Dziecko choruje, w przychodni nie ma wolnych terminów, wieczorynka nieczynna, a izba przyjęć pęka w szwach

Czytaj dalej
Fot. Robert Woźniak
Nicole Młodziejewska

Dziecko choruje, w przychodni nie ma wolnych terminów, wieczorynka nieczynna, a izba przyjęć pęka w szwach

Nicole Młodziejewska

Przychodzi rodzic z dzieckiem do lekarza i... zaczyna się problem. Bo albo już na starcie nie może się do niego umówić, albo nie ma wolnych terminów lub w ogóle nie ma lekarza. Rano, w południe, wieczorem czy w nocy - rodzice skarżą się na problemy. Niestety, z tego powodu wielu trafia na szpitalne izby przyjęć, gdzie muszą czekać długie godziny. A, jak mówią lekarze, szpital to nie miejsce na każdy przypadek.

Sześć godzin oczekiwania w kolejce na szpitalnym korytarzu, bo dziecko ma kaszel. Paniczne wołanie rodziców w rejestracji o to, by „ktoś obejrzał dziecko”, którego temperatura wynosi 38,7 stopni Celsjusza. Dziewczynka z urazem ręki. To tylko niektóre przypadki, które trafiają na szpitalną izbę przyjęć.

Najwięcej osób przychodzi popołudniami i wieczorami, kiedy na dostanie się do lekarza rodzinnego czy poradni jest już za późno.

Ale czy każdy z nich powinien trafiać akurat tutaj?

Szpitalne izby przyjęć pękają w szwach

W Poznaniu działają dwa szpitale dziecięce - Szpital Kliniczny im. K. Jonschera przy ul. Szpitalnej oraz nowo otwarte Wielkopolskie Centrum Pediatrii przy ul. Wrzoska. W każdym z nich działa izba przyjęć. Do każdej z nich dziennie zgłasza się ogromna liczba rodziców z chorymi dziećmi.

- Dziennie do naszej izby przyjęć zgłasza się ok. 150-160 dzieci - informuje Urszula Łaszyńska, rzecznik Wielkopolskiego Centrum Pediatrii.

Dyżur pełni tu jeden pediatra i jeden chirurg, pomagają także ratownicy medyczni.

Nie inaczej jest w remontowanej obecnie izbie przyjęć szpitala przy ul. Szpitalnej. Tam dziennie medycy w składzie jeden pediatra, jeden chirurg i jeden lekarz rezydent wspomagani przez zespół ratownictwa medycznego i pielęgniarki, pomagają około setce małych pacjentów.

- Aktualnie najwięcej jest pacjentów z infekcjami górnych dróg oddechowych oraz z urazami. Ale przede wszystkim zgłaszają się pacjenci, którzy omijają lekarzy rodzinnych i pomoc doraźną - przyznaje Iwona Klimecka, kierownik Izby Przyjęć Pediatrii.

Podobnie wypowiadają się na ten temat przedstawiciele WCP.

- Owszem, zauważamy coraz bardziej intensywny sezon infekcyjny i coraz więcej dzieci wymaga hospitalizacji z tego powodu. Jednak wciąż większość pacjentów zgłaszających się na izbę stanowią ci, którzy wymagają zaledwie porady i mogą wrócić do domu - mówi Urszula Łaszyńska.

I dodaje: - Nasza izba przyjęć bardziej pełni rolę POZ-u, którym tak naprawdę nie powinna być, bo jak sama nazwa mówi, to jest izba przyjęć do szpitala. My powinniśmy tutaj przyjmować tylko te osoby, które wymagają hospitalizacji, w stanach nagłych.

