Dr Małgorzata Wójcik: Najlepiej rówieśniczej przemocy zapobiega sama młodzież [ROZMOWA]
Z dr Małgorzatą Wójcik, psychologiem z Uniwersytetu SWPS, rozmawia Jarosław Zalesiński
Nikt nie zareagował na przemoc w tej sytuacji. Szokujące?
Dla nas, osób zajmujących się przemocą wśród młodzieży, to sytuacja, która niczym nas nie zaskakuje. Mechanizmy przemocy rówieśniczej zostały już dawno opisane w psychologii edukacji, m.in. przez norweskiego psychologa Dana Olweusa, który pisał o kole prześladowania rówieśniczego.
Kto ten krąg tworzy?
Po pierwsze ofiara i prześladowca. Ale dalej prześladowca ma swoich „asystentów”, którzy bezpośrednio mu pomagają. Wydaje mi się, że wśród tych dziewczyn jedna była agresorem, a pozostałe wspierały ją w agresji.
Kto dalej tworzy krąg?
Agresor ma aktywnych „kibiców”, widać ich było na filmie. Dalej są „widzowie”, ci, którzy przyglądają się i nic nie robią. Najliczniejszą grupę tworzą osoby, które nie chcą się w tę sytuację wmieszać. Kolejne - miałyby ochotę obronić ofiarę, ale się boją. Najmniej liczna grupa, zwykle jedna-dwie osoby, to ci, którzy w grupie rówieśniczej potrafią aktywnie bronić ofiary. Albo jest tak, że nikt podobny się nie znajduje.
Dlaczego?
Z oczywistych powodów. W grupie rówieśniczej funkcjonują bardzo silne normy, których wszyscy muszą przestrzegać, żeby być akceptowani w grupie. Jedną z takich norm jest niereagowanie, kiedy agresor męczy ofiarę.
A gdyby ktoś zareagował?
Mógłby spaść w hierarchii na sam dół i stać się kolejną ofiarą.
Ale chyba nie jest przyjemnie patrzeć, jak ktoś jest dręczony?
Tu pojawia się kolejny mechanizm, funkcjonujący zarówno wśród dzieci, jak i nauczycieli. To mechanizm moralnego dystansowania się. Trzeba samemu sobie wytłumaczyć, że jest mi nawet żal ofiary, ale nie bronię jej, bo sama sobie jest winna - bo jest gruba, nie ćwiczy na wuefie, cokolwiek.
W takiej luźnej, niesformalizowanej grupie, jaka zebrała się wtedy pod szkołą, działają takie same mechanizmy?
Dokładnie te same. Te agresywne dziewczyny miały już swoją reputację, reszta mogła więc myśleć, że lepiej z nimi nie zadzierać, bo można stać się kolejną ofiarą.
Był tam jeszcze jeden uczestnik, chłopak, który to filmował i zachęcał do brutalności. Czy to, że wiedział, iż filmik trafi potem do sieci, mogło wzmocnić przemoc?
Trudno powiedzieć. Niektórzy młodzi ludzie chcą się zbliżyć do agresorów, ponieważ w grupie są oni popularni. Może takie były jego motywy.
W sieci przemoc nie zapewnia popularności?
To zależy, w jakiej grupie. Są klasy i szkoły, w których panuje taki klimat, stworzony przez dyrekcję, nauczycieli i uczniów, że agresja rówieśnicza się tam nie pojawia. A jeśli do niej dochodzi, uczniowie reagują na tyle szybko, że agresorom „nie opłaca się” agresji kontynuować. Ale rzeczywiście są też szkoły, w których zarówno agresja w klasie, jak i agresja w internecie zapewnia popularność i daje poczucie władzy.
W tych „dobrych” szkołach wymieniła Pani trzy grupy: dyrekcję, nauczycieli i młodzież. Jeśli te trzy grupy działają w jednym kierunku, przemocy w szkole można zapobiec?
Jeżeli tylko dana szkoła tego chce. W wielu szkołach, do których zgłaszamy się z naszymi programami antyprzemocowymi, słyszymy w odpowiedzi: nie potrzebujemy wsparcia, u nas nie ma takich problemów. Tak odpowiadają właśnie w szkołach z problemami rówieśniczymi. A najbardziej efektywne okazują się te programy antyprzemocowe, w które włącza się młodzież. To najskuteczniejszy czynnik zapobiegający przemocy. Kiedy wytłumaczy się młodzieży mechanizmy przemocy, jeśli wyposaży się ją w konkretne narzędzia, młodzież może ten problem rozwiązać. Oczywiście z pomocą nauczycieli, bo sami sobie nie poradzą. Ale to absolutnie najlepsze interwencje antyprzemocowe.
[Programy antyprzemocowe opracowane dla młodzieży można znaleźć na stronach www.blizej.org oraz www.inkla.org]