stosownie do harmonogramu spłat wyrażonego w walucie obcej. Ewentualny wzrost kursu waluty nie ma wpływu na zwiększenie się świadczenia należnego Bankowi obliczonego w tej walucie, bank zarabia natomiast na kredycie nawet w sytuacji spadku kursu. Jednocześnie w przypadku wzrostu kursu waluty, konsument, aby spełnić świadczenie o tej samej wysokości w walucie obcej zmuszony jest wydatkować coraz większe kwoty w PLN. Niezależnie od wysokości kursu bank jest w stanie uzyskać świadczenie przewidziane dla niego w umowie, tymczasem ciężar spełnienia tego świadczenia spoczywa całkowicie na konsumencie."

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.