Pacjenci do szpitala zamiast do przychodni

- Sprawdzamy regularnie ilu pacjentów, którzy zgłosili się na izbę przyjęć zostało faktycznie przyjętych do szpitala. Proporcja jest taka, że na 160 zgłoszonych zaledwie 25, w porywach do 30 trafia na oddziały. Reszta to są wizyty, które nie są konieczne w szpitalu - wylicza prof. Jacek Wysocki, kierownik oddziału obserwacyjno-zakaźnego w WCP i konsultant wojewódzki w dziedzinie pediatrii.

- Pacjenci często nie postępują według obowiązujących zasad i spędzają długie godziny na szpitalnych izbach przyjęć. Mając dziecko, które ma wysoką temperaturę i dzieje się to za dnia, do godz. 18, powinni skierować się do swojego lekarza rodzinnego. To jest pierwsze miejsce, gdzie powinni szukać pomocy. Jeżeli to się dzieje po godz. 18 do rana lub jest to sobota czy niedziela, to powinni poszukać najbliższej nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, czyli tzw. wieczorynki. Idąc w te miejsca pacjenci tak naprawdę zyskują to, że będą znacznie szybciej przyjęci. My próbujemy to pacjentom wytłumaczyć. Jeżeli lekarz rodzinny uzna, że jest potrzeba hospitalizacji, to oczywiście wyda skierowanie do szpitala. I dla nas jest to też sygnał, że to dziecko już jakiś lekarz widział i uważa, że powinno trafić do szpitala.

Profesor podkreśla również, że pojawianie się w szpitalu z dzieckiem, którego stan nie kwalifikuje się do przyjęcia na oddział działa na szkodę funkcjonowania izby przyjęć, ale przede wszystkim także pacjenta.

- Należy pamiętać, że wchodząc na izbę przyjęć jest tzw. triage, czyli kwalifikacja pacjentów do poszczególnych grup. Czerwona grupa, to te najdramatyczniejsze zagrożenia życia, najczęściej przywożone przez karetki i ci pacjenci przyjmowani są niemal natychmiast. Może być też druga grupa, nie z zagrożeniem życia, ale również wymagająca szybkiej reakcji - te dzieci mogą czekać maksymalnie dwie godziny. Ale jeżeli ktoś przychodzi z temperaturą powyżej 38 stopni, czyli przypadek niewymagający pilnego załatwienia, to trafia do grupy zielonej. I w tej sytuacji zaczynają się spory z rodzicami - przyszli wcześniej niż dziecko, które jest w tej chwili załatwiane, a ciągle czekają - mówi prof. Wysocki.

I wyjaśnia: - Tu nie jest tak, jak w każdej innej instytucji, że gdy otrzymają numer 5. to ich dziecko zostanie przyjęte, jako piąte. Tak w szpitalu w izbie przyjęć nie ma. Najpierw będą zagrożenia życia, później te ciężkie stany, a te łagodniejsze zawsze będą spychane na koniec. Taka jest specyfika izby przyjęć, my musimy ratować życie. Dlatego apelujemy do rodziców tych lżej chorych dzieci, by zaczynali od lekarza rodzinnego lub wieczorynki, bo z tych miejsc wyjdą oni po godzinie, a w izbie przyjęć mogą spędzić nawet i sześć godzin.

Lekarze podkreślają, że choć zdają sobie sprawę z tego, że wielu rodziców kieruje się z dziećmi na izbę przyjęć bezpodstawnie, to nie mogą odesłać ich do domu.

- Nie możemy powiedzieć pacjentowi, który się do nas zgłasza „czemu pan przyszedł do nas, a nie do lekarza rodzinnego”. To nie jest nasza rola. Skoro pojawił się u nas, to naszym obowiązkiem jest mu pomóc i nie zastanawiać się co go tu sprowadziło - mówi Michał Komenda, lekarz medycyny ratunkowej, pełniący dyżur na izbie przyjęć w WCP.

- Mogę jedynie podejrzewać, że pacjenci mają utrudniony dostęp do opieki podstawowej. Ale być może rodzice są troszkę przewrażliwieni na punkcie zdrowia swoich dzieci. Choć również dorośli pacjenci, często zgłaszają się do nas z bardziej błahymi sprawami, bo oczekują, że w jednym miejscu załatwią wszystkie problemy - skracają w ten sposób swoją drogę.

