Agnieszka Domka-Rybka

Euro nie zastąpi złotówki

Euro nie zastąpi złotówki Fot. Freeimages.com
Agnieszka Domka-Rybka

Komisja Europejska zdementowała informacje, jakoby wszystkie państwa Unii musiały wejść do strefy euro. A my pytamy: warto czy nie?

Pan Jerzy z Bydgoszczy, stały Czytelnik „Gazety Pomorskiej”, już policzył, za ile będzie musiał przeżyć, gdyby Polska weszła do strefy euro.

300 euro emerytury? 97 zostanie na życie

- Dziś mam 1400 zł emerytury, po przewalutowaniu dostałbym 333 euro. Jeśli odejmę od tego 150 euro na czynsz (dziś to 630 zł - red.), 50 euro na prąd (210 zł), 22 euro na telewizję kablową (92 zł) i 14 euro za gaz (58 zł), z 333 euro zostanie mi 97 euro - wylicza bydgoszczanin. - Śmiać się czy płakać? - dodaje po chwili.

To prawda, gdyby nasz kraj przyjął euro, osoby o niższych dochodach straciłyby z punktu widzenia siły nabywczej. Ponadto może to oznaczać potencjalny wzrost cen wynikający np. z zaokrąglenia kwot w górę, jak było na Słowacji, która zdecydowała się na wspólną walutę jako pierwsze państwo byłego bloku wschodniego.

- Inflacja byłaby jednak nieznaczna - pociesza Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.

Niezależnie od tego, przyjęcie euro ma - według Kuczyńskiego - więcej minusów niż plusów.

- Co uratowało Polskę przed pierwszą, największą falą kryzysu w latach 2008-2009? Narodowa waluta, stopy procentowe i bank centralny! - uważa analityk Xelion. - Złotówka osłabiła się, ale to zwiększyło konkurencyjność naszej gospodarki.

W przypadku wspólnej waluty o polityce monetarnej decyduje Europejski Bank Centralny. Stracilibyśmy możliwość prowadzenia własnej polityki monetarnej.

Z argumentów „za” Kuczyński wymienia natomiast m.in. ułatwienia w podróżach do strefy euro czy mniejsze tzw. ryzyko kursowe, co ułatwiłoby wymianę handlową eksporterom i importerom.

Ich biznes mógłby być bardziej przewidywalny, a to oznacza również większą stabilność zatrudnienia. - Poza tym dołączylibyśmy w końcu do krajów pierwszej prędkości - uważa Piotr Kuczyński.

- Zawsze warto trzymać z najmocniejszymi - komentuje Paweł Cymcyk, analityk rynków finansowych.

Stalibyśmy się największą na świecie organizacją gospodarczą.

Ekonomista Marek Zuber podkreśla, że obecność Polski wśród krajów pierwszej prędkości - czyli najmocniejszych i najbardziej liczących się - to dla nas mniejsze ryzyko ewentualnego ataku ze strony agresorów.

Europa na pewno podzieli się na dwie prędkości

- Tylko kwestia czasu, gdy Europa podzieli się na dwie prędkości. Weźmy także pod uwagę, że otaczają nas kraje, które już albo są w strefie euro, albo planują do niej wejść. Słowacja ma euro, podobnie państwa bałtyckie, jak Litwa, Łotwa i Estonia, Czechy są w trakcie przygotowań. Bułgaria i Rumunia też by chciały. Tylko Polska jest oporna. Wspólna waluta to szansa dla naszej gospodarki, w euro rozlicza się aż 70 procent eksporterów i 50 procent importerów - dodaje Zuber.

Tymczasem wiceszef Komisji Europejskiej do spraw euro odniósł się do ostatnich doniesień, z których wynikało, że wszystkie państwa UE będą musiały przyjąć wspólną walutę do 2025 roku.

Nie ma konkretnych terminów

Ma powstać na ten temat dokument, ale to nie oznacza, że wszystkie kraje UE do tego czasu muszą znaleźć się w strefie euro.

- Nie ma konkretnych terminów - powiedział na poniedziałkowej konferencji prasowej w Brukseli.

Agnieszka Domka-Rybka

Gdybym nie była tu, gdzie jestem, może prowadziłabym jakąś dużą firmę. Bo w tematyce biznesowej czuję się jak "ryba w wodzie" (i nie ma to żadnego związku z drugim członem mojego nazwiska). Większość moich artykułów dotyczy gospodarki. Choć nieraz, by się "zresetować", sięgam także po tematy społeczne. Od kilku lat prowadzę portal strefabiznesu.pomorska.pl, który jest mi bardzo bliski. Zżyłam się z nim i podglądam go nawet na urlopie - z tęsknoty.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.