Kolejki do lekarzy rodzinnych i brak pediatrów

Dlaczego rodzice tak postępują? Jak twierdzą, powodem jest m.in. utrudniony dostęp do pediatrów i lekarzy pierwszego kontaktu.

Na wielu forach i w mediach społecznościowych huczy od wpisów rodziców, którzy skarżą się na problem z dostaniem się do przychodni. Niejednokrotnie rodzice od rana próbują umówić do lekarza dziecko. Dzwonią od wczesnych godzin do rejestracji i - albo przez długi czas nikt nie odbiera, albo automat informuje, że są 30. w kolejce. Niektórzy rodzice próbują nawet na „dwa fronty” - jeden z nich od rana staje w kolejce do przychodni, a drugi w tym samym czasie zajmuje telefon.

W wielu przypadkach rodzic dowiaduje się, że na dany dzień „skończyły się numerki” i nie ma wolnych terminów.

Co wtedy robić, gdy dziecko gorączkuje, kaszle i płacze? Można czekać do wieczora i wybrać się do tzw. „wieczorynki”. W całej Wielkopolsce działa ich 42, z czego 10 w samym Poznaniu. Tu jednak, jak wskazują rodzice, często zdarza się, że lekarza po prostu nie ma, choć być powinien.

Zapytaliśmy przedstawicieli wielkopolskiego NFZ czy wiedzą o tych problemach.

- Do wielkopolskiego oddziału NFZ docierają zarówno skargi, jak i zgłoszenia nieprawidłowości w funkcjonowaniu Podstawowej Opieki Zdrowotnej - informuje Marta Żbikowska-Cieśla, rzecznik WOW NFZ. - Zdarzyło się, że pacjentowi proponowana była teleporada, mimo iż domagał się wizyty osobistej. Pacjenci mają też problem z dodzwonieniem się do przychodni. Niektóre placówki odmawiają zapisywania pacjentów na wizytę następnego dnia lub w kolejne dni, co nie jest w żaden sposób uzasadnione. W 2022 roku odnotowaliśmy mniej skarg niż w roku 2021. Po pandemii ustały skargi na działalność punktów szczepień, które w ubiegłym roku stanowiły istotną część skarg na POZ. W 2022 roku spośród 159 skarg na POZ zarejestrowanych do września - 133 skargi dotyczyły dostępności do świadczeń.

I dodaje: - Otrzymujemy sygnały o braku lekarzy w tzw. wieczorynkach od pacjentów, którzy chcieli skorzystać z porady nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Za każdym razem zajmujemy się taką sytuacją i prosimy podmiot o wyjaśnienia. Zdarza się, że lekarz we wskazanym terminie odbywał wizytę domową.

Oliwy do ognia dolewa z pewnością fakt, że w całym kraju brakuje lekarzy, w tym również pediatrów. Braki odczuwalne są także w Wielkopolsce, gdzie z tego powodu zamknięto nawet oddziały pediatryczne w kilku szpitalach.

- W tej chwili zawieszone są oddziały pediatryczne w Wolsztynie (do końca roku) oraz w Wyrzysku (do 31.01.2023). We wrześniu tego roku został zamknięty oddział pediatryczny w szpitalu w Międzychodzie. Wcześniej oddział ten przez zdecydowaną większość miesięcy w roku był zawieszony. We wszystkich trzech przypadkach jako przyczynę zawieszeń podmioty podawały problemy kadrowe - relacjonuje Żbikowska-Cieśla. Jak jednak mówi konsultant wojewódzki w dziedzinie pediatrii, nie jest tak, że brakuje chętnych do pracy w zawodzie pediatry. Problem leży jednak gdzie indziej.

- Obecnie w Wielkopolsce kształcimy blisko 180 rezydentów pediatrii. To jest naprawdę dużo. Ale problem polega na tym, że praca pediatry w szpitalu jest ciężka, wiąże się z dyżurami w weekendy i święta, że 90 proc. rezydentów kończąc rezydenturę odchodzi ze szpitala. Idą do pracy w poradniach. Tam nie muszą pracować w nocy czy w weekendy i święta. Co więcej, pediatrię wybierają w większości kobiety, które też mają dzieci i nie chcą pracować w systemie zmianowym z nocami. Pediatrów brakuje ogólnie wszędzie. Ale w poradniach ta sytuacja jest lepsza. Tragicznie jest w szpitalach - mówi prof. Wysocki.

Dziecięcy SOR szansą na poprawę?

Braki kadrowe odczuł też nowy szpital dziecięcy przy ul. Wrzoska. Przy jego otwarciu głośno mówiło się także o uruchomieniu pierwszego dziecięcego SOR-u w Wielkopolsce.

Niestety, choć szpital został otwarty w kwietniu ubiegłego roku, to uruchomienie SOR-u przekładane było z miesiąca na miesiąc.

Finalnie, jak informują przedstawiciele placówki, Szpitalny Oddział Ratunkowy ruszy 31 grudnia. Personel liczy na to, że rozluźni on nieco kolejkę pacjentów zgłaszających się do szpitala.

- Na SOR-ze będzie więcej lekarzy, będziemy ściśle współpracować z chirurgami, ortopedami i częścią pediatrów. Na dyżurze pracować będą cztery osoby - relacjonuje lekarz medycyny ratunkowej Michał Komenda.

Wymienieni pediatrzy będą wspierać SOR jedynie na początku. Docelowo dyżur będą tam pełnić lekarze medycyny ratunkowej. Pozwalają na to przepisy, które jasno mówią, że personel SOR-u musi składać się z lekarza kierującego oddziałem i lekarzy w liczbie niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania oddziału, w tym lekarza systemu (posiadającego tytuł specjalisty w dziedzinie medycyny ratunkowej albo mającego ukończony co najmniej drugi rok specjalizacji w dziedzinie medycyny ratunkowej).

Jak mówią pracownicy, opieka na SOR-ze będzie udzielana szybciej, nie tylko ze względu na większą liczbę personelu, ale także ze względu na podejście do pacjenta.

- Oczywiście przyjmiemy każdego pacjenta, który się zgłosi, ale będziemy oceniać czy ten problem jest poważny, czy jest to jakieś zagrożenie życia lub zdrowia. Udzielimy wstępnej pomocy. W przypadkach, gdy można pacjenta ustabilizować lub zrobić jakieś badania w ramach oddziału ratunkowego, to będziemy pomagać tym pacjentom na miejscu i wypisywać do domu. To pozwoli ograniczyć liczbę hospitalizacji, które tak naprawdę są do uniknięcia. W tej chwili wielu pacjentów przyjmowanych jest na oddziały w celu wykonania diagnostyki. A tę można wykonać w ramach oddziału ratunkowego - podkreśla lek. Michał Komenda.

- Chcemy zdecydowanie uprościć te procedury. Obecnie w izbie przyjęć przeprowadzany jest bardzo długi i szczegółowy wywiad z pacjentem/rodzicem, począwszy od ciąży, przez rozwój i wszystkie choroby przewlekłe. Na SOR-ze będziemy skupiać się na tym, co jest tu i teraz w tym stanie nagłym, z którym pacjent się do nas zgłosi. Będziemy zajmować się tym danym problemem, a nie wszystkimi innym.

Docelowo, po uruchomieniu SOR-u, w szpitalu przestanie działać dotychczasowa izba przyjęć. Jak podkreślają przedstawiciele szpitala, zostanie tylko izba przyjęć planowych.

---------------------------

Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Nicole Młodziejewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.